W poprzednim numerze (Magazynu MNB, u nas poprzedni artykuł - Redakcja [H] ) zamieściliśmy pierwszą część eseju Jacka A. Cole’a. Zaczyna się on od stwierdzenia, że amerykańska wojna z narkotykami „była, jest i zawsze będzie całkowitym i żałosnym niepowodzeniem”. Jack wie, co mówi – przez 12 lat był policyjnym agentem ds. narkotyków, zamykał narkomanów, ścigał ulicznych handlarzy i tropił bossów narkotykowych i doskonale wie, w czyim interesie jest utrzymanie prohibicji narkotykowej. Na koniec swojej policyjnej pracy wykonał woltę o 180 stopni i zdezerterował z linii frontu. Teraz robi wszystko, aby ludzie uświadomili sobie, iż wojna z narkotykami pochłania zbyt wiele niewinnych ofiar. Oddajemy głos Jack’owi.
Skąd biorą się przedawkowania?
Prawdopodobieństwo śmierci z przedawkowania wśród dzisiejszych użytkowników heroiny jest czterokrotnie wyższe niż w roku 1979. Dlaczego ilość przypadków przedawkowania jest dziś tak duża? Nie jest prawdą, że narkomani każdego dnia zażywają coraz więcej narkotyku, aż do momentu, gdy ich organizm nie może już tolerować wielkiej dawki trucizny i umiera. To mit. Jeżeli z jakiegoś powodu, diler pomyli się przy mieszaniu prawie czystej heroiny z przemytu z substancją używaną do rozcieńczania narkotyku przed sprzedażą, otrzyma „nierówny” pod względem stężenia produkt. Tego dnia, niektórzy z klientów będą bardzo niezadowoleni myśląc, że diler chciał ich oszukać, bo otrzymają porcję zawierającą właściwie sam rozcieńczalnik. Ale inna grupa jego klientów będzie miała mniej szczęścia, otrzymując tą część mieszanki, która zawiera prawie czystą heroinę. Myśląc, że narkotyk zawiera 10-cio procentową heroinę przygotowują zastrzyk i dokonująiniekcji z 80 lub 90 procentowej heroiny. Ci jednak już nie mają pretensji do dilera, ponieważ umierają. Nie ma już dla nich drugiej szansy.
To dlatego coraz częściej słyszy się o przypadkach gdy 5, 10 lub nawet 20 osób przedawkowuje narkotyk tego samego dnia w tej samej okolicy. To wina nierównomiernego wymieszania substancji. Pomyślcie, że wszystkie te dzieciaki umierające z przedawkowania są czyimiś dziećmi. Pomyślcie, że to mogłyby być moje dzieci albo wasze.
Według Matthew Robinsona i Renee Scherlen, badaczy zajmujących się tematyką narkotyków, „rosnący w wyniku prohibicji śmiercionośny charakter narkotyków doprowadził w 2000 roku do 15000 zgonów więcej, niż prawdopodobnie miało by miejsce, gdyby prohibicja nie uczyniła narkotyków bardziej niebezpiecznymi (niż były w roku 1979), przy założeniu, że inne czynniki pozostają niezmienne”.
Handlarze? To zły kierunek!
Tradycyjnie problem jest tym głębszy, im więcej policjantów i pieniędzy wprowadzimy do naszego równania. Policja lokalna i stanowa nie są jedynymi instytucjami czerpiącymi korzyści z napływu „grubej kasy” oferowanej im na prowadzenie wojny z narkotykami. Kiedy w 1972 roku stworzono Rządową Agencję do Walki z Narkotykami (DEA) mającą zastąpić stare Biuro ds. Narkotyków i Środków Niebezpiecznych, zatrudniała ona 2 775 pracowników. Do roku 2005 personel DEA zwiększył się czterokrotnie, ale jej budżet – pieniądze, które płacimy na prowadzenie tej nieudanej wojny – jest 34 razy większy niż na początku (z 65 milionów dolarów w roku 1972 do ponad 2,1 miliarda w 2006).
