Przewodnik po narkotykach w amerykańskim rapie. Część 1: marihuana

..czyli temat w sam raz na piątkowy wieczór ;)

Tagi

Źródło

newonce
Filip Kalinowski & Izaak Rodrigo Pereira

Odsłony

2474

Majówka trwa w najlepsze, a jak jest wolne, to i różne pomysły przychodzą do głowy. Doszliśmy do wniosku, że to dobry moment, żebyśmy pogadali trochę o używkach. Bo żaden inny gatunek nie mówi o swoich słabostkach tak szczerze i dobitnie, jak rap.

Rap jako integralny element kultury popularnej od zawsze był wypadkową nastrojów społecznych. By w pełni zrozumieć korelację narkotyków i hip-hopu, musimy cofnąć się w czasie aż do momentu, kiedy to prezydent Richard Nixon ogłosił przed amerykańskim Kongresem słynną War on Drugs.

Rozprzestrzeniający się problem uzależnienia od heroiny wśród walczących w Wietnamie amerykańskich żołnierzy stał się przyczynkiem obranej w tamtym czasie polityki względem narkotyków. Wynikiem tego, w lipcu 1971 roku, Nixon ogłasza narkomanię wrogiem publicznym numer jeden. Działający w dobrej wierze przeciwnicy uzależnienia nie mogli wtedy wiedzieć, że obrany kurs okaże się w opinii wielu prawdopodobnie największą porażką rządzących. Ogłaszając narkomanię wrogiem numer jeden, amerykański rząd był niestety na owe – idące krok w krok za pompatycznymi deklaracjami – konsekwencje zupełnie nieprzygotowany: armia urzędników i wojskowych szła na wojnę z nieznanym. Rykoszetem w owej potyczce oberwało się społeczeństwu. A jego całkiem spora hip-hopowa część dała wyraz swoim utrapieniom za pomocą wersów rapowanych do bitu.

Jedną z najlepszych wizytówek tonu w jakim prowadzono dekady temu debatę na temat narkotyków, jest traktowany dziś z przymrużeniem oka słynny propagandowy film z 1936 roku Reefer Madness. Przedstawiona tam w kuriozalny sposób konsumpcja marihuany (oraz jej skutki) na długo zapadły ludziom w pamięć, a jej wizerunku nie ociepliła nawet wprowadzona w 1977 r. w jedenastu stanach dekryminalizacja konopi indyjskiej. Świadomość narkotykowa amerykańskiego społeczeństwa była wciąż bliska zeru, a wytoczona przez Nixona wojna antynarkotykowa pogłębiała stereotypowe myślenie o używkach i wrzucanie do jednego wora hery, koki, haszu i LSD. Co ciekawe, w pionierskich dla rapu, późnych latach 70. i wczesnych 80. środowisko hip-hopowe również nie dzieliło dragów na miękkie i twarde – wszystkim używkom mówiło głośne NIE. Wiązało się to – oczywiście – z plagą cracku, który zalał afroamerykańskie dzielnice Nowego Jorku w latach 70. i zbierał swoje żniwo na blokach, w których rodził się w tym samym czasie rap. Ale na celownik swoich tekstów ówcześni MC’s brali nie tylko świeżo wówczas powstałą, zanieczyszczoną kokainę do palenia, ale również kokainę sypką, czy właśnie trawkę.

