Francuski łącznik i narkotykowe imperium: Jak heroina płynęła do USA?

Przez kilkadziesiąt lat port w Marsylii był centrum międzynarodowego handlu heroiną. Marsylski towar cieszył się olbrzymią popularnością za oceanem. Nie dość, że był stosunkowo tani, to jeszcze wysokiej jakości. Niebywała czystość była zasługą znakomitych chemików zatrudnianych przez francuskich mafiosów. Najlepszy z nich - Joseph Cesari - zapracował w przestępczym środowisku na ksywkę "Pan 98 Procent" z racji wytwarzania doskonałego produktu.

Reporter marsylskiej bulwarówki w końcu dotarł pod adres wskazany przez informatora. Zrujnowana kamienica wyglądała na opuszczoną, ale solidne stalowe drzwi dawały nadzieję, że jednak nie został oszukany. Mężczyzna czujnie rozejrzał się po ciemnej uliczce, chyba nikt go nie śledził. Załomotał w drzwi umówionym sygnałem. Otworzył mu jakiś osiłek, który przez dłuższą chwilę podejrzliwie mu się przyglądał.

W końcu bez słowa wpuścił dziennikarza do środka. Przybysz natychmiast skierował się w stronę piwnicy. Gdy zszedł po schodach, znalazł się w obskurnym pomieszczeniu. Panował w nim półmrok, płomienie świec nie były w stanie rozświetlić kłębów gęstego dymu wydmuchiwanego przez leżących na materacach mężczyzn. Niektórzy już stracili kontakt z rzeczywistością i zastygając w najdziwniejszych pozycjach, oddawali się błogiej rozkoszy.

Inni niespiesznie zaciągali się długą fajką. Po chwili ich wzrok stawał się mętny, mięśnie wiotczały, a na twarzach odmalowywały się spokój i spełnienie. Pismak uśmiechnął się szeroko. Wyjął z kieszeni notes i zaczął zapisywać pierwsze wrażenia z wizyty w palarni opium.

W połowie XIX stulecia podobne miejsca można było znaleźć w wielu europejskich miastach. Ale moda na narkotyki pojawiła się już na początku "wieku pary". Początkowo największą popularnością wśród użytkowników cieszyła się morfina wyodrębniona w roku 1804 przez Friedricha Sertürnera.

Kilka dekad później na salony wkroczyła kokaina, którą po raz pierwszy wyekstrahował z koki Albert Niemann w 1860 roku, a następnie opium oraz heroina zsyntetyzowana w 1874 roku. Mało kto wówczas wiedział, że zażywanie prochów przynosi katastrofalne skutki zdrowotne. Dostęp do narkotyków był praktycznie nieograniczony, więc liczba uzależnionych rosła w zastraszającym tempie.

Pod koniec XIX wieku nad Bosforem wytwarzano 100 t opium rocznie, a w Indiach - nawet 10 razy więcej! W tamtym okresie w niektórych krajach produkcja i handel narkotykami stanowiły niemałą część przychodów skarbu państwa. Szansę na czerpanie profitów z nielegalnej sprzedaży substancji psychoaktywnych dostrzegli także gangsterzy.

Jednak dopiero gdy na obrót prochami nałożono prawne restrykcje, bandyci utworzyli podziemny rynek i zaczęli zarabiać krocie. Początkowo prym w nowej dziedzinie przestępczej działalności obecnie zwanej narkobiznesem wiodły szajki z Francji.

Narkotykowy szlak

Na przełomie XIX i XX wieku największy zysk dawał szmugiel opium i heroiny z Indochin - francuskiej kolonii w Azji obejmującej dzisiejszy Laos, Wietnam i Kambodżę. W 1898 roku gubernator Wietnamu wpadł na pomysł, by na południu kraju stworzyć państwowy monopol na uprawę maku. W efekcie w Sajgonie powstało centrum rafinowania opium; potem wyekstrahowaną z roślin substancję sprzedawano firmom farmaceutycznym, które wykorzystywały ją do wytwarzania leków uśmierzających ból. Zysk był kolosalny - stanowił ponad 30 proc. dochodów prowincji!

Okres prosperity skończył się w 1912 roku po międzynarodowej konferencji w Hadze, na której największe mocarstwa sygnowały konwencję ograniczającą produkcję i handel opium. W kolejnych latach na czarną listę trafiły następne środki odurzające, ale uprawa maku wciąż była niezwykle intratna. Indochiny nie miały zamiaru rezygnować z dochodowego interesu, zresztą już wkrótce mało kto się przejmował podpisanym w Hadze memorandum - wybuch I wojny światowej spowodował, że potrzeba było olbrzymich ilości środków przeciwbólowych dla rannych żołnierzy.

