Narkokultura w Meksyku

W Meksyku mafia ma swoich świętych, fanów i naśladowców...

Tagi

Źródło

Newsday (NY)

Odsłony

4216
URL: http://www.mapinc.org/drugnews/v02/n1179/a01.html
Data: niedziela, 23 czerwca 2002
Źródło: Newsday (NY)
Copyright: 2002 Newsday Inc.
Autor: Letta Tayler

NA PROWINCJI UDAWANIE BARONÓW NARKOTYKOWYCH JEST W MODZIE

CULIACAN, Meksyk -- W starożytnym Meksyku królowie odchodzili na tamten świat w jadeitowych maskach i ulubionej biżuterii.

W nowoczesnym Meksyku baronowie narkotykowi swą ostatnią drogę odbywają z torebkami kokainy, rulonikami dolarów i karabinami maszynowymi ukrytymi w trumnach przyozdobionych sztucznymi dziurami po kulach.

Ten zwyczaj jest elementem tak zwanej przez Meksykanów narkokultury, chwalącej styl życia przemytników kokainy, plantatorów marihuany i producentów heroiny.

Prezydent Vicente Fox robił wszystko co w jego mocy, aby powstrzymać handel narkotykami w Meksyku, gdzie łączy się większość szlaków narkotykowych wiodących do USA. W ciągu ostatnich 18 miesięcy jego rząd przeprowadził ponad 10.600 aresztowań w związku z narkotykami i skonfiskował tony kontrabandy. Ale w Culiacan i innych północnozachodnich stanach wpływ narkokultury na architekturę, modę, muzykę, literaturę, a nawet religię dowodzi braku wiary w moc prawa. Stanowi to dla rządu większe wyzwanie niż zatrzymanie następnej dostawy kokainy przez granicę.

"Baronowie mają powiedzenie: 'Wolę żyć pięć lat jak król [rey] niż 50 jak byk [buey]'" - powiedział Elmer Mendoza, pisarz z Culiacan, którego powieści opisują świat narkotykowy. "Większość tutejszych młodych ludzi zgadza się z tym".

Wielu fanów narkokultury mówi, że chodzi tylko o styl życia, a nie wspieranie handlu narkotykami, podobnie jak większość amerykańskich zwolenników hip-hopu nie marzy o zostaniu gangsterami.

"Chodzi o wygląd. To niczego nie oznacza." - stwierdził Eligio Ramirez, którego można spotkać na rynku w Culiacan w typowym stroju "narko": złotym łańcuchu z wisiorkiem w kształcie liścia marihuany, podrabianej koszuli, ciasnych dżinsach, kowbojskim kapeluszu i strusich butach kowbojskich.

"To wyraz protestu przeciwko establishmentowi" - zgodził się Luis Astorga, socjolog z Narodowego Autonomicznego Uniwersytetu w Meksyku, który jest głównym autorytetem w dziedzinie kultury narkotykowej.

"Nielegalne style życia są w Meksyku atrakcyjne. Wynika to z bezrobocia i długiej historii korupcji władz" - powiedział. "Ludzie wyznają wiele wartości nielegalnego półświatka, ponieważ tradycją jest, że same władze nie przestrzegają prawa" - stwierdził Astorga. "Podobnie jak wszystkie inne grupy kulturotwórcze, handlarze narkotyków tworzą własną mitologię".

Jednym z jej przejawów są tzw. narcocorridos - krwawe kroniki wyczynów dealerów narkotykowych oparte na tradycyjnych balladach. Władze zabroniły nadawania narcocorridos w radiach w północnozachodnich stanach Sinaloa, Chihuahua i Queretaro, zwiększając przez to ich popularność.

"Im więcej osób wie o tym zakazie, tym więcej będzie ich chciało" - powiedział Daniel Jimenez, 23-letni sprzedawca w sklepie muzycznym w Culiacan, stolicy stanu Sinaloa.

