17.11
Wolne miasto Christiania
Władze Kopenhagi pod pretekstem walki z narkotykami zamierzają zlikwidować Christianię, ostatnią kolonię hippisów. W istocie chodzi o drogie grunty.
Kategorie
Źródło
Odsłony
6967Nie możemy dłużej tolerować największego supermarketu z haszyszem w sercu naszego miasta - krzyczała Pia Kjaersgaard, przywódczyni skrajnie prawicowej partii Dansk Folkeparti, podczas posiedzenia parlamentu pod koniec marca. Prawicowa koalicja od początku tego roku domaga się przekształcenia Christianii, ostatniego rezerwatu skandynawskich hipisów w centrum Kopenhagi, w zwykły teren mieszkalny.
- W Christianii dzieją się rzeczy niedopuszczalne - grzmiał premier Anders Fogh Rasmussen. - Koniec z handlem konopiami. Jeżeli ta dzielnica ma przetrwać, to musi przestrzegać prawa jak wszyscy Duńczycy.<
Ale mniejszościowa dzisiaj socjaldemokracja nie wyobraża sobie Kopenhagi bez Christianii. - Jeśli rząd myśli, że wyślemy buldożery, żeby zrównać Christianię z ziemią, to się myli! - oświadczył lewicowy burmistrz duńskiej stolicy Jens Kramer Mikkelsen.
Christiania powstała 32 lata temu. 26 września 1971 r. grupa Duńczyków związana z ruchem alternatywnym bezprawnie zajęła 34-hektarowy teren należący do ministerstwa obrony. Hipisi zamieszkali w budynkach, w których wcześniej stacjonowali żołnierze, i szybko założyli własny samorząd. Z czasem mieszkańcy Christianii zaczęli delegować przedstawicieli do rady miejskiej Kopenhagi. W historii zapisała się pierwsza radna, która w 1974 r. podczas posiedzeń karmiła dziecko piersią.
W Christianii mieszka dzisiaj tysiąc osób (z czego połowa jest bez pracy i korzysta z zasiłku), których średnia wieku wynosi ok. 40 lat. Obok starych hipisów i punków osiedlili się tutaj artyści awangardowi i muzycy.
Policja wielokrotnie próbowała usunąć mieszkańców - niezależnie od tego, czy pracowali, czy nie. Nigdy jednak to się nie udało, bo przez lata socjaldemokratyczne rządy tolerowały istnienie tego "niezależnego eksperymentu społecznego". Argumentowano, że lepiej trzymać niepokorne towarzystwo w jednym miejscu, niż mieć z nim problemy w całym mieście. Teraz rządząca prawica chce ostatecznie zlikwidować Christianię. Batalia właśnie się rozpoczęła i potrwa zapewne wiele miesięcy. Jej oficjalny powód to nielegalny handel haszyszem. Nieoficjalny - rząd chce sprzedać atrakcyjne grunty pod luksusowe apartamenty.
W odpowiedzi na groźby rządu kioski z haszyszem w Christianii przykryto wojskowymi siatkami maskującymi. Handlarze przebrali się dla żartu w śnieżnobiałe kitle lekarskie i rozpoczęli strajk. - Tydzień bez haszyszu i miasto padnie na kolana - zapowiedział butnie przedstawiciel dilerów, kryminalista Ali Szczur. W odpowiedzi policjanci oświadczyli, że nie mieliby nic przeciwko temu, aby strajk nabrał charakteru permanentnego.
Mieszkańcy Christianii mają już dość oskarżania ich o wspieranie narkomanii. Mówią, że sprzedaje się tutaj tylko haszysz i marihuanę, czyli nieszkodliwą "trawkę". Rzeczniczka "wolnego miasta" Britta Lillesae odpiera zarzuty rządu. - Dlaczego oni nie zastanowią się raczej nad możliwościami zalegalizowania handlu miękkimi narkotykami?
Władze są jednak nieugięte i zamierzają "tymczasowo" wysiedlić mieszkańców.
Potem mogliby wrócić, ale nie będzie ich już na to stać.
W czasie wojny w Iraku na ulicach Kopenhagi obok manifestacji antywojennych trwały także protesty przeciwników zamknięcia Christianii. Nad głowami demonstrantów powiewały flagi wolnego miasta - trzy złote okręgi na czerwonym tle symbolizujące wiarę, nadzieję i miłość oraz transparenty z napisami "Zachować Christianię, zamknąć Gentofte!". To ekskluzywne przedmieście, gdzie mieszka znienawidzona przez demonstrantów Pia Kjaersgaard.
- Ludzie są rozwścieczeni pomysłem rządu i Pii Kjaersgaard, która chce zlikwidować najciekawszą dzielnicę naszej stolicy - mówi Maja Nemala, studentka. - To chory pomysł! Bez Christianii Kopenhaga stanie się przeciętnym miastem.
- Christiania powstała za przyzwoleniem rządu jako eksperyment społeczny. To obszar, na którym mogła powstać samorządząca się społeczność proponująca inny styl życia. Mieszkając tam, można wiele się nauczyć - na przykład jak dbać o społeczność lokalną. Christiania jest fenomenem na skalę światową - mówi Peter Abramson z wydziału socjologii na uniwersytecie w Kopenhadze.
Kompromisu w tej sprawie nie będzie. Mieszkańcy będą obstawali przy swoim. Władze nie ustąpią i niewykluczone, że już wkrótce w Christianii pojawią się buldożery.
Komentarze