Z Wietnamu wiódł narkotykowy szlak opium, którego ostatnim punktem była Marsylia, jeden z najbardziej ruchliwych portów w basenie Morza Śródziemnego. W tajnych laboratoriach ukrytych przed oczami policji przestępcy przerabiali sok z makówek (tzw. mleczko makowe) na heroinę

Wietnamskie magazyny były regularnie łupione przez gangsterów. To właśnie stamtąd wiódł narkotykowy szlak opium, którego ostatnim punktem była Marsylia, jeden z najbardziej ruchliwych portów w basenie Morza Śródziemnego. W tajnych laboratoriach ukrytych przed oczami policji przestępcy przerabiali sok z makówek (tzw. mleczko makowe) na heroinę. W jaki sposób trafiał do nich drogocenny płyn? Otóż bandyci korzystali z usług marynarzy pełniących służbę na francuskich statkach kursujących na trasie Sajgon-Marsylia. Mundurowi nie byli w stanie kontrolować ogromnej ilości łodzi wypływających w morze.

Przemycony na Stary Kontynent towar rozprowadzały głównie korsykańskie gangi. Niedługo później na ulicach Marsylii narkotyki były tańsze niż w Wietnamie, a port stał się największym eksporterem finalnego produktu - heroiny. Zbiry rosły w siłę, i to nie tylko dzięki pieniądzom zarobionym na narkotykach wysyłanych m.in. za ocean, np. do Ameryki.

Na początku ubiegłego stulecia w Stanach Zjednoczonych nastąpił gwałtowny rozwój przestępczości zorganizowanej. Kryminaliści w Europie byli pod wrażeniem mafijnych struktur utworzonych w USA przez Ala Capone i Charles’a "Lucky" Luciano. Postanowili przeszczepić te "wzorce" na grunt europejski.

Jednymi z pierwszych byli Paul Carbone i François Spirito. Obaj opryszkowie zaczynali od sutenerstwa, ale z czasem stanęli na czele korsykańskiego gangu, który trząsł podziemiem w Marsylii. Wśród zasad obowiązujących członków szajki, jedną z najważniejszych była zmowa milczenia, przypominająca sycylijską omertę.

To właśnie dlatego policjanci nie potrafili przyskrzynić przywódców bandy ani rozbić podległych im struktur. Pierwszy sukces w walce z narkobiznesem mundurowi odnotowali dopiero w latach 30. ub. wieku, gdy w pobliżu Marsylii odkryli sześć laboratoriów wytwarzających heroinę. Niewiele to zmieniło. Tajna produkcja na masową skalę trwała w najlepsze i w następnych latach USA zostało wręcz zalane narkotykiem z Europy. Punkty odbioru "białej śmierci" znajdowały się również w innych krajach: transporty docierały do Montrealu, stolicy Meksyku oraz do Buenos Aires. Co ciekawe, jedną z przyczyn rozkwitu nielegalnego handlu narkotykami był... koniec prohibicji w USA.

Przez kilkanaście lat obowiązywania zakazu sprzedaży, produkcji i transportu alkoholu w Stanach tamtejsze grupy przestępcze czerpały kolosalne zyski z pokątnej dystrybucji wysokoprocentowych trunków. Jednak 5 grudnia 1933 roku nielegalne źródełko wyschło. Odtąd wódkę można było kupić legalnie. Upadły sekretne bary, gdzie kwitło życie towarzyskie, a alkohol lał się strumieniami.

Dostawcy i przemytnicy stracili zajęcie, jak grzyby po deszczu rosły legalne destylarnie alkoholu. Spadły zyski gangsterów. Dlatego włoscy mafiosi postanowili zmienić branżę: przerzucili się na narkotyki, które w USA do tej pory były domeną gangów żydowskich i chińskich. Z krwawych starć band rywalizujących o opanowanie czarnego rynku zwycięsko wyszedł "Lucky" Luciano i zorganizował siatkę dilerów.

W krótkim czasie popyt na narkotyki wzrósł tak bardzo, że bandyci z Marsylii nie nadążali z wysyłką prochów za ocean. Lecz przed gangsterami z Francji otwarły się nowe możliwości w Turcji. Tam, nad Bosforem, na olbrzymich polach rosły nieprzebrane ilości maku. Podobnie jak wcześniej w Indochinach rolnicy uprawiali roślinę, którą następnie skupywały największe firmy farmaceutyczne świata i wykorzystywały do produkcji leków.

