Jeszcze pięć lat temu o narkotykach w armii nikt nie słyszał. Dziś narkotyki to dla armii problem. Co roku specjalna grupa do tropienia narkotyków znajduje w koszarach kilkadziesiąt tysięcy działek. Według żandarmerii to tylko jedna trzecia tego, czym naprawdę handluje się w wojsku.
Amfa w coli
Artur odsłużył swoje 12 miesięcy służby zasadniczej w "zielonym garnizonie". Jak wszyscy na początku latał po flaszki przez dziurę w płocie. Jednostka w W., maleńkiej wiosce w środku lasu: szosa, sklep i osiedle. Na wódce dla wojaków sklep robi największy obrót. Pili, bo w jednostce po 15.30 z nudów można się zaziewać. Ale pili tylko na początku. Mniej więcej do przysięgi.
Artur, 23 lata, w cywilu wygląda jak właściciel straganu na Stadionie Dziesięciolecia. Skóra, białe dżinsy, na grzywce ślady żelu. Opowiada: - Z domu, z Zielonej Góry, miałem do swojej jednostki godzinę pekaesem. Sam dużo nie palę, raczej od okazji do okazji. Jakieś zielsko. Znaczy marihuanę. Po drodze do jednostki chowałem to niedaleko przystanku, żeby łatwo było potem wyskoczyć - w jednostce była dziura w siatce. Chłopaki się podniecili. Nie żebym ja kogoś wciągał, tylko każdy sflekowany siedział, a za cztery dychy można się zabawić. W kilka osób. Tanioszka. Po dwóch tygodniach poleciały zamówienia. Najwięcej - trawa w odmianach orange, K2 i białko - no, amfetamina. Amfę można rozpuścić w butelce coli, nikt nie pozna. W jednostce towar miał potrójne przebicie, a i tak się każdemu opłacało. W sumie w ciągu pierwszego miesiąca byłem cztery tysiące do przodu. Więcej niż zarabiam teraz, po wojsku. Kiedy wychodziłem do cywila, na całej kompanii było tylko dwóch, którzy przez rok nie zarzucili sobie zielska. Jeden, bo był zaangażowanym chrześcijaninem baptystą, drugi był nałogowym alkoholikiem.
Cywile psują wojsko
Przez kilka tygodni rozmawiałem z wojskowymi, wszyscy mówili: armia zwalnia, jest ciężko. Starsi rangą dodawali: cywile rozpieprzają wojsko od środka. Z cywilami przyszły do wojska narkotyki.
Tomek, 21 lat: - Pierwsze wrażenie z wojska: prawie wszyscy byli, mówiąc delikatnie, naje... Padnij, pompki, czołganie się pod prysznicami. Dowódca do wszystkich mówił: ty cycu. Dostaliśmy zadanie bojowe - pilnowanie BWP-ów, bojowych wozów piechoty. Z dziesięciu działały trzy. Trzeba było stać na warcie i pilnować tego syfa również w nocy. Wtedy kumpel skołował trochę amfy. Od razu obu nam zrobiło się bardziej towarzysko. I rześko. Po amfie człowiek nabiera energii. Amfę rozpuszczaliśmy w soczku, żeby nie wzbudzać sensacji. Po pierwszym razie nie spałem cztery dni.
Porucznik B.: - Tylko proszę z wyczuciem. Głośne mówienie o nałogach wśród żołnierzy odbierane jest jako nagonka na wojsko.
Pucowanie czołgu frustruje
Życie w wojsku ma swoje prawa i swoje tempo. Wojsko to nie park rozrywki. Przez dwanaście miesięcy poranna zaprawa, apel. Ćwiczenia, jak prawidłowo wykonać w tył zwrot. Poligon i strzelanie rzadko, bo brakuje pieniędzy na amunicję. W znanej z telewizyjnego dokumentu kawalerii powietrznej w Tomaszowie Mazowieckim żołnierze ćwiczą desanty na sucho, bez helikoptera. Atrakcji nie ma. Są za to zajęcia - taktyka, dowodzenie. Nic co przyda się w cywilu.
Pułkownik Edward Jaroszuk z Komendy Głównej Żandarmerii Wojskowej o nowych rocznikach wojska mówi: populacja. Wzdycha: - Nie oszukujmy się. Do wojska idą życiowo niezaradni. Pomijam tych, co wcześniej biegają z bagnetem w zębach i robią szkoły przetrwania.
