W Afganistanie ćpanie nie ma w sobie nic z rozrywki. Heroina: zapomniana wojna Afganistanu

Pod mostem zbiera się cichy tłum. Szum rzeki Kabul i dźwięk odpalanych zapalniczek rozbrzmiewają echem pod niskim betonowym stropem. Czasem ciszę przerwie syk palnika, który rozgrzewa szklane lufy. Raz po raz woda zalewa wąski brzeg rzeki tworząc lepkie błoto; stęchłą mieszaninę ziemi, fekaliów i śmieci. Choć parę metrów wyżej jaskrawe promienie kwietniowego słońca rozpalają karki przechodniów, pod mostem widać tylko cienie.

W Afganistanie ćpanie nie ma w sobie nic z rozrywki. Heroina: zapomniana wojna Afganistanu

Pod mostem zbiera się cichy tłum. Szum rzeki Kabul i dźwięk odpalanych zapalniczek rozbrzmiewają echem pod niskim betonowym stropem. Czasem ciszę przerwie syk palnika, który rozgrzewa szklane lufy. Raz po raz woda zalewa wąski brzeg rzeki tworząc lepkie błoto; stęchłą mieszaninę ziemi, fekaliów i śmieci. Choć parę metrów wyżej jaskrawe promienie kwietniowego słońca rozpalają karki przechodniów, pod mostem widać tylko cienie.

Leżą bez ruchu pokryte pledami lub w ustawionych naprędce namiotach. Choć częściej kucają w małych grupkach, po dwóch lub trzech, odgrodzeni od świata chustami zarzuconymi na głowy. Tak, by dym, który ulatuje z rozgrzanych luf i sreberek omiatał nozdrza jak najdłużej. Większość zastyga w bezruchu na długie godziny, czasem dni, aż ktoś zauważy, że przestali oddychać.

Grupa mężczyzn wspina się po stromej skarpie, a promienie słońca powoli oświetlają ich wysuszone twarze. Na soczysto zielonej chuście wynoszą ciało mężczyzny. Któregoś dnia zastygł podobnie jak dziesiątki innych i już się nie obudził. Mężczyźni kładą chustę na moście i chwilę stoją wpatrując się w twarz zmarłego. W końcu któryś z nich pokryje ją kawałkiem materiału. Jeszcze chwilę postoją zanim wrócą z powrotem pod most. Choć w tym czasie miną ich dziesiątki przechodniów, nikt się nie zatrzyma.

Jak twierdzą bywalcy brzegu pod mostem, zimą umiera tam kilka osób tygodniowo. Większość ciał zabiera policja i wywozi je do szpitala. Jeśli w ciągu paru dni władze nie znajdą rodzin zmarłych, grzebią ich sami.

Pod wieczór pod mostem zbierają się tłumy. Dziesiątki, a nawet setki ludzi. Nie wiadomo już kto sprzedaje heroinę i metamfetaminę a kto tylko pali. Ci z latarkami czołowymi rozświetlają przestrzeń innym. Mężczyzna, który stracił rękę, taśmą klejącą przytwierdził do kikuta zapalniczkę. Tak mu łatwiej podgrzać sreberko z narkotykiem. Część z obecnych kręci się z kąta w kąt. Bezdomne psy dotrzymują towarzystwa tym, którzy już zastygli.

Dla niektórych ludzi betonowy brzeg pod mostem jest domem. Inni przychodzą tu jak do pubu na piwo. Jeśli na ziemi jest piekło, to mieści się właśnie tu, w Kabulu, pod mostem na Pul e Suchta.

Najlepiej wejść pod most z kimś z wewnątrz, choć nawet wtedy niczego nie można być pewnym. Ali Jan na pierwszy rzut oka ma około sześćdziesięciu lat, choć w rzeczywistości może być dużo młodszy. Lata palenia heroiny wyryły mu się na twarzy. Przychodzi pod most od lat z bratem by zapalić i zapomnieć o codziennych troskach. Być może z racji wieku cieszy się wśród reszty szacunkiem. Gdy nagle trafił do szpitala z zapaleniem płuc, nasza praca pod mostem stała się niemożliwa.

Wedle statystyk, około 3,5 miliona ludzi w Afganistanie jest uzależnionych od narkotyków. To prawie dziesięć procent społeczeństwa. W miastach, ludzi palący heroinę czy metamfetaminę na ulicy widać wszędzie. Już dawno stali się częścią afgańskiego krajobrazu. Siedzą przy drogach, na chodnikach czy nad brzegami rzek. Czasem, jak w Heracie niedaleko granicy z Iranem, tłoczą się na cmentarzach pośród nagrobków. Zawsze w grupkach, zawsze okryci chustami.

