Witam, ja jestem dekoderemakodyny, a to jest mój trip raport. Bez przydługiego wstępu opiszę coś, co do tej pory wydawało mi się raczej niemożliwe. Równanie na wiek autora to mniej więcej cztery do drugiej,hehe.
Szybki beat i narkotyki. Tutaj nie bawią się tylko przy piwie
Obszernie o rejwach, ecstasy w klubach, deepwebie oraz, tak jest, Hyperrealu! A że nic o nas bez nas - zapraszamy do wcale ciekawej lektury.
Tagi
Źródło
Odsłony
4639Jesteśmy na imprezie rave, czyli takiej, na której grana jest muzyka elektroniczna z charakterystycznym szybkim beatem. Taka impreza bez narkotyków to jak polskie wesele bez wódki.
– Musimy od kogoś skombinować gumy do żucia – mówi Tomek.
– Po co? – pytam zdziwiona.
– Szczęka lata.
– Słucham?
– No, szczęka lata. W sensie, że chodzi na boki, można zęby pokruszyć, guma jest izolacją, żeby nie tarły o siebie.
Jesteśmy w piwnicy klubu. Brudno, niski sufit, resztki szkła na podłodze. Grzeczne dziewczynki na pewno tutaj nie przychodzą. Na pewno? Większość siedzących dookoła wygląda całkiem normalnie, jak przeciętni studenci na przeciętnej imprezie. Tylko ubrani są inaczej. Bardziej kolorowo.
Sam lokal już tak kolorowy nie jest. Schowany na uboczu, w ciemnej bramie, z klubami przy rynku łączą go tylko ceny piwa. Odrapane ściany, szatni brak, ludzie, którzy idą tańczyć, rzucają ubrania na starą kanapę z tyłu parkietu.
Siadamy na metalowych krzesłach. Zimno w tyłek, niewygodnie. Tomek już kończy swoje piwo. Wygląda na zdenerwowanego, ale on chyba po prostu tak ma. Patrzy wyczekująco na drzwi, ale chłopak z dredami wciąż się nie pojawia.
– Na pewno nic ci się nie stanie? – martwię się trochę.
– Daj spokój, to bezpieczniejsze od alkoholu.
Tak, czytałam o tym przed wyjściem. Ale tylko według niektórych źródeł. No i przecież nigdy nie wiesz, co tak naprawdę dostaniesz.
Wraca Raul.
– Musimy jeszcze trochę poczekać – mówi i siada obok. W przeciwieństwie do Tomka jest zupełnie zrelaksowany, zachowuje się, jakby czekał w restauracji na danie dnia.
Poznaliśmy go zaraz po przyjściu. Zapytał, czy wiemy, od kogo może coś kupić, bo przyszedł sam i nikogo nie zna. Pochodzi z Hiszpanii. Z Katalonii, ale jest za Realem Madryt. To on znalazł chłopaka z dredami.
Chodził na ravy w swoim kraju, chodzi też w Polsce. Lubi bywać na imprezach sam, bo łatwiej poznaje się nowych ludzi. Na przykład kogoś, kto ma kontakty. Ale bez ciśnienia, na trzeźwo też można się bawić. Na tej imprezie chciałby jednak czymś się wspomóc – muzyka jest naprawdę dobra, w zeszłym tygodniu było właściwie samo dudnienie. A teraz? No, poezja. Dlatego szkoda by było tak bez niczego. Tomek się zgadza – taką muzykę trzeba poczuć całym ciałem, a tylko po alkoholu przecież się nie da.
Mało kto będzie się tutaj dziś bawił tylko przy piwie. Jesteśmy na imprezie rave, czyli takiej, na której grana jest muzyka elektroniczna z charakterystycznym szybkim beatem. Taka impreza bez narkotyków to jak polskie wesele bez wódki.
