Jak może być...
Nie potrzeba do tego żadnych dodatkowych urządzeń ani narzędzi. Wszystko już macie. Biznes wygląda następująco. Obsiewacie pola kukurydzą. To oczywiście tylko dla picu. W Internecie w pierwszej lepszej przeglądarce wpisujecie słowa: "marihuana", "haszysz" lub "konopie". Pojawi się sto tysięcy linków. Teraz cierpliwie szukacie odpowiednich stron, z których dowiecie się, gdzie zaopatrzyć się w nasiona, jak pielęgnować roślinki i takie tam. Później zapukają do was panowie w dresach i skórach. Zapewnią ochronę, zbyt i całą logistykę. Jeżeli współpraca będzie szła dobrze, to po roku, dwóch jesteście ustawieni. Możecie być przy tym pewni, że nikt was nie okantuje. Na co więc czekacie?
Jak jest...
W Pomrocznej jest ok. 20 tysięcy plantatorów tytoniu. Jeszcze kilka lat temu było ich 40 tysięcy. W zdecydowanej większości są to gospodarstwa rodzinne. Szacuje się, że z uprawy tej roślinki żyje około 100 tysięcy osób. Plantatorzy skupieni są w związkach branżowych: Krajowym Związku Plantatorów Tytoniu z siedzibą w Lublinie oraz Polskim Związku Plantatorów Tytoniu z siedzibą w Krakowie.

W geszefcie tytoniowym najważniejszą rolę odgrywają producenci fajek: Philip Morris Polska, British-American Tobacco Polska, House of Prince, Reemtsma Polska, Altadis Polska oraz JT International Company. Zrzeszeni są oni w Krajowym Stowarzyszeniu Przemysłu Tytoniowego z siedzibą w Warszawie. Przy tym "Polska" występująca w nazwach koncernów ma się tak, jak ubogi do Kościoła. Czyli określa tylko miejsce robienia interesów. Wszystkie dawniej państwowe zakłady zostały sprywatyzowane i należą do zachodnich firm. Na produkcję tytoniu wyznaczone są limity kontraktacyjne. Oznacza to w praktyce, że producenci szlugów skupią od chłopów tylko tyle, ile zechcą.
Dalej mamy pośredników między plantatorami a przemysłem, firmy skupujące i wstępnie przerabiające liście. Największą i najbardziej znaną jest Universal Leaf Tobacco Poland.
Dalej na tytoniowym szlaku pojawia się Ministerstwo Rolnictwa oraz rząd i budżet państwa.
Pozycje poszczególnych elementów w fajczanej układance obrazuje zaś takie oto powiedzenie: "Jeśli Philip Morris każe komuś skakać, to w odpowiedzi pada pytanie, jak wysoko?". Cała branża tytoniowa jest tak pokopana i działa na takich zasadach, że świat Alicji z Krainy Czarów jawi się przy niej jako szara i nudna rzeczywistość.
Trzy lata temu przemysł zapowiedział, że nie będzie skupować polskiego tytoniu. Miał dość własnego, sprowadzonego z zagranicy. Chłopi podnieśli lament. Doszło do protestów i okupacji budynków rządowych. W Ministerstwie Rolnictwa spotkali się protestujący, przedstawiciele związków, ministerstwa oraz producenci fajek, by radzić, jak ulżyć polskiemu plantatorowi i wyjść z impasu. Rząd (wtedy Buzkowy) przyznał producentom specjalne dopłaty. Do każdego kilograma tytoniu kupionego od chłopów (z 27 350 t limitu) dopłacił ekstra 2 zł 30 gr. Razem 62 mln 905 zł. (Pisaliśmy o tym szerzej w "NIE" nr 48/2001). Oczywiście z pieniędzy podatników. Teoretycznie za plantatorami powinny stać związki. I stoją. Plantator z Grudziądza: Zastrasza się nas w ten sposób, że podczas kontraktacji musimy podpisać niby dobrowolnie kwit, że z pieniędzy za sprzedany tytoń 1 proc. przeznaczymy na związkową składkę. Nie podpiszemy nie dostaniemy kontraktacji. Żeby było śmieszniej, składkę tę potrąca pośrednik czyli Universal.
