Na różne uzależnienia cierpi w USA 6,7 mln pracowników na pełnym i 1,6 mln na części etatu. Spożycie alkoholu i narkotyków kosztuje amerykańską gospodarkę co roku 246 mld dolarów. Departament zdrowia stwierdza w specjalnym raporcie, że alkoholizm i narkomania w środowisku pracy jest wyjątkowym problemem społecznym.
Z pracy własnych rąk utrzymuje się 73 proc. narkomanów. Popadają w kłopoty częściej niż reszta pracowników: padają ofiarami wypadków, nie przychodzą do pracy, muszą korzystać z porad lekarzy i dopominają się o odszkodowania pracownicze.
Emil Jalonen był dobrym adwokatem, specjalistą od prawa pracy. Pilnie strzegł jednak sekretu: był alkoholikiem. Nie mógł zerwać z nałogiem. Musiał pić, by czuć się normalnie, co z czasem coraz bardziej komplikowało jego życie osobiste i zawodowe. Późną nocą budziło go gwałtowne łomotanie serca - to organizm odtruwał się w czasie snu. - Gdybym nie zdecydował się na odwyk, już dawno bym nie żył - mówi 51- -letni "odrodzony na nowo" z St. Paul w stanie Minnesota, trzeźwy od 1991 r. Od kilku lat pomaga kolegom z profesji w uwolnieniu się od nałogów. Podczas grupowej terapii mówi szczerze, że po raz pierwszy wypił dużo w wieku 16 lat, a na studiach pił już codziennie. - Prawnicy są podatni na uzależnienia od substancji chemicznych w znacznie większym stopniu niż inne zawody - mówi gazecie "USA Today". - Powodem jest stres, długi dzień pracy, intensywne przeżywanie kłopotów innych ludzi.
Strach i niepewność
Nałogi trapiące zawody z kategorii "białych kołnierzyków" (od urzędników biurowych po najlepiej płatne, najbardziej prestiżowe profesje) nie są tylko indywidualnymi dramatami ludzi zagłuszających stres alkoholem, narkotykami lub hazardem. W grę wchodzi dobro pracodawcy, ponoszącego koszty absencji i spadku wydajności. Sprawa wyszła na powierzchnię życia publicznego z całą jaskrawością w ciągu ostatnich kilkunastu miesięcy. Skala uzależnień w zawodach inteligenckich nasiliła się jako rezultat osobistych dramatów związanych z atakami terrorystycznymi 11 września, potem załamania na giełdzie, wreszcie - w rezultacie redukcji - spiętrzenia obowiązków na głowę zatrudnionego.
Picie i narkomania wśród ludzi robiących karierę w biurowcach wielkich korporacji stało się problemem wystarczająco dużym, by skupić na sobie uwagę nauki. Do badań nad problemem przystępują ośrodki uniwersyteckie i instytuty badania opinii publicznej. Jeden z nich - Research Triangle Institute z Triangle Park w stanie Północna Karolina - ankietuje na ten temat tysiące "białych kołnierzyków". Badanie jest zamierzone aż do 2003 r. i ma odpowiedzieć na pytanie: jak wydarzenia 11 września wpłynęły na intensywność używania alkoholu, narkotyków oraz na problemy psychiczne i zmianę stylu życia w środowisku pracy.
Znane są już wyniki badań przeprowadzonych w tym roku przez National Center on Addiction and Substance Abuse, centrum badań nad uzależnieniami przy nowojorskim Columbia University. Wkrótce po 11 września w 23 stanach, pięciu wielkich miastach i w Waszyngtonie gwałtownie wzrosła liczba pracowników zgłaszających się na leczenie odwykowe w wyniku nadużywania alkoholu i narkotyków. - Wszystko zbiegło się naraz: zła sytuacja ekonomiczna, strach przed pracą w wieżowcach, straty funduszy emerytalnych spowodowane sytuacją na giełdzie. Pod ciężarem tych faktów ludzie sięgają po substancje uzależniające - mówi "USA Today" Richard Chaifetz, dyrektor ComPsych, chicagowskiej agencji pomagającej pracownikom w rozwiązywaniu problemów emocjonalnych.
