Mahmoud A. ElSohly, 62-letni profesor farmacji z University of Mississippi, kieruje farmą, na której uprawia się niemal sto odmian marihuany. Jako dyrektor Marijuana Project nadzoruje jedyną zaaprobowaną przez rząd federalny plantację marihuany w Stanach Zjednoczonych. We wrześniu przez dwie godziny rozmawialiśmy w jego laboratorium w Oxford w stanie Missisipi, a następnie przez telefon.
NYT: - Czego dokładnie dotyczy Marijuana Project?
ELSOHLY: - Chociaż konopie indyjskie są wykorzystywane przez człowieka od tysięcy lat, dopiero w 1964 roku udało się poznać strukturę ich aktywnego składnika, tetrahydrokannabinolu (THC). To pobudziło nowe badania nad rośliną. W tym laboratorium, założonym w roku 1968, często badamy właściwości chemiczne marihuany. Mamy także farmę, na której uprawiamy konopie indyjskie dla zaaprobowanych przez rząd federalny naukowców. Nasz materiał jest wykorzystywany w prowadzonych w całym kraju badaniach klinicznych, które mają sprawdzić, czy aktywny składnik marihuany może się okazać skuteczny w leczeniu bólu, nudności, jaskry, pomóc chorym na AIDS i tak dalej. Do tych badań naukowcy potrzebują standaryzowanego materiału na papierosy czy pigułki z THC. Uprawiamy konopie na zlecenie National Institute on Drug Abuse, NIDA. A jednymi naukowcami, którzy mogą otrzymać nasz materiał są ci, którzy posiadają specjalne pozwolenia Drug Enforcement Administration i NIDA. Zwiedzającym nasz budynek, którzy pytają, czy dajemy próbki, odpowiadamy: ”Nie!”.
NYT: Po co uprawiać własną marihuanę, jeśli stróże prawa codziennie przechwytują jej duże partie ?
ELSOHLY: Najbardziej oczywistym powodem jest to, że w przypadku skonfiskowanej marihuany tak naprawdę nie wiesz, co dostajesz. Gdy naukowcy przeprowadzają badania kliniczne, muszą mieć standaryzowany materiał, za każdym razem taki sam. Musi też być bezpieczny. Na pewno nie chciałbyś podać chorej osobie czegoś z dodatkiem pestycydu czy ”anielskiego proszku” (fencyklidyna, PCP), które zdarzało nam się wykrywać w niektórych partiach nielegalnej marihuany. Gdy pod koniec lat 60. rozpoczęto ten projekt, ludzie myśleli: ”Zdobędziemy materiały do badań po dużej akcji policji”. Pierwsza partia została zdobyta właśnie w taki sposób. Po uzyskaniu ekstraktu z przechwyconego materiału, okazało się, że jest zanieczyszczony olejem tungowym. Chcąc prowadzić testy kliniczne na ludziach, lepiej wiedzieć czego się używa i skąd to pochodzi. Stąd nasza farma. Poza tym farmakolodzy często szukają czegoś, co nazywają ”reakcją na dawkę”. Chcą wiedzieć, co się dzieje z pacjentem, który pali papierosa z marihuany zawierającego jeden procent THC, a co przy zawartości 2 czy 8 procent. Bez standaryzowanego materiału nie można dokładnie określić, który dał najlepsze czy też najgorsze rezultaty.
NYT: Jedną z podstawowych zasad agronomii jest korzystanie z dobrych nasion. Skąd pochodzą wasze nasiona?
ELSOHLY: To bardzo dobre pytanie. W latach 60. większość nielegalnego materiału pochodziła z Meksyku. Dlatego właśnie, wspólnie z antynarkotykową agencją DEA oraz rządem Meksyku pozyskaliśmy tamtejsze nasiona. Później udało się zdobyć inne, z Kolumbii, Tajlandii, Jamajki, Indii, Pakistanu i Środkowego Wschodu. Dzięki temu mogliśmy badać chemiczne i botaniczne różnice. W 1996 roku uprawialiśmy 96 różnych odmian. Co interesujące, okazało się, że istnieje tylko jeden gatunek konopi indyjskich. Zawsze uważano, że jest ich wiele. Jednak skład chemiczny tej rośliny jest jakościowo taki sam, niezależnie od tego, skąd pochodzi. Tym, co je różni są względne proporcje różnych związków chemicznych, co nie oznacza istnienia różnych gatunków. To ten sam gatunek, ale w różnych odmianach. Te odmiany bardzo łatwo się krzyżują.
NYT: Czy to znaczy, że można genetycznie zmodyfikować konopie?
ELSOHLY: - Z pewnością tak. Taki właśnie był trend na nielegalnym rynku, tak też jest w naszym przypadku – dokonujemy genetycznej selekcji, wybierając specyficzny materiał z genami dającymi wyższy poziom THC lub niektórych innych składników.
NYT: Czy tutaj, w rolniczych obszarach północnej Kalifornii, uprawy marihuany są modyfikowane z pomocą współczesnej genetyki?
ELSOHLY: Selekcje genetyczną wykorzystuje się od lat. Marihuana jest coraz mocniejsza. W latach 70. przechwytywane partie miały około procenta aktywnego składnika lub mniej. Teraz to przeciętnie 8 procent.
NYT: Jak pan trafił do tej niezwykłej specjalności?
ELSOHLY: Szczerze mówiąc, zmusiła mnie do tego konieczność. W 1975 roku, gdy kończyłem studiować chemię produktów naturalnych na University of Pittsburgh, Bóg obdarzył mnie córkami-bliźniaczkami. Stypendium już się skończyło, a mój promotor powiedział – Musisz szybko znaleźć pracę. Zarekomendował mnie więc na stypendium naukowo – badawcze University of Mississippi Research Institute of Pharmaceutical Sciences. Moja pierwsza praca miała związek z trującym bluszczem. Później przeniosłem się do lepiej płatnej pracy w związku z Marijuana Project. Lubiłem badania i dobrze mi się układało z przełożonym i mentorem, doktorem Carltonem Turnerem, który później kierował sprawami związanymi z narkotykami w administracji Reagana. Tak więc do tej pracy trafiłem przypadkowo.
NYT: Czy sąsiedzi i znajomi robią sobie żarty z pańskiej pracy?
ELSOHLY: Gdy moje córki były w szkole podstawowej, nauczyciele pytali je: - Czym zajmuje się wasz ojciec? Odpowiadały: - Uprawia marihuanę. Nauczyciele robili wielkie oczy. Po chwili córki mówiły: - Pracuje na University of Mississippi. Jest profesorem.
Komentarze