To nie miało sensu co ja powiedziałem.
T0= 20:46
Do T + 30 min przestrzeń u skraju mojego pola widzenia uległa znacznemu rozciągnięciu, nic więcej szczególnego prócz głupawki się nie wydarzyło. Aż do teraz.
Narkotyki, używki i magiczne koktajle, które miały utrzymać największe gwiazdy ekranu w dobrej kondycji, zdolne pracować na planie przez trzy doby bez przerwy, były w Hollywood na porządku dziennym...
Narkotyki, używki i magiczne koktajle, które miały utrzymać największe gwiazdy ekranu w dobrej kondycji, zdolne pracować na planie przez trzy doby bez przerwy, były w Hollywood na porządku dziennym.
Kiedy Debbie Reynolds otrzymała upragnioną rolę Kathy Selden w filmie „Deszczowa piosenka” znalazła się przed dużym wyzwaniem. Jej partnerem ekranowym miał być doświadczony Gene Kelly. Oczekiwano, że Reynolds dorówna znanemu aktorowi.
Aktorka sprostała temu wyzwaniu, ale wyczerpujący harmonogram prób i presja wkrótce zaczęły odbijać się na jej zdrowiu. Choć miała zaledwie 19 lat, wyraźnie potrzebowała przerwy od wielkiego ekranu. Lekarz poradził jej, aby wzięła trochę wolnego, lecz kiedy szef studia filmowego Metro-Goldwyn-Mayer, Arthur Freed usłyszał o tym powiedział jedynie, aby… zmieniła lekarza.
Po latach Reynolds wspominała, że Freed poinstruował ją wtedy, aby zgłosiła się do lekarza po „zastrzyki witaminowe”.
„To były prawdopodobnie te same »witaminy«, które zrujnowały Judy Garland” – mówiła później Reynolds.
Tajemnicze witaminy były niczym innym, jak środkami nasennymi, uspokajającymi, pobudzającymi i różnymi innymi specyfikami. Od lat 20. do 60. przypadła złota era Hollywood. Wtedy amerykańskie studia tworzyły swoje największe filmy. Niestety, często, robiły to kosztem swoich własnych gwiazd.
W studiach hollywoodzkich nie istniała oficjalna polityka zażywania narkotyków czy środków farmakologicznych, lecz, aby utrzymać aktorów w dobrej formie przez wiele dni, konieczne było wspomaganie ich używkami. Wszyscy o tym wiedzieli, lecz unikano mówienia o tym głośno.
Grające w filmach dzieci podlegały zasadom prawa pracy, które regulowały czas spędzany na planie. Jednak, jak po latach mówiły aktorki takie Elizabeth Taylor czy Shirley Temple, reżyserzy i szefowie wytwórni zawsze próbowali przekraczać dozwolone godziny. W późniejszych latach, obserwując pracę na planie, Tylor powiedziała: „Nie mieliśmy tego kiedyś w MGM!”
Shirley Temple w swojej autobiografii pisała zaś o tym, jak całe studio świętowało jej 18 urodziny, po tym, jak wcześniej zmusili ją do pracy przez całą noc.
Tylor i Temple udało się uniknąć narkotyków w dzieciństwie. O wiele mniej szczęścia miała Judy Garland, którą do zażywania środków namawiała własna matka. Garland, która przeszła do historii kina dzięki roli Dorotki w „Czarnoksiężniku z krainy Oz”, dostawała w czasie kręcenia filmu tajemnicze tabletki, które miały ją pobudzić, aby wypadła energicznie. W trakcie całej kariery lekarze z wytwórni MGM przepisywali Garland bez przerwy przeróżne lekarstwa, które miały kontrolować jej wagę, samopoczucie i poziom zmęczenia. Judy Garland przez wiele lat non stop zażywała różne środki. Niektóre były pobudzające, inne nasenne. Nasenne podawano jej np. po to, aby szybko zasnęła i przespała kilka godzin. Po przebudzeniu otrzymywała z kolei inne tabletki, które miały „pomóc” wrócić do formy. W ten sposób dało się pracować 72 godziny z bardzo krótkimi przerwami na szybki sen. Oczywiście wszystko kosztem zdrowia, a w przypadku Judy Garland także życia. Gwiazda zmarła w wieku 47 lat z powodu przedawkowania środków uspokajających.
