Wolne miasto Christiania

W zawieszonych na ścianie głośnikach łomocze dzika, psychodeliczna muzyka, jakby żywcem przeniesiona z czasów Woodstock. Bo knajpka nazywa się właśnie "Woodstock". Zresztą większość klienteli pamięta pewnie ten festiwal. Mam wrażenie, że czas zatrzymał się tu kilkadziesiąt lat temu...

Tagi

Źródło

Dlaczego

Odsłony

13809
Wnętrze jest niewielkie i tak szczelnie wypełnione oparami haszyszu, że w pierwszym momencie niewiele można dostrzec. Gdy w końcu wzrok przebija się przez tę dymną zasłonę, moim oczom ukazuje się szereg prostych, drewnianych ław i siedzący przy nich podstarzali hippisi o zniszczonych twarzach i mętnych spojrzeniach. Inne ławy zajęte są przez kompletnie zamroczonych Eskimosów z Grenlandii. Między ich nogami plączą się ociężałe od narkotykowych oparów psy.

W zawieszonych na ścianie głośnikach łomocze dzika, psychodeliczna muzyka, jakby żywcem przeniesiona z czasów Woodstock. Bo knajpka nazywa się właśnie "Woodstock". Zresztą większość klienteli pamięta pewnie ten festiwal. Mam wrażenie, że czas zatrzymał się tu kilkadziesiąt lat temu.

Niektórzy wyglądają, jakby mieli już na dzisiaj dość. Patrzą tępo w jeden punkt na podłodze, kiwając głowami i charcząc coś do siebie od czasu do czasu.

Pośrodku salki jakaś para kołysze się leniwie w takt muzyki. Pod ich nogami tarza się po ziemi eskimoska dziewczyna. Jej rozpaczliwy, wibrujący krzyk przebija się przez kaskadę gitarowych riffów z głośników. Wydaje się, że przy panującym w knajpie gwarze nikomu to nie przeszkadza. To w końcu Wolne Miasto, niech każdy robi, co chce. Ale nie. Po kilku minutach ktoś litościwie ją wyrzuca na zewnątrz.

Rewolucja gówniarzy

Bar "Woodstock" znajduje się w Kopenhadze. Czyli w Danii. Ale niezupełnie. Chociażby dlatego, że duńskie prawo, na przykład zakaz posiadania narkotyków, tutaj nie obowiązuje. To terytorium Wolnego Miasta Christiania.

Niektórzy z siedzących za drewnianymi stołami gości pewnie pamiętają jego początki. Zaczęło się w 1971 r. Prozaicznie. Kilku hippisów, anarchistów i odlotowców wszelkiej maści przewróciło płot na rogu Prinsessegade i Rafshalevej w kopenhaskiej dzielnicy Christianshavn. Wdarli się na teren opuszczonych koszar, by zasquottować stojące bezużytecznie budynki.

Gdy nadeszli policjanci, zastali tam już kilkuset "osiedleńców". Pałowali, obracali squatty w perzynę, pakowali do suk ich wierzgających mieszkańców. Wracali co jakiś czas. Ale gdy tylko odjeżdżali, do Christianii wracało życie. Sqouttersi porządkowali teren, remontowali zaniedbane baraki, urządzali sale prób dla alternatywnych zespołów muzycznych, występy offowych teatrów i kabaretów, wystawy plastyczne. Duńska policja nie miała śmiałości wypowiedzieć regularnej wojny ponadtysiącosobowej społeczności ufortyfikowanej w masywnych, koszarowych budynkach. I tak już zostało.

Niedziela na Pusher Street

Przez bramę z napisem "Christiania" i znakiem przedstawiającym pięść rozbijającą strzykawkę wlewa się tłum mieszkańców Kopenhagi. Są wśród nich rodziny z dziećmi, zakochane parki, samotni panowie w garniturach, ale najwięcej widać rozkrzyczanych nastolatków w sportowych bluzach. W drugą stronę ciągnie sznureczek wychodzących. Większość z nich ma duże, błyszczące oczy i nieprzytomny wzrok. Bije od nich ostry zapach haszyszu.