Kiedy 1980 roku w Białym Domu pojawił się nowy człowiek (prezydent Ronald Reagan) powiedział nam, że wykonujemy dobrą robotę aresztując ludzi, ale podążamy w złym kierunku. „Pomyślcie o sprawie jak o równaniu ekonomicznym”. Powiedział, że „aresztując handlarzy narkotyków skupiacie się na stronie dostawców, podczas gdy powinniście się skupić na stronie odbiorców i zacząć aresztowania użytkowników narkotyków. Jeżeli aresztujecie dostatecznie dużo użytkowników, odstraszycie innych, a bez kupujących nie ma dilerów”.
Mniej więcej w tym samym czasie politycy powiedzieli policjantom: „Pracujcie wydajniej. Aresztujcie więcej ludzi, a my będziemy was wspierać w stu procentach. Wprowadzimy najbardziej surowe przepisy w historii (określone obligatoryjne minimum kary, zasada „trzy razy i po tobie”). Pozamykajcie ich i wyrzućcie klucze, a nasz problem będzie rozwiązany”. No cóż, ludzi pozamykaliśmy, ale nasz problem wcale się nie rozwiązał.
Wojna z narkotykami jest absolutna
Wtedy właśnie „wojna z narkotykami” stała się doktryną o utrwalonej pozycji i stale rozszerzającą swój zakres. Do roku 2004 doprowadziliśmy do czterokrotnego wzrostu liczby aresztowań w stosunku do roku 1970. Dziś dokonujemy 1,9 miliona aresztowań nieagresywnych sprawców wykroczeń narkotykowych każdego roku. Prawie połowa ogólnej liczby aresztowań jest związana z marihuaną, a ponieważ Reagan kazał zamykać użytkowników, 88% aresztowań związanych z marihuaną jest za jej posiadanie. Rzucam tutaj liczby, które poza kontekstem nic nie znaczą. Ile to jest 1,9 miliona osób? To więcej niż wynosi liczba ludności stanu Nowy Meksyk. Wyobraźcie więc sobie, że w tym roku zamkniemy każdego mężczyznę, kobietę, dziecko czy niemowlę w stanie Nowy Meksyk. W następnym roku będziemy musieli znaleźć nowy stan, by utrzymać liczbę aresztowań na poziomie 1,9 miliona rocznie.
W wyniku mojej pracy jako tajnego agenta aresztowano ponad tysiąc osób. Trudno mi powiedzieć, jak wielu spośród tych młodych ludzi wiodłoby doskonale produktywne życie, gdyby nie moje działania, ale na pewno bardzo wielu.
W LEAP mamy takie powiedzenie: „Możesz pokonać uzależnienie, ale nie pokonasz wyroku”. Wyrok będzie się za Tobą ciągnął przez całe życie, bo zawsze będzie zarejestrowany w komputerach. Każdego razu, gdy będziesz się starał o pracę, wyrok będzie wisiał nad twoją głową jak wstrętna, burzowa chmura.
I powiem Wam, że nawet mógłbym z tym żyć, gdyby moje działania przyczyniły się do zmniejszenia śmiertelności wśród narkomanów, do spadku ilości zachorowań, zmniejszenia przestępczości, czy ilości osób uzależnionych, ale tak się nie stało. Ta polityka jest tylko destruktywna.
Pomyślcie o ludziach, których znacie osobiście, którzy w młodości mieli kontakt z nielegalnymi narkotykami a potem przestali ich używać i teraz wiodą szczęśliwe, produktywne życie. I jeżeli nawet nikt taki nie przychodzi wam do głowy mogę podać kilka przykładów. Pamiętacie gościa, o którym było głośno w wiadomościach kilka lat temu? Tego, który palił ale się nie zaciągał? Tak, prezydent Bill Clinton. Ale nie chcę wskazywać tylko na Demokratów. Dzisiaj w Białym Domu mamy człowieka, który używał narkotyków – George’a W. Busha (tekst pochodzi sprzed kilku lat - przyp. red.). Także wiceprezydenci – Al Gore i Dan Quail oraz były rzecznik Białego Domu Newt Gingrich używali zakazanych środków. Lista jest za długa, by wymienić wszystkich, ale ogół tych ludzi łączą dwie sprawy. Wszyscy w młodości zażywali narkotyki, a potem porzucili je i stali się wpływowymi politykami. Wszyscy, gdy już osiągnęli swoją pozycję, zapadli na rodzaj selektywnej amnezji. Zapomnieli jacy byli dawniej. Nagle nabrali przekonania, że policja powinna aresztować młodych ludzi za te same rzeczy, które i oni kiedyś robili. Wszystko po to by chronić młodzież i zagwarantować, żeby ci aresztowani nigdy nie osiągnęli sukcesu równego ich własnemu.
