Amerykańscy naukowcy odważyli się wznowić doświadczenia z narkotykami halucynogennymi. To prawdziwe przełamanie tabu panującego dotychczas w laboratoriach. W rezultacie po raz pierwszy od wielu lat uczestnicy eksperymentu naukowego udali się w podróż do mistycznej krainy marzeń. O godzinie ósmej rano 30 wybranych ochotników rozgościło się w pomieszczeniu przypominającym salon – leżeli na kanapach i słuchali spokojnej muzyki płynącej ze słuchawek. Dwóch opiekunów nie spuszczało ich z oczu ani na sekundę. Godzinę później otrzymali żelatynowe kapsułki zawierające podobny do LSD środek halucynogenny psylocybinę. Niedługo potem ich wizje były już nie z tego świata.
Celem eksperymentu przeprowadzonego przez naukowców z Wydziału Medycyny renomowanego Uniwersytetu Johnsa Hopkinsa w Baltimore było pokazanie, do jakich doświadczeń granicznych poszerzających świadomość może prowadzić przyjmowanie halucynogennych grzybów – efekt ten bardzo sobie cenili szamani z późnej epoki kamiennej i kalifornijscy hippisi. Dwudziestu dwóm uczestnikom podano psychoaktywną substancję chemiczną spokrewnioną z neuroprzekaźnikiem serotoniną. Po jej zażyciu czuli się odizolowani, pozbawieni poczucia czasu i przestrzeni, doświadczali uczuć głębokiej bojaźni, radości i miłości.
- Wielu z nich opowiadało potem o bezpośrednim, osobistym kontakcie z innym światem – wyjaśnia psychofarmakolog Roland Griffiths, pomysłodawca eksperymentu. Dla co trzeciego uczestnika eksperymentu było to w ogóle pierwsze tak głębokie i wstrząsające duchowo przeżycie. Dwóch na trzech badanych porównywało owe wywołane narkotykami poszerzenie jaźni do takich znaczących wydarzeń w życiu, jak narodziny pierwszego dziecka czy śmierć rodziców. Jeszcze dwa miesiące po tej „wyprawie” prawie 80 procent z nich deklarowało wzrost zadowolenia z własnego życia. Powrót do naukowych eksperymentów z narkotykami halucynogennymi to istne przełamanie tabu. Na ten dotychczas omijany teren badacze wkroczyli przy zachowaniu szczególnej ostrożności.
Wcześniejsze kliniczne eksperymenty z halucynogennymi składnikami grzybów przeprowadzano w latach 50. i 60. Na początku lat 60. w ramach eksperymentu o nazwie Good Friday Experiment amerykański lekarz Walter Pahnke z Harwardu podał kilkorgu studentom teologii psylocybinę podczas mszy świętej – chciał w ten sposób sprawdzić, czy „przeżycia mistyczne można naukowo powtórzyć i zbadać w laboratorium”. Niestety, skutkiem narkotykowych ekscesów był zakaz eksperymentowania z substancjami psychotropowymi na uniwersytetach – badania nad środkami poszerzającymi świadomość zostały wstrzymane na prawie cztery dziesięciolecia. A uzależnionymi członkami zespołów naukowych – m.in. byłym profesorem na Harwardzie i późniejszym propagatorem LSD Timothym Learym (autorem sentencji „Turn on, tune in, drop out”, czyli „Włącz się, dostrój i odleć”) zainteresował się wydział narkotykowy amerykańskiej policji.
- Nasze badania są jednymi z pierwszych przeprowadzonych w tej dziedzinie po dłuższej przerwie – wyjaśnia Griffiths. Dołożono wszelkich starań, aby wyniki eksperymentu były jak najbardziej wiarygodne: zarówno uczestnicy, jak i opiekunowie nie wiedzieli, które przezroczyste kapsułki żelatynowe zawierały psylocybinę, a które placebo. Stopień „mistyczności” ich doświadczeń był mierzony przy użyciu całego arsenału zestandaryzowanych zestawów pytań z zakresu psychologii. Również inne laboratoria badawcze zdecydowały się na przeprowadzenie eksperymentów z substancjami halucynogennymi. Magazyn naukowy „Nature” nazwał ten powrót do naukowych sposobów badania świadomości „cichą rewolucją”. Udział ochotników jest tutaj możliwy, ponieważ klasyczne środki halucynogenne jak LSD czy psylocybina nie uszkadzają mózgu – inaczej niż to się dzieje w przypadku ekstazy, amfetaminy czy też alkoholu.
Zagrożenie, że środki te mogą uzależnić, eksperci oceniają jako nikłe. A terapeutyczne działanie psychoaktywnych substancji może się pewnego dnia okazać pomocne przy zwalczaniu bólu, strachu przed śmiercią oraz w terapii osób uzależnionych od narkotyków. Naukowcy przeprowadzający eksperyment nie byli w stanie odpowiedzieć na pytanie, czy psychoaktywne pigułki prowadzą także do Boga. Niemniej ich pionierskie działania mogą kiedyś zaowocować lepszym zrozumieniem neurobiologicznych podstaw przeżyć duchowych lub ekstazy religijnej.
Tymczasem droga do pozyskania tej wiedzy nie była łatwa. Prawie co trzeci uczestnik owego amerykańskiego eksperymentu podczas wyprawy w metafizyczne sfery własnej jaźni odczuwał średni lub silny strach – jak widać, poczucie boskiej bliskości nie zawsze jest czystą przyjemnością. U części z nich naukowcy stwierdzili napady mani prześladowczej. Dlatego tak ważne jest zachowanie środków ostrożności:
- Bez terapeutycznej opieki takie odczucia łatwo mogłyby przekształcić się w panikę oraz doprowadzić do niebezpiecznych zachowań – ostrzega Griffiths.
Komentarze