I choć do palenia zielska przyznawali się już wcześniej znany głównie z numeru Wild Thing Tone Loc czy Beastie Boysi, prawdziwą rewolucję w tej kwestii przeprowadzili ujarani Latynosi z cyprysowego wzgórza. Składające się z dwóch raperów, B-Reala i Sen Doga oraz producenta DJ’a Muggsa rapowe trio było jednym z pierwszych ekstraklasowych, które nie bały się mówić otwarcie o swoich niechlubnych jeszcze wówczas słabościach. Wydaje mi się, że marihuana zawsze była integralną częścią rapowej subkultury; odniesienia do niej pojawiały się jednak tylko w undergroundzie. Po Narkotykowej Wojnie, w wyniku której Reagan sklasyfikował marihuanę jako narkotyk pierwszego stopnia, jej wizerunek bardzo się pogorszył, mocno niepokojąc rodziców słuchaczy rapu, więc my… chcieliśmy go ocieplić – cały wątek podsumował kiedyś w jednym z wywiadów B-Real. Wydany w dwa lata po ich debiutanckim krążku Cypress Hill album Black Sunday był kolejnym krokiem tej szeroko zakrojonej kampanii społecznej w wersji rap, a jego twórcy dodali do fizycznego wydania płyty listę informacji, które miały podważyć wiele ogólnie przyjętych sądów na temat trawki.

W batalii o dobre imię weedu w sukurs Cypress Hillom rok później przyszedł Dr Dre. Jego debiutancki, solowy krążek The Chronic od samego swojego tytułu, przez okładkę, na której przejarany doktorek spoglądał na słuchaczy z portretu umieszczonego w logo popularnych wtedy bletek firmy Zig-Zag, aż po listę gości przewijających się na płycie, cały był spowity gęstym, słodkim dymem. I też nieprzypadkowo Andre Young na tej płycie przedstawił światu swojego kompana do lolka – Snoop Dogga, znanego wówczas jeszcze jako Snoop Doggy Dogg, a do dziś będącego jednym z najbardziej znamienitych adwokatów trawki w całej rap grze (i w ogóle w showbusinessie). Sukcesy, z jakimi spotkały się przejarane hymny Cypressów, Dr Dre czy Snoopa, prędko dodały kurażu innym rapującym zwolennikom marihuany. I tak w przeciągu dekady ilość nawiązań do narkotyków w hip-hopowych numerach zwiększyła się z początkowych 4% w latach 80. do 45% na początku lat 90. Do grona rozkochanych w zielsku MC’s prędko dołączyli tacy gracze, jak m.in. wchodzący w skład Def Squadu Redman…

i Keith Murray…

…znani właściwie tylko ze swojego weed songu Luniz…

czy KRS-One, który wspólnie z duetem Channel Live nagrał undergroundowy banger Mad Izm.

I choć dziś hip-hop wydaje się być mocnym konkurentem reggae, dubu i dancehallu, startując do miana najbardziej przejaranego gatunku w historii muzyki – nomen omen – rozrywkowej, to każdy z tych numerów w owych latach mościł dopiero marihuanie miejsce, by ta na stałe rozgościła się w rapgrze.

Dzisiaj ciężko jest znaleźć rapera, w którego wersach choć raz nie pojawiłoby się nawiązanie do zioła, ale też w międzyczasie kwestia postrzegania marihuany w Stanach Zjednoczonych zmieniła się diametralnie. Od kiedy Barack Obama ogłosił zawieszenie broni w ciągnącej się latami, od początku skazanej na porażkę wojnie antynarkotykowej, ruszyła prawdziwa lawina rozluźniania coraz to kolejnych paragrafów dotyczących konopi medycznych i nie tylko. Podobnie jak w rapie przoduje w tym względzie Kalifornia (o czym pisaliśmy choćby tu) i to tam najłatwiej znaleźć najbardziej zaprawionych w bojach weed manów i największe worki zielska na klipach. Ale też Południe i Wschód nie pozostają w tym względzie daleko w tyle. Pomimo tego jednak, że gandzia jest bez wątpienia najpopularniejszym narkotykiem pośród mistrzów ceremonii, to tylko garstka z nich jest mocno kojarzona z brzmieniem upalonego, trawkotematycznego rapu. O kim mowa? Honory tutaj trzeba oddać wyżej wymienionym, a także takim jaraczom, jak Juicy J, Wiz Khalifa, Mac Miller czy zawodnikom z Flatbush Zombies. Z zadymionego podziemia trzeba wyciągnąć MF DOOM-a, Devina the Dude czy Smif’n’Wessun. A do tego jeszcze dochodzi cała czereda upalonych producentów z El-P na czele.