- Ciężka sytuacja - potakuje porucznik B. - W cywilu facet szedł do kina albo na zespół pieśni i tańca, teraz tyle ciekawych rzeczy się dzieje. A tu przy jakimś rzęchu musi na szmacie jeździć - no, pucować czołg albo sprzątać korytarz w jednostce. To frustruje.
Co żołnierz służby zasadniczej ma robić z wolnym popołudniem? Może w świetlicy oglądać telewizję. Może czytać. Jak się poszczęści - może wyjść na przepustkę albo się upić.
Jeszcze pięć, sześć lat temu problemem polskiej armii był alkohol. Dowództwo pod koniec lat 90. obliczyło, że co czwarty żołnierz za dużo pije. Na wódkę w wojsku wciąż patrzy się trochę przez palce. Nawet picie na terenie jednostki nie jest przestępstwem, tylko wykroczeniem. Picie "na kompanii" (czyli w pododdziale) przez starszych żołnierzy do niedawna było rytuałem każdej fali.
Ale żołnierzom coraz mniej smakuje wódka. Dlatego dla kogoś, kto chce się rozerwać, marihuana jest lepsza od wódki - jedna działka wystarcza na dłużej i zamracza więcej ludzi. Łatwiej ją wnieść do jednostki. Po marihuanie nie ma kaca, marihuana nie wzbudza agresji.
Marihuana robi w wojsku karierę - łatwo ją ukryć w papierosie, szklanej lufce, a to nie zwraca uwagi. Dealerzy są elastyczni - najtaniej sprzedają marihuanę w peryferyjnych garnizonach, np. w Słupsku, gdzie nikt nie śmierdzi groszem. - Lekkie dragi to rzeczy łatwo dostępne, a w wojsku łatwiej niż wódka - mówi Artur, były dealer z jednostki w W. - Poza tym tego nie biorą ludzie z marginesu. Palacze to wspólnota. Mają swój język. Rozpoznają się w mig.
Tomek: - Po co trawa? Paranoję w wojsku trzeba leczyć paranoją. Wyobraź sobie, że siedzisz któryś dzień z rzędu na poligonie, upał, syf. Nic się nie chce. Przypalasz i nagle zamiast w namiocie jesteś w centrum lotów kosmicznych. Albo na okręcie podwodnym. Lekkie zaburzenia, przerwy w pamięci, wygniatanie syfów na twarzy przez cztery godziny. Szmer w głowie na cały następny dzień.
Jak w "Plutonie"
Pułkownik Edward Jaroszuk pokazuje mi tabelki: - Jeszcze niedawno narkomanów można było policzyć na palcach. Dzisiaj to idzie lawinowo. Znajdujemy dziesiątki tysięcy działek. Ale komendant główny żandarmerii ocenia, że możemy wykryć i przejąć zaledwie jedną trzecią tego, co dzieje się na czarnym rynku w jednostkach.
- Skąd te dane?
- Przyjęliśmy takie założenia jak policja. Oni wiedzą, jak to działa.
Balon, 20 lat: - Trudno mieć bardziej przesrane jak w wojsku. Jest ciężko, ale z drugiej strony to tam przeżyłem najlepsze imprezy. Najlepsze palenie i najlepsze schizy. Jak na filmie "Pluton". Palę od czterech lat i nie widzę żadnych zmian u siebie. Lepiej palić marysię, niż ładować bielunia czy inne staroświeckie zielsko. Nie jestem narkomanem. Pełna kontrola.
Żandarmeria ma pewność, że kiedy zrobi nalot na jakąkolwiek jednostkę, to znajdzie marihuanę. Oprócz niej haszysz, tabletki ekstazy i amfetaminę. Statystyki żandarmerii potwierdzają to, o czym mówią dealerzy - rzadko trafiają się chętni na dragi z niższej półki (jak choćby klej) czy powodujące fizyczne uzależnienie (jak heroina).
- Raz mieliśmy pacjenta, który wdychał butapren. Przykrywał się kocem i ładował twarz do torebki z klejem. Musieliśmy go odstawić do szpitala. Zasnął z głową w tej torebce i skleiły mu się powieki - wspomina porucznik z wojewódzkiego miasta G.
