CHORZÓW
Wywalczyli przetrwanie
Los jedynego na Śląsku Ośrodka Diagnostyki i Terapii AIDS przy Szpitalu Specjalistycznym, który realizuje
program metadonowy dla osób uzależnionych od narkotyków pozostaje niezagrożony. Program działa od 1998 r.
i przeznaczony jest dla głęboko uzależnionych od opiatów narkomanów, którzy ukończyli 21 lat i
wielokrotnie już podejmowali próby leczenia w ośrodkach abstynenckich. W programie znalazło się już
ogółem blisko 300 osób, które przestały zażywać narkotyki, w zamian przyjmując farmakologiczny środek
zastępczy — metadon. Nie powoduje on spustoszeń w organizmie i nawet daje szansę na wyzwolenie się
od narkotyku. Wielu z uczestników programu powróciło jednak w szpony nałogu.
— Rocznie odchodzi od programu do 30 proc., ale też kilku rozpoczyna normalne życie. Zresztą celem
programu nie jest abstynecja, ale poprawa sytuacji zdrowotnej, socjalnej, rodzinnej, doprowadzenie do
normalnego funkcjonowania w życiu, znalezienie pracy etc. Dopiero to daje motywację do świadomego
zerwania z nałogiem — tłumaczy Edward Bożek, koordynator programu.
Roczny koszt utrzymania w programie pacjenta wynosi około 7 tys. zł.
— Mogłoby być taniej, ale na razie na lek ma monopol tylko jedna firma w kraju — dodaje
Bożek. Obecnie w programie jest 120 osób.
— Kontrakt z Narodowym Funduszem Zdrowia został utrzymany na poziomie z ub. r. Nie odbyło się bez
targowania, ale spotkaliśmy się ze zrozumieniem. W końcu jesteśmy największym pod tym względem ośrodkiem
w kraju i pierwszym, który w pełni jest finansowanym przez NFZ — podkreśla koordynator. (jus)
data: 9 września 2003r, źródło: Dziennik Zachodni
Narkoman brzydko pachnie
Rozmowa z dr. Markiem Beniowskim, kierownikiem Ośrodka Diagnostyki i Terapii AIDS w Chorzowie,
wojewódzkim konsultantem ds. chorób zakaźnych
Nikt od lat nie potrafi poradzić sobie z narkomanami i bezdomnymi, którzy żyją na dworcu w Katowicach.
Wyrzucanie ich z dworca to akcje spektakularne, ale zupełnie bezskuteczne. Dlaczego?
Bo nie ma innego miejsca, do którego mogliby wrócić. Z drugiej strony dworzec to miejsce, gdzie można
zarabiać pieniądze. Narkomani i bezdomni w centrum miasta, które jest wizytówką województwa to
„brzydko pachnący” problem.
Ile jest narkomanów w naszym województwie?
Z tego co wiem, nikt nie prowadzi takich badań, choć w innych miastach – Poznaniu, czy Krakowie,
tak. Szacujemy, że jest ich kilka tysięcy, w Polsce od 40 do 60 tys. osób.
Jak skutecznie poradzić sobie z narkomanami?
Stworzyć jak najwięcej punktów poradnictwa i leczenia, otworzyć dodatkową noclegownię, schronisko i tam
prowadzić program metadonowy.
Ale program metadonowy, który jest jednym ze sposobów walki z uzależnieniem, realizuje w naszym
województwie tylko wasz ośrodek. Na prawie 5-milionową populację to chyba niewystarczające.
Mamy 120 pacjentów, z czego 60 proc. z nich zarażonych jest wirusem HIV. Na miejsce czeka się około pół
roku. W województwie mamy także ośrodki rehabilitacyjne, punkty konsultacyjne, oddziały detoksykacyjne, a
leczenie metadonem to jeden ze sposobów.
Dlaczego takie ośrodki, jak wasz, nie powstają w innych miastach? Czy to nie załatwiłoby po części
problemu nie tylko katowickiego centrum pełnego narkomanów, ale w ogóle uzależnienia?
Gdyby w pomoc uzależnionym włączyłyby się samorządy, byłoby to wyjście idealne.
A jak to wygląda w Europie? Kiwającego się narkomana trudno spotkać w Paryżu, Londynie, Wiedniu, a w
Polsce, niestety, tak.
