Uwagi wstępne
Zarówno Homo neanderthalensisem> (600-350 tys. BP ), jak i Homo sapiensem> (250-50 tys. BP) urządzał ceremonie pogrzebowe zmarłym członkom swojej wspólnoty . W ramach obecnie obowiązującego paradygmatu naukowego oraz na podstawie akceptowanych odkryći dowodów funkcjonujących w jego obrębie przyjmuje się, że najstarsze miejsca grzebalne pochodzą z okresu plejstoceńskich zlodowaceń, przy czym podnosi się wciąż, w kontekście posiadania zdolności do autorefleksji i świadomości natury śmierci, kontrowersyjną kwestię intencjonalności pochówków neandertalczyków (Rendu 2014). Jednakże rysunki pokrywające wnętrze jaskiń (Altamira, Lascaux, Chauvet-Pont-d’Arc, El Castillo), w tym i te datowane na około 36 tysięcy lat i przypisywane kromaniończykowi, naniesiono często na wcześniejsze malowidła wykonane jeszcze przez neandertalczyków w ramach kultury mustierskiej (Clottes, LewisWilliams 2009). Dowodem na artystyczną działalność tychże są również artefakty znalezione na stanowiskach archeologicznych w Hohle Fels w Niemczech czy przybrzeżnym Monterey Canyon w USA; z kolei przedmioty pochodzące z Bilzingsleben są wytworem Homo heidelbergensisem> (700-200 tys. BP), hominida poprzedzającego neandertalczyka. Wrażliwość artystyczna mieszkańców jaskiń okresu górnego i środkowego paleolitu, dysponujących – jak uważa między innymi Stephen J. Gould – takim samym umysłem, jak ludzie współcześni dowodzi, że ich świadomość rzeczywistości była wieloaspektowa, obejmująca przekonania dotyczące rzeczy ostatecznych. Niektórzy badacze idąc jeszcze dalej w swoich koncepcjach twierdzą, że rytualne chowanie zmarłych mogło towarzyszyć gromadom Homo erectusem> (1,9 mln-143 tys. BP), a nawet Homo habilisem> (2,4-1,4 mln BP), praprzodkom operującym symbolami, posiadającym zdaniem niektórych badaczy quasi-religijne przekonania (Harrod 2016). Mając na uwadze doskonalenie metod precyzyjnego datowania znalezisk archeologicznych, proponowane ramy czasowe będą zapewne w najbliższej przyszłości ulegać zmianom, podobnie jak metodologicznie potwierdzony zbiór właściwości i umiejętności przypisywanych prehistorycznym przodkom.
Odkrycie malarstwa jaskiniowego w Europie Zachodniej, pochodzącego w dużej mierze z okresu górnego paleolitu (ok. 35-45 tys. BP), doprowadziło do sformułowania hipotezy o psychedelicznych źródłach sztuki naskalnej. Okazało się bowiem, że wiele rysunków przypomina tak zwane zjawiska entoptyczne (Cleversley 2012), czyli wizualne formy geometryczne towarzyszące wstępnej fazie doświadczenia generowanego przez układ nerwowy pod wpływem substancji psychoaktywnych, w tym przypadku zapewne psylocybiny obecnej w grzybach porastających ówczesne środowisko człowieka. Interpretacja ta nie jest jedyną kontrowersyjną tezą wysuniętą w odniesieniu do wspomnianych symboli. Niektóre z nich przypominają bowiem archetypowe doświadczenia wiru-tunelu i światła, towarzyszące wizjom umierających osób i występujące także w relacjach z pogranicza śmierci pochodzących z wieków średnich i starożytności. Można zatem zaryzykować tezę, że substancje psychoaktywne mogły wpłynąć nie tylko na rozwój mowy (jak twierdzi amerykański filozof Terence McKenna) i sztuki – jako wyrazu refleksji nad światem i sobą samym – ale i na zainteresowanie problemem pośmiertnego przetrwania świadomości, zwłaszcza że fenomen światła tunelu występuje w wizjach szamańskich jako stadium przejścia do świata duchów. Proces umierania pozostaje nieodłącznym elementem kosmologii szamanistycznej (Eliade 2011: 51-74) i jej późniejszych ewolucyjnych form, jak tybetański Bön .