Wyjście "z szafy"
Alkoholik lub narkoman potrafi się długo ukrywać. Kierownictwo firm nie chce tracić sprawdzonych ludzi, którym na zaawansowanym etapie życia zawodowego, przeważnie w wieku średnim, przytrafiają się dramaty i uzależnienia. Mądre wyjście to próba pomocy, wyciągnięcie ręki również w stronę tych, którzy jeszcze "nie wyszli z szafy", czyli ukrywają nałóg przed bliskimi i pracodawcą, a czasem nawet są dumni z tej gry w chowanego. Niektóre firmy zatrudniają psychologów, gotowych do pomocy przez całą dobę. Pracownicy firmy doradczej Ernst & Young w Nowym Jorku mogą np. korzystać z bezpłatnego telefonu zaufania i rozmawiać z ekspertami doradzającymi najlepsze sposoby wyjścia z uzależnień od alkoholu i narkotyków.
A te doprowadzają do ruiny świetne kariery. Opinia publiczna zna przeważnie przypadki spadania w locie ludzi ze sfery show businessu. Za każdym przykładem zmarnowanego życia aktorów czy gwiazdorów rocka kryją się jednak miliony anonimowych alkoholików i narkomanów, próbujących pogodzić uzależnienia z obowiązkami zawodowymi. Podążają każdego ranka do biur w pewnym sensie niepełnosprawni, próbujący zatuszować nałóg starannym wypełnianiem zadań. Na dłuższą metę jest to jednak niemożliwe. Z powodu uzależnień cierpi więc nie tylko życie osobiste pracownika, ale odbija się to też na jego wydajności, sytuacji w pracy, a w skrajnych przypadkach - powoduje odpowiedzialność pracodawcy wobec prawa.
Kara i druga szansa
Od szkód wyrządzanych przez nałogi nie jest wolna żadna profesja. Kilka przykładów z amerykańskich gazet. Jeszcze rok temu Martha Wittkowski była główną dyrektorką na stan Iowa organizacji wyższej użyteczności Easter Seals. Niedawno stanęła przed sądem za kradzież społecznych pieniędzy, które pozwalały zaspokajać jej uzależnienie od hazardu. Larry Eisenkramer, sprzedawca usług finansowych z St. Louis w stanie Missouri, został skazany na 27 miesięcy więzienia za zdefraudowanie na zakup kokainy 500 tys. dolarów powierzonych mu przez klientów. Ksiądz Thomas Crandall z parafii St. Rose of Lima w Milton na Florydzie odsiaduje karę do czterech lat więzienia za rozprowadzanie ecstasy i amfetaminy. Przed sądem tłumaczył, że używanie narkotyków pozwalało mu walczyć z codziennym stresem.
- Pracownik uzależniony traci kontrolę nad sobą - mówi "USA Today" Neil Martin, ekspert prawa pracy z Houston w stanie Teksas. - Czasem nie zawaha się przed kradzieżą pieniędzy lub fałszowaniem rachunków. Nieprawe postępowanie nie zawsze natychmiast wychodzi na jaw. Pracodawca często woli je ignorować na etapie drobnych przewinień. Potem jest już za późno i wybucha skandal.
Ujawnienie alkoholika lub narkomana nie zawsze kończy się zamknięciem przed nim drzwi firmy. Zwłaszcza, gdy jest to członek zarządu. Pracodawcy unikają zwalniania z powodu nałogu, bo nie chcą negatywnego rozgłosu, artykułów w prasie i odstraszania udziałowców. Często osobie walczącej z nałogiem, lecz - na szczęście dla firmy - wciąż za własne pieniądze, daje się drugą szansę, proponując kurację odwykową. Inaczej jest, gdy pracownik nie tylko pije, ćpa lub uprawia hazard, ale na dodatek okrada firmę, by zaspokoić uzależnienie. Wypowiedzenie jest wtedy uzasadnione również tym, że nałogowiec może narazić pracodawcę na odpowiedzialność prawną, np. powodując wypadek lub okradając klienta.
Prasa szeroko opisywała przypadek George'a Lindholma, lekarza medycyny sądowej w Spokane w stanie Waszyngton. Prokurator udowodnił mu posiadanie marihuany i kupowanie limitowanych leków na recepty zmarłych, na których przeprowadzał sekcje. Lekarz został zwolniony z pracy, ale wkrótce przywrócony w rezultacie starań związku zawodowego, który nakłonił go do kuracji odwykowej. Zainteresowani wzięli pod uwagę kilka faktów: marnowanie talentu zwolnionego lekarza, możliwość jego powrotu do normalnego życia, a więc drugiej szansy, z której doktor skorzystał w pełni dla dobra własnego i rodziny.