Tomek i Raul czekają właśnie na dealera, który obiecał, że za pół godziny będzie miał tabletki ecstasy, Raul chce kupić jeszcze amfetaminę. Obaj mają już doświadczenia z ecstasy i zgodnie twierdzą, że jest to najlepsza używka na całonocną imprezę. Daje euforię, podnosi empatię i pozwala dogadać się z każdym, nawet jeśli na trzeźwo jest się nieśmiałym. Nie odczuwa się zmęczenia, można tańczyć całą noc bez przerwy. Nie ma bełkotania. Skutki uboczne? Suchość w ustach, pocenie się i zgrzytanie zębami.
Dlatego warto żuć gumę.
Trzeba też dużo pić – po ecstasy zdarzają się przypadki śmierci z odwodnienia.
Nie tylko fani tabletek przychodzą się tu bawić. Parę osób ma źrenice jak spodki i rozgląda się dookoła z zachwytem. To amatorzy LSD i innych psychodelików. Inni z kolei oczy mają czerwone, są rozluźnieni i senni. Tak działa marihuana. Są też ludzie, którzy zażyli różnego rodzaju opiaty – to ci najspokojniejsi, mają najbardziej błogie miny. Jest kilka imprez w Krakowie, na których w ten sposób można kupić narkotyki. Są jeszcze oczywiście grupy na Facebooku. Ale trzeba znać kogoś, kto do nich należy, bo wszystkie są zamknięte. Tomek obiecuje: – Jeśli chcesz, mogę cię dodać do krakowskiej grupy handlowej. Tylko nie pisz przypałowych postów, bo pomyślą, że psa zaprosiłem.
„Przypałowe posty” to takie, w których prosisz o coś wprost. Tego nie wolno robić. Trzeba pytać, czy ktoś umówi cię z Marią, a nie, czy ma do sprzedania marihuanę. „Mati” to mefedron, „Aneta” – amfetamina, „znaczki” – LSD i inne psychodeliki. No i jak już się z kimś umawiasz, pisz tylko przez Privnote – stronę, dzięki której wiadomości są niszczone zaraz po przeczytaniu.
Prawie wszyscy w grupie udzielają się również na Hyperrealu – największym tego typu forum w Polsce, jednym z większych w Europie, to rodzaj połączenia Wikipedii z Wykopem.
Znajdziesz tam porady dotyczące dawkowania, wzmacniania efektów, przeprowadzania odwyku. Od skórki banana po heroinę.
Sztuczne zioło kopie mocniej
Moderatorem nie zostaje się z przypadku. Tomek starał się o to przez kilka lat. Trzeba napisać dużo postów, spróbować wielu substancji. Bez doświadczenia nie masz szans. Każdy moderator jest przypisany do konkretnego działu według rodzaju substancji, na których zna się najlepiej – jedni zajmują się stymulantami, inni kanabinoidami, jeszcze inni opiatami. Są też moderatorzy globalni, którzy mają wiedzę o wszystkim.
Moderator ma dużo roboty, ale też największe szanse na kupno czegoś ciekawego. Bo choć oficjalnie na Hyperrealu nie ma handlu, jeśli jesteś zaufaną osobą z dużą liczbą postów, łatwo można poznać kogoś, kto sprzedaje. A to bardzo cenne.
– W dzisiejszych czasach łatwo jest stracić kontakty, często jest tak, że kogoś złapią albo sam przestaje dealować – twierdzi Tomek. Zna się na rzeczy. Był czas, że potrafił przejechać pół Polski, żeby zdobyć syntetyczne kanabinoidy. Takie sztuczne zioło, tylko kopie mocniej.
No i bycie moderatorem to prestiż.
– Jestem moderatorem na największym forum o narkotykach w Polsce, więc można powiedzieć, że jestem jednym z głównych ćpunów Rzeczpospolitej – chwali się Tomek.