Lawina narkotyków
Czego udało się nam dokonać naszą ciężką pracą i inwestycjami finansowymi? W lutym 1994 roku z gazety New York Times wyciąłem pewną fotografię. Przykuła ona moja uwagę z kilku powodów. Nie towarzyszył jej żaden artykuł. Było tylko zdjęcie zaszyte gdzieś na 23 stronie gazety. Sfotografowane zdarzenie miało miejsce w Corona, części dzielnicy Queens w Nowym Jorku, niedaleko miejsca, w którym 17 lat wcześniej dokonałem największej konfiskaty brązowej heroiny, tych 19 funtów. Jak możecie stwierdzić, dziś policji poszło lepiej niż mi wtedy. Podpis pod zdjęciem głosił: „policja i władze federalne dokonały konfiskaty 4800 funtów kokainy o wartości rynkowej 350 milionów dolarów”.
Prawie dwie i pół tony kokainy, a według New York Times’a taka akcja nie zasłużyła nawet na jeden artykuł, a co dopiero na notatki zamieszczane każdego dnia przez okrągły tydzień. „Jak to możliwe?” możecie zapytać. Jak mogliśmy upaść tak nisko, że przejęcie ponad dwóch ton kokainy właściwie nie ma znaczenia? Powiem wam jak to możliwe. Stało się tak, ponieważ przed rokiem 1994 policja wykonywała świetną robotę przechwytując regularnie tony, nie tylko kokainy ale i heroiny. Konfiskowaliśmy tak dużo narkotyków, że najwyraźniej New York Times nie mógł nadążyć z pisaniem artykułów, więc po prostu dziennikarze zaczęli sumować te wielotonowe dostawy. Tak jak to zrobiono w artykule Josepha B. Treastera w wydaniu z 15 czerwca 1994 r., zamieszczonego na stronie B3 gazety, a zatytułowanego „3 osoby aresztowane w związku z przemytem kokainy znalezionym w terminalu towarowym w Newark”. Pan Treaster pisze o przejęciu „trzech ton kokainy ukrytej w ładunku w porcie Newark”, ale wspomina także o „pięciu tonach kokainy w Houston, trzech następnych tonach w San Francisco, pięciu kolejnych tonach w El Paso” – a wszystko na przestrzeni trzech miesięcy. Teraz możecie uświadomić sobie jak długą drogę przeszliśmy od owych 19 funtów. Dziś zalewa nas powódź wysokogatunkowych twardych narkotyków.
Mission impossible
A jak wojna z narkotykami pomogła naszym dzieciom? Czy zmniejszyła dostępność czy spożycie narkotyków w naszych szkołach? Kiedy wygłaszam odczyty, zawsze pytam ilu z moich słuchaczy wie, kim jest John Walters. Prawie nikt nie wie. John Walters jest „antynarkotykowym carem” Stanów Zjednoczonych, „supergliną” – człowiekiem, który dowodzi i koordynuje działaniami amerykańskiej wojny z narkotykami. Ale dodaję też, że nie ma powodu, by znali to nazwisko, ponieważ prawie każdego roku detronizuje się starego „cara” i wybiera nowego, bo żaden nigdy nie był w stanie zredukować problemu narkotyków w kraju.