Co ciekawe, coraz większa ilość amerykańskich raperów mówi też o tym, że trawki nie jara w ogóle, lub używa jej okazjonalnie i zwraca uwagę na to, że ta coraz częściej legalizowana lub przynajmniej depenalizowana używka ma również swoje wady. Od głośnego plaskacza, którego André 3000 i Big Boi wypłacili wszystkim leniwym zjarusom na swojej debiutanckiej płycie, przez zapis paranoi, jaki przedstawił w swoim anty weed songu Trae the Truth, po publiczne oświadczenia o niepaleniu trawki wygłaszane przez Kendricka Lamara, Tylera the Creatora czy przepalonego kiedyś Kida Cudiego – wszystkie te słowa świadczą o rosnącej z każdym rokiem świadomości narkotykowej Stanów Zjednoczonych i o tym, że o marihuanie można dziś mówić szczerze i otwarcie, a nie tylko pozytywnie czy negatywnie. I na to rap miał na przestrzeni ostatnich dwóch dekad doprawdy znaczący wpływ.

Oceń treść:

Average: 8.3 (7 votes)
Zajawki z NeuroGroove
  • LSD-25
  • Marihuana
  • Miks

Nastawienie pozytywne. Lekka euforia, która mieszała się z obawą, bo biorę dzisiaj sam pierwszy raz. Ostatnimi czasy oglądałem filmy Lokator, Psycho, miałem to w podświadomości pewnie. Zastanawiałem się, czy mogę wziąć, czy nie mam czegoś na głowie, co może się ujawnić, jakiś problem. Uznałem że biorę.

 

  Mój trip odbył się na stancji, to miała być moja ostatnia jazda przed wakacjiami. Nie udało mi się namówić lokatora z pokoju na wspólną degustacje. Tak więc zostałem sam na opustoszałej stancj. Po ostatnim egzaminie w oczekiwaniu na wyniki trzy dni niemiłosiernie się nudziłem, oglądałem filmy i buszowałem w internecie. Wtedy to wpadłem na pomysł, że  będzie to ten dzień. Pełen entuzjazmu zarzucam kwasa, jeden karton.  Jest godzina 18. Jestem podekscytowany i czekam, aż  spojrze na obrazy i posłucham muzyki w innym stanie percepcji.

  • Benzydamina

W pierwszym i jedynym tripie już miałem dość! W sumie na początku były fajne i zaskakujące, ale po 2h odkryłem mniej więcej na czym one polegają. Chociaż było kilka ewenementów.


  • Pierwszy raz
  • Tramadol

zwyczajny wieczór, łożko, komputer

substancja - 600mg tramadolu z kapsułek tramalu, doustnie
s&s - zwyczajny wieczór, łożko, komputer
exp - z tramadolem to drugi raz, wcześniej był poltram, ale praktycznie nie zauważyłem jego działania.
data:2006

  • Amfetamina
  • Dekstrometorfan
  • Miks

polana obok którejś z wiosek, 4-6 osób zależnie od momentu, atmosfera dobra, tj. wszyscy nafurani, nikt przesadnie napity

Jako że miało to miejsce w tamtym roku i nie jestem w stanie opisać wydarzeń chronologicznie, skupię się na samym doświadczeniu, gdyż było unikalne, i pomimo dwóch prób odtworzenia wygląda na to, że raczej nie daje się powtórzyć eksperymentalnie. Było to w listopadzie 2012, miałem jechać w pewne miejsce, w które ostatecznie nie pojechałem, sfrustrowany i z nadmiarem gotówki w portfelu zaproponowałem kumplowi wspólne ćpanie. Nie miałem ochoty na alko (jak zawsze), ani palenie(jak nigdy), po chwili negocjacji postanowiliśmy udać się do apteki celem zakupu Acodinu. Był tylko jeden.

randomness