Kilkadziesiąt metrów od wejścia, na Carl Madsens Plads stoi kilkanaście prowizorycznych stoisk. Handlarze porozkładali na nich hippisowsko-rastafariańską i orientalną biżuterię, rzeźby, świecidełka i koszulki z napisem "Christiania". W głębi usadowiły się solidniejsze, drewniane budki. Tu asortyment towarów jest trochę inny. Można kupić fajki, fifki, bliskowschodnie, bogato zdobione nargile, cygarniczki, maszynki do robienia skrętów, pojemniki i kapciuchy na trawę. Wszystko, co potrzebne do palenia.

Jeszcze dalej, na Pusher Street zaczyna się bazar haszyszowy. Dealerzy w mikroskopijnych budkach bez żenady eksponują zasuszone kwiatostany konopii i tabliczki "czekolady", przy których widnieją nazwy egzotycznych państw - Nepal, Maroko, Afganistan, Tybet. Na każdym stoisku elektroniczna waga. Są też gotowe do użycia skręty o różnej mocy i smaku. Niedoświadczonym palaczom sprzedawcy polecają "standardy" po 50 koron (25 zł) sztuka. Zawierają tytoń zmieszany z marokańskim haszyszem. Jednym może się upalić czterech nowicjuszy, ale na krótko i nie za mocno. Bardziej wprawni palacze sięgną raczej po "de luxe", czy "extra strong" (80 i 100 koron). Do stoisk ustawiają się kolejki kopenhaskiej młodzieży. Wielu z nich od razu, na ulicy konsumuje "towar". Dziś niedziela, trzeba się rozerwać. Zaciągają się wielkimi, dymiącymi skrętami zupełnie swobodnie, jakby to były papierosy. Niektórzy stoją potem dłuższy czas w jednym miejscu, rozglądając się dokoła ze zdziwieniem. Albo zataczają się, wpadając na przechodniów i wybuchając im w twarz histerycznym śmiechem. Ale nikt nie robi z tego problemu, może oprócz kilku wystraszonych turystów. Tu wolno więcej, tu jest Christiania.

Na całym terenie haszyszowego bazaru poustawiano wielkie tablice z przekreślonym aparatem fotograficznym i napisem "No foto".

- Chodzi o dealerów - tłumaczy Zyd urzędujący w biurze informacyjnym Wolnego Miasta. Nie chcą, żeby ich fotografowano, bo ktoś mógłby ich potem rozpoznać.

Nic dziwnego. To, co w Christianii nie budzi niczyjego zdziwienia, kilkadziesiąt metrów dalej, poza granicami Wolnego Miasta jest nielegalne. Duńskie prawo, podobnie jak polskie karze za posiadanie narkotyków. Handlarze i ich dostawcy, w chwili gdy przechodzą przez terytorium Danii, popełniają przestępstwo - posiadają przy sobie ilości narkotyku stanowczo przewyższające "własne potrzeby". A na dodatek towar oczywiście pochodzi z przemytu. Wszyscy wiedzą, że wielu z christiańskich dealerów ma powiązania z międzynarodowymi gangami narkotykowymi i że część z nich nosi przy sobie, wbrew christiańskim zasadom, broń. I nikt się tym specjalnie nie przejmuje. To jeden z paradoksów Wolnego Miasta.

Tuż za Pusher Street rozciąga się strefa knajpek i kawiarni. To właśnie tutaj, w niskim, drewnianym baraku mieści się bar "Woodstock". Ale to miejsce zarezerwowane jest raczej dla miejscowych i kręcących się w okolicy grenlandzkich Eskimosów. "Goście" wolą pobliską, nieco bardzie szykowną "Cafe Nemoland". Wystawiono przed nią kilkadziesiąt drewnianych stolików z parasolami opatrzonymi napisem "Say no to hard drugs". Wszystkie są zajęte. Przy jednych grupki młodzieży w markowych ciuchach prowadzą ożywione dyskusje, przy innych - zakochane pary patrzą sobie w oczy, przy jeszcze innych - samotni mężczyźni w typie biznesmena przeglądają gazety. Atmosfera niedzielnego pikniku, jak w warszawski letni weekend w ogródkach piwnych nad Wisłą. Z jedna różnicą - wszyscy albo skręcają jointy, albo je palą, albo już są upaleni. Wszyscy. Nawet biznesmeni czytający gazetę i popijający coca-colę.