Ja jednakże zawsze sugeruję, że nie powinniśmy być dla „carów” zbyt surowi, ponieważ obarczamy ich zadaniem niemożliwym do wykonania. Przecież nie można „aresztować” problemu z narkotykami. Więc jedyna rzecz, jaka zmienia się wraz z nastaniem nowego „cara” to fakt, że nowy jest na ogół lepszym kłamcą niż poprzedni. A w tej dziedzinie John Walters jest naprawdę kimś. Próbuje wmówić ludziom, że wygrywamy tę walkę. Powołując się na „Monitoring the Future 2002” opłacone przez rząd, największe dotychczas wykonane opracowanie dotyczące zachowań, postaw i wartości wśród amerykańskiej młodzieży licealnej, studentów i ludzi na progu dorosłości, Walters powiedział, że „badanie to potwierdza, iż nasze wysiłki w dziedzinie zapobiegania narkomanii przynoszą rezultaty”. Co naprawdę jednak mówi raport? Wynik badania pokazuje, że w okresie dziesięciu lat, pomiędzy rokiem 1991 a 2002, na terenie całych Stanów Zjednoczonych wzrosło użycie marihuany wśród uczniów i studentów wszystkich roczników. Jak duży był ten wzrost? Wśród uczniów dwunastych klas wyniósł 30%, dziesiątych klas – 65%, a wśród ósmoklasistów aż 88%! Na jakiej więc podstawie John Walters twierdzi, że działania profilaktyczne przynoszą skutek? Czy jest możliwe, aby antynarkotykowi wojownicy, ot tak po prostu kłamali?
Narkotyki łatwiejsze niż alkohol
Ankieta przeprowadzona w 2002 roku przez działające przy Uniwersytecie Columbia Narodowe Centrum d/s Uzależnień i Nadużywania Substancji Odurzających (National Center on Addiction and Substance Abuse) pokazuje, że w całym kraju młodzież szkolna przyznaje, iż zakup marihuany jest łatwiejszy niż zakup piwa czy papierosów. Jak to możliwe?
Odpowiedź jest dość nieskomplikowana. Kiedy po raz pierwszy pracowałem „pod przykrywką” spotykałem się pod lokalną kręgielnią z grupą około 20 młodych ludzi. Nie byli kryminalistami, nie zaczepiali nikogo, nie napadali na nikogo, niczego nie kradli. Nie byli handlarzami narkotyków, przynajmniej w moim rozumieniu. Jak powiedział jeden z odważniejszych sędziów Sądu dla Nieletnich, który prowadził później wiele tego typu spraw, „oni nie sprzedawali narkotyków, oni po prostu zaopatrywali przyjaciół”. Scenariusz był następujący: jednego wieczora osoba A, mająca możliwość skorzystania z samochodu rodziców jechała do Nowego Jorku i kupowała narkotyki dla całej grupy. W początkowych latach wojny z narkotykami trzeba było pojechać do dużego miasta, by się w nie zaopatrzyć. Następnego wieczora to osoba B lub C mogła pojechać na zakupy. Ktokolwiek wyruszał na taką wyprawę, najpierw odwiedzał przyjaciół, zbierał zamówienia i pieniądze. Po powrocie z miasta dostarczał pojedyncze porcje narkotyków osobom zamawiającym. Z tych transakcji dostarczający nie czerpał żadnych zysków. Prawdopodobnie często musiał sam zapłacić za paliwo.
Ponieważ zaprzyjaźniłem się z nimi, również mogłem kupować narkotyki w ten sposób. W końcu na tym polega praca tajnego agenta. Nie ma w tej pracy nic z wyidealizowanego obrazu przedstawianego w filmach czy telewizji. Każda wojna ma swoich szpiegów, a w trakcie wojny z narkotykami role szpiegów pełnią tajni agenci. Kultura narkotykowa może nie wiązać się z przestępstwami bez ofiar, ale zawsze wiąże się z przestępstwami popełnianymi za obopólną zgodą. Poprzez dokonanie transakcji zarówno sprzedający, jak i kupujący uzyskują pożądaną korzyść, a żadna ze stronnie ma zamiaru donieść policji na drugą. Dlatego niezbędna jest infiltracja tego światka przez tajnych agentów, którzy mają na celu aresztowanie obuczłonków obu drużyn; zarówno dilerów jak i użytkowników. Zadaniem każdego tajnego agenta jest zdobycie przyjaźni, stanie się powiernikiem osób, przeciw którym działają, by później je zdradzić i wsadzić do więzienia. Gdy już skończą z jednym celem zabierają się za następny i wzorzec się powtarza – przyjaźń-zdrada-więzienie – w kółko, setki razy.