Bo w większości krajów program leczenia metadonowego czyli substytucyjnego, jest stosowany przez lekarzy
rodzinnych. Dla wielu naszych pacjentów byłoby to idealne wyjście. Osoba taka nie musiałaby jeździć po
ośrodkach, tylko przychodziłaby do lekarza po metadon, zażywała go i mogła funkcjonować, wrócić do
rodziny. Wydaje się to niewiarygodne, ale osoba leczona za pomocą leków substytucyjnych zmienia się:
poprawia się jej stan zdrowia, powraca do społeczeństwa. Zmniejsza się również ryzyko rozprzestrzeniania
HIV i żółtaczki. Część osób, która bierze metadon, mobilizuje się. 40 procent naszych pacjentów pracuje.
Ale podkreślam, my dajemy metadon, nie likwidujemy uzależnienia.
Dlaczego więc nie można podobnej metody zastosować w Polsce?
Bo to wymagałoby zmian legislacyjnych. Obecnie leczenie metadonem mogą prowadzić jedynie publiczne
zakłady opieki zdrowotnej.
A dlaczego nie sprywatyzować takich usług?
Jeżeli osoba uzależniona wydaje miesięcznie kilkaset złotych na narkotyki to jest to porównywalne z ceną
za metadon. Jest to, owszem, kolejne rozwiązanie, ale znowu wymaga zmian ustawowych.
Dlaczego narkomani zbierają się właśnie na dworcu?
Bo jest to doskonałe miejsce zdobywania pieniędzy. Jedni żebrzą, „sępią”, niektórzy kradną.
Ile zarabia narkoman na dworcu?
Kilkaset złotych, ale jedna z moich pacjentek przyznała się, że potrafiła uzbierać i 2 tys. zł.
Dawać czy nie dawać narkomanowi? Ze względów moralnych, społecznych, dla „jego dobra”?
Trudno mi odpowiedzieć jednoznacznie. Ale ani dawanie, ani niedawanie nie zlikwiduje problemu. Desperat
może ukraść portfel, albo zacząć uprawiać prostytucję.
Niedawno jeden z narkomanów ugodził igłą zakażoną HIV policjanta oraz dziewczynę, która odmówiła mu paru
groszy. Co robić w takich przypadkach?
Zgłosić się do najbliższego pogotowia lub oddziału zakaźnego pobliskiego szpitala. W zależności od tego
czy jest to ukłucie, skaleczenie czy większa rana, stosuje się odpowiednie leczenie, w niektórych
uzasadnionych przypadkach, podaje się leki hamujące rozwój wirusa HIV tzw. antyretrowirusowe, ale
niestety, jest to odpłatne.
Dlaczego musimy za to płacić?
Być może już niedługo będzie to kontraktowane przez kasę chorych. Szpital specjalistyczny w Chorzowie
złożył ofertę Śląskiej Regionalnej Kasie Chorych na postępowanie poekspozycyjne, czyli leczenie po
zakłuciu. Zakontraktowanie takiej usługi rozwiąże problem.
Jakie jest prawdopodobieństwo, że ukłuci igłą narkomana zostaniemy zarażeni?
W przypadku HIV prawdopodobieństwo sięga 0,3 proc., w przypadku żółtaczki typu B – aż 30 proc.
Jeśli wstrzyknięta została nam krew zarażonego HIV-em prawdopodobieństwo zarażenia wzrasta o
kilkudziesięciokrotnie, w przypadku ukłucia głębokiego – pięciokrotnie.
Rozmawiała Izabela Jarosz
O akcji mówią Krzysztof Meyer, dyrektor Biura Prasowego wojewody śląskiego, Lechosława Jarzębskiego:
Chcę jednoznacznie zdementować pogłoski o tym, jakoby pan wojewoda wydał polecenie do przeprowadzenia
akcji w tej formie, jakiej świadkami byli dziennikarze. Pan wojewoda jest przeciwnikiem spektakularnych
działań prowadzonych w błysku fleszy. W czasie, gdy w „Super Expresie” ukazał się reportaż o
kobiecie poszkodowanej przez narkomana, pan wojewoda przebywał na urlopie. O sprawie został
poinformowany. Uznał, że nie może być tak, by podróżni byli terroryzowani przez narkomanów. Dwukrotnie
rozmawiał o tym z generałem Mieczysławem Klukiem, komendantem Śląskiej Komendy Wojewódzkiej Policji i
prosił o baczniejsze zwrócenie uwagi na zaistniały problem.
