Nowy naćpany świat

LSD otworzył bramy muzycznego raju, który dla wielu okazał się piekłem...

Jeden mało znany psychiatra bardziej wpłynął na kulturę popularną w XX wieku niż wielu muzyków i malarzy razem wziętych. Mało kto zauważył nekrologi zmarłego niedawno (w wieku 86 lat) Humphreya Osmonda, które pojawiły się w brytyjskich i amerykańskich dziennikach. Pół wieku temu ten psychiatra związany z uniwersytetami Princeton i Alabama jako pierwszy w sposób naukowy odkrył i opisał zdumiewające podobieństwo między zmianami zachodzącymi w umyśle ludzi chorych psychicznie a działaniem substancji halucynogennych. Najpierw opisał działanie meskaliny - składnika pejotlu używanego przez Indian w Meksyku. Potem zajął się kwasem lizergowym, który nosi przemysłową nazwę LSD.

Tuż po przeniesieniu się z Anglii do Kanady w 1952 r. Osmond zaszokował medyczny świat wynikami swych eksperymentów. Pięć lat później, podczas zjazdu Nowojorskiej Akademii Nauk, użył po raz pierwszy słowa "psychedelic", które utworzył z greckich wyrazów "psyche" (duch, umysł) i "delein" (objawiać się, manifestować). Użył tego słowa na określenie zmian zachodzących w ludzkiej świadomości pod wpływem halucynogenów. W swoim dzienniku odnotował: "Wierzę, że psychodeliki stwarzają szansę, choć może znikomą, by homo faber - przebiegły, bezwzględny, tępy i pazerny na przyjemności - przemienił się w tę inną istotę, której nadejście tak pochopnie obwieściliśmy: w homo sapiens - człowieka mądrego, pełnego zrozumienia, współczującego, w którego poczwórnej wizji sztuka, polityka, nauka i religia są jednością".

Wesoły autobus

W 1953 r. Aldous Huxley, autor m.in. "Kontrapunktu" i "Nowego wspaniałego świata", skontaktował się z Osmondem i poddał się eksperymentowi z meskaliną. Efektem była wydana rok później krótka rozprawa "Drzwi percepcji" ("The Doors of Perception") opatrzona mottem zaczerpniętym z twórczości angielskiego poety, malarza i wizjonera Williama Blake'a: "Gdyby oczyścić drzwi percepcji, każda rzecz jawiłaby się taka, jaka jest: nieskończona". Nie minęło 10 lat, a "Drzwi percepcji" stały się dla pokolenia hipisów i kontestatorów czymś w rodzaju katechizmu, a dla muzyków rockowych - Biblią, zaproszeniem do flirtu z absolutem, kosmicznym doświadczeniem. Reszty dokonała promocja LSD prowadzona przez takie kontrkulturowe autorytety, jak Allen Ginsberg ("Skowyt"), William Burroughs ("Nagi lunch") czy wreszcie Ken Kesey, autor "Lotu nad kukułczym gniazdem". Kesey skrzyknął przyjaciół i w autokarze pomalowanym jaskrawo, w psychodelicznym stylu nazwanym Day-Glo, ruszył w Amerykę, by głosić nową ewangelię pod wezwaniem "The Electric Kool-Aid Acid Test". Do rangi guru LSD urósł Timothy Leary, filozof i psycholog, którego zajęcia praktyczne ze studentami miały ściągnąć na niego kłopoty i uczynić "męczennikiem represyjnego systemu".

Wiedza o halucynogennych właściwościach różnych roślin, korzeni i grzybów jest prawdopodobnie równie stara jak znajomość procesu fermentacji alkoholu. Jak bowiem inaczej niż narkotycznymi wizjami wytłumaczyć zachowane do dziś opisy starożytnych krain szczęśliwości: od celtyckiego Avalonu po japońską Horai. To, co kiedyś było zazdrośnie strzeżoną tajemnicą szamanów i kapłanów, w latach 60. stało się za sprawą LSD powszechnie dostępne. Jeśli ktoś ignoruje znaczenie tego narkotyku, nigdy nie pojmie, skąd się wzięły takie albumy, jak "Sergeant Pepper's Lonely Hearts Club Band" Beatlesów, "Their Satanic Majesties Request" Rolling Stones czy piosenki "Eight Miles High" The Byrds. Nie zrozumie, skąd się wzięła nazwa The Doors, dlaczego w rocku pojawiły się elementy muzyki z Indii i o czym opowiada film "Żółta łódź podwodna".

