Znowu widzę pułkownika B. — olbrzymia kupa płynnych świń wylała mu się z lewego oka, które zniekształciło się przy tym w sposób potworny. Scena teatralna — na niej potwory sztuczne. Ohydny świnio ryj w zielonej konfederatce z piórkiem. (Witkacy, Peyotl)
Kanał RSS neurogroove

kwasowe kwiaty

kwasowe kwiaty

Witam znowu!





Chwilę już nie pisałem, ale ostatnio dzwonił do mnie koleś ze szkoły średniej i zapraszał mnie

na kwasika... Cóż, po jego telefonie, aż mnie za gardło ścisnęło... niestety do niego mam

kawałek drogi, a w tygodniu praca, w weekendy studia... co za życie, żeby człowiek chcąc sobie

zeżreć kwadrata, musiał tyle kombinować... w mojej okolicy chwilowo nie ma LSD... Tak myślałem,

jak to byłoby cudnie znów poczuć ten błogi stan, odwiedzić swoje wnętrze, swój świat, sprawdzić

co tam słychać. Nawet teraz jak to pisze to mi przykro że życie jest takie... Gdy człowiek staje

się starszy to zawsze brak mu czasu... studia, praca, obowiązki... I jeszcze się dowiedziałem,

że do wczoraj miałem zapłacić 3100 pln za semestr studiów... No i co? Same kurewskie problemy,

chcę do mojego świata!!!!! Pozostają mi na razie, tylko wspomnienia...





Kiedyś zostałem zaproszony do znajomka na imprezkę na działki za naszym osiedlem... Na tej

działce prawie się wychowaliśmy. Uwielbiałem tam chodzić! Więc byłem zadowolony, na dodatek,

okazało się, że w szkole (!!!!) pojawiły się papiery. Jeżeli się nie mylę były to Hoffmany...

Zakupiłem więc 3 szt. wiedząc, że koledzy chętnie mi będą towarzyszyli w podróży. Było nas 5, ja

miałem zjeść calaka zachęcony wcześniejszymi doświadczeniami, reszta po połówce. Spotkaliśmy się

na pętli na osiedlu i jakiś koleś, który też miał być na imprezie, strasznie mnie nudził żebym

mu oddał połówkę z mojej porcji. Nie zrobiłem tego, bo: gościa nie znałem i CHOLERNIE chciałem

zeżreć calaka!!! Ale skurwiel był nachalny, w sumie to dobrze że mu nie dałem bo mieli okropnie

dużo ziela...


Po zajściu na działkę zeżarliśmy swoje znaczki i czekając na podróż, spostrzegłem, że goście

wysypali na stół straszną ilość gandzi! Mieli tego chyba z... tyle, że gdy coś spadło na

podłogę, jeden mówił: "Chój z tym, mamy jeszcze dużo!" i wszyscy w śmiech.... no

straszna ilość, tyle jeszcze nie widziałem na raz. To była prawdziwa narkotyczna impra. Taka na

maxa! Kwadraty, pełno ziela i w ogóle, sami odmienieni ludzie! Oni tak sobie kręcili blanty i

rozmawialiśmy, aż tu nagle zaczęło się. Kocham to uczucie, takie podniecenie, ten "ciasny

sweterek", ścisk w gardle... Kojarzy mi się to z ogromną przyjemnością... Tak na

marginesie to uważam, że nie ma nic lepszego i przyjemniejszego niż .........., ale na drugim

miejscu jest oczywiście LSD (na podstawie moich doświadczeń z drugami, muszę zaznaczyć, że nie

próbowałem wszystkiego)!!!


Więc zaczęło się, wyszliśmy na dwór, było ciepło i ciemno, tak jakoś miło, pamiętam do dziś jak

pachniała wtedy trawa i drzewa. Gdy dotykałem drzew, czułem się tak blisko z naturą, czułem, że

jestem jej częścią i najlepiej byłoby mi samemu w dużym lesie, gdzie nikt nie chciał by niczego

ode mnie, nie musiałbym się obawiać, że jakiś psychol mnie zabije i w ogóle. Spacerowałbym,

szukał grzybków ;) i w końcu zrozumiałbym wszystko... Było tak spokojnie, gdy chodziłem po

trawie, z każdym krokiem czułem jaj zapach i miękkość, zapraszała mnie: "Połóż się, będzie

ci dobrze, opowiem ci o drzewach a ty będziesz się patrzył w niebo na gwiazdy..."

Wspaniałe uczucie... Chwilę później wróciłem do kumpli... Byli już dobrze nakręceni, zresztą

mnie też już dobrze zczesało! Jeden z nich patrzył się uparcie na drzewo, twierdził, że to

drzewo objawiło mu swoją twarz. Patrzę i... ono na nas patrzy swoją drzewiastą stateczną twarzą!