Wojny heroinowe

Jedną z najsurowiej przestrzeganych christiańskich zasad jest zakaz wnoszenia na teren Wolnego Miasta twardych narkotyków. Bo to właśnie przez narkotyki Christiania omal nie zginęła. Haszysz i marihuana zawsze były przez miejscową społeczność tolerowane jako nieodłączne składniki hippisowskiego stylu życia. Ale wraz z miękkimi narkotykami w Christianii pojawiła się heroina, LSD i inne "twarde" środki. Z początku społeczność Wolnego Miasta była bezsilna wobec narkomanów. Bo przecież według idei utopijnego społeczeństwa, które wyrzeka się przemocy i wszelkich środków przymusu, nikomu niczego nie można zabronić.

Z czasem jednak sytuacja stała się nie do zniesienia. Heroiniści opanowali miasto. W istocie opinia ta nie była daleka od prawdy. Pod koniec lat 70. Wolne Miasto przemieniło się w narkomańska melinę i targowisko kradzionych rzeczy, pełne agresywnych ćpunów i prostytutek-heroinistek. Istne piekło, do którego bał się wejść jakikolwiek porządny obywatel Kopenhagi. Wchodziły za to, i to często, kilkudziesięcioosobowe grupy szturmowe policji, z którymi christiańczycy toczyli regularne wojny.

W końcu społeczność Christianii stanęła przed dramatycznym wyborem. W 1979 r. Zgromadzenie Wolnego Miasta zdecydowało się odstąpić od jednej ze swych podstawowych zasad - zakazu stosowania przemocy - i uchwaliło blokadę przeciwko heroinie. Pilnowano przejść, nie wpuszczano ćpunów i dealerów, a tych, którzy osiedlili się wewnątrz, brutalnie wyrzucano. Ale to nie wystarczyło. Christiańczycy poszli dalej - wynajęli gang motocyklowy o wdzięcznej nazwie "Bullshit", który obiecał, że oczyści miasto z twardych narkotyków. Patrole barczystych motocyklistów w czarnych skórzanych kurtkach przemierzały Wolne Miasto z rykiem motorów. Nie mieli litości dla narkomanów i dealerów. A zarekwirowane w Christianii narkotyki gang sprzedawał poza granicami Wolnego Miasta.

Rządy gangu trwały do 1987 r. Okazały się skuteczne, bo twarde narkotyki zniknęły z Christianii. Ale z idei utopijnego społeczeństwa nie zostało zbyt wiele.

To właśnie wtedy główne wejście na rogu Prinsessegade i Rafshalevej, to samo, przez które założyciele Christianni wdarli się niegdyś na teren opuszczonych koszar, zostało zamknięte. Dla obrony przed narkotykowymi dealerami mieszkańcy wybudowali tam wielką barykadę z podkładów kolejowych. Potem ktoś postawił przed nią wymowną, metalową rzeźbę przedstawiającą Statuę Wolności w kajdanach, w koronie z bomb, z krzyżem w dłoni. Z pewnością jest to komentarz christiańczyków na temat "świata zewnętrznego", ale też i na temat samych siebie i historii ich własnej utopii.

Przeżyjesz albo nie

W 1991 r. duński rząd przyjął program normalizacji "Christianii". Mieszkańcom Wolnego Miasta postawiono kilka warunków. Ustalono, że wszystkie christiańskie bary muszą mieć legalną licencję na sprzedaż napojów alkoholowych. Zgromadzenie Wolnego Miasta zaakceptowało ten wymóg. Oprócz tego christiańczycy mieli zaopiekować się należącymi wciąż do ministerstwa obrony budynkami i utrzymać je w dobrym stanie. Również i to żądanie zostało spełnione. Trzeci warunek brzmiał: koniec z haszyszowym bazarem przy Pusher Street. Chcecie palić - palcie, ale po kryjomu, dyskretnie kupujcie towar od dealerów, nie rzucajcie się z tym w oczy, to damy wam spokój.

I tu zaczęły się schody. Bo w 1979 r., u początku "wojen heroinowych" Christiańczycy zadecydowali o usunięciu ze swego terenu twardych narkotyków, ale też o całkowitej legalizacji marihuany i haszyszu. Aby łatwiej kontrolować sytuację, stworzyli "oficjalny" bazar haszyszowy, na którym jak na dłoni widać, czy ktoś nie próbuje sprzedawać niedozwolonych środków.