Mariusz C., żandarmeria stołecznego garnizonu: - Od dwóch lat posiadanie narkotyku jest przestępstwem. Prokuratura wojskowa ma więcej roboty, a nam puchną statystyki. Ale wcześniej żołnierz złapany z działką w ręku mógł nam śmiać się w nos - każdy mówił, że ma przy sobie niewielką dawkę na własny użytek.
Kupowałem przed, kupuję po
Porucznik B.: - Jeszcze kilka lat temu na hasło "narkoman" nikt by nie wcielił pacjenta do wojska. Ja też pamiętam, że pojawiali się w jednostce wąchacze kleju, ale nie było tego dużo. To przyszło do wojska w czasie, gdy zaczęło wchodzić do szkół. No, gdy stało się powszechnie dostępne.
Narkomani przenikają do szeregów, bo sito komisji poborowych jest dziurawe. Komisje organizuje samorząd, mundurowi pracują w nich na prawach gości. Razem z narkomanami przez sito przechodzą ci, którzy palą trawkę od czasów podstawówki. I nie czują się albo naprawdę nie są uzależnieni.
Porucznik B.: - Dziwię się, że tylu palących jełopów daje się wysłać w kamasze. Jak ktoś pali marihuanę, to wystarczy zapalić przed komisją wojskową. Powiedzieć, że się ćpa, to i tamto. Komisja wyśle go na badanie moczu, wyjdą barbiturany. Nie pójdzie się do armii, tylko na leczenie. A o to w końcu chyba wielu z nich chodzi - o uniknięcie armii. Z drugiej strony - nie możemy tego nagłaśniać, bo jak się zacznie robić szum, że nie wcielamy nawet takich "niedzielnych palaczy", to nagle wszyscy zaczną brać.
Pułkownik Jaroszuk: - Robiliśmy badania ponad 3326 żołnierzy służby zasadniczej. Anonimowo. 38 proc. przyznało się do zażywania narkotyków przed powołaniem do służby. Widzi pan? Takich ludzi dostajemy na pozycji wyjściowej. 13 proc. ćpało w czasie służby. Nie da się ukryć, że mamy problem. Poważny.
W zeszłym roku wojskowi rozdali ankiety 366 "nowo wcielonym" żołnierzom. Okazało się, że już ponad połowa "nowo wcielonych" miała przed przyjściem do wojska kontakt z narkotykami.
Tomek: - Nie jestem narkomanem. Olewam takie gadki. Nie mam dziur w mózgu. Kiedyś brała mnie ochota na amfę - z tym skończyłem, za ciężki zjazd. Każdy w tym kraju może przy odrobinie chęci kupić towar. Parę buchów i już lepiej. Kupowałem przed wojskiem, kupuję po wojsku. Miałem nie kupować, bo służyłem w armii? Bzdura. Towar jest wszędzie, wystarczy znać właściwych ludzi.
Kadra pali w popielniczce
Raz na kilka miesięcy wybrani oficerowie spotykają się w jednej z jednostek, gdzieś w Polsce. W trzydziestu, czasem w czterdziestu, zamykają drzwi na klucz. Wcześniej sprawdzają, czy nie kręcą się w pobliżu żołnierze ze służby zasadniczej. Jeden z oficerów wyjmuje walizkę.
Po chwili przez korytarz płynie słodkawy, mdły zapach marihuany. - To element szkolenia - opowiada jeden z warszawskich żandarmów. - Żeby nasi ludzie wiedzieli, kiedy żołnierze nie palą fajki pokoju, tylko coś innego. Maryśka ma specyficzny zapaszek. Takie warsztaty robimy dla dowódców. I pokazujemy: tak się pali marihuanę, tak się przechowuje amfę. Taki to ma zapach, a tak to wygląda.
- Przypalacie maryśkę?!
- A jak inaczej? Mamy urzędową zgodę na "otrzymywanie środków narkotykowych i przerabianie ich do celów szkoleniowych". To takie nieduże walizki z narkotykami i odczynnikami. Narkotyki dostajemy od policji. Niedużo, 10 dag. Nie chodzi o to, żeby się zaciągać czymś, nie daj Boże. Jeżeli palimy marihuanę, to nie w lufce, tylko w popielniczce - tak żeby każdy poczuł zapach. Żadnego sztachania.
