Afrykańczyk (lub Afroamerykanin) haszyszowy
czas przygot. 1 h, 100 g - 320 kcal
Składniki:
- 2 szkl. mąki
- 2 kostki masła
- 1 szkl. cukru
- kakao (ilość w zależności od pożądanego efektu, Nigeryjczyk: 10 łyżeczek, Mulat: 5 łyżeczek)
- 5 łyżeczek proszku do pieczenia
- 1 jajko
- 1 szkl. mleka
- 6 gietów (gram) haszu
Wykonanie:
Rozpuszczamy hasz w uprzednio już podgrzanym, ciepłym mleku. Wszystko podgrzewamy, aż haszysz całkowicie się rozpuści. Dodajemy mąkę, cukier, proszek do pieczenia i jajko. Wszystkie składniki dobrze mieszamy do uzyskania jednolitej masy. Wlewamy do brytfanny i wstawiamy do pieca nagrzanego do 200 stopni. Pieczemy około 20 minut. Nie wyłączamy piekarnika, zanim nie sprawdzimy, czy ciasto się upiekło. Drewniany patyczek wbijamy w placek i patyk wyjmujemy. Jeśli zostają na nim glutki, ciasto musi się jeszcze dopiec. Piekarnik wyłączamy wtedy, gdy patyk będzie suchy.
UWAGA! Nie żremy ciasta, zanim nie wystygnie (jakaś godzina), bo wtedy uczta skończyć się może skrętem kiszek i rozstrojem żołądka.
PO LUDZKU...
- Poproszę Tyskie i dwa skręty.
- Prącie badzo. Razem szesnaście zydli. - Barmanka drapie się w głowę widząc dwustuzłotowy banknot. - O kurwa! Nie mam wydać. Zapiszę cię na zeszyt. Jak będziesz wychodziła, to się rozliczymy.
- Siur - odpowiadam jej z uśmieszkiem bakterii bifidus-activ. Biorę skręty, piwo i siadamy z koleżką pod zamalowanym ciemną farbą oknem, na fotelach pożyczonych z Fiata 125p.
Nagle z okolic baru dobiega nas głośne - pizd!
- Staaary! Uważaj, bo bar przewrócisz. To prowizorka jest, odwrócony regał. Rozumiesz, na nóżkach.
Myślicie, że to sen albo feeling po dobrej trawie. Nic z tego. Najrealniejszy real. Jesteśmy na otwarciu nielegalnej knajpy.
- Co nam strzeliło do głowy z tym interesem?
- Nuda. Jest nas czworo, że tak powiem, właścicieli. Znamy się z roboty. Pracujemy w tym samym lokalu na mieście. No i ustawa antymarihuanowa. Mieliśmy dość przypalania pod stołem. W pewnym wieku to już nie wypada. Na legalu wynajęliśmy od faceta suterenę, 800 zł za 50 m na... pracownię malarską. Wnętrze to wszystko my. Czekaj chwilę, bo drynda telefon.
- Halo - Rychu podnosi słuchawkę. - Cześć Majka! No wpadaj. Jest już spora ekipa. Dobra, bądź za godzinę. Ty! A tak w ogóle skąd masz numer na ten telefon? Ja ci dałem? Ale jaja. Podaj mi ten numer. Majka, muszę kończyć. Czekamy.
- Wreszcie mam ten zasrany numer. Tydzień temu go zgubiłem. Zadzwoniłem do właściciela. On też zapomniał. Wyobrażasz to sobie, nielegalna knajpa bez telefonu? Komórki tu mają dupny zasięg, zwłaszcza Idea. Za to domofon mamy oddzielny. Żadne tam hasło. Wszystkich gości filtrujemy. Tylko znajomi i znajomi znajomych. Bo wiesz, za taki numer mogliby wpakować nas do pudła. A do tego marycha z haszem w lodóweczce. Ale powiedz sama, jak my, starzy anarchole, moglibyśmy włóczyć się po urzędach i dawać w łapę zasranym biurwom za byle papier czy zezwolenie. Wstyd i hańba. Dlatego cała reszta jest nielegalna. Żadnych fiskusów i innych zusów. Całkowite podziemie. W centrum stolicy. Sąsiedzi są OK. Sąsiadka z góry właśnie wycisza sobie chatę, bo muza fajna, ale za głośno. Spójrz na to obiektywnie. Tu jest jak kiedyś w osiedlowych klubach, zanim Amerykahcy obstawili nas swoimi tandetnymi sieciami kafejkowymi. Kup sikowatą kawę za dychę, a ciastko dostaniesz gratis. Na samą myśl chce mi się rzygać. A u nas domowa atmosfera, dobra, niekomercyjna muzyczka, można zagrać w chińczyka czy kości, a przy tym zapalić skręta czy zjeść ciasto haszyszowo-marihuanowe.
- Nie jadłaś? O w życiu! Po jednym kawałku masz taki feeling, jakbyś nad Gangesem plotła wianki z nagietków. To jest ciasto kosmiczne za 10 zeta kawałek. Przypomnij mi, to Piętka, nasz kucharz, da ci przepis. Cały skręt chodzi w cenniku za 13 zł. W asortymencie mamy też ciasto domowe. Dziś jest szarlotka. Poza tym herbaty argentyńskie z żywych liści, żadnych koncernów i globalizmu, Finlandia za 5 zł, Żołądkowa za 4. Do tego śledzik, ogórek i chleb ze smalcem. Piwo jest za 3 zeta, ale Heineken już za 6. Otwarci jesteśmy codziennie od 21. Bez "do". Poczekaj, ktoś puka w okno.