Magdalena Szymańska – Mizera, rzecznik prasowy Komendy Miejskiej Policji w Katowicach:
Ta akcja ma służyć wypracowaniu metody postępowania z narkomanami przebywającymi na dworcu. Jej
odmienność polegała na tym, że była przeprowadzona o nietypowej porze i przy udziale zróżnicowanych sił.
Chcę podkreślić, że normalnie po dworcu krążą dwuosobowe patrole policyjne. W pierwszym dniu akcji
wylegitymowano 20 bezdomnych i 5 narkomanów. Poproszono ich o opuszczenie dworca. Jeden z
wylegitymowanych trafił do izby wytrzeźwień, dwie osoby zdecydowały się przenieść do noclegowni. Do
jednego wezwano pogotowie. Z czyjej inicjatywy przeprowadzono tę akcję? Z naszej. To była incjatywa
Komendy Miejskiej Policji.
Ale tak już było...
Przed trzema laty ówczesny wojewoda śląski Marek Kempski rozpoczął wojnę z narkomanami panoszącymi się po
centrum Katowic.
14 września 1998 roku wydał rozporządzenie wprowadzające zakaz przebywania w miejscach publicznych dla
osób znajdujących się pod wpływem środków odurzających. Policja miała prawo zatrzymać ćpuna, który
„zakłócałby spokój i porządek publiczny, znajdowałby się w okolicznościach zagrażających swemu
życiu lub zdrowiu, albo zagrażał mieniu, zdrowiu, życiu innych osób lub moralności publicznej”.
Narkomani naruszający zakaz, jeśli istniałyby wskazania do hospitalizacji, mogli być odwiezieni do
publicznego zakładu opieki zdrowotnej lub do innych wyznaczonych miejsc (noclegowni i pomieszczeń
socjalnych).
Pomysł od początku był przez jednych krytykowany, przez drugich chwalony. Wojewoda mazowiecki deklarował
w owym czasie: – Każde działanie, które może przyczynić się do poprawy bezpieczeństwa będzie przeze
mnie podjęte.
Innego zdania było Biuro Rzecznika Praw Obywatelskich, stwierdzając, że narkoman też swoje prawa ma, a
człowieka nie można pozbawić wolności lub mu ją ograniczyć tylko z tego powodu, że odurza się
narkotykami. To jego wolny wybór.
Ostatecznie wojna wojewody z ćpunami przy pomocy rozporządzeń skończyła się 7 października 1998 roku,
kiedy to minister spraw wewnętrznych Janusz Tomaszewski uznał, że inicjatywa Marka Kempskiego stoi w
sprzeczności z obowiązującym prawem.
Rozporządzenie było przestrzegane przez kilka tygodni i w tym czasie do kolegium ds. wykroczeń skierowano
20 wniosków z tytułu naruszania rozporządzenia wojewody. ? aga
data: 14 marca 2002r., źródło: Trybuna Śląska, autor: Jarosz Izabela, AGA
A tutaj coś z mojego regionu, AFAIK nie udało się uruchomić do dzis żadnego ośrodka ;-/
Dajcie mi szansę na życie
Program metadonowy pozwoli narkomanom odnaleźć się w świecie
Dajcie mi szansę na Życie
Nie mam już sił - mówi cicho Jan, 34 -letni narkoman. - Pytam o kolegów, którzy wraz ze mną zaczynali
brać narkotyki przed 20 laty w sopockim liceum. I słyszę ciągle te same odpowiedzi: nie żyje, nie żyje,
nie żyje....
Janek jest rencistą, mieszka z matką.
Jest taka terapia
- Na całym świecie i w wielu polskich miastach pomaga się takim ludziom jak mój syn - twierdzi pani
Gabriela, mama Jana. - U narkomanów z tak długim stażem nie skutkują już jakiekolwiek metody. Jedynie
terapia metadonowa daje szansę...
O wprowadzenie terapii metadonowej w Gdańsku walczy także Mariusz, narkoman z trzydziestoletnim stażem.
Mariusz nie bierze już narkotyków dla przyjemności, on je bierze, by przetrwać. Po każdym wzięciu
narkotyku rośnie u niego dobry nastrój, by następnie spaść poniżej poprzedniego poziomu. Przy narkomanii
przewlekłej narkotyki są zażywane już nie po to, by popaść w euforię, ale by utrzymać się w stadium
normalności.