Ciężar potępienia
Każdy taki przypadek stanowi jednak trudny orzech do zgryzienia dla pracodawców i wymaga czasem interwencji dobrego prawnika. W USA, gdzie skarży się każdego i o byle co, zmuszony do odejścia nałogowiec nierzadko obwinia pracodawcę, że uzależnienie powstało w miejscu pracy, jako rezultat stresu związanego z wykonywaniem obowiązków. Sądy przeważnie opowiadają się po stronie pracodawcy, ale koszty postępowania są znaczne. Amerykańscy pracodawcy nauczyli się w takich sprawach wyjątkowo delikatnego postępowania i procedurę zwolnienia uzależnionego pracownika powierzają wyspecjalizowanym prawnikom.
Gdy sprawa wychodzi na światło dzienne, bardziej od pracodawcy cierpi jednak uzależniony "biały kołnierzyk". Często trudno przekonać szefów, by popisali się wyrozumiałością i łaską drugiej szansy. Nawet gdy tak się stanie i były alkoholik po kuracji odwykowej wraca za swe biuro, z trudem znosi negatywne reakcje otoczenia, przeważnie uważającego się za oszukane. Nadal potępia się zresztą bardziej kobiety niż mężczyzn. Środowisko biurowe wciąż uważa, że powinny one walczyć z uzależnieniami bardziej skutecznie niż silna płeć.
Znane w biurach przypadki utrudniania życia byłym alkoholikom i narkomanom nie zachęca innych do szukania pomocy i wychodzenia z ukrycia. Przeciwnie - robią wówczas wszystko, by walczyć z uzależnieniem na własną rękę, popadając przeważnie w jego otchłań coraz głębiej.
1000 dolarów dziennie
Najlepiej uposażeni nałogowcy udają się na leczenie do centrów odwykowych, takich jak SLS Health w Brewster w stanie Nowy Jork. Przyjmuje ono uzależnionych lekarzy, prawników, polityków i dyrektorów wielkich korporacji, przeważnie z metropolii nowojorskiej. Koszty leczenia i pobytu (w skrajnych przypadkach do dwóch lat) to 1000 dolarów dziennie. Klinika akceptuje tylko niektóre programy ubezpieczeniowe, pacjenci płacą więc przeważnie z własnej kieszeni. Czasem również dlatego, by sprawę utrzymać w tajemnicy nawet przed firmą ubezpieczeniową.
Większość pacjentów w takich klinikach to ludzie z wyjątkowymi osiągnięciami zawodowymi. Wydawało im się, że potrafią kontrolować uzależnienie. Doskonałe zarobki pozwalały im wydawać na narkotyki ogromne pieniądze, bez alarmowania domowników. Częścią ich obowiązków zawodowych było goszczenie klientów, a więc również picie.
Mniej zamożni szukają pomocy w grupach Anonimowych Alkoholików. Ostatnio powstają również grupy wzajemnego wsparcia, skupiające ludzi tego samego zawodu, którzy umawiają się, że odrzucają pruderię i fałszywy wstyd, by wyciągać się nawzajem z nieszczęścia. Organizacja Lawyers Concerned for Lawyers w St. Paul w stanie Minnesota uruchomiła np. całodobowy telefon zaufania dla uzależnionych prawników. Urządza też spotkania przedstawicieli zawodów prawniczych, zmagających się z nałogami lub kryzysami psychicznymi.
Podobne grupy wzajemnego wsparcia powołują dentyści, psychoterapeuci, lekarze, nauczyciele i księgowi. Walczący z nałogami ludzie twierdzą, że koledzy po fachu potrafią pomóc lepiej niż zawodowi terapeuci w ośrodkach odwykowych. Nic tak nie stawia na nogi, jak historia sukcesu byłego alkoholika, który od kilku lat jest już "czysty" i chętny do prostowania innych.
Komentarze
A ja słyszałem, że cała Warszawka ćpa, tylko nikt nikomu o tym nie opowiada, bo jest takie kołtuństwo. Jeśli "znajomi " o tym nie rozmawiają, to chyba ciężko oczekiwać, że pogadasz o tym z szefem, co nie?
A ja słyszałem, że cała Warszawka ćpa, tylko nikt nikomu o tym nie opowiada, bo jest takie kołtuństwo. Jeśli "znajomi " o tym nie rozmawiają, to chyba ciężko oczekiwać, że pogadasz o tym z szefem, co nie?