Na naszym rynku działa jeszcze kilka rodzimych firemek produkujących papierosy. Uparły się, żeby skręcać je z polskiego surowca, kupowanego od polskich chłopów. Gdy plantatorzy chcieli zakontraktować u jednej z nich swoje zbiory, do akcji włączyły się związki. Poszła fama, że firma jest niewypłacalna, konszachtuje z ruską mafią tudzież terrorystami. I było po sprawie. Tajemnicą poliszynela jest, że związki mają swoje układy i powiązania. Związek z Lublina z Universalem, a związek z Krakowa z Philip Morrisem. Jakiś czas temu w warszawskim hotelu Gromada odbyło się spotkanie przemysłu fajczanego i związków. Rozmawiano o wspólnych działaniach w celu wywarcia nacisku na rząd, by ten... obniżył cło na importowany tytoń. O tym rozmawiała reprezentacja polskich producentów tytoniu! Z dobrze poinformowanych źródeł wiemy, że przemysł domaga się także zwiększenia stawki dopłat z 2 zł 30 gr na 3,20 3,50 zł. Nie udało nam się tej informacji potwierdzić ani w Ministerstwie Rolnictwa, ani w stowarzyszeniu przemysłu.
W ministerstwie głowią się już od dłuższego czasu nad tym, w jaki sposób wyprostować chorą, jak by nie patrzeć, sytuację. Zdaje się jednak, że przemysł skuteczniej prowadzi lobbing.
Po ciężkich bólach w sierpniu zeszłego roku podjęto decyzję, by podnieść cło. Dlaczego tak późno? Jeden z wysokich urzędników wyjaśnił chłopom: "Stało się tak dlatego, żeby przemysł mógł sprowadzić tytoń z zagranicy". Faktycznie od stycznia do października 2002 r. (włącznie) ściągnięto do Polski ponad 50 tys. t surowca. Zachodnie koncerny mają plantacje w Afryce, gdzie koszty produkcji są minimalne. Surowiec sprowadzany z Czarnego Lądu jest refakturowany, co powoduje wzrost ceny i zysków międzynarodowych koncernów. Możliwość sprowadzenia takiej ilości tytoniu była niczym dar niebios. Jeżeli dobrze umiemy liczyć, skarb państwa stracił na tym 250 mln zł.
Doszło do paranoicznej sytuacji. Z jednej strony bogate firmy skomlą, że ponoszą straty na tym interesie (dlatego nie płacą np. podatku dochodowego), z drugiej dyktują warunki. A Pomroczny rząd daje się dymać. Producenci szlugów straszą teraz, że nie będzie skupu, bo mają pełne magazyny. Chłopi siedzą cicho, trzęsąc portkami, związki branżowe są na pasku przemysłu, więc nie podskoczą. Część co bardziej odważnych i przedsiębiorczych plantatorów organizuje się w grupy producenckie. Na przykład Nadwiślańska Grupa Producencka zrzesza ok. 300 osób. Jej zadaniem jest wyszukanie kontrahentów i opylenie po jak najlepszej cenie zbiorów. I co ważne ominięcie związkowych bonzów w negocjacjach z przemysłem.
Jak będzie...
Uprawa tytoniu w Pomrocznej jest poniżej granicy opłacalności. Powoli staje się elitarnym hobby. Zmniejszają się limity kontraktacyjne. Od czterech lat ceny surowca pozostają na tym samym poziomie. A koszty produkcji rosną. Plantator traci obecnie ok. 10 gr na 1 kg tytoniu. Praca przy liściach to ciężka harówa. Wbrew obiegowym opiniom polski wyrób nie jest wcale zły. Chłopi już dawno zostali zmuszeni do poprawienia jakości upraw. Producenci fajek organizowali specjalne fundusze, z których rolnicy brali kredyty na budowę suszarń, tuneli foliowych. Między innymi dzięki tym zabiegom Burley produkowany w okolicach Grudziądza nie różni się niczym od uważanych za najlepsze w Europie tytoni włoskich.