Wróćmy na chwilę do tych dzieciaków sprzed kręgielni. Żadne z nich nie ukończyło jeszcze 21 roku życia, ale już mogli sprzedać mi każdy rodzaj narkotyku o jakim mogłem pomyśleć. Jednakże często przychodzili do mnie mówiąc: „Jack, chce nam się pić. Czy mógłbyś pójść do sklepu monopolowego i kupić nam kilka piw? Nam nie wolno jeszcze kupować piwa.” Mogli kupić każdy nielegalny narkotyk, który chcieli, a nie mogli kupować piwa. Jak to możliwe?
Odpowiedź jest tak prosta, że najwyraźniej nie przyszła do głowy żadnemu z naszych antynarkotykowych carów. Piwo i papierosy są legalnymi towarami i koncesjonowani kupcy mogą nimi handlować. Sprzedawanie tych narkotyków jest ich źródłem utrzymania i zrobią wszystko, by chronić swoje koncesje. Nie twierdzę, że gdyby narkotyki były legalne, żadne dziecko nie mogłoby ich nabyć. Nic nie działa doskonale. Ale żaden handlarz nielegalnych narkotyków nie zada sobie trudu by sprawdzić datę urodzenia i stwierdzić czy dzieciak ma dość lat by dokonać zakupu. Dilera interesuje tylko jedno – „pokaż pieniądze!”. Gdy są pieniądze, nie ma znaczenia, czy dzieciak ma cztery lata czy więcej – i tak dostanie czego chce. Wiemy, że tak się dzieje, ponieważ zanotowaliśmy przypadki dokładnie takiego postępowania.
Czysty zysk
Więc o jakim rzędzie kwot tutaj mówię? O kwocie wystarczającej na przekupienie policjanta? Wystarczającej, by kupić sędziego lub polityka? Wystarczającej by przekonać bankiera, by wyprał tą brudną forsę w swoim banku? Tylko w bankach działających na południu Florydy wyprano ponad 7 miliardów dolarów w przeciągu jednego roku. Nie twierdzę, że pieniędzy wydawanych każdego roku na świecie na zakup nielegalnych narkotyków starczyło by na przekupienie policjanta. Twierdzę, że starczyło by ich na zakup całego kraju. Każdego roku ludzie wydają na narkotyki ponad 500 miliardów dolarów. To dużo pieniędzy. Do zeszłego roku kwota ta przekraczała o 100 miliardów dolarów budżet obronny Stanów Zjednoczonych, a jest on większy niż budżety 13 zamożnych krajów razem wziętych. Kwota wydawana na narkotyki jest równa 8% wartości całej międzynarodowej wymiany handlowej i prawie taka sama, jak kwota obrotów całego międzynarodowego handlu odzieżowego. Jedną z głównych różnic pomiędzy tymi dziedzinami jest to, że ludzie z branży tekstylnej osiągają tylko kilka procent zysku z inwestycji. W branży narkotykowej prawie wszystko jest czystym zyskiem. W końcu to, o czym tutaj mówię sprowadza się do chwastów: nie ma znaczenia, czy chodzi o krzaki konopi, kokainę z krzewów koki czy heroinę z makówek. Wszystkie te rośliny to zwykłe zielsko. Ci z nas, którzy są odpowiedzialni za ich niszczenie ścinają je, wyrywają z korzeniami lub spryskują trucizną z powietrza, zatruwając w ten sposób również tych biednych ludzi, którzy zajmują się uprawą. Ale wydaje się, że nie jest to dla nas powodem do zmartwień.