Nawet 90 procent światowej produkcji heroiny pochodzi z Afganistanu podobnie jak 95 procent narkotyku, który trafia na rynek europejski. Dla afgańskich rolników, uprawa maku często bywa bardziej opłacalna od innych, mniej dochodowych produktów rolnych. Od początku amerykańskiej interwencji w Afganistanie w 2001 roku, produkcja opium w kraju znacząco wzrosła. O ile wcześniej talibowie zakazywali upraw maku, chaos, który nastąpił po obaleniu ich rządów sprzyjał rozwojowi rynku narkotyków. I tak, podczas gdy w 2001 pola maku w Afganistanie zajmowały powierzchnię około 74,000 hektarów, w 2019 ich łączna powierzchnia osiągnęła 160,000 hektarów.

Dziś, wedle danych Afghan Research and Evaluation Unit, afgańskiego ośrodka badawczego, nielegalna produkcja i handel narkotykami są największym sektorem gospodarki w kraju. Przy produkcji opium, według AREU, zatrudnionych jest około 500,000 osób, czyli więcej niż w jakiejkolwiek innej branży. Składa się ona na około dziesięć procent produktu krajowego brutto. Gdyby do tej kwoty doliczyć popularne latem uprawy marihuany i haszyszu oraz prężnie rozwijający się rynek metamfetaminy, dane te byłyby zdecydowanie wyższe.

Większość upraw maku znajduje się w południowo-zachodniej części kraju, w prowincjach Farah, Helmand, Kandahar czy Nimroz. Stamtąd heroina trafia dalej na zachód do Iranu. Z produkcji opium żyją wszyscy: rolnicy, lokalni watażkowie, mafie, które zamieniają opium w gotową do spożycia heroinę, skorumpowani rządowi oficjele czy w końcu talibowie, którzy naliczają podatki za uprawę maku oraz transport narkotyków przez swoje terytoria.

Jak podaje BBC, talibski podatek od przemytu może wynosić nawet do 20 procent wartości transportu. Teraz, w dobie koronawirusa, mówi się, że przemysł opiumowy wzrośnie jeszcze bardziej, bo ze względu na kwarantannę wielu Afgańczyków zostało bez pracy i środków do życia. A opium to pewny biznes. Choć większość heroiny trafia na eksport, głównie do Iranu, a stamtąd do Europy, spora część narkotyków zostaje w kraju.

Mohammed Reza ma 37 lat, choć nie jest tego do końca pewien. W Afganistanie wielu ludzi nie wie kiedy się urodziło. Jest spokojny i łagodny. Gdy mówi delikatnie się uśmiecha. Siedzi na przystanku autobusowym na Pul e Suchta i odpoczywa w słońcu. Błotnisty brzeg rzeki pod mostem to jego dom.

Po raz pierwszy spróbował heroiny czternaście lat temu w Iranie, dokąd wielu Afgańczyków wyjeżdża za chlebem. Według nieoficjalnych danych, w kraju może być nawet dwa miliony niewykwalifikowanych robotników z Afganistanu, którzy żyją od dniówki do dniówki, wykonując prace których Irańczycy wykonywać nie chcą. To właśnie w Iranie, jak twierdzi Mohammed Reza, wielu Afgańczyków próbuje heroiny po raz pierwszy.

„Wpadłem w złe towarzystwo. Organizowaliśmy całonocne pikniki, podczas których większość moich znajomych brała heroinę. Potem nie brałem przez pięć czy sześć miesięcy, ale gdy wróciłem do Afganistanu, wróciłem do nałogu,” wspomina Mohammed Reza. „Jest ciężko. W Afganistanie nie ma pracy. Ciężko jest unikać miejsc, gdzie spotykają się ludzie biorący narkotyki. Każdy, kto kiedykolwiek próbował, jeśli nie ma perspektyw, na pewno szybko znajdzie znajomych, z którymi będzie mógł zapalić.”

Rodzina Mohammada Rezy, matka i bracia, mieszkają w Iranie. W Kabulu mężczyzna nie ma żadnych krewnych. Jest pozostawiony sam sobie. Bez wsparcia bliskich, kontaktów klanowych i zawodowych – tak ważnych w Afganistanie – nie ma wielkich szans na pracę. Szczególnie teraz.

Od początku epidemii koronawirusa w kraju już sześć milionów ludzi straciło pracę. 80 procent społeczeństwa znalazło się poniżej progu ubóstwa.