Jimenez szacuje, że co najmniej połowa sprzedawanej w jego sklepie muzyki to narcocorridos, które, podobnie jak rap, mogą zarówno zawierać wnikliwe spojrzenie na problemy społeczne, jak i być okropne. Śpiewającymi je artystami są lokalni wykonawcy, tacy jak Fabian Ortega (alias Sokół z Gór, który na zdobiącej płytę fotografii ma na sobie kowbojski kapelusz i trzyma karabin AK-47), a także międzynarodowe gwiazdy, takie jak Los Tigres del Norte i Chalino Sanchez, który wiódł opisywane w swoich pieśniach życie poza prawem, dopóki osiem lat temu nie zastrzelono go w rodzinnym Culiacan.

Największą popularność narkokultura zdobyła w Culiacan, rodzinnym mieście klanu Arellano Felix i niemal wszystkich największych meksykańskich dealerów narkotykowych. Prawdą jest, że fani mogą dowiedzieć się nieco o nim w Mazatlanie, porcie znajdującym się 250 kilometrów na południe, gdzie taksówkarze oferują zwiedzanie podejrzanych dyskotek i rozległych posiadłości kartelu, a także ruchliwego skrzyżowania, na którym policja w lutym zastrzeliła Ramona Arellano Felix.

Culiacan to miejsce, gdzie najłatwiej jest kupić spinkę do pasa z prawdziwymi lub fałszywymi rubinami w kształcie maku opiumowego, samochód terenowy tryskający olejem w kierunku goniących aut, aby wpadały w poślizg, podrabiane koszule jedwabne, strusie buty kowbojskie czy błyszczące ramię manty.

Jak na ironię, większość baronów narkotykowych przestała obnosić się w tak ostentacyjny sposób, mówi Mendoza.

Culiacan ma nawet patrona, świętego dealerów narkotykowych, eleganckiego, wąsatego bandito - Jesusa Malverde. Według lokalnej legendy, Malverde był meksykańskim Robin Hoodem okradającym bogatych i oddającym biednym, dopóki władze Culiacan nie powiesiły go w 1909 roku na drzewie mesquite. Mieszkańcy przypisują mu takie cuda, jak uleczanie śmiertelnie chorych i, ostatnio, rekordowe zbiory marihuany na wzgórzach za miastem.

Turyści z tak odległych miejsc jak Los Angeles przybywają, aby zobaczyć szczątki Malverde, które podobno leżą na szrocie obok restauracji McDonald's pod stosem kamieni i brudnych plastikowych róż, na których spoczywa zardzewiała klatka z jego popiersiem. "Rząd kilka lat temu próbował się go pozbyć, ale buldożery psuły się, próbując rozepchnąć kamienie" - powiedział Martin Alarcon, właściciel szrotu.

Malverde nigdy nie został uznany przez kościół - ani przez państwo, które nie ma żadnych dokumentów potwierdzających jego istnienie. Ale w poświęconej mu kaplicy obok szrotu wierni dziękują za cuda, a niektórzy kupują breloczki i inne pamiątki z jego twarzą otoczoną liśćmi marihuany lub karabinami maszynowymi.

Handlarze narkotyków, których modlitwy do Malverde nie zostały wysłuchane, często kończą na cmentarzu Humaya w Culiacan, gdzie wiele grobów ma trzy piętra i przypomina katedry lub zamki z kolumnami oraz figurami koni i bydła w stylu popularnym również w architekturze mieszkalnej, biurowej i lokali rozrywkowych w okolicy.

Wielu handlarzy pochowano z zapasem narkotyków, pieniędzy i ulubioną bronią w trumnach ozdobionych karabinami AK-47 lub dziurami po kulach. Tak przynajmniej twierdzą niektórzy mieszkańcy miasta, a także pracownik biura pogrzebowego, który odmówił podania nazwiska, wyjaśniając: "Nie chcę jak oni skończyć na Humaya".