Inne gwiazdy, takie jak aktorka Joanna Moore, miały przepisaną amfetaminę lub „zastrzyki witaminowe”, aby móc kontrolować wagę. Dla wielu kobiet, które dostały się do „fabryki snów” zażywanie pigułek przepisanych przez studyjnych lekarzy wydawało się jedyną szansą na karierę. W innym wypadku mogły się pożegnać z angażem. Jeden z owych lekarzy, Lee Siegel powiedział kiedyś: „Pigułki były postrzegane jako jeszcze jedno narzędzie pozwalające gwiazdom pracować. Jeśli jeden lekarz by ich nie przepisał, zawsze był inny. Wszyscy stosowali pigułki”.
Aktorzy nie byli jedynymi, którzy brali narkotyki w Hollywood. Legendarny reżyser i producent David O. Selznick, twórca filmów filmów takich jak „Przeminęło z wiatrem”, notorycznie zażywał benzedrynę (amfetaminę), aby przetrwać długie godziny produkcji filmów. Amfetaminę brał także Carol Reed i znaczna część jego ekipy w czasie produkcji „Trzeciego człowieka”. Wiele hollywoodzkich gwiazd zmagało się z uzależnieniem od narkotyków; wiele osób stosowało je poza studiem. Amfetamina zrobiła się popularna w całych Stanach, głównie po drugiej wojnie światowej, gdyż była powszechne stosowana (i nadużywana) w wojsku. W latach 60. można mówić o epidemii zażywania amfetaminy. Obok niej pojawiały się przeróżne „koktajle”, będące w rzeczywistości mieszanką silnych środków uspokajających czy pobudzających.
W 1970 roku używanie amfetaminy zostało znacznie ograniczone przez Ustawę o Substancjach Kontrolowanych, która potwierdziła jej właściwości uzależniające. Do tego czasu Hollywood przerzuciło się jednak na inne środki pobudzające, takie jak kokaina, ale tak ciężkie środki gwiazdy zdobywały już same. W studyjnym systemie lekarskim moda na aplikowanie aktorom magicznych mieszanek nieco minęła.
Siedzę z dziewczyną w pokoju i stwierdzam, że to chyba najciekawsze rozwiązanie niedzieli.
To nie miało sensu co ja powiedziałem.
T0= 20:46
Do T + 30 min przestrzeń u skraju mojego pola widzenia uległa znacznemu rozciągnięciu, nic więcej szczególnego prócz głupawki się nie wydarzyło. Aż do teraz.
Lecimy na żywioł
Dzień zacząłem jak każdy inny, nieświadom jeszcze tego co dziś mnie czeka poszedłem na pocztę odebrać długo wyczekiwaną paczkę. W domu sprawdziłem zawartość, moim oczom ukazały się dwa małe niepozorne kartoniki. Napisałem więc do mojej koleżanki (K) z którą miałem odbyć podróż. Wiadomość zwrotna "dziś wieczór". Przez pół dnia kręciłem się po domu nie mogąc doczekać się tej przygody, mając na uwadzę poprzednie doświadczenia z bliźniakami tej Nbomki z każdą chwilą coraz bardziej się nakręcałem.
Informacja: wklejam tę retrospekcję, choć to nie moje przeżycia, mam nadzieję, że ich autor diviworldium z talk.hyperreal.info nie będzie miał mi tego za złe.
Pozytywne nastawienie, plaża w Płocku, festiwal muzyki elektronicznej, ulice Płocka
Płock, a przynajmniej jego stare miasto, robi naprawdę dobre wrażenie, tym bardziej że już pół godziny po zameldowaniu się w hotelu, przy kuflu „ciemnego miodowego” z mikrobrowaru Tumskiego nieznajomi-znajomi, którzy użyczyli nam miejsca przy swoim stoliku zaproponowali, że podzielą się swoją kokainą. I jak tu nie powtórzyć oklepanego frazesu, że „muzyka łagodzi obyczaje” oraz „festiwalowa atmosfera udzieliła się wszystkim, sprawiając że stają się lepszymi ludźmi”? (Pątnik na pielgrzymce do Częstochowy na pewno nie darowałby Wam swojej kokainy, prędzej ukradłby Waszą!)