Od psychozy do ekstazy

"Kwas nie jest dobry dla każdego mózgu. Tylko zdrowi, piękni, pełni nadziei, humoru i życiowego dynamizmu mogą szukać tych przeżyć" - przestrzegał Leary. A że niemal każdy w latach 60. za kogoś takiego się uważał, sprawy szybko wymknęły się spod kontroli. Łykane bez opamiętania LSD - zwykle w połączeniu z innymi narkotykami i alkoholem - objawiło swą destrukcyjną naturę. Niekończące się odloty Johna Lennona odegrały o wiele większą rolę w procesie rozpadania się The Beatles niż Yoko Ono. W krótkim odstępie czasu zmarli Brian Jones z The Rolling Stones, Jimi Hendrix, Janis Joplin, Jim Morrison z The Doors i Al Wilson z Canned Heat. Nikt nie wnikał, jaka substancja była bezpośrednio odpowiedzialna za te zgony. W 1970 r. LSD został ostatecznie zdelegalizowany.

O wiele łagodniejsza odmiana LSD powróciła do łask w czasach nowej fali. Szczególnym kultem otoczona została w Liverpoolu przez grupy Teardrop Explodes i Echo & The Bunnymen, dała też początek tzw. neopsychodelii. Do tego dość pojemnego worka wrzucano najpierw nagrania m.in. Sisters Of Mercy, The Cure czy Siouxsie & The Banshees, jak i nieco później płyty The Jesus And Mary Chain, My Bloody Valentine czy Spacemen 3. Później nadeszła epoka ecstasy, pochodnej amfetaminy, która błyskawicznie stała się niezbywalną częścią współczesnej sceny tanecznej, inspirując zarówno rock (The Stone Roses, Primal Scream, Oasis), jak i elektroniczne grupy w rodzaju Chemical Brothers i Massive Attack czy raperów - od Dr Dre, mentora Eminema, po OutKast i Jurassic Five.

Nurty acid house i acid jazz są przykładem żywotności terminologii z czasów panowania LSD. Zaś wymyślone przez Osmonda określenie "psychodeliczny" weszło na trwałe do słownika popkultury na określenie muzyki transowej, hipnotycznej - nieważne, czy będzie to rock, techno, czy drum'n'bass.

Oceń treść:

0
Brak głosów

Komentarze

ALinkA (niezweryfikowany)

oto jak pismak-ignorant moze zasugerowac, ze LSD jest smiertelnie niebezpieczna toksyczna trucizna, ktora zabija ludzi...

Armageddon (niezweryfikowany)

Kfasik fajna rzecz. ostatnio kot 06012004.

dorosly smarkacz (niezweryfikowany)

po dzisiejszym "kontakcie" z dziadkiem (ktoremu probowalem wytlumaczyc dlaczego konopie sa nielegalne itp. a on uciekal do domu ... poniosly mnie nerwy i nakrzyczalem , ze jaram baty i wogole :( , no nie wazne) mysle , ze powinni zapodac LSD , kazdej OGRANICZONEJ, NIETOLERANCYJNEJ istocie ludzkiej !!!

KillaBeeZ (niezweryfikowany)

Jimi Hendrix, Janis Joplin, Jim Morrison przedawkowali HEROINE a nie LSD bo jest to malo prawdopodobne

nie (niezweryfikowany)

Jimi Hendrix, Janis Joplin, Jim Morrison przedawkowali HEROINE a nie LSD bo jest to malo prawdopodobne

jnk (niezweryfikowany)

Kfasik fajna rzecz. ostatnio kot 06012004.

KRET (niezweryfikowany)

Kfasik fajna rzecz. ostatnio kot 06012004.

kid666 (niezweryfikowany)

Ten tekst to jest straszne pieprzenie. po pierwsze w latach 70. miał pojawić się nowy słabszy kwas- jaki słabszy??
przecież to jest cały czas ta sama substancja, róznice w mocy działania to po psrostu stopień nasonczenia.
Po drugie Joplin- Heroina, Morrison -alkohol, Hendrix alko + leki nasenne.
I żeby takie głupoty drukować w ogulnpolskim tygodniku.

