Budki z dopalaczami pojawiły się w kilku nadmorskich miejscowościach - ku przerażeniu miejscowych władz. Świnoujście już wymyśliło na to "patent", ale - niestety - nie działa on wstecz. Namiot z dopalaczami stoi przy świnoujskiej promenadzie, obok placu zabaw dla dzieci i niedaleko miejsca, gdzie będą się odbywały się imprezy rozpoczynającej się w weekend Karuzeli Cooltury. Władze Świnoujścia są wściekłe, bo wydając zezwolenie na "sprzedaż artykułów kolekcjonerskich i własnych pamiątek" nie przypuszczały, że pod tą przykrywką będą sprzedawane właśnie kontrowersyjne substancje. Ten sam problem, jak ustaliliśmy, mają Międzyzdroje, gmina Rewal (a dokładniej Pobierowo), Mielno i Kołobrzeg. Bo dopalacze to teoretycznie "artykuły kolekcjonerskie" (tak zostały zarejestrowane). Problem polega na tym, że żaden z ich składników nie jest zabroniony polskim prawem, jednak lekarze nie mają wątpliwości, że działają tak samo jak narkotyki.
- Zostaliśmy oszukani - mówi rzecznik prezydenta Świnoujścia Robert Karelus. - Przecież to są narkotyki, a my tego w Świnoujściu nie chcemy.
Poznańskiej firmie Dr. Chaos, która handluje "artykułami kolekcjonerskimi" w Świnoujściu, już wypowiedziano umowę. Niestety, jej właściciel do tej pory nie odebrał pisma, a zezwolenie na handel ma do 31 lipca.
- Więcej zrobić zgodnie z prawem nie możemy - rozkłada ręce Karelus. - W rejonie stoiska z dopalaczami jest cały czas nasza straż miejska, która sprawdza, czy nie handluje się tam innymi substancjami, narkotykami. Zaglądają tam często dziennikarze. Efekt jest dobry - namiot jest teraz przynajmniej zamknięty. I pewnie tak będzie do końca lipca.
W Międzyzdrojach sprawa jest bardziej skomplikowana, bo namiot tej samej firmy stoi na prywatnym terenie.
- Wysłaliśmy tam nasz patrol straży miejskiej, ale nie może ona wejść na prywatny teren - mówi sekretarz gminy Henryk Nogala.
- Na razie nie wiemy, co z tym zrobić. Szukamy jakiegoś rozwiązania, bo nie chcemy takiego towaru w Międzyzdrojach. Wójt Rewala, kiedy dowiedział się o sprzedaży dopalaczy, wysłał do Pobierowa policję. - Będę próbował powołać się na zapis w umowie, bo firma deklarowała, że będzie sprzedawać pamiątki - zapowiada Robert Skraburski.
Świnoujście wpadło jednak na pomysł, jak zabezpieczyć się na przyszłość przed handlarzami dopalaczy.
- Każdy, kto wystąpi o pozwolenie na handel w Świnoujściu, musi nam teraz dokładnie wytłumaczyć, co będzie sprzedawał, czy nie będą to dopalacze - mówi "Gazecie" Robert Karelus. - Ale przede wszystkim w zawieranych umowach znajdzie się od teraz klauzula, która mówi, że jeśli ktoś będzie handlował tymi substancjami, to umowa jest rozwiązywana ze skutkiem natychmiastowym. A jeśli nie, gmina może wtedy skorzystać z prawa do tzw. samopomocy.
- Nasze służby pójdą i zwiną taki namiot - mówi Karelus. - Oczywiście właściciel może nas wtedy podać do sądu, ale tego się nie boimy. Może efektem będzie zmiana polskiego prawa na takie, które zabroni wreszcie handlu dopalaczami.
Właściciel firmy, która sprzedaje dopalacze na polskim Wybrzeżu, nie chciał rozmawiać z "Gazetą", odesłał nas do rzecznika prasowego głównego dystrybutora dopalaczy w Polsce, firmy Rancard Trading LTD. Funkcję tę pełni Piotr Domański. Poprosiliśmy go o komentarz do zarzutu, że Dr. Chaos oszukał nadmorskie gminy występując o zgodę na "sprzedaż artykułów kolekcjonerskich i własnych pamiątek".
- Sprzedaż dopalaczy odbywa się w ramach obowiązującego w Polsce prawa, które nie reguluje ich dystrybucji na terenie kraju - odpowiedział Piotr Domański. - Produkty są legalne, jednak nie można ich oferować jako artykuły spożywcze. Firma popiera uregulowanie przepisów dotyczących ich sprzedaży, sama natomiast wprowadziła zakaz ich handlu nieletnim. Domański dodał, że w Polsce istnieje ok. 50 sklepów z dopalaczami i te nad morzem nie są wyjątkiem w prawie.
Komentarze