Żandarmeria tropi i ściga. Od kilku lat także angażuje się w profilaktykę. Wydaje książki (dla oficerów) i broszurki (dla żołnierzy). Radzi, jak organizować pogadankę:
"(...) Zapraszamy na środek sali jednego żołnierza. Przedstawia on osobę w fazie I uzależnienia. Może się poruszać, przemieszczać, jak chce, może odejść. Ważnym jest, aby uzmysłowić żołnierzom, że w tej fazie bez żadnych problemów można przestać brać.
Następnie prosimy drugiego żołnierza. Jego zadanie będzie polegało na tym, aby przytrzymać kolegę pod rękę. Sytuacja ta obrazuje fazę II uzależnienia. Jeżeli osoba chce przestać brać, może to zrobić, ale jest to trudniejsze niż w fazie I.
Dalej zapraszamy trzeciego żołnierza. Teraz żołnierz przytrzymywany jest już przez dwie osoby. Trudności z uwolnieniem są coraz większe. Scena ta obrazuje fazę III uzależnienia.
Na zakończenie do stojących zapraszamy czwartego żołnierza. Żołnierz, który jako pierwszy stanął na środku sali, jest przytrzymywany już przez trzy osoby. Jest rzeczą niemożliwą, aby się sam uwolnił. Zadanie nasze polega na tym, aby sprowokować grupę do stwierdzenia, że jedyne, co w tej fazie można zrobić, to wołanie o pomoc".
Ale narkomani mogą być twardzi. Na to też jest sposób. Trzeba dobrze zagaić. Na przykład tak:
"Na dzisiejszych zajęciach chciałbym z wami porozmawiać na temat szeroko rozprawiany, ale czy dobrze znany? Chciałbym razem z wami spojrzeć na niego trochę z innej strony. Tematem spotkania jest: czym są narkotyki i dlaczego należy ich unikać. Zwykle przedstawia się ten temat od strony problemów, jakie wynikają z faktu, że ktoś bierze. Jednak mimo licznych szkód, jakie z tego wynikają, coraz więcej młodych ludzi decyduje się na używanie narkotyków. Chcę was w takim razie zapytać: jak myślicie, jakie korzyści czerpią ludzie z tego, że biorą narkotyki?".
W zeszłym roku żandarmi przeprowadzili 88 pogadanek dla 3326 żołnierzy służby zasadniczej oraz 48 pogadanek dla 1312 żołnierzy zawodowych, którym pokazano filmy o szkodliwości zażywania narkotyków oraz filmy o wykrywaniu narkotyków i możliwościach Eda.
Ed krąży po kraju
Ed-1 to przewoźne laboratorium do wykrywania narkotyków. Za blisko 300 tys. zł sprawiła je sobie trzy lata temu Żandarmeria Wojskowa.
Oprócz laboratorium Ed-1 żandarmi od narkotyków dysponują psem i wykrywaczem kłamstw. Z taką ekipą można zrobić regularny nalot na jednostkę. Co prawda psa trzeba pożyczać od policji.
Wariografu wszyscy się boją jak ognia, ale do końca nie wiadomo, czy żandarmeria używa go zgodnie z prawem - każdy obywatel, nawet jeśli jest wojskowym, musi wyrazić zgodę na przebadanie takim urządzeniem. Pułkownik Jaroszuk na wszelki wypadek chowa kartkę z wynikami badań wariografem. Ale udaje mi się podejrzeć - na blisko 120 przebadanych żołnierzy tylko kilkunastu nie drgnęła powieka, gdy pytano ich o narkotyki. To znaczy, że ok. 90 proc. badanych paliło.
Ed krąży po kraju. Żaden dowódca w Polsce nie wie, kiedy Ed zatrąbi pod bramą jego jednostki. Badania moczu, potu, próby wykonywane narkotestem - rutyna. Sprawdzanie całej jednostki zajmuje trzy, cztery dni, nieraz tydzień. Sprawdzani są wszyscy, nawet dowódcy.
