Przewodnik po narkotykach w amerykańskim rapie. Część 1: marihuana

..czyli temat w sam raz na piątkowy wieczór ;)

Tagi

Źródło

newonce
Filip Kalinowski & Izaak Rodrigo Pereira

Odsłony

2548

Majówka trwa w najlepsze, a jak jest wolne, to i różne pomysły przychodzą do głowy. Doszliśmy do wniosku, że to dobry moment, żebyśmy pogadali trochę o używkach. Bo żaden inny gatunek nie mówi o swoich słabostkach tak szczerze i dobitnie, jak rap.

Rap jako integralny element kultury popularnej od zawsze był wypadkową nastrojów społecznych. By w pełni zrozumieć korelację narkotyków i hip-hopu, musimy cofnąć się w czasie aż do momentu, kiedy to prezydent Richard Nixon ogłosił przed amerykańskim Kongresem słynną War on Drugs.

Rozprzestrzeniający się problem uzależnienia od heroiny wśród walczących w Wietnamie amerykańskich żołnierzy stał się przyczynkiem obranej w tamtym czasie polityki względem narkotyków. Wynikiem tego, w lipcu 1971 roku, Nixon ogłasza narkomanię wrogiem publicznym numer jeden. Działający w dobrej wierze przeciwnicy uzależnienia nie mogli wtedy wiedzieć, że obrany kurs okaże się w opinii wielu prawdopodobnie największą porażką rządzących. Ogłaszając narkomanię wrogiem numer jeden, amerykański rząd był niestety na owe – idące krok w krok za pompatycznymi deklaracjami – konsekwencje zupełnie nieprzygotowany: armia urzędników i wojskowych szła na wojnę z nieznanym. Rykoszetem w owej potyczce oberwało się społeczeństwu. A jego całkiem spora hip-hopowa część dała wyraz swoim utrapieniom za pomocą wersów rapowanych do bitu.

Jedną z najlepszych wizytówek tonu w jakim prowadzono dekady temu debatę na temat narkotyków, jest traktowany dziś z przymrużeniem oka słynny propagandowy film z 1936 roku Reefer Madness. Przedstawiona tam w kuriozalny sposób konsumpcja marihuany (oraz jej skutki) na długo zapadły ludziom w pamięć, a jej wizerunku nie ociepliła nawet wprowadzona w 1977 r. w jedenastu stanach dekryminalizacja konopi indyjskiej. Świadomość narkotykowa amerykańskiego społeczeństwa była wciąż bliska zeru, a wytoczona przez Nixona wojna antynarkotykowa pogłębiała stereotypowe myślenie o używkach i wrzucanie do jednego wora hery, koki, haszu i LSD. Co ciekawe, w pionierskich dla rapu, późnych latach 70. i wczesnych 80. środowisko hip-hopowe również nie dzieliło dragów na miękkie i twarde – wszystkim używkom mówiło głośne NIE. Wiązało się to – oczywiście – z plagą cracku, który zalał afroamerykańskie dzielnice Nowego Jorku w latach 70. i zbierał swoje żniwo na blokach, w których rodził się w tym samym czasie rap. Ale na celownik swoich tekstów ówcześni MC’s brali nie tylko świeżo wówczas powstałą, zanieczyszczoną kokainę do palenia, ale również kokainę sypką, czy właśnie trawkę.

