Późnym wieczorem w środę 31 sierpnia, w centrum Christianii, półautonomicznego wolnego miasta na terenie Kopenhagi, padły strzały. Ranne zostały trzy osoby, w tym jeden policjant, który pozostaje w stanie krytycznym. O uzbrojonym bandycie - 25-letnim Duńczyku, który następnie zastrzelony został przez policję – mówi się, że zaangażowany był w obrót haszyszem na terenie Christianii.
Konopie od dawna były otwarcie sprzedawane i popularne w tej wyjątkowej okolicy, słynnej na cały świat utopijnej komunie, która wyrosła w samym sercu stolicy Danii. Ten historyczny ośrodek wolności i oporu, świętuje dziś 45. rocznicę dnia, gdy dzicy lokatorzy — znani jako slumstormerene – wtargnęli na teren opuszczonej bazie wojskowej, twórczo aktywizując ten opuszczony obszar w trudnym okresie socjalnej zapaści. W roku 1973 socjaldemokratyczny rząd oficjalnie nadał Christianii tymczasowy status "eksperymentu społecznego" - termin często krytykowany jako odnoszący się do czegoś, w czym wielu mieszkańców bynajmniej nie godziło się brać udziału. Niemniej jednak orzeczenie to pozwoliło Christianii trwać, a w 1989 roku większość parlamentarna potwierdziła i sformalizowała status Christianii, legalizując squaty.
Przechadzka poza "centrum" Christianii, z jej barami, kawiarniami, sklepami i centrami sztuki, pozwoli Wam zobaczyć rzeczy, które czynią ta społeczność wyjątkową. Mieszkańcy odnowili stare baraki, przystosowując je do pełnienia ról domów mieszkalnych, przedszkoli, warsztatów i kawiarni; sami zbudowali własne awangardowe domy; w miejscu narodzin kultowego "roweru transportowego" ("cargo bike") ulice są całkowicie wolne od samochodów.
Wspólnota prowadzi własne centrum usług społecznych we współpracy z gminą, znane jako Herfra og videre (Naprzód i w górę), jak również centrum opieki zdrowotnej. Z wyjątkiem kwestii szkół, szpitali i usług społecznych, Christiania lubi organizować sprawy po swojemu. Utworzyła samodzielnie administrowany system, który wydaje 29 mln koron (3,3 mln funtów) rocznie na utrzymanie infrastruktury i budynków wspólnego użytku, przedszkoli i kanalizacji, prowadzenie recyklingu i zbiórki odpadów.
Narkotyki zawsze był częścią społeczności. W ostatnich latach handel konopiami jednakże ewoluował. Niegdyś prowadzony przez drobnych dilerów, obecnie kontrolowany jest przez duże, międzynarodowe organizacje, w tym duński oddział Hell's Angles, czyli ludzi, którzy nie są ani mieszkańcami, ani pracownikami Christianii.
"Ta zmiana postępowała w ciągu wielu lat" - mówi Risenga Manghezi, rzecznik społeczności, mieszkająca w Christianii od siedmiu lat. "W ciągu ostatnich 10-15 lat, policja uderzała w Pusher Street bardzo mocno. W efekcie małe, rodzinne sklepiki zniknęły, pozostali zaś jedynie ci najbardziej skłonni do podejmowania ryzyka i manipulowania mieszkańcami."
Ostatnie policyjne dane pokazują, że przez Pusher Street może przepływać nawet do 1 mld koron rocznie.
"Dziś dostępne są gotowe jointy, różne rodzaje haszu" - mówi Manghezi. "To wszystko jest wysoce zorganizowane i wiąże się z bardzo dużymi pieniędzmi."
Mamy zatem sytuację, gdy w półautonomicznej i zorientowanej socjalnie społeczności rozwinął się w iście kapitalistycznym stylu "narkotykowy supermarket", który wymyka się spod kontroli – czego kulminacja znalazła wyraz w niedawnej strzelaninie.
"To było coś, o czym większość z nas wiedziała, że może się w końcu zdarzyć" - mówi Manghezi. "Nie pierwszy raz ktoś został postrzelony w Christianii. Zawsze jednak uważałam, że w dniu, w którym postrzelony zostanie policjant, sprawy pójdą w naprawdę złym kierunku."
I rzeczywiście — następnego wieczoru mniej więcej 400 z 700 dorosłych mieszkańców Christianii spotkało się na zebraniu. Demokratyczne procedury są w Christianii oparte na mechanizmie konsensusu i sprzedawcy konopi są często obecne na spotkaniach społeczności: by mieć w Christianii stoisko z haszyszem trzeba być rezydentem.