Jednak wielu wieśniaków sprzedawało gangom część swoich zbiorów. Francuzi nawiązali współpracę z szajkami z Armenii i Algieru, które na miejscu pilnowały interesu. W efekcie surowiec transportowano do Marsylii, gdzie był przerabiany w laboratoriach, a potem wysyłany do USA. Początkowo na statkach płynęło opium, a gdy pojawiła się nowa moda - heroina.

Najczystsza hera na rynku

Po II wojnie światowej policjanci i żandarmi zaczęli bardziej skrupulatnie kontrolować statki wypływające z Marsylii. 18 marca 1947 roku czołówki gazet nad Sekwaną zajęła informacja o przechwyceniu 13 kg heroiny ukrytej na liniowcu St. Tropez. Także w następnych miesiącach przechwytywano trefne transporty, lecz były one znacznie mniejsze. Dopiero w 1949 roku mundurowi odnieśli większy sukces. Odkryli blisko 23 kg opium i heroiny, przewożonych na pokładzie francuskiego statku Batista.

W tym czasie pierwszy herszt marsylskiego półświatka już nie żył - Paul Carbone zginął w wypadku kolejowym 16 grudnia 1943 roku. Z kolei François Spirito już od kilku lat mieszkał w Stanach, gdzie nadzorował odbiór towaru wysyłanego "francuskim łącznikiem" - tak ochrzczono bowiem kanał przerzutowy z Marsylii. Gdy we francuskim podziemiu rządy przejął Antoine Guérini, któremu pomagało trzech braci: Barthelemy, François oraz Pascal, bandyci stworzyli Unione Corse.

Nowo powstała tajna organizacja zmonopolizowała handel prochami nad Sekwaną. Sok z makówek pozyskiwano wówczas już nie tylko z Turcji, ale także z innych krajów Bliskiego Wschodu, m.in. z Libanu. Dzięki powiązaniom z mafią sycylijską oraz współpracy z gangami amerykańskimi "francuski łącznik" stał się najbardziej dochodowym interesem narkotykowym w Europie.

Marsylski towar cieszył się olbrzymią popularnością za oceanem. Nie dość, że był stosunkowo tani, to jeszcze wysokiej jakości. Działka narkotyku zawierała aż 98 proc. czystej heroiny, tymczasem zwykle sprzedawano tam proszek mający od 60 do 70 proc. heroiny. Niebywała czystość była zasługą znakomitych chemików zatrudnianych przez francuskich mafiosów. Najlepszy z nich - Joseph Cesari - zapracował w przestępczym środowisku na ksywkę "Pan 98 Procent" z racji wytwarzania doskonałego produktu.

Interes kwitł w najlepsze. Ale jak to możliwe, że policjanci nie potrafili dopaść handlarzy śmiercią?

Pod osłoną CIA

Dopiero po latach wyszło na jaw, że gangsterzy od początku działalności mieli zapewnioną opiekę ze strony niektórych francuskich polityków i przekupionych gliniarzy. Co więcej, późniejszy roz wój interesów zawdzięczali również wsparciu... amerykańskiej Centralnej Agencji Wywiadowczej! Jak do tego doszło?

CIA za wszelką cenę chciało zapobiec opanowaniu tzw. Starego Portu w Marsylii przez francuskich komunistów. Takie zagrożenie pojawiło się, gdy tamtejsi dokerzy odmówili załadunku broni na statki, które miały wypłynąć do Indochin, aby dozbroić francuskich żołnierzy. Za karę zwolniono 800 osób. 10 marca 1950 roku rozpoczął się strajk, w którym wzięło udział 4 tys. osób.

Po 2 tygodniach działalność portu została sparaliżowana. Spowodowało to olbrzymie straty i przyczyniło się do aktywizacji francuskich komunistów w całym kraju.

Wtedy rządy w Paryżu i Waszyngtonie postanowiły sięgnąć po radykalne środki, aby przeciwdziałać rozprzestrzenianiu się "czerwonej zarazy". Z więzień wypuszczono członków mafii, którzy mieli utemperować protestujących.

Tak też się stało - w krótkim czasie kryminaliści brutalnie stłumili strajki. Aby sytuacja się nie powtórzyła, CIA roztoczyła nad gangsterami swoisty parasol ochronny. Mafia sycylijska i neapolitańska oraz gangi korsykańskie skwapliwie z tego skorzystały.