Zajawki z NeuroGroove
  • Alkohol
  • Golden Teacher
  • Grzyby halucynogenne
  • Klonazepam
  • Pierwszy raz
  • Tytoń

Do samego tripa nastawiony byłem bardzo pozytywnie, przed zjedzeniem popytałem wielu znajomych, którzy wcześniej mieli kontakt z psychodelikami — szczególnie grzybami — o m.in. czas działania, przebieg, możliwe problemy, dawkowanie itd. Wszystkie informacje pokrywały się ze sobą, więc czułem się pewnie i zdecydowanie. Grzybki miały zostać zjedzone na terenie bardzo spokojnej dzielnicy na obrzeżach dużego miasta — kilka bloków, w większości szerokie ulice i domki jednorodzinne. Znajduje się tam niewielki park, wieczorem i w nocy praktycznie zawsze pusty, w którym często przesiadujemy paląc ziółko i nigdy nie było tam żadnego przypału, a więc idealne miejsce na początek tripa. Tamta noc była w miarę chłodna - około 10 stopni na plusie, ale byłem ciepło ubrany, miałem również plecak a w nim 3 litry wody, chusteczki do nosa i trochę jedzenia. Ulice w tej okolicy po zmroku są cały czas puste, rzadko spotyka się nawet pojedynczy samochód, a co dopiero pieszego. Jest to w miarę zielona okolica, przy prawie wszystkich ulicach rosną drzewa i krzaki, jest też kilka parków i skwerów.

Czekałem na tę chwilę od dobrych kilku dni, od kiedy kolega (dalej będzie nazywany B.), który swoją drogą zawsze bał się psychodelików, nigdy nie brał i unikał ich, po raz pierwszy przyjął u znajomego łącznie około 4 gramów nieznanego gatunku grzybów — najpierw 1,5g, a po wejściu fazy kolejno 1,5 i 1 na dorzutkę. Po tamtym wieczorze skontaktował się ze mną i oznajmił, że nigdy w życiu nie przeżył czegoś tak niezwykłego — że jest to stan nieporównywalny do MDMA, amfetaminy, koksu, zioła ani niczego innego co kiedykolwiek próbowałem.

  • Kodeina
  • Metkatynon
  • Miks

Dobry humor, podekscytowanie nowym miksem, bardzo ładny wieczór, chociaż zimny.

0:20 Leki kupione wczoraj, zabieram się do połknięcia tabletek z thiocodinu, popijam syropem. Gdy kodeina się ładowała, zrobiłam szybką synteze na metkata w 15min.

 0:50 Wszystko ladnie przefiltrowane, pije miksturę o cierpkim, gorzkim smaku, zapijam wodą. Trochę zbiera mnie na wymioty, ale wytrzymuję. 5 min od wypicia koda zaczyna działać, lekkie swedzenie na głowie. Przeglądam hyperreala czekając na lepsze działanie. Po 15min czuć już lekką euforię.

  • 4-HO-MET
  • Etanol (alkohol)
  • Pierwszy raz

Bardzo mroźny Wielki Piątek roku 2013 w okolicach Wrocławia. Data została wybrana całkowicie spontanicznie, być może tego samego dnia. Za scenę wydarzeń posłużyła szeroko rozumiana przestrzeń wiejska. Nastrój pozytywny, oczekiwania raczej niewielkie, nastawienie na przeżycia czysto rozrywkowe przy znacznym dystansie do doświadczeń egzystencjalno-mistycznych. Współtripowicze ogarnięci, reszta osób - niezbyt.

Na chwilę przed pierwszym tripem poprzysięgłem sobie, że wykreślę z osobistego słownika wyrazy takie jak Wszystko, Wszechświat, Śmierć, Życie, Miłość, Nienawiść oraz Fraktal, bo smutna prawda sprowadzała się to tego, że przygoda z mahometem w zamierzeniu miała być czymś mało refleksyjnym i możliwie pozbawionym tandetnego mistycyzmu. Tak zwany rozpiździel na systemie wartości słabo komponował się z solidną dawką tak zwanej rekreacji, na którą od jakiegoś czasu liczyłem.

  • Dekstrometorfan

Dzikie, rozkopane pole nad rzeczką, gdzieniegdzie wielkie, betonowe studnie nazywane mariobrosami, wszechogarniający sceptycyzm z nutką wewnętrznego podjarania, sam na sam z kumpelą.

20:15 zjadłyśmy po 15 tabletek. Po upływie pół godziny zaczęła mnie swędzieć głowa, nogi miękły. Wrażenie wchłaniania się w ziemię. Lekko przerażona wdrapałam się na 1.5 metrową studzienkę. Zajebiście kołysało. Przeszyła mnie fala gorąca, zrzuciłam szalik, kurtkę i sweter. Słońce paliło mi skórę. Wypłynęłam w rejs. Ja na pokładzie statku, wraz ze mną całkiem spora załoga (miałam wrażenie, że otacza mnie grupa bardzo bliskich mi osób, chociaż w rzeczywistości byłam sam na sam z A.). Od tego kołysania zaczęło mnie mdlić. Choroba morska?

randomness