Niektóre gangi manipulują jednak mieszkańcami tak, by ci działali jako rzecznicy ich interesów. Ich obecność na spotkaniach – ubolewa Manghezi — sprawiała, że trudno było uruchomić jakiekolwiek działania w kierunku zmiany sposobu funkcjonowania Pusher Street. Tym razem jednak jasne było, że stało się coś drastycznego: pod koniec spotkania mieszkańcy postanowili zlikwidować wszystkie stragany w "marihuanowym supermarkecie konopi" i wyrwać obszar spod kontroli dilerów.
"Cały ten klimat wokół Pusher Street naprawdę wysysa z Christianii energię. To, co się stało, było dzwonkiem alarmowym." - mówi Manghezi. - "Konfrontacje z policją na Pusher Street blokowały wiele wspaniałych rzeczy, które inaczej mogłyby postępować naprzód. Mam nadzieję, że to, co zrobiliśmy, pozwoli teraz uwolnić trochę nowej energii, dzięki czemu będziemy mogli skupić się na tym, co dzieje się tu dobrego. "
Ponieważ stragany zostały zniszczone, atmosfera jest wyraźnie inna: pojawiły się stoiska z domowym jedzeniem, mówi się o planach zbudowania fontanny. Ta alternatywna miejska enklawa zawsze dostarczała wielu pozytywnych inspiracji. Wspólnota ciągle eksperymentuje z ekologicznym budownictwem, wodociągami, energią słoneczną i systemami uzdatniania wody, aby zmniejszyć swój ślad ekologiczny. Kreatywność i skłonność do eksperymentowania były częścią Christianii od zawsze, ale powszechną uwagę skupiała głównie Pusher Street.
"Sprawiła, że ludzie przestali myśleć o eksperymencie społecznym."- mówi Manghezi. "Dawała ogólne wrażenie, że wszystko, co tu robimy, jest nielegalne – a tak przecież nie jest."
Ta swoboda eksperymentowania jest w Christianii podstawową zasadą. Gdy tutejszy mieszkaniec i archiwista Ole Lykke przeniósł się do Freetown w 1979 roku, wyglądało to wg niego tak, że "miałeś dobry pomysł, to mogłeś z nim ruszać — a jeśli ktoś narzekał, musiałeś się z tym pogodzić. Jeśli nie, po prostu robiłeś swoje. "
W 2011 roku pojawiło się dla ich zasad zagrożenie, kiedy rząd duński nalegał, by Christiania zakupiła swój teren, ponieważ inaczej mógłby on zostać zakupiony przez kogoś innego. Z powodu odrzucenia przez Christianites praw własności, ta perspektywa niespecjalnie do nich przemawiała. Założyli zatem fundację, aby kupić ziemię. Wielu zwolenników gminy skorzystało z okazji " zakupienia małego udziału w wolności "- zebrano ponad 12,5 mln koron, hipoteka została zabezpieczona a Christiania ocalona.
Płatności hipoteczne rosną co roku, ale ów czynsz i tak jest o wiele tańszy, niż w pozostałej części centrum Kopenhagi – stwarzając w Christianii "idealne warunki do gentryfikacji", jak mówi Manghezi. Autonomiczna, czy nie, Christiania stoi przed tymi samymi wyzwaniami, co wiele dzielnic śródmiejskich, jeśli chodzi o presję sił rynkowych.
Jest coraz bardziej oczywiste, że zwalczanie nielegalnego handlu narkotykami jest kluczem do zapewnienia przetrwania Christianii. W ramach niedawnego "przełomowego" porozumienia mieszkańcy zgodzili się na zainstalowanie przez policję monitoringu. Christiania zachęca obecnie nabywców konopi, aby kupowali je gdzie indziej.
Czy Christiania będzie taką atrakcją jak dawniej, gdy rozwieje się dym ze zdominowanego przez gangi rynku konopi?
"Nie możemy pozwolić, by rynek konopi finansował przestępczość zorganizowaną" - mówi Jensen. "Musimy znaleźć rozwiązanie tego problemu... Myślę, że kontrolowana legalizacja byłaby lepszym sposobem uregulowania rynku konopi, niż aktualnie obowiązujący zakaz."
Gdy Ole Lykke obserwuje, jak ostatni w Christianii haszyszowy stragan ładowany jest a naczepę ciężarówki, która przewiezie go do kopenhaskiego Muzeum Miejskiego w celu upamiętnienia tego najnowszego rozdziału 45-letniej historii wyjątkowej społeczności, rozważa konsekwencje tego, co widzi.
"Kolejne kroki zależą od polityki narkotykowej Danii." - mówi. - "Będąc tu w tym momencie, piszemy historię."
Komentarze
i jak zwykle ...gdzie wtargną wielkie "koncerny" zawsze robi się zło. Oni wymuszają na pośrednikach, pośrednicy szaleją ... dalej wiecie jak to wygląda.
Wystarczy popatrzec jak koncerny farmaceutyczne sukcesywnie podbierają legalne środki by później je zakazać.
To wszystko jest mafia i zorganizowana grupa gdzie jakiś pazerny typ stara się ukraść i oszukać.