Następni goście.
Tort Smietankowo-marihuanowy
czas przygot. 1,5 h, 100 g - 450 kcal
Składniki:
- 250 ml mleka
- pół kostki masła
- 10 g marychy
- pół litra śmietany 36 proc.
- 2,5 szkt. mąki, najlepiej tortowej
- 1 szkl. cukru
- 1 cukier waniliowy
- 3 łyżeczki proszku do pieczenia
- orzechy włoskie i laskowe (wedle uznia)
- 1 tabl. białej czekolady
Wykonanie:
Placek
Mleko podgrzewamy na małym ogniu. Kiedy zaczyna parować, wrzucamy maryśkę, dodajemy masło. Wszystko razem musi się zagotować. Następnie, nie czekajać, aż wystygnie, dokładnie miksuj emy. Odstawiamy do wystygnięcia. Nastepnie dodajemy mąkę oraz siekane orzechy, proszek do pieczenia, startą na tarce czekoladę. Dokładnie wszysto mieszamy. Wlewamy do nasmarowarowanej olejem brytfanny. Wstawiamy do pieca nagrzanego do temperatury 200 stopni minutnik nastawiamy na 20-30 min. Ciasto wyjmujemy, gdy spód jest rumiany.
Krem
Śmietanę rozlewamy na pół. Jedną połowę ubijamy z cukrem waniliowym, drugą z normalnym - tak by powstała bita śmietana. Upieczony placek kroimy na pół i przekładamy kremem. Drugą połowę przekładamy drugim kremem, łącząc podzielone placki. Wystrój zewnętrzny wedle okazji i uznania. Uniwersalny: siekane orzechy, kakao i winogrona.
...I PO KATOLICKU
- No to ja poproszę piwo.
- Ja też piwo.
- A ja uprzejmie proszę o szkocką z lodem. Albo bez.
- Bardzo mi przykro, ale nie sprzedajemy tu alkoholu. To dom pielgrzyma, obok jest kościół.
- Pielgrzymi z Mokotowa chcą lufki!
- Nie wyjdę, dopóki nie wypiję piwa.
- Zamykamy o dziesiątej i jeśli państwo nie wyjdą, wezwiemy policję.
- Dobra. To ja poproszę kawę. A zajarać tu można?
- Słucham?
- Palić wolno pielgrzymom?
- Tak, można. Zaraz przyniosę popielniczkę.
W ten właśnie sposób przez godzinę spokojnie jaraliśmy sobie gandzię w Domu Pielgrzyma na tyłach kościoła św. Stanisława Kostki, na warszawskim Żoliborzu. Wnętrza knajpy utrzymane w tonie uzbeckiego Hiltona. Z głośników sączyła się Arka Noego, wkoło babcie na kawie i szarlotce nie mogące dojść do siebie po wieczornym różańcu z księdzem Albertem.
- Kurwa, jak tu nudno.
- Pij tę kawę i się ewakuujemy.
- Coś tu śmierdzi - rzuciła zaniepokojona babcia w chustce ze stolika obok.
- Masz rację - dorzuciła jej koleżanka bez chustki.
Jak zwierzęta: do maryśki nienawykłe.
Fundacja Bonum, Serafino, restauracja, kawiarnia czynna codziennie od 11.00 do 22.00, Warszawa, ul. Hoziusza 2. Kawa pięć zetów. Kuchnia europejska, spaghetti bolognese 23 zydle. Trochę zdzierają z tych pielgrzymów...
- Nie zdzierają, bo w daniu masz dodatki. Perliczki w sosie kurkowym, ale sos pewnie na święconej, cena 30 zetów, do każdego dania dodatki. Kurka nie drożej niż złoty. Ty, patrz, organizują bankiety, przyjęcia i imprezy okolicznościowe. Przepraszam, czy te imprezy, które tu organizujecie, są bezalkoholowe?
- O tym decyduje dyrekcja, proszę pana. Organizowaliśmy już kilka z...Przepraszam, ale nie mogę udzielać takich informacji. Proszę rozmawiać z panią dyrektor. Ja nie jestem upoważniony. Zawołam kierownika.
- Dobra, stary, nie czekaj już i przynieś ten rachunek.
- Nabij jeszcze lufę i pociągnijmy po machu.
- Z czego oni, do kurwy nędzy, żyją, przecież tu nikogo nie ma. Na sali czterech kelnerów jak w "Marriotcie". Pralnia szmalu czy jak?
- Słucham państwa. - To już kierownik.
- No właśnie, chcielibyśmy zorganizować u was wesele, takie na sto osób z noclegiem. Jaki byłby to koszt?
- Hmmm, jakieś 160 zł od osoby, 3 dania, zakąski, ciasta i napoje plus nocleg.
- A wódka?
- We własnym zakresie.
- O! Ale w ogóle można pić przy kościele?
- Tak, ale tylko na imprezach zamkniętych.
- Czyli jak byśmy teraz we własnym zakresie przynieśli tu np. wino, takie mszalne, to można?
- Nie można, tu jest blisko kościół. Nie można.
- Ale palić wszystko można? Policja tu chyba nie wpada często?
- Tak, palić można. Policji nie ma u nas w ogóle. To bardzo spokojny lokal.
- Nie to, co na mieście, alkoholicy i ćpuny!
- Sami państwo widzą. Proszę odwiedza nas częściej.
- Będziemy, będziemy.
Komentarze