Jak twierdzi Mohammad Szafi Azim, dyrektor oddziału psychiatrycznego w Kabulu, to właśnie bieda, obok traumy wojennej, jest najczęstszą społeczną przyczyną uzależnień w Afganistanie. Szpital, w którym pracuje doktor Azim, jest jedyną placówką publiczną zajmującą się problemem narkomanii. Na jego oddziale jest dwadzieścia łóżek. To niewiele biorąc pod uwagę skalę problemu w stolicy.

– Większość pacjentów jest nie tylko jest uzależniona, ale cierpi również na choroby psychiczne takie jak depresja czy stany lękowe. Oprócz leczenia objawowego większość z nich potrzebuje leków antydepresyjnych – mówi Azim. – Wielu pacjentów po wyjściu z naszego szpitala po miesiącu, dwóch czy trzech znowu wraca do narkotyków. Przyczyną jest zła sytuacja ekonomiczna, złe otoczenie, brak wsparcia, rozwody, widoczność narkotyków i ich duża dostępność. Wszystkie powodują, że pacjent znowu zaczyna palić.

Według lekarza, uzależnienia mają również głębsze, kulturowe podłoże. Jak twierdzi, w niektórych prowincjach Afganistanu, jak na przykład w Badachszanie na północy kraju, opium daje się dzieciom gdy płaczą z powodu bólu lub gorączki. – Miałem pacjenta. Zapytałem go, ile lat jest uzależniony. Powiedział, że 42. Zapytałem, ile ma lat. Powiedział, że 42. Jak to możliwe? Gdy się urodził mama dawała mu opium, by przestał płakać. To powszechne – mówi Azim.

Ulice Heratu, miasta nieopodal granicy z Iranem, spowija palące słońce. Choć Afganistan już od jakiegoś czasu zabrania zgromadzeń publicznych, a władze nawołują obywateli by nie wychodzili z domu, miejsca, gdzie zbierają się uzależnieni są pełne. Zakazy związane z pandemią zdają się ich nie dotyczyć.

Przy głównej ulicy miasta, na piaszczystych wysepkach przecinających drogę w pół tłoczą się ludzie zastygli w skulonej pozycji. Wśród nich jest trzynastoletni Ahmad, choć wygląda najwyżej na osiem. Jego ojciec zmarł trzy lata temu i chłopiec przeszedł pod opiekę wujka. Od tamtej pory żyje z ulicy. Prosi przechodniów o pieniądze lub najmuje się do prostych prac.

– To wujek nauczył mnie palić metamfetaminę – mówi Ahmad, a łzy napływają mu do oczu. Jego umorusana dziecięca buzia silnie kontrastuje z błędnym wzrokiem doświadczonego narkomana. – Sprzedał wszystko, co miałem. Zmusza mnie do palenia i do oddawania mu wszystkich pieniędzy. Chciałbym chodzić do szkoły jak inne dzieci, ale wujek mi nie pozwala – mówi.

Wtóruje mu Alia, matka czwórki dzieci, której mąż uzależniony jest od metamfetaminy. Kobieta błąka się po ulicach Heratu z dziećmi prosząc przechodniów o pomoc, jedzenie lub pieniądze. Wzięła na swoje barki ciężar utrzymania rodziny, również męża. Do domu wraca niechętnie, zresztą i tak mąż często ją wyrzuca. Jak nie wyrzuca, to bije. Alia zabiera wtedy dzieci i zatrzymuje się w pobliskim szpitalu. To jednak nie jest rozwiązanie na przyszłość.

– Parę razy próbowałam się zabić, spalić. Chciałabym, żeby rząd zrobił coś, by zmniejszyć liczbę uzależnionych. Nie chce, aby moja córka i synowie brali narkotyki – mówi Alia z goryczą w głosie. – Władze muszą coś zrobić, muszą zająć się leczeniem uzależnionych, by mogli powrócić do swojego życia, do swoich rodzin.

Lecz rząd wiele zrobić nie może. Od lat na wszystko brakuje pieniędzy. Publiczne szpitale nie są w stanie przyjmować wszystkich chorych, a co dopiero uzależnionych, których leczenie jest nie tylko kosztowne, ale często i nieskuteczne. Mimo miliardów dolarów zainwestowanych w Afganistanie od początku amerykańskiej inwazji, nie działa ani służba zdrowia, ani większość państwowych instytucji.