- Bazar na Pusher Street to swego rodzaju prowokacja wobec rządu i parlamentu - przyznaje Zyd z biura informacyjnego Wolnego Miasta. - Ale traktujemy go też jako podstawę do nawiązania dialogu na temat legalizacji miękkich narkotyków. Chcemy pokazać, że ich legalizacja może mieć pozytywne skutki społeczne i przynosić państwu korzyści.

Trzeci warunek nie został więc spełniony. Zaczęła się kolejna wojna z policją, która postanowiła położyć ostateczny kres handlowi haszem w Christianii. Patrole znów wkroczyły do Wolnego Miasta, pałki znowu poszły w ruch. Apogeum konfliktu nastąpiło w marcu 1994 r., kiedy christiańscy dealerzy haszyszu ogłosili strajk, a Kopenhagą wstrząsnęła seria potężnych demonstracji przeciwko brutalności policji. Jak twierdzi Zyd, co piąty Duńczyk pali hasz i marihuanę. To właśnie ci ludzie poparli Christiańczyków. I nagle stał się kolejny cud. Policja spasowała. Patrole wycofały się z Christianii, a handel haszyszem i marihuaną mógł nadal funkcjonować bez przeszkód. I funkcjonuje do dziś.

Ale twarde narkotyki są tępione bezlitośnie. Kiedy pytam Zyda, co by się stało, gdybym próbował handlować w Christianii amfetaminą albo innymi twardymi narkotykami, ten natychmiast poważnieje.

- Jeśli będziesz miał szczęście, podejdzie do ciebie miły facet i powie: zabieraj stąd swój towar i swój tyłek i wynoś się. Jeśli będziesz miał szczęście... - zawiesza głos. - Ale jeśli ci go zabraknie, to dostaniesz taki wycisk, jak jeszcze nigdy w życiu. I albo go przeżyjesz, albo nie.

Rozmawiając ze mną, Zyd przez cały czas trzyma w dłoni dymiącego skręta, którym od czasu do czasu zaciąga się głęboko.

- Niektórzy twierdzą, że w Christianii nie ma prawa - mówi Zyd, gdy pytam, jakimi zasadami rządzi się tutejsza społeczność. - Ale to nie tak. Wszyscy mamy swoje prawa, jako indywidualni ludzie. Ja mam swoje prawo i ty masz swoje. Zrób mi coś, co mi się nie podoba, to zobaczysz, co mam na myśli. I zobaczymy, które prawo jest mocniejsze. Jeśli nie umiesz bronić swojej przestrzeni życiowej, ludzie szybko cię zmuszą, byś się tego nauczył.

Faktem jest, że w Christianii nie ma praw w naszym rozumieniu tego słowa. Wolne Miasto nie ma też rządu. Decyzje zapadają na Zgromadzeniach, w których mogą uczestniczyć wszyscy mieszkańcy.

Jedną z uchwalonych przez nie zasad jest zakaz używania przemocy. Po okresie "wojen heroinowych" uznano, że przemoc jest jednak niezgodna z ideologią Wolnego Miasta i wszystkie problemy należy rozwiązywać metodami "parlamentarnymi".

Tak to wygląda w teorii. Jaka jest praktyka - można się tylko domyślać ze słów Zyda.

Extra muros

Opuszczam Christianię. Wychodzę na Prinsessegade. Za mną idzie, zataczając się od krawężnika do krawężnika, eskimoska dziewczyna, ta sama, która tak rozpaczliwie krzyczała w barze "Woodstock". Śpiewa, a raczej bełkocze jakąś smętną pieśń, może ze swoich rodzinnych stron. Nagle zatacza się bardziej, wylatuje z chodnika i omal nie wpada pod rozpędzony rower. Rosły Duńczyk patrzy na nią z dezaprobatą i mówi kilka ostrych słów. Nie znam duńskiego, ale myślę, że pewnie uświadamia jej: "Hej ty, nie jesteś już w Christianii! Tu jest Dania!"