- Wiele razy próbowałem zerwać z nałogiem - tłumaczy Mariusz. - To było silniejsze ode mnie. Nienawidzę
narkotyków i zawsze do nich wracam.
Metadon to narkotyk
Dla takich ludzi, jak Mariusz i Jan jedyną nadzieję jest skorzystanie z programu metadonowego.
Metadon to także narkotyk. Jest pochodną heptanonu. Narkoman zgłasza się codziennie do przychodni, gdzie
otrzymuje ustaloną przez lekarza dawkę. W miarę upływu czasu dawka jest zmniejszana.
Dzięki całkowitemu odstawieniu narkotyków udaje się uratować od nałogu 2-3 proc. uzależnionych. Terapia
metadonowa daje szanse 20-30 proc. pacjentów.
Program metadonowy jest przeznaczony dla tych, u których zawiodły już inne metody i przestali walczyć z
nałogiem. Jeżeli poddadzą się pewnym rygorom, dostaną jeszcze jedną, być może ostatnią już szansę.
Skorzystały z niej setki osób na całym świecie, także w Polsce.
Ośrodek niezbędny
Pierwszy program substytucyjnego leczenia metadonem rozpoczął się w Instytucie Psychiatrii i Neurologii w
Warszawie w 1992 r . Następne były Szczecin, Rzeszów, Kraków.
- Już przed dziesięcioma laty próbowałem zainteresować terapią metadonową ówczesnego lekarza
wojewódzkiego - wspomina Mariusz. - Bezskutecznie.
Małgorzata Dębczuk, pełnomocnik Marszałka Województwa Pomorskiego ds. Narkomanii także uważa, że
niezbędne jest powołanie tego typu ośrodka w Gdańsku.
- Do terapii metadonowej kwalifikuje się ok. 300 narkomanów z długim stażem z naszego województwa - mówi
Małgorzata Dębczuk. - Sprawą zainteresowali się lekarze z Kliniki Ostrych Zatruć AMG. Wiem też, że pomysł
otrzymał wsparcie księdza Arkadiusza Nowaka, Pełnomocnika Ministra Zdrowia ds. AIDS i Narkomanii. Musi
powstać jednak projekt, który zostanie pozytywnie zaopiniowany przez władze w Warszawie.. Następnie zgodę
na powołanie takiego ośrodka na swoim terenie powinien wyrazić wojewoda pomorski, pan Ryszard Kurylczyk.
Dobry pomysł
Droga do poradni metadonowej jest jeszcze długa. Dr Michał Mędraś, dyrektor Państwowego Szpitala
Klinicznego nr 1, gdzie miałaby powstać poradnia, mówi krótko:
- Do pomysłu mam stosunek pozytywny, ale na razie nie dysponuję odpowiednim pomieszczeniem. Narkomani nie
mogą przychodzić po metadon na oddział szpitalny, a narkotyk musi być odpowiednio przechowywany i
zabezpieczony. Trzeba znaleźć miejsce na przychodnię. Takiego miejsca jeszcze nie mam, ale będę szukał.
Piotr Jabłoński, Dyrektor Krajowego Biura do Spraw Narkomanii, także oferuje wsparcie. - Uważam, że
dziesięć ośrodków w Polsce, stosujących terapię metadonową u tysiąca narkomanów, to za mało - twierdzi
dyrektor Jabłoński. - W Trójmieście żyje dużo narkomanów, stosujących opiaty. Dla nich ten sposób
leczenia jest najlepszy. Jeśli gdańscy lekarze przejdą przez wszystkie formalności, pomożemy w
rozpoczęciu programu i przekażemy do Gdańska metadon.
Dla Jana, Mariusza i wielu, wielu innych termin pokonania formalności oznacza być albo nie być.
Płacą za błędy
Lekarze dobrze znają trójmiejskich narkomanów. Są wśród nich osoby prowadzące własne firmy, artyści, a
także ludzie żyjący na marginesie życia. Kiedyś popełnili błąd, po raz pierwszy sięgając po narkotyk.
Mieli wówczas kilkanaście lat. Byli dziećmi.
Za ten błąd płacą do dziś. Zniszczyli rodziny, przerwali szkoły. Chorują. W myśl obowiązującego prawa są
kryminalistami, bo przestępstwo popełnia każdy, kto ma przy sobie narkotyk.
A oni nie mogą bez narkotyku żyć.