Dopiero kilka lat później amerykańskie służby uświadomiły sobie, jak potężny błąd popełniły. Skala narkomanii w USA rosła w zatrważającym tempie. Na ulicach co chwilę zatrzymywano dilerów, którzy rozprowadzali heroinę znakomitej jakości. Jednak w sieci stróżów prawa wpadały tylko płotki. Prochy wciąż napływały do Stanów szerokim strumieniem.

W czerwcu 1960 roku pojawiła się szansa na przyskrzynienie organizatorów narkotykowej kontrabandy. Stało się tak dzięki cynkowi od działającego pod przykryciem agenta. Tajniak dowiedział się, że Mauricio Rosal, gwatemalski ambasador piastujący swoje stanowisko w Belgii, Holandii i Luksemburgu, jest jednym ze szmuglerów pracujących dla korsykańskiej mafii. Rosal był częstym gościem w Bejrucie - odbierał stamtąd opium, a następnie przewoził towar do Francji.

Dzięki obserwacji udowodniono, że dyplomata przez 12 miesięcy przerzucił 200 kg narkotyku. Śledczych zaskoczyła skala procederu. Dotychczas podejrzewano, iż w ciągu roku przemycano 90 kg narkotyków. Tymczasem co 2 tygodnie nad Sekwanę trafiało z różnych źródeł średnio 100 kg!

Dopadli dziennikarza

Pod koniec 1960 roku opublikowano raport amerykańskiego Federalnego Biura ds. Narkotyków, który wstrząsnął opinią publiczną. Jego autorzy szacowali, że od początku roku do USA przeszmuglowano nawet 2,5 t heroiny! Mimo usilnych starań kontrabandy nie udało się powstrzymać. Choć w tym czasie głównym centrum eksportu prochów pozostawała Marsylia, to w handlu brały również udział gangi z Paryża, a także m.in. z Bordeaux oraz Hawru. To właśnie przez wiele pomniejszych szajek zaangażowanych w produkcję i przemyt narkotyków walka była taka trudna.

Lecz policja nie odpuszczała. Zaczęły powstać zespoły stróżów prawa, których jedynym zadaniem było rozbicie mafii odpowiedzialnej za handel narkotykami. Żmudna praca amerykańskich gliniarzy i agentów specjalnych w końcu dała efekt. Szerokim echem odbiło się zatrzymanie popularnego prezentera francuskiej telewizji Jacques’a Angelvina na lotnisku w Nowym Jorku, którego oskarżono o udział w przemycie.

Przy dziennikarzu znaleziono 52 kg heroiny, za jej przewiezienie miał otrzymać 10 tys. dolarów. Choć Angelvin bronił się, że towar został mu podrzucony, sąd nie miał litości. 15 września 1963 roku skazano go na 6 lat więzienia. Po 4 latach odsiadki Amerykanie pozwolili mu odbyć resztę kary w ojczyźnie.

Tymczasem w Waszyngtonie zapadła decyzja, by uderzyć w mafiosów z innej flanki. Najwyżsi przedstawiciele rządu udali się do Turcji, aby przekonać tamtejszych decydentów do wycofania się z kontraktowej produkcji maku. Obiecane przez USA profity przekonały polityków w Ankarze do ograniczenia upraw. Marsylskie gangi straciły w ten sposób głównego dostawcę produktu do wytwarzania heroiny.

Jednocześnie w Stanach Zjednoczonych nadal prowadzono intensywne śledztwo przeciwko mafii. Jeden z byłych policjantów nowojorskiej policji wywołał burzę wywiadem udzielonym poczytnemu amerykańskiemu dziennikowi. Funkcjonariusz stwierdził, że rząd francuski chroni osoby zamieszane w przemyt narkotyków. Jako przykład stróż prawa podał przypadek Jeana Jehana, który był wówczas jednym z szefów korsykańskiej mafii.

Choć wydano za nim kilka nakazów aresztowania (m.in. za wprowadzenie do obrotu prochów o wartości co najmniej 220 mln dolarów), mężczyzna cały czas pozostawał na wolności. Wkrótce pojawiły się plotki, że w czasie II wojny światowej był członkiem francuskiego ruchu oporu i to w zamian za zasługi w walce z hitlerowcami policja nad Sekwaną przymykała oko na działalność gangstera.