Substancje psychedeliczne w procesie umierania
W połowie ubiegłego wieku na obszarze psychologii podjęto na nowo próbę uchylenia zasłony niewiadomego i rozwikłania misterium śmierci, wykorzystując ponadczasowy i uniwersalny wymiar tego doświadczenia. W tym czasie tryumfy święcił behawioryzm, co paradoksalnie wpłynęło stymulująco na badania nad transcendentalną naturą świadomości. Przypadkowe odkrycie psychedelicznych właściwości dietyloamidu kwasu lizergowego LSD-25, dokonane w 1943 roku przez Alberta Hofmanna (Hofmann 2009) w laboratorium szwajcarskiej firmy Sandoz, nadało tym poszukiwaniom nową jakość i zainicjowało kolejne programy badawcze. Wśród pionierów stosujących z powodzeniem psylocybinę, meskalinę i LSD-25 w leczeniu chorób psychicznych znaleźli się tacy naukowcy jak: Humphry Osmond, Myron Stolaroff, Gary Fisher, Timothy Leary, Ralph Metzner i Richard Alpert. Równolegle zauważono istotny wpływ tych związków molekularnych na występowanie doświadczeń mistycznych, potwierdzony podczas tak zwanego eksperymentu wielkopiątkowego (Pahnke, Richards 1966), a same psychedeliki określono mianem enteogenów (wywołujących doświadczenie boskości) i jako takie wykluczono ze zbioru substancji narkotycznych. Projekt badawczy realizowany w latach sześćdziesiątych na Uniwersytecie Harwardzkim z użyciem psylocybiny, był pionierską próbą naukowego wyjaśnienia zagadki świadomości (w tym między innymi doświadczenia śmierci) na gruncie psychofarmakologii.
Inny z prekursorów tego nurtu, czeski psychiatra Stanislav Grof, wykorzystywał LSD w latach sześćdziesiątych w Instytucie Badań Psychiatrycznych w Pradze. Przeprowadził kilkaset sesji z użyciem tej substancji, by po wyjeździe do USA w 1967 roku kontynuować badania nad terapeutycznym zastosowaniem odmiennych stanów świadomości w ramach programu realizowanego w Marylandzkim Ośrodku Badań Psychiatrycznych w latach 1969-1973, ukierunkowanego na pracę z pacjentami umierającymi na nowotwory. Uzyskany materiał był na tyle związany z zagadnieniem śmierci i umierania, że Grof poświęcił temu aspektowi dalszy etap swojej kariery zawodowej.
W tym czasie opracował z Abrahamem Maslowem podstawowe założenia dotyczące psychologii transpersonalnej, traktowanej tu jako dyscyplina łącząca tanatologię i psychologię w wielowymiarowym doświadczaniu rzeczywistości, eksponująca transcendentalny aspekt ludzkiej egzystencji. Przedstawił teorię matryc perinatalnych (okołoporodowych) oraz wdrożył metodę uzyskiwania stanu podwyższonej świadomości bez użycia substancji psychoaktywnych, nazwaną „oddychaniem holotropowym”. Udowodnił tezę o transformującym wpływie środków psychoaktywnych na stany lękowe związane z nieuniknionym końcem życia jednostki oraz przedstawił wyniki badań prowokujące kolejne pytania o naturę tego procesu. Nadał nową jakość doświadczeniu żałoby związanemu z utratą bliskiej osoby, sytuując ją w obrębie mistycznej transformacji i przejścia świadomości do innych form egzystencji pozamaterialnej
Istotą koncepcji Grofa stało się założenie istnienia czterech matryc związanych z życiem płodowym danej osoby, oddziałujących na jej postnatalną konstytucję psychiczną. Ten nowy obszar badań wyłonił się w trakcie terapii z użyciem psychedelików, kiedy eksploracja przestrzeni wewnętrznej pacjentów wykroczyła poza materiał biograficzny opracowywany w ramach klasycznej psychoanalizy freudowskiej, sięgając do doświadczeń związanych z pamięcią narodzin, życia płodowego i dalej, do pokładów nieświadomości zbiorowej, pamięci filogenetycznej czy numinotycznych obszarów rzeczywistości (Grof 1999). Matryce perinatalne, kodujące określone typy osobowości, mają w znaczący sposób wpływać na postrzeganie