Pięć lat więzienia za masowe zatrucie dopalaczami w Trzebiatowie.
Wyrok na 21-letniego Aleksandra N. zapadł w czwartek przed Sądem Okręgowym w Szczecinie za zamkniętymi drzwiami, choć proces toczył się jawnie. To skutek pandemii koronowirusa i próby walki z nim. Zgodnie z zarządzeniem prezesa sądu, na sali rozpraw podczas ogłaszania orzeczenia ma przebywać jedynie sędzia.
Latem 2018 r. w Trzebiatowie Aleksander N. wprowadził do obrotu dopalacze, którymi zatruło się kilkanaście osób. Prokuratura oskarżyła go o sprowadzenie zagrożenia dla życia i zdrowia wielu osób. Odpowiadał też za sprzedawanie amfetaminy nieletnim.
- Sąd uznał go winnym obu przestępstw - mówi sędzia Michał Tomala z Sądu Okręgowego w Szczecinie.
Aleksander N. przyznał się do jedynie poczęstowania trzech kolegów. Twierdzi, że dopalacze kupił w internecie dla siebie.
- Miały być symulatorem umysłu. Ja wcześniej ich nie zażywałem. Chciałem sprawdzić jak to działa. Tak jakoś wyszło, że poczęstowałem nimi kolegów. Ale nikogo więcej - mówił w sądzie.
Twierdzi, że za 25 gramów środka o nazwie H. zapłacił przelewem 320 zł. Wcześniej przeczytał opinie osób, które już go zażywały.
- Nie znalazłem żadnych ostrzeżeń. Nie mówiłem, że te dopalacze mają kopa. Kupiłem je od kogoś w internecie, kto handlował dopalaczami od 2015 r. Było napisane, że ludzie są po nim spokojni, są na takim lekkim luzie - bronił się.
Jednego ze znajomych, Artura, poczęstował w domu. Kilkanaście minut później Artur dostał drgawek.
- To był koszmarny widok. On był w drgawkach, konwulsjach. Tracił oddech. Wezwałem pogotowie - opowiada.
Ale lekarzom nie powiedział, od czego Artur jest w takim stanie.
- Wiele osób na mieście mówiło, że ma nowy towar. Było wiadomo, że on od dawna handluje narkotykami - mówi 17-letnia Julia, jedna z poszkodowanych. Wyrok nie jest prawomocny.
Mnóstwo praktycznie nieznajomych ludzi wokół mnie, chęć przeżycia czegoś pozytywnego.
goniły mnie dziś gliny
chociaż jestem uczciwa
nikogo nie okradam
i nikogo nie zabijam
dogonili mnie w koncu
choć tak dobrze mi już szło
zabrali mi gandzie
i stłukli mi szkło
panie moj panie
spójrz na masę smutnych
ludzi daj im trochę gandzi
pozwól im się łudzić
czy nie widzisz mój panie
że zamykasz nas w klatce
To było siedem lat temu, dokładnie 1 sierpnia 1996. Takich dat nigdy się nie zapomina, takie dni pamięta się do końca dni na tym świecie, przynajmniej ja:)
Był słoneczny dzień, olimpiada w Atlancie i Hoffman do podjęcia z BABĄ NA ROWERZE - taki obrazek jak wiecie:) Było dwóch kumpli i trochę żetonów już na koncie. Jednak BABA NA ROWERZE z 1 sierpnia 1996 była najbardziej wyjątkową z bab! Przywieziona prosto z Amsterku aż kleiła się w łapach. Była świeżutka a jej oleistość napawała nadzieją niezłej jazdy...
Lecimy na żywioł
Dzień zacząłem jak każdy inny, nieświadom jeszcze tego co dziś mnie czeka poszedłem na pocztę odebrać długo wyczekiwaną paczkę. W domu sprawdziłem zawartość, moim oczom ukazały się dwa małe niepozorne kartoniki. Napisałem więc do mojej koleżanki (K) z którą miałem odbyć podróż. Wiadomość zwrotna "dziś wieczór". Przez pół dnia kręciłem się po domu nie mogąc doczekać się tej przygody, mając na uwadzę poprzednie doświadczenia z bliźniakami tej Nbomki z każdą chwilą coraz bardziej się nakręcałem.