Na forum przeważają ludzie, którzy eksperymentują; biorą różne substancje od czasu do czasu. Skrupulatnie zapisują dawki, piszą trip raporty, dzieląc się z innymi doświadczeniem. Część szuka w ten sposób siebie, część inspiracji, są też tacy, którzy uciekają przed codziennością. Jednym narkotyki zaszkodziły. Uzależniły, mają przez nie problemy w szkole, pracy, w życiu ogólnie. Innym pomogły, pozwoliły odkryć siebie, stworzyć coś oryginalnego.
Łączy ich jedno: niewiele mają wspólnego ze stereotypem ćpuna z poprzedniego stulecia, heroinisty z obłędem w oczach. Nie są też jak małoletni amatorzy dopalaczy, o których trąbią gazety. Choć część z nich sięga zarówno po dopalacze, jak i po heroinę. Wielu z nich się uzależni, przedawkuje, nawet umrze – ale trudno określić tę grupę, subkulturę nawet jako tzw. margines społeczny. Nie kradną, a branie pieniędzy na narkotyki od rodziców uważają za największy dyshonor. Wśród moich rozmówców dwie osoby są po studiach, pracują (w banku i w IT), jedna kończy liceum i wybiera się na ASP. Tylko Tomek skończył edukację na szkole średniej. I żałuje, bo wie, że gdyby nie dragi, pewnie poszedłby na studia i zarabiał więcej niż teraz w hurtowni żywności.
Mówi się, że lekkie narkotyki są furtką do twardych. Tomek jest oburzony takim stwierdzeniem – zanim spróbował dragów, pił przecież alkohol. Dużo alkoholu. Zaczął wcześnie – miał tylko 13 lat. To była jego pierwsza substancja odurzająca. Skręta pierwszy raz zapalił w drugiej klasie gimnazjum, ale nie spodobało mu się – miał stany lękowe, bał się, że zostanie złapany. Przełom nastąpił, gdy spróbował ecstasy, choć nie zrobił tego świadomie.
– Kolega dał mi tabletkę w szkole, powiedział, że to suplement diety. Połknąłem i przeżyłem najpiękniejszy dzień mojego życia. Wszystko mi się udawało, dogadywałem się z ludźmi jak nigdy, czułem taką jakby lekkość tutaj – pokazuje na serce. Dopiero kolejnego dnia poznał prawdę.
Po tym doświadczeniu postanowił eksperymentować dalej i tak odkrył Hyperreal. Stamtąd dowiedział się o dopalaczach, które były wtedy legalne. Otworzyły przed nim nowe możliwości – mógł zamawiać narkotyki przez internet, jak na Allegro, zupełnie bez stresu. O wszystkim, co brał, czytał najpierw na forum – to dawało mu poczucie bezpieczeństwa, wiedział, że nie przedawkuje ani nie pomiesza ze sobą substancji, których absolutnie mieszać nie wolno. To ta dobra stronna Hyperreala.
Zła jest taka, że kusi. Kiedy czytasz o tych wszystkich świetnych efektach, chcesz próbować coraz więcej i więcej. Nawet jeśli wcześniej coś wydawało ci się nie do przyjęcia. Przysięgałeś sobie, że nie tkniesz opiatów. Nie będziesz zamawiał narkotyków z Chin w internetowych sklepach, chociaż są tanie i często legalne, bo to nowe wynalazki, których nikt jeszcze nie zdążył przebadać i zakazać. Ale pewnego dnia czytasz doskonale napisany trip raport i już wiesz, że nici z twoich obietnic.
Tomek z powodu narkotyków był w szpitalu trzy razy. Na odwyku raz, chociaż – jak twierdzi – nie jest uzależniony. Wysłali go tam rodzice, kiedy zatruł się tabletką ze sklepu z dopalaczami.
Od tej pory uważa trochę bardziej. Nie chce trafić do statystyki zgonów na Hyperrealu.
– Chcę korzystać z życia – twierdzi. Nagle podrywa się na z krzesła i zaczyna nerwowo szukać portfela.
