Pochodną amfetaminy wykrył tester narkotykowy w dopalaczach podczas policyjnej kontroli sklepu w Zakopanem. Sprzedaż tego środka jest w Polsce zabroniona. - To może być przełom w walce z dopalaczami - mówią specjaliści.
W środę zakopiańska policja wylegitymowała mężczyznę. Funkcjonariusze znaleźli przy nim dopalacz, którego zawartość zbadali testerem narkotykowym. To plastikowy woreczek, do którego wsypuje się środek, a zawarta w nim ampułka zabarwia się na odpowiedni kolor.
Test wykazał w substancji zawartość środka 2 C-B - substancji halucynogennej i psychodelicznej. Środek ten zaburza percepcję i orientację, intensyfikuje bodźce. Na jej bazie otrzymuje się m.in. amfetaminę, metamfetaminę i ecstasy. W Polsce jego rozprowadzanie jest zakazane.
- 2 C-B to pochodna fenyloetyloaminy, która jest podstawą struktury jednej z grup substancji psychoaktywnych. Jest to narkotyk zaliczany do halucynogennych - wyjaśnia Roman Stanaszek z Instytutu Ekspertyz Sądowych w Krakowie.
- Jego działanie można porównać do działania pośredniego pomiędzy tabletkami ecstasy i LSD (bardzo mocnego środka halucynogennego), a w mniejszych ilościach działa pobudzająco - jak amfetamina. Kiedy jego sprzedaż była jeszcze legalna, w Niemczech w latach 70. był sprzedawany jako afrodyzjak.
Po otrzymaniu takiego wyniku policja wystąpiła do prokuratury o wydanie postanowienia o przeszukaniu sklepu z dopalaczami, gdzie zatrzymany mężczyzna miał kupić towar. Prokuratura zgodziła się na przeszukanie, policjanci zbadali testerem środki oferowane do sprzedaży.
- W dwóch z nich wykryto substancję 2 C-B, znajdującą się na liście zakazanych. Zabezpieczyliśmy całą dostawę obu środków, teraz ich zawartość zostanie zbadana w laboratorium. Jeżeli te wyniki się potwierdzą, przedstawimy zarzut handlu środkami odurzającymi właścicielowi sklepu - mówi naczelnik wydziału kryminalnego KPP w Zakopanem Kazimierz Pietruch.
Do tej pory nikomu nie udało się skutecznie wyeliminować dopalaczy z polskiego rynku. Zwalczanie dopalaczowego biznesu polega na wpisywaniu kolejnych substancji na listę specyfików zakazanych. Jednak pomysłowość producentów "produktów kolekcjonerskich" wyprzedza tych, którzy je analizują. Dlatego nim substancje znajdą się na liście produktów zabronionych, na rynku pojawiają się już ich zamienniki - niejednokrotnie mocniejsze i bardziej niebezpieczne.
Odkrycie zakopiańskich policjantów daje nadzieję na przełom w tej nierównej walce.
- 2 C-B jest substancją zakazaną, więc jeśli ktoś wprowadza ją do obrotu, to zwyczajnie łamie prawo i można go oskarżyć o rozprowadzania substancji zakazanych. Jest to zwykły diler - mówi Michał Kidawa z Krajowego Biura Przeciwdziałania Narkomanii.
- Mamy do czynienia z konkretną substancją i z konkretną sprawą. Jeśli badania laboratoryjne potwierdzą obecność tych substancji, to jest to podstawą do przeszukania sklepów w całej Polsce i sprawdzenia, czy nie znajdują się one w innych dopalaczach. Należy też sprawdzić, czy nie ma większej ilości substancji zakazanych w dopalaczach.
Komenda główna nie chce na razie komentować sprawy. - Jeżeli okaże się, że w takim czy innym produkcie są substancje zakazane, będziemy podejmować dalsze działania - ucina Krzysztof Hajdas z KGP. W podobnych sytuacjach zazwyczaj funkcjonariusze informują jednostki policji w kraju, że taki przypadek miał miejsce. Nie jest jednak pewne, że pozostałe środki o tej samej nazwie będą miały taki sam skład jak te wysłane do laboratorium przez zakopiańską policję.
Komentarze