Wojna z narkotykami

W wyniku podjętych przez prawodawców działań narkotykowe imperium zaczęło się chylić ku upadkowi. Francuska policja co rusz dokonywała spektakularnych zatrzymań. Podczas jednej z obław wpadł Joseph Cesari, przy którym znaleziono ponad 200 kg heroiny (skazano go na 7 lat więzienia i grzywnę w wysokości 4 mln franków). Przełom nastąpił również za oceanem, 23 września 1970 roku w Nowym Jorku aresztowano Francuza Richarda Berdina, gdy odbierał transport 90 kg hery.

Śledczy doskonale wiedzieli, że jest on koordynatorem marsylskiej mafii na terenie USA, ale dopiero tego dnia przyłapali go na gorącym uczynku. W zamian za uzyskanie statusu świadka koronnego Berdin wsypał 40 osób, które brały udział w handlu dragami.

Turcy dopiero na początku 1971 roku wywiązali się z umowy ze Stanami Zjednoczonymi i zlikwidowali większość upraw maku. Amerykanie przystąpili jednak do dalszej ofensywy.

17 czerwca 1971 roku prezydent Richard Nixon w oficjalnym wystąpieniu potępił Francję za pobłażanie handlarzom narkotyków nad Sekwaną. Jego przemówienie odbiło się szerokim echem - Nixon powoływał się na dane z poprzedniego roku, wedle których w USA zmarło ponad 14 tys. narkomanów, a ćwierć miliona osób oficjalnie uznano za uzależnione.

W końcu i Paryż postanowił działać. Do współpracy z Amerykanami został wyznaczony minister spraw wewnętrznych Raymond Marcellin, który miał nadzorować operacje wymierzone w handlarzy. Rząd w Paryżu na walkę z narkobiznesem przeznaczył również środki z tajnego funduszu oraz oddelegował kilkuset policjantów do rozprawienia się z gangsterami.

Efektem tych działań było m.in. przejęcie 4 stycznia 1972 roku 50 kg heroiny na francuskim lotnisku. Niedługo później w Marsylii aresztowano dwóch wpływowych handlarzy: Jean-Baptiste’a Croce’a oraz Josepha Mariego. Coraz częstsze kontrole portu w Marsylii spowodowały, że gangsterzy mieli poważne kłopoty z przerzuceniem dragów za ocean.

Mafiosi zaczęli więc szukać nowych sposobów wysyłania towaru, próbowali np. przekupić sierżanta amerykańskiej armii, któremu oferowali 96 tys. zielonych w zamian za pomoc w przeszmuglowaniu 109 kg heroiny do USA o wartości 5 mln dolarów. Żołnierz nie połasił się na łapówkę. Powiadomił o wszystkim przełożonych, a ci przekazali informację francuskim służbom. Na przestępców zastawiono pułapkę.

Prowokacja się udała: przejęto dużą partię narkotyku i aresztowano 7 osób powiązanych z przemytem: 5 w USA i 2 nad Sekwaną. Podczas całej operacji zabezpieczono w sumie 120 kg heroiny.

Od początku 1972 roku przez 14 miesięcy trwała akcja wymierzona w rozbicie imperium narkotykowego. Francuska policja przy współpracy z amerykańskimi agentami namierzyła i zniszczyła na przedmieściach Marsylii sześć olbrzymich laboratoriów, w których produkowano herę.

Sędzia Pierre Michel, który za punkt honoru postawił sobie zniszczenie nielegalnego rynku, wraz z dwoma komisarzami policji, Gérardem Girelem i Lucienem Aimé-Blanckiem, uciekali się do wielu nowatorskich jak na owe czasy metod. Stróże prawa wpadli m.in. na pomysł, żeby pod byle pretekstem zatrzymywać dziewczyny gangsterów podejrzewanych o handel dragami. Założyli, że kobiety szybciej się złamią podczas przesłuchań. I mieli rację! Już wkrótce zaczęły się kolejne akcje, doszło do spektakularnych aresztowań. Sukces przerósł najśmielsze oczekiwania - o ile w 1970 roku złapano 57 osób, to 2 lata później za kraty trafiło ponad 3 tys. przestępców!

Policjanci w USA także nie próżnowali. 29 lutego 1972 roku na łodzi z ładunkiem krewetek płynącej do Miami znaleźli blisko 0,5 t heroiny. Na pokładzie złapano m.in. dwóch wpływowych mafiosów: Anthony’ego Lorię i Virgila Alessiego. Niedługo później po drugiej stronie Atlantyku zatrzymano kilku skorumpowanych policjantów, którzy pracowali dla wspomnianej dwójki - gliniarze pomogli im wprowadzić do obrotu znaczne ilości narkotyków na Wschodnim Wybrzeżu USA.