- Stosowanie metadonu u osób uzależnionych od opiatów pozwala na stabilizację ich funkcjonowania w
społeczeństwie - słyszę od lekarzy. - Zlikwidowanie konieczności stałego dążenia do zaspokojenia nałogu
umożliwia osobom uzależnionym zauważenie otaczającego świata, który przestaje składać się wyłącznie ze
spraw i osób związanych z narkotykami.
- Pomóżcie mi zobaczyć świat - mówi Jan.
data: 15 stycznia 2002r., źródło: Wieczór Wybrzeża, autor: Abramowicz Dorota
Droga daleka
ks. Arkadiusz Nowak, pełnomocnik ministra zdrowia ds. AIDS i narkomanii:
- Decyzję o wprowadzeniu programu metadonowego w województwie pomorskim podejmie wojewoda w porozumieniu
z ministrem zdrowia. Jednak przed pomysłodawcami jest jeszcze daleka droga. Warunkiem jest stworzenie
odpowiedniego programu i znalezienie miejsca na poradnię. Metadon będzie przeznaczony dla narkomanów,
którzy już wielokrotnie podejmowali bezskutecznie leczenie. Szczególnie powinien być stosowany wobec osób
już chorujących na AIDS oraz przyjmujących dożylnie opiaty, gdyż wiąże się to z zagrożeniem zachorowania
na tę chorobę.
Powrót do społeczeństwa
dr Jacek Anand, Klinika Ostrych Zatruć AMG
- Celem programów metadonowych jest zmniejszenie kryminalizacji życia środowiska narkomanów,
wyeliminowanie szkodliwej działalności osób głęboko uzależnionych, producentów i handlarzy narkotyków;
możliwość skutecznej opieki i leczenia osób zakażonych i dzięki temu ograniczenie rozprzestrzeniania się
zakażeń w tym środowisku (m.in. gruźlicy, HIV, HBV, HCV). Dla części pacjentów oznacza to powrót do
społeczeństwa, podjęcie przez nich pracy zarobkowej. Nie jest jednak możliwe osiągnięcie wszystkich
wymienionych powyżej celów w odniesieniu do wszystkich uczestników programu.
data: 15 stycznia 2002r., źródło: Wieczór Wybrzeża, autor: Abramowicz Dorota
Głód boli jak porządna grypa
Głódboli jak porządna grypa
Krzysztof nie ćpa od czterech lat.
Z dna wyciągnęła go mama.
Krzysiek: 38 lat, długie włosy, 16 lat ćpania. Zaczął, gdy miał 18 lat, teraz jest na metadonie, żyje z
renty. Jest zakażony wirusem HIV. – Co powiedziałbym młodym ludziom, którzy się w to pakują?
Heroina jest zajebista, ale jej skutki okropne. Ja żyję dzięki mamie.
Mama Krzysztofa: była nauczycielka. Ciepła, sympatyczna, 70-letnia. Ostatnio dołożyła synowi do
komputera, teraz spłaca z nim raty. – O czym marzę? Oby już nie wszedł w to gówno, żeby nie brał.
Zdrowie też jest ważne Nie żałuję tego, że tyle lat mu się poświęcałam. Życie przecież składa się z
walki.
Początek
Krzysiek uczył się w zawodówce na tokarza. Miał 18 lat, kiedy pojechał na wakacje na Mazury. –
Wziąłem z ciekawości. To była heroina z zielonego maku, po dwóch latach pojawił się kompot. Spodobało mi
się, było fajnie. W domu przez kilka lat niczego nie podejrzewali. Potem po mieszkaniu poniewierały się
już strzykawki i opakowania po igłach, w pościeli było widać wypalone dziury – opowiada.
Matka przypomina sobie, że „to” musiało się zacząć, gdy Krzysiek znikał z domu. – W
tych latach o narkotykach w ogóle się nie mówiło, teraz oglądam programy, czytam artykuły – mówi
pani Zofia. – Pamiętam, gdy pewnego dnia spotkałam go jak siedział na naszej działce. Mówił:
„Mamo, jestem chory, jestem chory”. Pomyślałam sobie wtedy: „No cóż, jest chory, ale
każdą chorobę można wyleczyć”. Nie miałam pojęcia, jaka to straszna choroba, potem wmawiałam sobie:
„Moje dziecko i narkotyki? A skąd!”
Gdy Krzysiek zaczął brać, była połowa lat 80. Jeździł po Polsce – Jarocin, Brodnica, Częstochowa.