Wrócił chłopak z dredami.
„Poproszę narkotyków”
Raul też wstaje. Uśmiecha się szeroko do dealera – jak do dobrego znajomego.
– Mam to, co chcieliście – mówi chłopak. Wygląda sympatycznie, może mieć dwadzieścia kilka lat. Wyciąga z kieszeni kawałek papieru i torebkę z białym proszkiem.
– Piguły po 40, amfa 35. Tylko uważajcie, bo są mocne, bierzcie najlepiej po pół. Bawcie się dobrze – mruga, bierze od chłopaków pieniądze i znika w tłumie.
Tomek odwija papier. W środku są dwie różowe tabletki z wytłoczonymi na wierzchu truskawkami.
Ani Raul, ani Tomek nie zamierzają brać połowy – niech kopnie najmocniej, jak się da. Biorą po pigułce i popijają piwem.
– Jak długo trzeba czekać na efekty?
– Pół godziny – odpowiada Raul. Jeśli chodzi o ecstasy, jest ekspertem, to jego ulubiony narkotyk.
Raul pochodzi z okolic Lloret de Mar, jednego z najbardziej imprezowych miast w Katalonii. Kluby są otwarte nie do 3–4 nad ranem jak w Polsce, ale całą dobę. Szybko przekonał się, że dużo łatwiej bawić się do rana, jeśli wspomożesz się czymś mocniejszym niż alkohol. Zdobycie narkotyków nie było problemem.
– U nas możesz zapytać dowolną osobę na imprezie, czy ma coś do sprzedania. Nawet jeżeli nie będzie miała, na 90 procent wskaże ci kogoś, kto handluje – zapewnia. – Najlepiej zaczepić kogoś w ciemnych okularach. Prawie na pewno jest na dragach i w ten sposób ukrywa zmienione źrenice.
W dodatku możesz być pewny, że to, co dostaniesz, będzie dobrej jakości.
Raul: – Hiszpania to strategiczny punkt, jeśli chodzi o narkotyki. Haszysz jest sprowadzany z Maroka, kokaina z Kolumbii, a wszystkie chemiczne dragi z Holandii. Wszystko jest droższe niż w Polsce, ale działa o wiele lepiej i nie powoduje tylu skutków ubocznych.
Ecstasy, które Raul brał w Katalonii, to prawdziwy „narkotyk miłości” – euforia po nim jest nieporównywalna do tej odczuwanej po polskich odpowiednikach. W Polsce przy częstym stosowaniu dopada go depresja i bóle żołądka, dlatego stara się ograniczać. W dodatku odkąd mieszka w Krakowie, czyli już pięć lat, nie udało mu się znaleźć stałego dealera, za każdym razem musi więc korzystać z innego źródła. Kiedy tu przyjechał, był bardzo zdziwiony – wiedział co prawda, że Polska to konserwatywny kraj, ale nie spodziewał się aż takich trudności w zdobywaniu dragów.
Szczególnie zaskoczyły go reakcje ludzi na dużych festiwalach.
– Kiedy chodziłem i pytałem: „Haveyougotanydrugs? Poproszę narkotyków”, ludzie patrzyli na mnie jak na kosmitę – śmieje się.
Bo w jego kraju kiedy powiesz, że zamierzasz się naćpać w weekend, nikt nie zareaguje. Owszem, ochroniarze w klubach czasem kogoś przeszukają, ale jeśli coś znajdą, raczej nie wzywają policji, tylko konfiskują, często na sprzedaż albo własny użytek. Narkotyki nie są tam tabu, tylko częścią kultury związanej z całonocnym imprezowaniem i muzyką elektroniczną. W Hiszpanii nawet skinheadzi biorą, choć to niezgodne z ideą tej subkultury. Podejście dealerów do interesu również jest inne.