Ojcem Eda jest pułkownik Jaroszuk. Nie kryje: - Urzekła mnie wojskowa żandarmeria francuska. Niech pan sobie wyobrazi, że tam żandarmi mają takie same uprawnienia jak policja! Zakładają podsłuchy, kupują informatorów. Mają różne patenty. Stoją sobie, przykładowo, pod jednostką w kilku, przebrani za motocyklistów. Niby cywile, a w motocyklu mają ukryte kamery. Wszystko się nagrywa - i to, jak podjeżdża dealer, i to, jak klient kupuje działkę. I żołnierze się ich boją. Więc wymyśliliśmy Eda, żeby zaraz, jak coś znajdziemy, na oczach całej jednostki rozpoznać, ujawnić, pokazać. Poza tym klienta możemy zbadać od alkoholu, narkotyków, kłamstw. To jest też działanie profilaktyczne. Boją się nas. I są ostrożniejsi.
Tylko w zeszłym roku Ed sprawdził 525 izb żołnierskich, 31 wartowni, pięć pojazdów służbowych i dwa okręty.
Czasem Eda wzywają sami dowódcy. Podpułkownik z tzw. leśnego garnizonu w centralnej Polsce: - Jak za halą stoją, to wiemy, że nie omawiają wyników Małysza. W świetlicy czuć jakiś zapaszek - też już wiemy, o co biega. Widzimy szklane lufki - już wiemy, że nie służą do eleganckiego palenia papierosów bez filtra.
2,5 kg trawy z Kosowa
Jacek, 23 lata: - Jeden starszy szeregowy S., którego poznałem na kompanii, był całkowicie uzależniony. Obu nas wysłali do służby w kancelarii. Czasem nie spałem w ogóle, bo S., jak się naćpał, przychodził do mnie i ględził przez kilka godzin. On się nie męczył, bo był na dragach, mówił o tysiącach rzeczy, a ja musiałem słuchać.
Żołnierz po marihuanie czuje się jak cywil po marihuanie: może mieć halucynacje, może mieć depresję, może się wyciszyć albo wpaść w euforię. Z drobną różnicą - mundurowi mają dostęp do broni i specjalistycznego sprzętu.
Ze statystyk wynika, że co dziesiąty żołnierz, który przyznaje się do zażywania narkotyków, jest uzależnionym narkomanem - w tym uzbrojeni wartownicy, przełożeni odpowiedzialni za bezpieczeństwo podwładnych.
W wojsku na razie nie doszło do wypadku, który można by jednoznacznie kojarzyć z wpływem narkotyków. Z wojska wyleciało kilkunastu wartowników podejrzanych o to, że brali psychotropy. Tylko raz doszło do przestępstwa pod wpływem psychotropów - 10 listopada ub.r. żołnierz z Centrum Szkolenia Wojsk Lądowych w Poznaniu napadł na przełożonego. W jakich okolicznościach i pod wpływem jakiego narkotyku - tego żandarmeria nie chciała zdradzić.
Tylko raz udało się odkryć wojskowy przemyt blisko 2,5 kg trawki w pojazdach wycofującego się z Kosowa 10. Batalionu Kawalerii Pancernej.
Od lat używki wpływają na liczbę samowolnych oddaleń z jednostek, prawdziwą plagę polskiej armii. Ponad 80 proc. żołnierzy, którzy dopuszczają się samowolek, ma problem z alkoholem. Ile samowolek zdarza się po narkotykach - nie wiadomo.
Jest wśród złapanych z narkotykami porucznik, są szeregowi, kaprale, nawet podchorążowie - słuchacze szkół oficerskich. Jeśli nawet wpada z narkotykami i drobną dealerką duża grupa żołnierzy, jak to było w jednostce w Brodnicy, prawdziwi hurtownicy pozostają nieuchwytni.
Mamy w sądzie wiele spraw
Prawo jest surowe. Za handlowanie narkotykami grozi osiem lat więzienia, za posiadanie narkotyków można iść za kraty na trzy lata.
Kiedy wpada żołnierz z narkotykami, wiele zależy od dobrej woli dowódcy i żandarmerii. W wersji łagodnej żołnierz musi się pożegnać z armią (- Na zbity pysk - zaznacza pułkownik Jaroszuk). To dotyczy zawodowych. W wersji mniej łagodnej złapanego czeka prokuratorskie dochodzenie i proces. Ale sąd najczęściej orzeka kary z zawieszeniem. W 2001 r. żandarmeria złapała jednego wojskowego dealera i 20 cywilnych, a rok później 15 cywilnych. Dochodzeniami w ich sprawie zajęła się policja.