– Nie było wtedy handlu narkotykami, produkowaliśmy wszystko sami – wspomina. –
Niewiele osób grzało, dobrze się więc znaliśmy. Przez pierwsze lata w ogóle nie uważałem siebie za
narkomana.
O tym, że Krzysiek ćpa, dowiedział się też ojciec. Do dzisiaj robi wyrzuty matce, że to jej wina, bo
pozwalała mu na wszystko.
Walka
Krzysiek próbował różnych zajęć. Był ślusarzem, dekoratorem wnętrz, listonoszem, tokarzem. Raz nawet go
zamknęli, bo przez trzy miesiące nie podjął pracy. Brał, żeby nie iść do wojska, lądował wtedy w
szpitalu, a mama stawała za niego na komisjach.
Najgorsze były głody. – Wiedziałem tylko tyle, że muszę wziąć. To boli tak jak porządna grypa,
tylko dziesięć razy silniej – mówi Krzysztof.
Wynosił przedmioty z domu, żeby kupić działkę. Dzisiaj tłumaczy, że taka jest natura narkomana: kupić i
sprzedać.
– Sprzedał obrączkę męża, mój pierścionek, podbierał mi pieniądze. Pamiętam, kupiłam mu buty, a on
je zaraz wyniósł. Sweter zaczęłam robić na drutach, patrzę a tu wełny nie ma. Też ją sprzedał. Ile razy
wrócił, pobity, poszarpany, bez dokumentów i ze stłuczonymi okularami? Był tak brudny, że po twarzy
chodziły mu wszy. Mieszkał na dworcu w Katowicach, na działkach albo u kolegów. Tyle nocy przepłakałam
przy jego łóżku, gdy był nieprzytomny – opowiada pani Zofia. – Jak brały go drgawki, trząsł
się i wymiotował, to było straszne. Sama brałam wtedy pieniądze, wychodziłam z domu, żeby kupić mu
działkę. Wziął i po pięciu sekundach wszystko mijało. Sąsiedzi pewnie się domyślali, ja zwierzyłam się
tylko przyjaciółce.
Raz mama Krzyśka spotkała syna jak żebrał na ulicy w Tarnowskich Górach. – To było okropne uczucie,
zobaczyć własne dziecko, jak prosi o pieniądze. To wraca za każdym razem jak idę tą ulicą –
opowiada.
Wiele razy Krzysiek podejmował próby leczenia – wtedy, gdy już był zmęczony grzaniem i
kombinowaniem pieniędzy na towar. Bywało, że kupił kawę, zamiast działki. – I tak dobrze, że nie
trafiłem na olej silnikowy, bo niektórzy i to sprzedawali. Brałem jakieś prochy, koktajle, zdrowie
zaczęło szwankować – tłumaczy.
Na detoksie był ze 30 razy, w ośrodkach leczenia narkomanów – cztery. Za każdym razem odwoziła go
tam mama. – Bywało tak, że ja nie zdążyłam jeszcze wrócić, a on był w domu przede mną. Uciekał
– wspomina. – Raz zabrałam mu kurtkę ze szpitala, bo pomyślałam, że wtedy nie zniknie.
Razem objechali szpitale w Toszku, Katowicach Szopienicach, Krakowie, Rybniku. Byli w ośrodkach w
Piastowie, Smażynie, Zapowiedniku, Świbiu.. Ostatni raz sześć lat temu, ale bez efektu.
– Ktoś mi radził, żeby go wreszcie zostawić, niech żyje swoim życiem. Ale to przecież moje dziecko
– tłumaczy pani Zofia.
Krzysztof ma kuratora, bo raz policja przyłapała go w domu, jak robił narkotykowe mieszanki. Miał też
kolegium za to, że włamał się do sklepu.
Dwanaście lat temu Krzysztof zaraził się wirusem HIV. – Wiem od kogo. On też miał HIV-a i ze złości
sprzedał mi działkę ze swoją zakażoną krwią. Myślałem wtedy, że zostało mi dwa miesiące życia... –
mówi smutno. – Ale żyję, mam 700 jednostek odporności, zdrowi ludzie mają 1000. Są tacy narkomani
co mają sześć czy siedem.
Mama też przeżyła szok. – Mąż przez dwa tygodnie chodził naburmuszony. To było 31 grudnia. Krzysiek
zadzwonił do mnie i powiedział, że to już nasz ostatni Sylwester. Na szczęście, tych Sylwestrów
przeżyliśmy dużo więcej. Wyniki ma dobre.