– W Polsce każdy chce szybko zrobić dużą kasę. Gorsze gówno niż tutaj sprzedają chyba tylko na Ukrainie i w Rosji. U nas ludzie często dealują, bo lubią, chcą dostarczać innym rozrywkę i trochę przy tym dorobić. Just enjoy, not business – Raul mówi coraz szybciej, cały czas poruszając nogą w górę i w dół.
– Zaczyna działać?
– Owszem – Raul uśmiecha się szeroko.
– Co czujesz?
– Na razie głównie lekkie zdenerwowanie. Trochę jakbyś wypiła bardzo dużo bardzo mocnej kawy. Najprzyjemniejsze efekty zaczną się za chwilę.
– To się nazywa bodyload – wtrąca Tomek. – Jak dragi wchodzą, czujesz się źle, jesteś zestresowany, niedobrze ci. Dopiero później zaczyna się ta fajna część.
Raul rozgląda się po sali, w której zgromadziło się już całkiem sporo osób. W obiegu jest kilka jonitów, parę osób wciąga biały proszek z blatu stołu.
– W Polsce brakuje w tym wszystkim radości – stwierdza filozoficznie. – Ludzie siedzą w piwnicach takich jak ta, biorą dragi gdzieś po klatkach schodowych. A jak już wezmą, w ogóle nie potrafią się tym cieszyć, ćpają do nieprzytomności. Odurzają się zamiast bawić.
– W Hiszpanii nie ma uzależnionych od narkotyków?
– Pewnie, że są, ostatnio nawet coraz więcej. Ale dla was narkotyki to jak alkohol dla Indian – nie umiecie się z nimi obchodzić.
Ale kocham Polskę – mimo tych słabych dragów. Inaczej nie siedziałbym tu tyle lat. Alkohol macie za to lepszy. Polskie piwo jest the best.
– Idziemy tańczyć? – Tomka najwyraźniej nosi, wierci się na krześle, mięśnie jego nóg kurczą się rytmicznie.
– Najpierw po kresce – Raul wyjmuje z kieszeni torebkę z białym proszkiem. Sypie po ścieżce sobie i Tomkowi. Proponuje też mnie. Odmawiam. Nie nalega – nigdy w życiu nie spotkałam się z tym mitycznym namawianiem kogoś na narkotyki.
Ruszamy na parkiet. Wygląda inaczej niż parkiety popularnych klubów w centrum Krakowa. Nie ma dziewczyn tańczących w kółku, nie ma obściskujących się par. Każdy tańczy sam, wykonując przy tym dziwne, zagarniające powietrze ruchy. Wielu ludzi wygląda, jakby widzieli więcej niż duszne pomieszczenie i spoconego DJ-a. Chłopaków szybka muzyka porywa natychmiast, tańczą, jakby w ogóle się nie męczyli. Mnie już po 15 minutach brakuje sił. Siadam na zawalonej kurtkami kanapie.
Z rzutnika przy konsoli lecą psychodeliczne, kolorowe obrazy. Muzyka jest właściwie pozbawiona melodii, słychać tylko bardzo wyraźny rytm, ale tańczącym to nie przeszkadza. Sprawiają wrażenie, jakby każdy z nich słyszał w głowie swój własny kawałek. Wielu z nich mocno się zatacza, czasem ktoś upada, ale zaraz wstaje i kontynuuje taniec, jakby nic się nie stało. Muzyka robi się tak głośna, że ciężko ją znieść. Wracam do palarni. Tomek i Raul dołączają po chwili, niosą piwo. Uzupełniają płyny.
Przez tysiące portfeli
Przysiadamy się do grupki osób. Od razu wędruje do nas palony przez nich joint. Rozmowa schodzi na Hyperreal. Tomek chwali się, że jest moderatorem, i podaje swój nick, chociaż gdy jest trzeźwy, trzyma go w tajemnicy.
– Mogę wam załatwić dobre kontakty – obiecuje.