I choć do palenia zielska przyznawali się już wcześniej znany głównie z numeru Wild Thing Tone Loc czy Beastie Boysi, prawdziwą rewolucję w tej kwestii przeprowadzili ujarani Latynosi z cyprysowego wzgórza. Składające się z dwóch raperów, B-Reala i Sen Doga oraz producenta DJ’a Muggsa rapowe trio było jednym z pierwszych ekstraklasowych, które nie bały się mówić otwarcie o swoich niechlubnych jeszcze wówczas słabościach. Wydaje mi się, że marihuana zawsze była integralną częścią rapowej subkultury; odniesienia do niej pojawiały się jednak tylko w undergroundzie. Po Narkotykowej Wojnie, w wyniku której Reagan sklasyfikował marihuanę jako narkotyk pierwszego stopnia, jej wizerunek bardzo się pogorszył, mocno niepokojąc rodziców słuchaczy rapu, więc my… chcieliśmy go ocieplić – cały wątek podsumował kiedyś w jednym z wywiadów B-Real. Wydany w dwa lata po ich debiutanckim krążku Cypress Hill album Black Sunday był kolejnym krokiem tej szeroko zakrojonej kampanii społecznej w wersji rap, a jego twórcy dodali do fizycznego wydania płyty listę informacji, które miały podważyć wiele ogólnie przyjętych sądów na temat trawki.

W batalii o dobre imię weedu w sukurs Cypress Hillom rok później przyszedł Dr Dre. Jego debiutancki, solowy krążek The Chronic od samego swojego tytułu, przez okładkę, na której przejarany doktorek spoglądał na słuchaczy z portretu umieszczonego w logo popularnych wtedy bletek firmy Zig-Zag, aż po listę gości przewijających się na płycie, cały był spowity gęstym, słodkim dymem. I też nieprzypadkowo Andre Young na tej płycie przedstawił światu swojego kompana do lolka – Snoop Dogga, znanego wówczas jeszcze jako Snoop Doggy Dogg, a do dziś będącego jednym z najbardziej znamienitych adwokatów trawki w całej rap grze (i w ogóle w showbusinessie). Sukcesy, z jakimi spotkały się przejarane hymny Cypressów, Dr Dre czy Snoopa, prędko dodały kurażu innym rapującym zwolennikom marihuany. I tak w przeciągu dekady ilość nawiązań do narkotyków w hip-hopowych numerach zwiększyła się z początkowych 4% w latach 80. do 45% na początku lat 90. Do grona rozkochanych w zielsku MC’s prędko dołączyli tacy gracze, jak m.in. wchodzący w skład Def Squadu Redman…

i Keith Murray…

…znani właściwie tylko ze swojego weed songu Luniz…

czy KRS-One, który wspólnie z duetem Channel Live nagrał undergroundowy banger Mad Izm.

I choć dziś hip-hop wydaje się być mocnym konkurentem reggae, dubu i dancehallu, startując do miana najbardziej przejaranego gatunku w historii muzyki – nomen omen – rozrywkowej, to każdy z tych numerów w owych latach mościł dopiero marihuanie miejsce, by ta na stałe rozgościła się w rapgrze.

Dzisiaj ciężko jest znaleźć rapera, w którego wersach choć raz nie pojawiłoby się nawiązanie do zioła, ale też w międzyczasie kwestia postrzegania marihuany w Stanach Zjednoczonych zmieniła się diametralnie. Od kiedy Barack Obama ogłosił zawieszenie broni w ciągnącej się latami, od początku skazanej na porażkę wojnie antynarkotykowej, ruszyła prawdziwa lawina rozluźniania coraz to kolejnych paragrafów dotyczących konopi medycznych i nie tylko. Podobnie jak w rapie przoduje w tym względzie Kalifornia (o czym pisaliśmy choćby tu) i to tam najłatwiej znaleźć najbardziej zaprawionych w bojach weed manów i największe worki zielska na klipach. Ale też Południe i Wschód nie pozostają w tym względzie daleko w tyle. Pomimo tego jednak, że gandzia jest bez wątpienia najpopularniejszym narkotykiem pośród mistrzów ceremonii, to tylko garstka z nich jest mocno kojarzona z brzmieniem upalonego, trawkotematycznego rapu. O kim mowa? Honory tutaj trzeba oddać wyżej wymienionym, a także takim jaraczom, jak Juicy J, Wiz Khalifa, Mac Miller czy zawodnikom z Flatbush Zombies. Z zadymionego podziemia trzeba wyciągnąć MF DOOM-a, Devina the Dude czy Smif’n’Wessun. A do tego jeszcze dochodzi cała czereda upalonych producentów z El-P na czele.