Krzysztof Zalewski, "Dlaczego" 02/2003

Oceń treść:

0
Brak głosów

Komentarze

delirka (niezweryfikowany)
Christiania jest cudowna. Cudowni ludzie, klimat. Jestem w Danii co roku i nigdy nie mogę się nadziwić, ile pozytywnej energii może być w jednym miejscu. Jest pięknie. W te wakacje też ruszam. Przed południem praca, a po południu relax w pełnym znaczeniu tego słowa. Kocham Danię!!!
M. (niezweryfikowany)

Może spróbujemy stworzyć cos takiego na terytorium Polski ???

xil (niezweryfikowany)

nie no rozjebal nie ten artykul nie wiedziaolem ze oze cos takiego istniec

wtk (niezweryfikowany)

nie no rozjebal nie ten artykul nie wiedziaolem ze oze cos takiego istniec

xil (niezweryfikowany)

nie no rozjebal nie ten artykul nie wiedziaolem ze oze cos takiego istniec

Black Panther (niezweryfikowany)

jest organizowany obecnie projekt "freestate ", polega on na zebraniu i przesiedleniu sie 200.000 osob o wspolnych pogladach wolnosciowych, ogloszeniu nowego stanu i wysuniecie prosby do rzadu o respektowanie ich zasad.

Armageddon (niezweryfikowany)

domagam sie wolnego miasta mikolowa!!

JARAC JARAC JARAC JARAC .....

na targowisQ stragany z haszyszem zielskiem i afganem z odciskiem palca ibn ladena!!
wszystko za 3paki od paczki 3gramowej!!

ide na jointa~~> pol grama za 3 paki....

qFa zmienic to czas!!!!!!!!!!!

Anonim (niezweryfikowany)
JA HANDLUJE NA MIKOŁOWIE NA TARGU, TO MOŻE COŚ SIE WYMYŚLI ;)
Bufon Alvariusz (niezweryfikowany)
buzzcock (niezweryfikowany)

Moj kumpel byl tam, podobno czad miejsce, haszyk tani jak paczka chipsow. Tylko radze uwazac, po wyjsciu z tej dzielnicy, mendy tylko na takich cpunkow jak wy (hehe a moze my :) ) czekaja i elagancko do na dolek sie idzie.... Moze w tym roku sie wybiore tez

ASheh (niezweryfikowany)

domagam sie wolnego miasta mikolowa!!

JARAC JARAC JARAC JARAC .....

na targowisQ stragany z haszyszem zielskiem i afganem z odciskiem palca ibn ladena!!
wszystko za 3paki od paczki 3gramowej!!

ide na jointa~~> pol grama za 3 paki....

qFa zmienic to czas!!!!!!!!!!!

później (niezweryfikowany)

Niewiedzieć czemu nie doszedł muj komentaż:(
Tak więc muwie - nie wierze. To jest jeden wielki spisek - żeby wciągnąć biendnych nieświadomych turystów na pastwę Duńskich policjantów.

później (niezweryfikowany)

Niewiedzieć czemu nie doszedł muj komentaż:(
Tak więc muwie - nie wierze. To jest jeden wielki spisek - żeby wciągnąć biendnych nieświadomych turystów na pastwę Duńskich policjantów.

Lukas (niezweryfikowany)
niemozliwe ? mozliwe !!! bo w tamtym roku bylem na wakacjach w Kopenhadze, i szczegolnie zainteresowala mnie ta piękna dzielnica !!!!!!!!!! tam jest wolność, nikt się na nikogo krzywo nie patrzy, faktycznie są eskimosi, murzyni, mieszane towarzystwo różnych narodowości i jakoś nikt nikomu nie skacze do gardła, Hasz i trawe mozna dostac co drugie stoisko !!! Tam jest zajebiście !!!! w tym roku też się wybieram, urzekł mnie widok kanału płynącego pomiędzy dwoma ulicami, jak w Wenecji :) pozdrawiam
Ziomal z miasta eSCe (niezweryfikowany)

Sosnowiec Wolne miasto w Polsce!hwdp

.chudy. (niezweryfikowany)

to musi być pięknę miasto, gdyby tak w polsce z kilka powstało np. łódź, opole, szczeciń, warszawa itp. tylko na przeszkodzie stoi jebana policja i popierdolony rząd

chwdp

Macko (niezweryfikowany)