Zwycięstwo
Cztery lata temu Krzysztof udało się załapać na program metadonowy dla narkomanów w Ośrodku Diagnostyki i
Terapii AIDS w Chorzowie. Miał szczęście, bo kolejka chętnych do leczenia metadonem jest długa, dzisiaj
czeka się przynajmniej rok. Aby zostać zakwalifikowanym do programu, trzeba spełniać odpowiednie warunki.
On je miał: długo ćpał, pobyty w ośrodkach nie dały skutku, jest seropozytywny.– Zaczynałem od 120
miligramów, teraz biorę 15 – cieszy się.
Krzysztof codziennie rano przyjeżdża do Chorzowa po swoją dawkę metadonu. W ciągu tych czterech lat, dwa
razy się złamał. Raz chciał sobie nawet wstrzyknąć działkę w ubikacji w ośrodku. Przyłapali go, wyrzucili
na sześć miesięcy. – Dla mnie to była tragedia, pomyślałam, że już będzie z nim koniec –
wspomina mama.
Krzysiek: – Gdyby nie mama i metadon, to już by mnie tu nie było. Choć jeszcze teraz jak przechodzę
przez dworzec w Katowicach, to zaczepiają mnie znajomi narkomani.
Mama Krzysztofa: – Trochę odżyłam, ale ciągle jest ta obawa, że znowu zacznie brać. Jak go nie ma
na obiedzie punktualnie, to już się denerwuję. On mi nieraz mówi: „Uwierz mi”. Ja mu na to:
„Ja ci mogę uwierzyć, ale w życiu różne rzeczy się zdarzają”.
PS. Imiona bohaterów zostały zmienione.
data: 19 lipca 2002r., źródło: Trybuna Śląska, autor: KRĘŻEL MONIKA
Z poradni prosto do dilera
Łódzkie jest jedynym województwem, w którym narkomanom nie refunduje się kuracji metadonem, lekiem
łagodzącym głód narkotyczny. Metadonu potrzebuje obecnie kilkudziesięciu uzależnionych - jeśli go nie
dostaną, będą brać nadal narkotyki.
- Mój syn długo czekał na metadon, ale się go nie doczekał - zmarł kilka miesięcy temu - powiedział nam
Zygmunt Perczyński, ojciec narkomana, działacz Stowarzyszenia Pomocy Osobom Uzależnionym od Narkotyków. -
Nie chciałbym, by taka tragedia przytrafiła się innym.
Metadon nie leczy uzależnienia, zastępuje jedynie narkotyk, którego domaga się uzależniony organizm.
- To lek dla tych, którzy nie reagują na żadne leczenie i nawet po wielokrotnym odtruciu wracają do
nałogu - mówi Zbigniew Łucki, dyrektor Specjalistycznego ZOZ Psychiatrycznego w Łodzi. - Jeśli nie
dostaną metadonu, zamiast do poradni odwykowej, znów pójdą do dilerów.
W takiej sytuacji jest w naszym regionie około 50 osób. Wiele z nich ma rodziny i pracę. Metadon to
ostatnia deska ratunku nie tylko dla nich, ale i dla ich najbliższych. Miesięczny koszt kuracji jednego
uzależnionego wynosi 800 zł. Jednak kasa chorych, a teraz Narodowy Fundusz Zdrowia, nie chcą refundować
metadonowej kuracji.
- Przecież to także skuteczny sposobów zapobiegania HIV i przestępczości - przekonuje Marek Staniaszek,
kierownik Wojewódzkiego Ośrodka Leczenia Uzależnień w Łodzi. - Metadon nie jest rozdawany narkomanom na
ulicy, muszą być pod kontrolą poradni.
Ostatnio refundację metadonu zatwierdzono w Gdańsku i Wrocławiu, w Warszawie podaje się go od 10 lat.
- Decyzja w sprawie refundacji metadonu musi zapaść centralnie - mówi Włodzimierz Stelmach, dyrektor
Oddziału Łódzkiego NFZ. - A zdania co do konieczności stosowania tej terapii u uzależnionych są
podzielone. (luk)
data: 10 czerwca 2003r., źródło: Dziennik Łódzki, autor: luk
no i ten najbardziej pozytywny tekst:
Są pieniądze na metadon
CHORZÓW: Po naszej publikacji
Są pieniądze na metadon
Będą pieniądze na program metadonowy dla Śląska i 123 narkomanów leczących się w Ośrodku Diagnostyki i
Terapii AIDS w Chorzowie. To m.in. dzięki interwencji Małgorzaty Ochęduszko-Ludwik, pełnomocnika wojewody
ds. AIDS, która zainteresowała się sprawą po naszej publikacji.