Wszyscy zaczynają wymieniać się doświadczeniami. Padają skomplikowane nazwy, głównie tak zwanych research chemicals, czyli popularnych dopalaczy. Kiedyś były legalne, teraz bardzo ciężko je zdobyć – dlatego chętnie by skorzystali z pomocy Tomka. Na facebookowej grupie trudno o takie rzeczy – sprzedaje się tam gównie najpopularniejsze dragi lub ich zamienniki oraz leki. Są też instrukcje, co powiedzieć, żeby lekarz przepisał ci to, na co akurat masz ochotę.
Oczywiście jest jeszcze Deep Web. Ciemniejsza strona internetu, do której nie wejdziesz bez specjalnej przeglądarki. Miejsce, o którym słyszał każdy amator nielegalnych substancji, ale nie każdy ma odwagę z niego skorzystać.
– Trzeba umieć zacierać ślady – tłumaczy Piotrek, informatyk. Najpierw trzeba kupić sobie VPN, czyli Virtual Private Network. To taki tunel w internecie, który kryje twoją tożsamość. Jak już go masz, możesz zalogować się w Dark Markecie – tłumaczy.
Dark Markety to internetowe sklepy, w których można kupić wszystko, co nielegalne. Od broni po narkotyki. Problemem są pieniądze – nie zapłacisz tam złotówkami, musisz mieć bitcoiny, czyli wirtualną walutę. Istnieje wiele sposobów na dostanie bitcoinów, ale jeśli chcesz, żeby było w miarę anonimowo, trzeba robić to z głową. Piotrek znalazł stronę, która wymienia środki na karcie kredytowej na trochę inną kryptowalutę. Potem zamienił je na jeszcze inną, a w końcu przerzucił je przez Deep Web. To tak, jakby przechodziły przez tysiące portfeli. Kupiec jest nie do namierzenia.
Najgorsze jest oczekiwanie
– Potem można już brać się za zakupy – uśmiecha się Piotrek. – Nie chciałem jednak podawać swoich danych bezpośrednio sprzedawcy. Gdyby wyciekły, to byłby dowód, że popełniłem przestępstwo. Użyłem więc narzędzia do szyfrowania poczty elektronicznej. Polega to na zaszyfrowaniu wiadomości bardzo długim kluczem po dwóch stronach. Sprzedający podaje w swojej sygnaturze klucz, który trzeba wpisać w swojej wiadomości, ty podajesz swój, ale tylko na moment – wiadomość może odczytać jedynie osoba z obydwoma kluczami, inaczej to tylko ciąg bezsensownych znaków.
– I to tyle. Później najgorsze. Paczka idzie zza granicy, na twoje prawdziwe dane, w środku substancje zakazane przez prawo. Dwa tygodnie myślenia o tym, co będzie, jeśli coś pójdzie nie tak i o 6 rano obudzę się z oddziałem policji w pokoju.
– Co kupowałeś? – pytam.
– Wtedy, pierwszy raz? LSD. To było chyba najlepsze, z jakimi miałem do czynienia. Później były jeszcze kryształy MDMA i haszysz. W Dark Marketach, jak na Allegro, można wystawiać sprzedawcom oceny, więc jest mała szansa, że dostaniesz zły towar.
– Robisz to jeszcze?
– Nie. To było parę lat temu, Internet nie miał jeszcze takiej kontroli jak teraz, a ja byłem mocniej wkręcony w dragi. Jednak było to jedyne w swoim rodzaju doświadczenie, które pokazało, że może nie wszystkiego da się zabronić na świecie.
– Uważasz, że narkotyki są łatwo dostępne?
– Jeśli się wpadnie w złe towarzystwo, to narkotyki marnej jakości są wciskane ludziom mało świadomym. Teraz Polska jest zalana chińskimi research chemicals [dopalacze – przyp. red.], które powodują ogromne szkody w organizmie. Narkotykami nie handlują przyjazne osoby o otwartych umysłach. To ludzie, którzy chcą zarobić bardzo szybko bardzo dużo pieniędzy. Nie zależy im na tym, żeby ktoś bawił się dobrze, a już na pewno, żeby bawił się bezpiecznie.