Musze sie pochwalic że bylem w tym miejscu!=)
Pojechalismy na tydzien do Kopenhagi i jeden z moich kolegów cala droge mówil ze jest tam takie miejsce. Po wyjsciu z promu udalismy sie tam. Wchodzac przez brame czuje juz sie klimacik i zapach przedewszystkim!!!!
Najlepiej oddadza to slowa mojego kolegi który po przybyciu na miejsce powiedział ,, Kurwa chlopaki jestesmy w raju". W kazdy dzien naszego pobytu odwiedzalismy tamto miejsce. Najlepsze jest to ze tam za to ze mój koleszka powiedzial dzienkuje po dunsku dostal 1,5 gramsa za friko.
Ogólnie polecam to miejsce i nie radze tam pokazywac sie kolesiom kturzy maja ciagoty kleptomanskie bo tam bez zadnych smyczy i kagancow poruszaja sie pitbule wielkosci koni!!!!!
O O O na zawsze!!!!!

gizmo (niezweryfikowany)

Musze sie pochwalic że bylem w tym miejscu!=)
Pojechalismy na tydzien do Kopenhagi i jeden z moich kolegów cala droge mówil ze jest tam takie miejsce. Po wyjsciu z promu udalismy sie tam. Wchodzac przez brame czuje juz sie klimacik i zapach przedewszystkim!!!!
Najlepiej oddadza to slowa mojego kolegi który po przybyciu na miejsce powiedział ,, Kurwa chlopaki jestesmy w raju". W kazdy dzien naszego pobytu odwiedzalismy tamto miejsce. Najlepsze jest to ze tam za to ze mój koleszka powiedzial dzienkuje po dunsku dostal 1,5 gramsa za friko.
Ogólnie polecam to miejsce i nie radze tam pokazywac sie kolesiom kturzy maja ciagoty kleptomanskie bo tam bez zadnych smyczy i kagancow poruszaja sie pitbule wielkosci koni!!!!!
O O O na zawsze!!!!!

akita (niezweryfikowany)
a owszem istnieje taka dzielnia w Kopenhadze i ten artykuł prawie odzwierciedla jak to wyglada. "Prawie", bo autor zapomniał napisac jak serdeczni, mili i otwarci są tam ludzie. I mówie wam, na pewno nie przeszedłby taki pomysł w Polsce! I nie dlatego że mamy taki rząd jaki mamy, i nie dlatego że mamy taką policje jaką mamy. A dlatego, że polacy nie potrafiliby się w takim miejscu zachować. Nie oszukujmy się, brak nam po prostu kultury! Ludzie w PL myślą, żeby sie tylko zjarać i żeby to było jak najtaniej, jak najdłużej i jak najmocniej. A Christiańczycy podchodzą do tego "troche" inaczej. Tam zjarać sie nie znaczy siedzieć i być zadowolonym ze sie w końcu udało być w takim stanie a nie innym. Tam hasz jest dodatkowym bodźcem, który powoduje potrzebę działań, tworzenia... W polsce w życiu by cos takiego nie przeszło! OOO
dunczyk (niezweryfikowany)
mieszkam w kopenhadze, wiec bywam tam i robie zakupy.jest prawie tak jak nie ktorzy pisza, czasem zas opinie sa przesadzone...w woodstock bawi sie eskimoska menelownia taka sama jak alkoholicy przesiadujacy nieopodal dworca metro-christianshavn, glownie stali klienci to w wiekszosci pierwsi osadnicy krysi,sa starzy zdegenerowani pijacy palacy haszysz jako dodatek do morza wypitego piwa...woodstock jest to jedyny bar na chrystianii gdzie mozna kupic alkohole dlatego nie ciekawie czasem tam wyglada, w innych pije sie herbaty, wiele rodzajow tego trunku...glownie mozna kupic hasz od 50-80 dkk za grama, zeby kupic ganje trzeba miec chody...nieprawda jest ze politi czai sie na wychodzacych z christianii, musieli by aresztowac dziennie kilka setek ludzi... niniejsza wypowiedz kolegi jest oczywista prawda: "a owszem istnieje taka dzielnia w Kopenhadze i ten artykuł prawie odzwierciedla jak to wyglada. "Prawie", bo autor zapomniał napisac jak serdeczni, mili i otwarci są tam ludzie. I mówie wam, na pewno nie przeszedłby taki pomysł w Polsce! I nie dlatego że mamy taki rząd jaki mamy, i nie dlatego że mamy taką policje jaką mamy. A dlatego, że polacy nie potrafiliby się w takim miejscu zachować. Nie oszukujmy się, brak nam po prostu kultury! Ludzie w PL myślą, żeby sie tylko zjarać i żeby to było jak najtaniej, jak najdłużej i jak najmocniej. A Christiańczycy podchodzą do tego "troche" inaczej. Tam zjarać sie nie znaczy siedzieć i być zadowolonym ze sie w końcu udało być w takim stanie a nie innym. Tam hasz jest dodatkowym bodźcem, który powoduje potrzebę działań, tworzenia... W polsce w życiu by cos takiego nie przeszło! "
O O O (niezweryfikowany)
brawo, brawo, brawo.. :) w koncu ktos tu z sensem mowi.. przede wszystkim jest roznica miedzy 'zjarac sie' a 'get high'.. i fakt, ze u nas nie byloby w stanie funkcjonowac takie miejsce.. nie przywyklismy do takiej wolnosci.. na szczescie potrafimy ja uszanowac w Christianii. Wspominanie baru Woodstock uwazam za zbedne, co najwyzej mozna wspomniec, ze niekoniecznie trzeba tam isc ;) za to nikt nie wspomnial o ludziach grajacych w backgammon w Nemoland i popijajacych Irish Coffee, koncertach w klubie jazzowym, czy rockowych w Loppen.. albo o pomyslach, ktore funkcjonuja na zasadzie miedzyludzkiego szacunku i zaufania (podkreslam, FUNKCJONUJA).. nie opisze dokladnie, to sa rzeczy, ktore trzeba zobaczyc.. W kazdym razie, kazdemu, kto bedzie w okolicy, polecam odwiedzic to miejsce dokladnie.. Swobodnie zajrzec w kazde drzwi i nacieszyc sie rzeczami, ktore nie maja prawa sie zdarzac ;)
Zajawki z NeuroGroove
  • LSD-25
  • Przeżycie mistyczne