Dziś na pomoc uzależnionym nie ma co liczyć, szczególnie że Stany Zjednoczone właśnie odebrały Afganistanowi miliard dolarów wsparcia z powodu przedłużającego się konfliktu pomiędzy prezydentem Aszrafem Ghanim a jego głównym rywalem Abdullahem Abdullahem. Choć wybory prezydenckie odbyły się we wrześniu zeszłego roku, politycy do tej pory nie zdołali utworzyć rządu. Anulowanie znacznej części pomocy dla kraju ma być karą za polityczne przepychanki skłóconych obozów władzy.

Uzależnionym w Afganistanie pomagają dziś głównie organizacje pozarządowe i prywatne inicjatywy. Tak jak obóz Umid, ośrodek leczenia uzależnień na tysiąc łóżek. Umid po persku oznacza nadzieję. To jedno z niewielu miejsc w Kabulu, gdzie uzależnieni mogą uzyskać pomoc. I to właśnie tam trafia dziś większość kolegów Mohammada Rezy, mężczyzny spod mostu w Pul e Suchta.

Szczególnie w ostatnich tygodniach. W związku z rozwojem epidemii w Afganistanie, władze rozpoczęły walkę ze skupiskami uzależnionych na ulicach Kabulu. To właśnie tam koronawirus ma największą szansę zebrać żniwa. A w kraju brakuje testów i podstawowych środków medycznych do walki z zarazą. Pul e Suchta jest dziś jednym z głównych miejsc na celowniku policji.

Na początku kwietnia, grupa policjantów i pracowników medycznych wjechała pod most, by przetransportować uzależnionych do ośrodka Umid. Garstka osób udała się na leczenie dobrowolnie, reszta stawiała opór. Dziesiątki mężczyzn zostały siłą wtłoczone do vanów. Inni w popłochu uciekali przez rzękę przy dźwięku strzałów oddawanych w powietrze przez policję.

– Policja zaczęła stosować przemoc. W ostatnich dniach pojawiają się często. Na początku pytają kto chce pójść na leczenie. Jeśli nie znajdzie się wystarczająca liczba chętnych na terapię, starają się wziąć nas siłą. Strzelają z pistoletów, biją nas kijami – mówi Mohammed Reza. – Ale rząd nie chce nas leczyć, oni chcą się nas po prostu pozbyć. Powinniśmy umrzeć pod mostem, zalani falami.

Według mężczyzny, po ostatnich wydarzeniach, w ciągu dnia wielu uzależnionych woli nie schodzić pod most. Boją się policji, a tam jedyna droga ucieczki prowadzi przez rzekę. Grupują się wokół mostu na chodnikach i wysepkach rozdzielających jezdnię. Mohammed Reza twierdzi jednak, że ludzie wieczorami nadal schodzą pod most. Nocą policja nie odważy się tam zejść.

Właściwie wszyscy, z którymi rozmawialiśmy deklarowali chęć wyjścia z nałogu. W odurzaniu się narkotykami w Afganistanie nie ma nic z rozrywki. To rozpacz, gniew i cierpienie. Ale też jedyna droga ucieczki od rzeczywistości. Jak twierdzi Mohammed Reza, choć każdy uzależniony chciałby przestać brać, póki co w Afganistanie nie ma do tego warunków. A policyjne obławy na zbiorowiska narkomanów na pewno tego nie zmienią.

– Nigdy nie starałem się wyjść z nałogu w Afganistanie – powiedział Mohammed Reza pod koniec naszego spotkania. – Chciałbym przestać brać, ale jak to zrobić, jeśli nie mam pracy? Tu nie ma drogi wyjścia.

Oceń treść:

Average: 9.8 (33 votes)
Zajawki z NeuroGroove
  • LSD-25
  • Pierwszy raz

przystanek Woodstock poraz 9, a więc znane i lubiane otoczenie. Nastawienie pozytywne, długo oczekiwana ciekawość.

Ogólnie nie przepadam za narkotykami.. bywało, że dość często paliłem (takie środowisko), parę razy wciągałem.

  • Amfetamina

DES MOINES w stanie Iowa (10 Czerwiec 2002 roku, godzina 10:38)



Dla obcych, Debra Breuklander wygladała na niezmordowaną samotną matkę trojga dzieci. Miała nienaganny dom na przedmiesciach zamieszkanych przez klasę średnią, doskonałą wiarygodność kredytową, była też przewodniczącą komitetu rodzicielskiego w szkole, do której uczęszczały jej dzieci.



Była także uzależniona od metaamfetaminy i sprzedawała ją by związać koniec z końcem.



  • Fentanyl

*Nazwa substancji:Fentany


*Doświadczenie: w opioidach skromne - tramadol i kodeina