Zaczęliśmy rozmawiać o tym, aż tu nagle jeden koleś coś macha rękami, patrzymy na niego, a on

mówi, że noc go wciąga! Gdy zwracaliśmy uwagę na niego, wszystko było ok., ale jak się

odwróciłem i widziałem go tylko kątem oka to rzeczywiście tak jakby się zapadał w ziemię, w

nicość. Na pewno pomogło mi w tym to, że był ubrany na czarno... Przestałem na niego zwracać

uwagę bo mnie rozpraszał, a tu wypada gość z domku i kicha... kładzie się na trawie na kocyku i

dalej kicha... Trochę nas zeschizował, więc stajemy nad nim i pytamy się co mu jest, on

stwierdza: "Jestem alergikiem, ale co poradzę jak lubię TRAWĘ! Gość się śmieje, a

my nic, okazało się że nikt z nas w ogóle nie wiedział o czym on mówi...
Wróciliśmy do domku, a

tam pytanie czy któryś z nas na kwasie nie skręcił by im blanta, bo oni już nie mogą... Kurwa,

ja tego gościa dobrze nie widziałem, tak falował i zmieniał kolory, a co dopiero kręcić jointy,

więc odmówiłem! Przed oczami latały tysiące kropek, trójkątów, jak w kalejdoskopie... Były w

cudownych kolorach, takie żywe, jednak najcudowniejsze kolory ujrzałem, gdy patrzyłem na białą

firankę. To był odjazd! Taka feria barwa! Firanka falował jak na wietrze, a każdy jej ruch

wyzwalał falę przepięknych kolorów... Następnie kolesie zaproponowali spacerek, chętnie się

zgodziłem. Poszliśmy połazić po działkach. Wszystko wyraźnie widziałem, mimo tego, iż był środek

nocy, miałem wrażenie jakby było późne popołudnie, chyba księżyc dobrze świecił... Wędrowaliśmy

szukając własnych myśli, przystając co chwilę i podziwiając piękno. A wszystko było pięknie!

Drzewa, kamienie, piasek, woda w strumyczku, studnia, gwiazdy... Po prostu wszystko!!! Ogarniało

nas takie szczęście, wszyscy się rozumieliśmy, byliśmy wśród przyrody, która nas nie skrzywdzi.

Wszędzie widziałem kwiaty (mimo tego, że był to październik), co ciekawe, wszystkie były różowe.

Nie ważne, że rosły wśród trawy, na krzakach czy drzewach... Były cudownie różowe, zacząłem je

zbierać garściami, ale się opanowałem bo nie chciałem zrobić krzywdy przyrodzie która nas teraz

pilnuje.. Te które zerwałem, postanowiłem wziąć ze sobą, aby sprawdzić co to za kwiaty (na drugi

dzień okazało się że były to zwykłe liście dębu, wierzby...) Po dłuugim spacerze wróciliśmy do

jarający kolesi... Siedzieliśmy przed domkiem i patrzyliśmy na nasze osiedle, było jednym wielki

źródłem tryskających barw we wszystkich kolorach. Wtedy to nasze miejsce zamieszkania wydawało

się takie dalekie i obce, ja byłem związany z naturą, ciemnością i nie chciałem tam wracać.

Jednak nadszedł czas przykrego powrotu z mojego świata do zwykłej rzeczywistości...





Kwas pokazał mi po raz kolejny swoją potęgę, pokazał mi co może mi dać. Z tego tripu wiele

wyniosłem, szacunek do przyrody, od tej pory uwielbiam chodzić po lasach, łąkach i odczuwam

zupełnie coś innego, niż wcześniej. Pozostała mi na zawsze odrobina przyjemności, którą czułem

tamtej nocy. Czuję wewnętrzny spokój i odprężenie za każdym razem gdy znajdę się wśród lasów i

łąk... Przez kilka dni po podróży zajebiście brakowało mi tego uczucia i miałem wrażenie, że nie

jestem częścią cywilizacji, lepiej czułem się na wśród natury. Moja kochana żonka, śmieje się ze

mnie, że ciągnie mnie do lasu...





Znowu dużo napisałem... ale nie dało się krócej to i tak kropla w morzu, wielu z was wie ile

rzeczy w kwasowych tripach trzeba pominąć... ale to wcale nie są mniej ważne wydarzenia. Żeby w

całości opisać podróż, musiałbym napisać chyba ze 100 stron... Pozostaje mi żywić nadzieję, że

nie przynudzam...





Pozdrowienia dla wszystkich kwasiarzy!

Ocena: 
chemia: 
Zawartość serwisu NeuroGroove jest dostępna na licencji CC BY-SA 4.0. Więcej informacji: Hyperreal:Prawa_autorskie
© hyperreal.info 1996-2024
design: Metta Media