Sedno sprawy leży jednak w tym, że każdego roku musimy tam wracać i niszczyć uprawy od nowa. To są bardzo odporne rośliny, mogą rosnąć właściwie wszędzie i mają dosłownie zerową wartość. Jest tak dopóki nie uczynimy ich nielegalnymi. Kiedy tylko zostaną zakazane ich wartość staje się astronomicznie wysoka, prawie niewyobrażalnie wysoka. Tak wysoka, że przy przeliczeniu uncja do uncji, marihuana jest droższa od złota, heroina droższa od uranu, a cena kokainy plasuje się gdzieś między nimi. Od miejsc uprawy, przeważnie w którymś z krajów trzeciego świata, jak Afganistan czy Kolumbia, do Nowego Jorku czy Los Angeles, gdzie są sprzedawane, wzrost wartości może osiągnąć 17000%! Jak by się wam podobało, drodzy czytelnicy, gdyby wartość produktu waszej firmy wzrosła nagle o 17000%?
Już dawno temu zauważyłem, że gdy mundurowi policjanci aresztują złodzieja lub gwałciciela spada liczba gwałtów i kradzieży. Przestępca znika z okolicy, więc staje się ona bezpieczniejsza dla wszystkich. Ale kiedy ja zamknąłem dilera, poziom sprzedaży narkotyków wcale się nie zmieniał. To było jak tworzenie miejsc pracy dla wielkiej grupy ludzi, która mając w perspektywie krociowe zyski gotowa była zaryzykować aresztowanie. Nawet gorzej; tworzyłem nie tylko nowe, ale i bezpieczne miejsca pracy. Gdyby ktoś próbował wejść na rynek zajęty przezinnego handlarza, prawdopodobnie zostałby zastrzelony. Chcę przez to powiedzieć, że nawet całe armie policjantów nie powstrzymają handlu narkotykami, kiedy zyski z niego są tak wysokie.
Sto lat temu w Stanach Zjednoczonych był tylko jeden narkotyk zakazany prawem federalnym. W roku 1914 rząd amerykański, chcąc uzasadnić delegalizację pewnych substancji, oświadczył że 1,3% populacji jest uzależniona od narkotyków. „Na to nie możemy pozwolić” stwierdzili przedstawiciele rządu i wprowadzili Ustawę Antynarkotykową Harrisona. 56 lat później rząd USA, chcąc uzasadnić wprowadzenie doktryny wojny z narkotykami, przeprowadził badanie, w wyniku którego stwierdzono, że 1.3% populacji jest uzależniona od narkotyków. I jakie rezultaty przyniosły cztery dekady wojny, która pochłonęła prawie bilion dolarów z naszych podatków i zamknęła do więzień za przestępstwa narkotykowe bez użycia przemocy prawie 38 milionów ludzi? Nasz system wymiaru sprawiedliwości dławi się rosnącą liczbą aktów oskarżenia. Czterokrotny wzrost liczby osadzonych spowodował, że budowa więzień jest najszybciej rozwijająca się gałęzią gospodarki w kraju. Obecnie kary odbywa 2,2 miliona więźniów, a każdego roku przybywa kolejne 1,9 miliona skazanych za przestępstwa narkotykowe bez użycia przemocy. W przeliczeniu na głowę statystycznego mieszkańca to najwyższa liczba na świecie. Czy widać koniec? Stany Zjednoczone zamieszkuje 4.6 % populacji świata oraz 22.5% wszystkich więźniów. Oto „kraina wolności”! I nadal 1,3% mieszkańców USA jest uzależniona od narkotyków.
Jedyna zmiana, jaka nastąpiła w ciągu stu lat, niezależnie od tego, czy narkotyki były legalne czy nie, lub też były nielegalne, a my prowadziliśmy z nimi wojnę to fakt, że dziś są tańsze, mocniejsze i znacznie bardziej dostępne dla młodych ludzi. Narkotykowi baronowie bogacą się z roku na rok, terroryści zbijają fortuny na handlu narkotykami, a nasi rodacy umierają na ulicach. Ta wojna tworzy definicję nieudanej polityki społecznej. Jak powiedział Will Rogers: „kiedy zorientujesz się, że siedzisz w głębokim dole powinieneś od razu przestać kopać”. Jako członkowie LEAP apelujemy, by w końcu przestać kopać dół nieudanej wojny z narkotykami i zacząć szukać alternatywnych strategii.
Tłumaczenie: Paweł Szatkowski