W lipcu 2002 r. w Wojskowym Sądzie Garnizonowym w Kołobrzegu zapadł wyrok w sprawie 17 żołnierzy oskarżonych o handel narkotykami i zażywanie ich w jednostce w Kołobrzegu. Najwyższy wyrok - dziesięć miesięcy. Ale karę bezwzględną - cztery miesiące więzienia - dostał tylko jeden, bo groził świadkom. Pozostali dostali kary z zawieszeniem na trzy lata.
Sędzia komentował: - Fakt zażywania narkotyków przez żołnierzy służby zasadniczej jest, niestety, częsty. Tu w sądzie mamy wiele takich spraw. Istnieje więc potrzeba kształtowania opinii społecznej, a głównie samych żołnierzy. Ostrzegania ich. Ten wyrok ma temu służyć.
W październiku 2002 r. sąd w Bydgoszczy skazał 12 żołnierzy z Brodnicy na kary od sześciu miesięcy do dwóch lat więzienia. W zawieszeniu. Prokuratura oskarżyła ich o rozprowadzanie i zażywanie amfetaminy, haszyszu i marihuany.
Co roku z powodu narkotyków w konflikt z prawem wchodzi ok. 200 żołnierzy.
Chorąży wpadł na obsiewaniu
W wojsku mówi się, że kadra i mniej pije, i nie przypala, bo za to można wylecieć z armii (na miejsce jednego oficera czeka dziesięciu innych). Potwierdzają to statystyki - na 260 żołnierzy, którzy w zeszłym roku rozprowadzali albo zażywali narkotyki, był tylko jeden oficer i trzech podoficerów. Porucznik z Ostródy oprócz dealerki podejrzany jest o udział w handlu bronią. Inny zawodowy, chorąży, wpadł, kiedy obsiewał plantację konopi indyjskich. Wśród dealerów ujętych ostatnio w gronie żołnierzy zawodowych był plutonowy, solidną porcję marihuany znaleziono też przy poruczniku - wojskowym lekarzu z Łodzi.
Kapitan wojsk lądowych, do którego udało mi się dotrzeć: - Wolę przypalać, niż chlać wódę. Jest weselej. W mojej jednostce jest pięciu oficerów, którzy przypalają. Wszyscy w moim wieku, nie mają jeszcze trzydziestki. Wszyscy trzymają gęby na kłódkę, ale kiedy żandarmeria robiła nam szkolenie antynarkotykowe, mało się nie zsikałem ze śmiechu. Pokazali nam walizeczkę z towarem. Popatrzyłem na kolegów. Cała czwórka śliniła się do tej walizki.
Porucznik B.: - Przypaliłem kiedyś na poligonie. Raz, jeden, jedyny. Potem jeździliśmy czołgiem. Kierował chłopak, który przywiózł towar. Chyba nie miał nawet prawa jazdy, ale bawiliśmy się świetnie.
Kapitan wojsk lądowych: - Raz złapałem niezłą schizę. Stoję przed kompanią. Czuję, że mam jeszcze zjazd po trawie. I nagle łapię się na tym, że nie wiem, co przed chwilą mówiłem. W głowie pustka. Kompania stoi. Ja nie wiem do końca, gdzie jestem i co robię. Wybrnąłem po wojskowemu: "W tył zwrot, wykonać!". Udało się. Nie wiem, co im kazałem wykonać.
Artur: - Jeden chorąży skądś się dowiedział, że mam towar. Wezwał mnie do siebie i mówi: "Żołnierzu. Doszły mnie słuchy, że zażywacie wziewne środki odurzające". Zgłupiałem. Myślałem, że zaraz wezwie żandarmerię, zaczną mi robić testy albo kipisz w szafce. Ale on chciał amfy. Załatwiłem mu parę razy. U niego to było poważne.
Teraz wyrafinowane formy
Ed kosztował prawie 300 tys., ale żandarmi są zadowoleni - wszystko wskazuje na to, że po dwóch latach pracy Eda narkotyki znikają z koszar. W tym sensie, że palacze nie trzymają maryśki w szafkach, tylko raczej za płotem.