Wszystko jednak wskazuje na to, że zbliża się kres branży tytoniowej w Pomrocznej było nie było ważnej gałęzi rolnictwa. W grudniu zeszłego roku do wsiowego ministerstwa spędzono plantatorów i zakomunikowano im, że Unia Europejska chce odkupić polskie limity produkcyjne (w sumie przyznano Polsce 37 933 t). Jeśli polscy plantatorzy zrezygnują z uprawy tytoniu, dostaną za to szmalec. Ile tego nie zdradzono. Nie powiedziano również, że jeżeli Unia wykupi polskie limity, będzie kaplica. Już do nas nie wrócą. Wtedy polscy chłopi będą sobie mogli sadzić tytoń i co najwyżej robić z niego skręty na własny użytek.
Niestety, na to, że po wejściu do Unii sytuacja się poprawi, też nie mogą liczyć. W negocjacjach przyjęto tzw. uproszczony system dopłat do rolnictwa. Każdy rolnik otrzyma określoną stawkę do hektara ziemi, bez względu na to, co na glebie hoduje i ile w nią zainwestował. Czyli tyle samo producent tytoniu, zboża, szczawiu, koniczyny i niczego. A mogłyby to być zupełnie inne pieniądze, nawet w sytuacji nierównych dopłat dla nowych i starych członków UE. Unijna dopłata do 1 kg tytoniu wynosi ok. 3 euro, czyli 12 zł. Mnożąc to przez jedną tonę surowca wychodzi 12 tys. zł. Przy zakontraktowanych 5 t jest to kwota 60 tys. zł. 55,60 i 65 proc. z tego (taką wysokość dopłat bezpośrednich wynegocjowano) to też niezłe pieniądze. Niezłe, ale dla polskich plantatorów tylko teoretycznie.
Mając do wyboru jednorazowy zastrzyk gotówki za zrezygnowanie z upraw albo niepewność jutra nie trudno przewidzieć, jak zachowają się plantatorzy.
Ucięliśmy sobie pogawędkę z wiceministrem rolnictwa Jerzym Pilarczykiem. Sam chłop i rozumie problemy współbraci. Zapewnił, że nie wszystko jest przesądzone, a ostateczne decyzje jeszcze nie zapadły. Wrodzony sceptycyzm i znajomość realiów podpowiadają nam co innego. No ale palenie tytoniu szkodzi zdrowiu, a efekt palenia marychy to rzecz dyskusyjna.
Komentarze
"No ale palenie tytoniu szkodzi zdrowiu, a efekt palenia marychy to rzecz dyskusyjna. "
hm.....
Zbiór niezdążalny.
Wyciąć ten fragment.
bo system nawietrzny
kazał
hłe hłe hłe :) co za pozytywny sabotAŻ!!!!
tytoń śmierdzi okropnie!!! a ludzi go palący często arogancko zatruwają innnym ludziom powietrze, powinni się liczyć z tym, że nie wszyscy chcą wdychać ich truciznę....
jak ja loobie urbana!! kolo ma klase...
jeszcze niech "nie " stanie sie patronem prasowym akcji legalize a pojde do kosciola... hehe
narazie ide na jointa z holenderskiej marychy i zachodniego tyteXu z nazwa poland na pudelQ!!
;-)
Ogolnie zajbiscie fajna sprawa przydaje sie czasem :)
Papierosy to choroba luckości i powinna umżeć na zawsze, ponieważ szkodzi zdrowiu i pomaga zachorować innym