Chęć umilenia popołudnia wyrażona Tęsknotą za Utraconym.

 

Minęło już kilkadziesiąt minut odkąd wyciumkany papier znalazł się w moim żołądku. Głowa zaczęła przeczuwać nadchodzący obłąkańczy stan. Ciało zaczyna drżeć, motam się chwilę; szukam odpowiedniego rytmu z którym mogłabym popłynąć; Hallucinogen – The Lone Deranger. Widzę odbicie samej siebie.

  • 2C-E
  • Mieszanki "ziołowe"

Kto: Osobnik męski gatunku homo-sapiens, 180cm w górę, 74kg wszerz, 20 na karku. Ładne parę lat ćpania za sobą i chęć spróbowania całej chemii i natury tegoż świata. ;)

Co: 30mg 2C-E + mix syntetyków w zielsku o smaku palonego kota zwany „Taifun”.

S&S: Spokojny dzień, dużo słońca i ciepło, topniejący wszędzie śnieg. Nastrój „nie mogę się doczekać aż to zjem! :D”. Lekka poranna zamułka po zbytnim upaleniu się ostatniej nocy.

  • Bad trip
  • Marihuana
  • Marihuana

Witam, jestem tu nowa i chciałam podzielić się z wami swoją historią. Jestem młoda, niedoświadczona etc.. nieświadomie, ale jednak, miałam derealizację kilka ładnych lat. Pierwszy raz spotkało mnie to bodajże w 1 klasie gimnazjum, ale to zignorowałam. Później co jakiś czas miewałam owo odczucie, zaczęłam się martwić, latałam po kardiologach, neurologach i nic... Nikt nie wiedział co to, ja również. Dawałam sobie z tym radę, paliłam rzadko, lecz regularnie po 3-4 buszki ze skręta, było fajnie, miło, aż do czasu...

  • Dekstrometorfan

Set & Settings - wygodny i bezprzypałowy pokoik ziomka (nazwijmy go dr.Joint, czemu? bo tak), zimowy wieczór 2009, nastrój hmm.. miedzy nami naajs, osobno? oboje podłamani, liczyliśmy na fazę ale.. nie na aż taką.

Dawkowanie - paczka Aco (30 tabsów) po 15 na łeb, 225mg, moja waga coś ok. 55kg, dr.Joint trochę więcej, aplikowane po 5 co hmm ok 2min. bo ziomka korciło :D

Wiek i doświadczenie - oboje po 15 lat, doświadczenie - DXM kilka razy (małe dawki) marihuana, alko, tytoń. Aco popijane wodą.