Co kryją akta CIA?

Mimo serii ciosów, które marsylskim i nowojorskim mafiosom zadał wymiar sprawiedliwości, ostateczny upadek narkotykowej potęgi nastąpił z innej przyczyny. Na początku lat 70. rozpętała się wyniszczająca wojna o przywództwo we francuskim podziemiu - Korsykanie ponieśli w niej klęskę. To zapoczątkowało serię potknięć gangsterów, nie dość bowiem, że nowi bossowie okazali się znacznie mniej obrotni od swoich poprzedników, to jeszcze do nieformalnej koalicji państw przeciwko handlarzom śmiercią przystąpiły Kanada oraz Włochy.

W ciągu kilku lat najważniejsi uczestnicy procederu trafili do więzienia, a inni - obawiając się aresztowania - wycofali się z przestępczej działalności i zaszyli się w egzotycznych krajach. Aż w końcu "francuski łącznik" przestał istnieć.

Jednak amerykańska mafia nie zamierzała rezygnować z dochodowego biznesu. Gangsterzy zmienili tylko rejon działania i heroina znów popłynęła szerokim strumieniem do USA. W 1974 roku punkt wysyłki narkotyków został przeniesiony na Sycylię. Bardzo szybko ukuto dla niego nazwę "pizzowe połączenie". Skąd takie określenie? Otóż przewożone do USA prochy były porcjowane w pizzerii w Nowym Jorku, którą prowadzili włoscy imigranci. Zanim po 10 latach siatka przemytników i dilerów została rozbita, rozprowadziła heroinę o wartości półtora miliarda dolarów!

Dziś międzynarodowe gangi znowu wykorzystują port w Marsylii do szmuglu narkotyków. Co pewien czas prasa donosi o przechwyceniu kolejnych partii prochów, lecz wszystko wskazuje na to, że skala procederu stanowi nikły procent tego, co bandyci wysyłali za ocean w przeszłości.

Walka policji z przemytnikami trwa od kilkudziesięciu lat i obfituje w wiele dramatycznych wydarzeń. Niektóre stały się inspiracją dla pisarzy i twórców filmowych. W 1971 roku amerykański reżyser William Friedkin nakręcił kryminał pt. "Francuski łącznik", opowiadający o policjantach z wydziału narkotykowego, którzy w latach 60. prowadzili śledztwo przeciwko przemytnikom; 4 lata później nakręcono drugą część filmu. Z kolei w 2014 roku powstał "Marsylski łącznik", w którym Cédric Jimenez zobrazował polowanie na jednego z bossów francuskiego półświatka.

Większość informacji ze śledztw prowadzonych przeciw mafiosom ujrzała już światło dzienne. Jednak akta CIA dotyczące pomocy korsykańskim gangsterom i udział amerykańskich agentów w zalaniu heroiną Stanów Zjednoczonych wciąż pozostają tajne...

Oceń treść:

Average: 7.4 (5 votes)
Zajawki z NeuroGroove
  • Grzyby halucynogenne
  • Tripraport

saska

Ja i mój adwokat znaleźliśmy sie w przyciemnionym pokoju, na jednej z najbardziej zielonych dzielnic Warszawy, wcześniej zaopatrzeni w piwka, kilka blantów i sto sztuk grzybków. Za oknami powoli się ściemniało, więc pokroiliśmy nasz skarb na kawałeczki, wcześniej dzieląc wszystko na pół i zalaliśmy te cuda wrzątkiem z zielonej herbaty.

  • Szałwia Wieszcza


Salvia divinorum



Exp: ziolo, bialko, dxm, benzydamina, powoj

Set: wieczor, moje mieszkanie lub jakies odludzie (nie wiem gdzie to bylo, bo bylo ciemno, grunt ze za miastem)


  • Dekstrometorfan

Set & settings – mój pokój, 12 sierpień 2008; godz. 21; chęć odpłynięcia…

Dokładne dawkowanie – 450mg (30 tabletek Acodinu), po 5 sztuk co mniej więcej 5-7 minut, 6.25 kg/mg czyli mocne II Plateau.

Wiek i doświadczenie – 18 lat (wtedy 17); MJ (naprawdę dużo) ,Alkohol, DXM, kocimiętka :D