– Czyli najważniejsze, żeby wiedzieć, od kogo się kupuje?
– Nie tylko od kogo, ale też co – wtrąca Kinga. – Bo mówiąc „narkotyk”, możesz mieć na myśli marihuanę, ale też krokodyla albo heroinę.
Kredyt chwilówka
Kinga, najmłodsza z moich rozmówców, jest amatorką psychodelików – jak LSD czy magiczne grzybki. Uważa, że ze wszystkich narkotyków wywołują najmniej szkód, a nawet pomagają. Sama miała epizod ze speedami, czyli amfetaminą i jej pochodnymi. To nie był dobry czas, pojawiły się problemy w szkole, kłótnie w domu, brak chęci do życia.
Potem spróbowała LSD i jak twierdzi –„nawróciła się”.
– Jestem spokojniejsza, przeszłam na weganizm, lepiej mi idzie nauka – przekonuje mnie.
– Ludzie, którzy biorą kwas, to jedna wielka rodzina, rozumiemy się bez słów, zdarza się, że ktoś odpowiada na jeszcze niezadane pytanie – mówi z pasją, jakby opowiadała o wspólnocie religijnej. Albo o sekcie.
Trudno nie odnieść wrażenia, że Kinga jest ćpunem „początkującym”. Takim, który nie odczuł jeszcze długofalowych skutków i wierzy, że zawsze będzie mieć wszystko pod kontrolą. Mówi o swoich doświadczeniach z największym entuzjazmem. Jest świadoma zagrożeń, zna statystyki z Hyperreala, ale wierzy, że to sprawy, które jej nie dotyczą.
A statystyki są jednoznaczne.
Według tych prowadzonych przez użytkowników forum co miesiąc umiera od jednego do trzech zarejestrowanych członków. A przynajmniej o tylu wiadomo – to osoby aktywne, z dużą liczbą postów, które ktoś znał w realu i poinformował o ich śmierci. Jeśli znika osoba mało popularna, nikt nie wie, co się stało – znudziła się, poszła na odwyk czy przedawkowała. Nie dodaje się jej do statystyk.
Wielu na Hyperrealu szuka pomocy. W dziale „detoks” jest 299 tematów i 21 063 postów. Ludzie polecają sobie nawzajem ośrodki odwykowe, piszą o efektach odstawienia, chwalą się, jak długo wytrzymali bez narkotyków.
* * *
Nad ranem, kiedy impreza dobiega końca, znika entuzjazm. Bardzo chce się pić, pojawia się zmęczenie, choć zasnąć nie będzie się dało jeszcze przez kilka godzin. Wszyscy robią się rozdrażnieni i niechętni do rozmowy. Wychodzimy z klubu, który wygląda teraz ponuro – przybyło szkła i niedopałków na podłodze, parę osób drzemie na niewygodnych krzesłach.
Tomek proponuje, żeby wstąpić do sklepu po wodę i witaminy. Sam ma w domu jeszcze jakieś benzodiazepiny, które działają nasennie i przeciwlękowo, więc powinien jakoś przetrwać ten dzień. To gorsze niż kac, bo czujesz się źle przede wszystkim psychicznie – jakbyś już nigdy nie miał być szczęśliwy.
Oczywiście to poczucie mija. Przynajmniej za pierwszym, drugim, trzecim czy czwartym razem.
Ale podobno wcześniej czy później przychodzi czas, kiedy zostaje na stałe.
Komentarze
Gazeta Wyborcza nie kontaktowała się z redakcją hyperreal.info podczas pisania tego artykułu.
Martwi mnie fakt że Gazeta wyborcza przedstawia podejście raula i Piotrka do narkotyków jako zupełnie zwyczajne "pośród narkomanów hyperrealu".