Wczoraj napisaliśmy, że Narodowy Fundusz Zdrowia o 60 proc. obciął kontrakty dla programu metadonowego
dla Śląska. Oznacza to, że pieniędzy na lek dla najbardziej uzależnionych wystarczyłoby w chorzowskim
ośrodku tylko na trzy miesiące. 70 pacjentów wróciłoby na ulicę. Pracę stracić mogła połowa pracowników
ośrodka.
Małgorzata Ochęduszko-Ludwik dowiedziała się o problemach palcówki od nas. Była zbulwersowana. Obiecała
wstawić się w śląskim NFZ i przekonać go, że pieniądze muszą się znaleźć. Wczoraj dotarła do nas
wiadomość, że NFZ zapłaci pieniądze na cały program dla 123 pacjentów. – Do połowy stycznia fundusz
renegocjuje kontrakt z ośrodkiem. Takie zapewnienia dostałam – mówi pełnomocniczka.
Franciszek Bożek, koordynator programu metadonowego, cieszy się, ale jest sceptyczny. – Między
zapewnieniami a podpisanym kontraktem jest różnica. Nie chcemy pieniędzy na rozwój ośrodka i jakichś
kokosów, ale na podstawową egzystencję dla wszystkich chorych.
Metadon łagodzi objawy głodu narkotykowego. Terapia nim to jedna z najskuteczniejszych metod leczenia
uzależnień na świecie. Dzięki niemu narkoman może normalnie funkcjonować, wrócić do rodziny. Poprawia się
stan jego zdrowia oraz zmniejsza ryzyko rozprzestrzeniania HIV i żółtaczki. Prawie połowa pacjentów
przyjmujących metadon pracuje. ? ika
data: 6 stycznia 2004r., źródło: Trybuna Śląska, autor: ika, wszystkie teksty podesłał: Prorok, Bojownik o Metadon, Oddział "chilum"
Komentarze
"— Mogłoby być taniej, ale na razie na lek ma monopol tylko jedna firma w kraju — dodaje Bożek. Obecnie w programie jest 120 osób. "
Mamy w polsce kapitalizm&wolny rynek... Podobno. A metadon jest z tylko jednej firmy... Żeby było lepiej... Nie polskiej:) Żeby było jeszcze lepiej, to nie chodziło tu o oszczędność...
Tak było kilka lat temu:
http://hyperreal.info/drugs/go.to/art/192
Żeby było jasne nie darze szczególną sympatia tego pisma...
nie jestem niczyim niewolnikiem - mam wybór i to jest moja szansa.
Wolny od 9 lat.
nie mam juz sily i niewiem co mam napisac sensownego poprostu sie wjebalem,za daleko siegnely moje rece i chcialbym sie wyzwolic,mam kolegów ale co ztego nikt ci tak nie pomoze jak ty sobie sam nie pomozesz a rodzina cie zawsze wesprze.boje sie postawic tego pierwszego kroku,bo to sie rusza z najwiekszej przeżutki,i jedna mysl cały czas.......,i tak od paru lat,a zaczałem od trawki,teraz odkupuje sobie troche metadonu od narkusa po 15 po 30 co środe i piątek i tak schodze, po trochu ale nadal mnie cisnie..........................................................i jedna mysl w głowie............................narazie!
dlamnie i wielu innych osób to jedyne wyjscie a fundudz zdrowia chce uciąć budzżet .
Powinno takich punktów byc więcej .
Jestem na programie 3 lata i zaraz schodzę, już 50% dawki + terapia non stop i potem.
Wy nie macie wstydu, stoi grupa przed budynkiami gdzie wydają substytut, klną, klony za 2zeta, zawsze gdzieś nieopodal melina. Nie znalazłeś pracy wypad z programu. Tylko koszty generujesz. 90% to osoby co lecą na patencie jeszcze renta socjal i baja.
5 lat to max bycia na programie. Drugi turnus za 3 lata.
A i w pudle nie powinni nic dawać bo po co? I tam dać ci parę dni zamulacze i 2 razy naltrexon i tyle. Większość jest tak prosta że tego nie skuma.