Co ciekawe, coraz większa ilość amerykańskich raperów mówi też o tym, że trawki nie jara w ogóle, lub używa jej okazjonalnie i zwraca uwagę na to, że ta coraz częściej legalizowana lub przynajmniej depenalizowana używka ma również swoje wady. Od głośnego plaskacza, którego André 3000 i Big Boi wypłacili wszystkim leniwym zjarusom na swojej debiutanckiej płycie, przez zapis paranoi, jaki przedstawił w swoim anty weed songu Trae the Truth, po publiczne oświadczenia o niepaleniu trawki wygłaszane przez Kendricka Lamara, Tylera the Creatora czy przepalonego kiedyś Kida Cudiego – wszystkie te słowa świadczą o rosnącej z każdym rokiem świadomości narkotykowej Stanów Zjednoczonych i o tym, że o marihuanie można dziś mówić szczerze i otwarcie, a nie tylko pozytywnie czy negatywnie. I na to rap miał na przestrzeni ostatnich dwóch dekad doprawdy znaczący wpływ.

Oceń treść:

Average: 8.3 (7 votes)
Zajawki z NeuroGroove
  • 1P-LSD
  • Użycie medyczne

Późna jesień i okres wyprowadzki z wynajmowanego mieszkania.

Od wielu lat zmagam się z problemami z koncentracją uwagi oraz z zaburzeniami lękowymi. Od kilku miesięcy biorę codziennie 10mg escitalopramu, który trochę zredukował stres, ale jednak nie rozwiązał problemów z koncentracją czy motywacją, a dodatkowo spłaszczył moją przestrzeń emocjonalną. Mikrodawkowanie psychodelików jest w ostatnich latach promowane jako nowe remedium na tego typu dolegliwości. Jako że miałem odrobinę 1P-LSD w zapasie, postanowiłem z ciekawości spróbować.

  • Etanol (alkohol)
  • Kofeina
  • LSD-25
  • Retrospekcja

Podróż z dwoma bliskimi przyjaciółmi i zarazem współlokatorami biorącymi kwas po raz pierwszy - S i P, słoneczny styczniowy dzień, obecny przez większość czasu opiekun - J (też współlokator). Dobre nastroje, długo wyczekiwany trip. Sporo zmian otoczenia - plaża w ciągu dnia, ulice miasta, blokowisko w nocy, mieszkanie kumpla, samochód, jeszcze raz plaża w nocy i na koniec nasze mieszkanie. Mieliśmy do dyspozycji także ostatnią już osobę z mieszkania - H, który podjął się roli kierowcy.

Trip opisywany po upływie długiego czasu. Podawane czasy są więc raczej orientacyjne. Podobnie jak z poprzednimi moimi TR - będzie długo i szczegółowo (tym razem naprawdę aż do przesady). Chcę spisać jak najwięcej z tego, co zapamiętałem. Rola którą staram się spełnić to raczej bycie dobrym kronikarzem niż gawędziarzem. Każdy kto nie poczuł się odstraszony powyższą zapowiedzią jest mile widziany w drugim akapicie, oraz każdym następnym.

  • Marihuana

Nazwa substancji: Street Extazy

Dawka: 2 cukierki

Doświadczenie: alko (czesto.. srednio 4 razy w tygodniu ), ziolo (od 2 lat, niemal codzinnie, na wakacjach mialem może w sumie 4 dni bez bakania), feta (2 razy), tablety (to byl 6 raz, ale pierwszy raz 2 dropsy na raz, wczesniej jadlem po 1) i jakieś badziewia z apteki.


  • Inne
  • Katastrofa

Przed tripem wydawało się że idealny. Mieszkanie kolegi, 4 triperow + właściciel mieszkania i jeden postronny(oboje byli pijani w 4 dupy). Ulewa na zewnątrz

20+1h zarzucenie 100 grzybów i wypalenie jointa 

21+1h odczuwalne pierwsze efekty, pływający obraz, śmiech ogólnie dobra atmosfera 

randomness