Chodzi mi tutaj konkretnie o to że oboje mieszają ecstasy z alkoholem i amfetaminą i jeszcze do tego biorą cała tabletkę zamiast poleconej pół... Bo przeciesz chcą mieć lepszego "kopa".
Jestem świadom że wielu ludzi miesza te substancje ale pomimo to sadze iż jest to nieodpowiedzialne żeby takie zachowanie w gazecie opisywać bez żadnych informacji o tym jakie to może być niebezpieczne i wcale nie przyjemniejsze.
ale oczywiście Gazeta wyborcza ani chwili nie zainwestowała w temat bezpiecznej konsumpcji narkotyków.
90% ludzi ładujących w szpitalu po ecstasy piło przed lub wygrajcie działania ecstasy alkohol. A prawie wszyscy brali więcej niż "zwykle" lub niż było "zalecane".
A amfetamina według mnie chamuje miłość od mdma.
Ogólnie gdyby Piotr i Raul by sie takich najzwyczajniejszych podstaw trzymali to żadne benzodiazepiny by nie były potrzebne i nie byłoby kaca.....
Raul po prostu jest niedouczonym ćpunkiem i przez takich niedouczonych 'specjalistów' dobre rzeczy są demonizowane.
Kaczka dziennikarska w klasycznym stylu GW.
to trzeba byc kompletnym debilem zeby zgodzic sie na udzielenie wywiadu skurwialej gazecie, gdzie ludzie w dupie byli gowno widzieli a prawda ulicy ich totalnie przerasta, do tego tych 2ch tępakow, gwiazdeczki z dupy przepelnione hipokryzja, udajace znawcow a sa zwyklymi cpunami, ktorym widac ze rozwalilo mozgi bo jak mozna mowic o szczególach zycia ( tekiengowego nazwijmy po imieniu spoleczenstwa oraz innego rodzaju wariatow) i o bezprzzypalowym podejsciu do sprawy (wychylajac sie nieznajomemu o cpunskich planach do tego ten diler rowniez znalazl sie w tle) wraz ze szczegolami oraz opcjami /narzedziami (o priv.... mi chodzi) komus kto sluchajac ich nie ma pojecia co oni pierdola a po wszystkim chetniej pujdzie na psiarnie opowiedziec niz wypic z nimi piwo. TO JEST SWIAT ANDERGRANDOWY, ktory nie potrzebuje rozglosu ani reklamy tylko na oriencie bez spiny dzialac w swoim swiecie. to najglupsze co mozna zrobic czyli powiedziec ze cos co jest zle jest dobre i w zyciu sie nie zgodze ze niewiadoma jest zdrowsza od alko . kazdy kto znalazl sie w swiecie dragach to owszem powinien wiedziec jak najwiecej ale po pierwsze wiedza sluzy glownie zeby sobie niezaszkodzic przy kolejnym eksperymencie a nie robic z tego historyjke utopijna w kolarach niezrozumialych dla reszty swiata jeszcze w obskurwialym klubie gdzie czlowiek predzej pomysli jaka patolka niz jaka biba. robic cos co jest zle - pamietaj rob to dobrze, czyli chcesz cpiec to luz ale nie afiszuj sie bo inni tego tak nie zrozumieja. idioci z psiarni i rzadu nie beda chcieli cie zrozumiec tylko zniszczyc zycie w zamknieciu bo znajda nabita lufke i zaraz wkrety ze uzalezniony potrzebuje pomocy, cpun co nawet matke zgwalci zeby miec hajs na kreski ziola i grzyby po kablach ( inaczej nie potrafie przedstawic ich swiatopogladu ). na koniec dodam JESLI MASZ NA SIEBIE I PRZYPAL WYJEBANE TO PAMIETAJ ZE NIKT INNY CO MA ŁEP NA KARKU NIE MA, a najczesciej bezmozgi sa przyczyna PECHA