MAP posted-by: Jackl
tłumaczenie: heja

Oceń treść:

0
Brak głosów

Komentarze

badlildevil (niezweryfikowany)

niezla jazda z tym meksykiem,ale w polandzie jest podobnie,tylko pismaki boja sie wkraczac na niepewny grunt,no i bez namaszczenia i koperty sponsora nie napisza nic ciekawego.atemat jest moim skromnym zdaniem przedni,dodajcie swoje komentarze.
diabelek

Tomoraminium (niezweryfikowany)

obejrzyjcie sobie Amorres Perros, a potem Traffic, no na polepszenie chumoru może blow
:)
mexykańska atmosfera hehe
"rekordowe zbiory marihuany na wzgórzach za miastem. "

niezle mają chłopaki szkoda ze jest tak daleko, ale moze odwiedze (czytaj: kupie klamke i pojade)

turtles (niezweryfikowany)

"Mieszkańcy przypisują mu takie cuda, jak uleczanie śmiertelnie chorych i, ostatnio, rekordowe zbiory marihuany na wzgórzach za miastem "
Kurde chyba se otworze mala plantacyhke i zaczne modlic do tego swietego

Co jak co, ale cytat jest swietny

Zajawki z NeuroGroove
  • Gałka muszkatołowa








Gałka - nic szczególnego





Była środa, 18 XII 2002, gdy postanowiłem przetestować gałkę po raz kolejny, ale tym razem bez dodatków w stylu MJ, czy N2O.


45g gałki czekało już w szufladzie na odpowiedni moment. Po zjedzeniu kolacji zdecydowałem się rozpocząć całą akcję :)


  • Alprazolam
  • Pozytywne przeżycie

Posiedzenie z paroma kumplami, oczekiwania to wyciszenie, położenie się na kanapie i wsłuchanie się w muzykę. Nastrój depresyjny, ale nie najgorszy

Od 2/3 lat siedzę w domu. Przez depresję, stany lękowe, fobię społeczną i agorafobię rzuciłem szkołę i całkowicie wykluczyłem się z normalnego życia. W maju br. poszedłem do psychiatry... lekarz zapisał mi alprazolam. Zaczynałem od małych dawek 0,25mg/0,5mg/1mg na raz i brałem dość często. Po jakimś czasie przestałem, bo nie czułem potrzeby i nie chciało mi się wiecznie być ospanym i chodzić jak po alkoholu. Wszystko zmieniło się jednego dnia, gdy postanowiłem polecieć grubiej niż zazwyczaj

  • LSD-25
  • Pozytywne przeżycie

pozytywne nastawienie, w otoczeniu dwóch bliskich mi i zaufanych osób, wyjście do muzeum

Wiele razy zabierałam się do napisania trip raportu po spróbowaniu nowych używek (z mniejszą czy większą korzyścią dla mnie), jednak mam wrażenie że im bardziej człowiek w to wsiąka, tym w jakiś sposób mniej ‘wyjątkowe’ wydają się wszystkie kolejne okoliczności. Precyzując co mam przez to na myśli: odwrotnie proporcjonalnie do ilości nabywanych doświadczeń coraz mniej analizuje się na czym polegają nowe doznania, a bardziej po postu je przeżywa, tak po prostu będąc tu i teraz. A przynajmniej tak działa to w moim przypadku.

  • Bad trip
  • Inhalanty

dzień jak każdy inny, miałem ciśnienie żeby się czymś odrealnić

Wyszedłem z domu około godziny 19 w celu zakupienia paczki papierosów i gazu do zapalniczek w osiedlowym sklepie. Skąd ten chory pomysł mógł mi przyjść do głowy... Zaraz po wyjściu odpaliłem szluga i wziąłem pierwszego macha z butli. Po kilku sekundach poczułem mrowienie nóg i dziwnie "zakręcony" umysł. To był dopiero początek bo gdzieś około godziny spędziłem siedząc z dziewczyną i paląc szlugi, warto dodać że zanim do niej dotarłem to gaz już przestał działać.

II uderzenie (godzina 20:00)

randomness