W 2002 r. liczba działek narkotyków znalezionych w wojsku spadła o połowę. Pułkownikowi Jaroszukowi błyszczą oczy: - Jeszcze rok temu byłem zrozpaczony. Ale teraz? Chyba coś udało się zdziałać. Albo mamy szczęście, albo pouciekali z jednostek. Teraz idziemy w następny etap - wyrafinowane formy pracy operacyjnej. Będziemy kaperować współpracowników, mamy takie uprawnienia. Będziemy docierać do źródeł. Odetniemy dealerów.
Ilu żołnierzy z narkotykami złapano w polskiej armii
1998 r. - 7
1999 r. - 9
2000 r. - 39
2001 r. - 259
2002 r. - 258
Ile porcji narkotyków zarekwirowano
1999 r. - 346
2000 r. - 28 903
2001 r. - 55 807
2002 r. - 9294
Kogo łapie żandarmeria
W 2002 r. na 258 żołnierzy złapanych na rozprowadzaniu, posiadaniu lub zażywaniu było:
241 żołnierzy służby zasadniczej
13 żołnierzy służby nadterminowej
4 żołnierzy zawodowych
mówi major Roman Madej odpowiedzialny za profilaktykę w brygadzie pancernej w Wesołej:
Jednostka zatrudnia dwie panie psycholog, które starają się wyłapywać zachowania mogące mieć związek z narkotykami. One też organizują zajęcia dla żołnierzy. Nie zabraniają nikomu brania, dają żołnierzom wolny wybór, w końcu są dorośli, ale mówią im o zagrożeniach. Także prawnych, które w wojsku są szczególnie surowe. W rozpoznawaniu narkotyków i objawów trzy razy do roku żandarmeria szkoli kadrę.
Kiedy jest mocne podejrzenie, że żołnierz ma kontakt z narkotykami, wzywamy żandarmerię z psem i testami. Chcemy, by jednostka mogła na własną rękę robić próby ambulatoryjne, ale w tej chwili jest to za drogie. Podejrzanych o narkotyki staramy się odsuwać od służby wartowniczej (przed każdą służbą żołnierzy ogląda psycholog). W drastycznych przypadkach, kiedy trafia do nas narkoman, staramy się kierować go z powrotem na komisję poborową. Dla uzależnionych nie ma u nas miejsca.
Komentarze
"Porucznik B.: - Dziwię się, że tylu palących jełopów daje się wysłać w kamasze. Jak ktoś pali marihuanę, to wystarczy zapalić przed komisją wojskową. Powiedzieć, że się ćpa, to i tamto. Komisja wyśle go na badanie moczu, wyjdą barbiturany. Nie pójdzie się do armii, tylko na leczenie. A o to w końcu chyba wielu z nich chodzi - o uniknięcie armii. _Z drugiej strony - nie możemy tego nagłaśniać, bo jak się zacznie robić szum, że nie wcielamy nawet takich "niedzielnych palaczy ", to nagle wszyscy zaczną brać._
no to sie chlopak nacial z tym naglasnianiem jak to w wywiadzie dla Wprost powiedzial ;D
pierdoli smuty...w
Po chwili przez korytarz płynie słodkawy, mdły zapach marihuany. - To element szkolenia - opowiada jeden z warszawskich żandarmów. - Żeby nasi ludzie wiedzieli, kiedy żołnierze nie palą fajki pokoju, tylko coś innego. Maryśka ma specyficzny zapaszek. Takie warsztaty robimy dla dowódców. I pokazujemy: tak się pali marihuanę, tak się przechowuje amfę. Taki to ma zapach, a tak to wygląda.
buehehe :d
tylko skad maja sie w moczu brac barbiturany, jak kolo palil zielone?? niezle czary zna ten gosc ;))
i oni mają nas bronić? ciekawe przed kim, chyba sami przed sobą. Wszystko to jeden wielki pic. Kiedy zawali się ten system?
niezle bzdety ja sie wykrecilem od woja paleniem mj
a ja glupi sie chcialem od woja wykrecac:D wixa na maxa:D
No Exstra do takej jednostki to i ja bym mogła trawić. Tylko pozazdroscic tym Chlopakom;] Pozdro;]