zagadnienia śmierci przez jednostkę. Ponadto, eksploracja obszaru pozaosobowego stała się dla Grofa źródłem przekonania o autonomicznej naturze świadomości, w związku z czym konstatował: „[...] założenie metafizyczne powiadające, że świadomość to epifenomen materii pozostaje jednym z głównych mitów materialistycznej nauki Zachodu, który w poważnym stopniu wpływa na kształt naszego społeczeństwa” (Grof 2010: 23). Jednocześnie jednak badacz wyklucza pozytywną rolę zinstytucjonalizowanych religii, dowodząc, że: „Duchowość […] jest sferą bardzo osobistą […]. Kiedy dochodzi do formalizacji religii, zwykle traci ona związek ze swoim duchowym źródłem” (Grof 2010: 245). Tym samym Grof przyczynił się do ukształtowania podwalin współczesnej tanatologii korzystając z potężnego narzędzia eksperymentalnego, jakim pozostają substancje psychoaktywne. Efekty jego badań są przez wielu psychologów, w tym eksplorujących doświadczenia z pogranicza śmierci, do dziś traktowane jako kontrowersyjne i nie pozwalają przejść obojętnie obok pojawiających się pytań. Olbrzymie znaczenie ma fakt, że terapia psychedeliczna sprawdziła się w procesie konfrontacji ze śmiercią, a pacjenci „przestawali odczuwać strach i zaczynali traktować proces umierania jako fascynującą przygodę, godną szacunku podróż w głąb swojej świadomości” (Grof 2010: 328). W kontekście powyższych doświadczeń wydaje się zatem, że śmierć jest kolejną, tym razem najbardziej radykalną i nieodwracalną, zmianą percepcji, jednak wciąż pozostającą w pewnym continuum.
Timothy Leary, psycholog, twórca interpersonalnej teorii osobowości (Leary 1957), opisując swoje pierwsze doświadczenie z psylocybiną z 1960 roku, stwierdził: „W ciągu czterech godzin nad basenem w Cuernavaca nauczyłem się więcej o umyśle, mózgu i jego strukturach niż jako pilny psycholog podczas ostatnich piętnastu lat praktyki” (Leary 1989: 33). Umierając w latach dziewięćdziesiątych na raka prostaty wierzył, że psychedeliki są motorem ewolucji gatunku ludzkiego, a przeznaczeniem człowieka jest poszukiwanie nisz ekologicznych umożliwiających dalszy rozwój (Leary 2003), kierujący ku nieuchronnej eksploracji i kolonizacji wszechświata. W książce poświęconej w całości zagadnieniu śmierci napisał, że w jej momencie „podobnie jak w doświadczeniach ze środkami oddziałującymi na neurotransmitery, gwałtownie przełączasz się na wyższą częstotliwość” (Leary, Sirius 1997: 133). Badacz dostrzegał bezpośrednią analogię między doświadczeniem psychedelicznym a procesem umierania, który „dla każdego człowieka otwiera nieuchronnie okno zrozumienia na zewnętrzny świat chaosu” (Leary, Sirius 1997: 132). Stwierdził wprost, że człowiek jako świadomość nie ginie, ale zmienia prędkość swoich wibracji energetycznych, uzyskując jednocześnie dostęp do banku informacji zakodowanej w DNA; stąd też mają pochodzić wszelkie wspomnienia reinkarnacyjne. Jakkolwiek przekaz Leary'ego brzmi futurystycznie w kontekście obowiązującego paradygmatu naukowego, a dla wielu z pewnością zupełnie nieprawdopodobnie, trudno odmówić tej tezie pozytywnego wydźwięku w obliczu tajemnicy śmierci. Zwłaszcza, że teorie te były inspirowane wieloma innymi dziedzinami nauki, chociażby biologią i fizyką kwantową, definiującą człowieka nie tylko jako materię, ale również jako falę(szerzej w kontekście świadomości: Gowan 2011). Mówiąc ponownie o podobieństwach pomiędzy doświadczeniem psychedelicznym, NDE, mistycznymi wglądami a śmiercią, Leary podkreślał, że jedyna różnica między tymi stanami polega na tym, że w przypadku ostatecznego doświadczenia podmiot nie musi już powracać do „formy”, a subiektywne dotychczas doświadczanie wieczności staje się jego obiektywną rzeczywistością.
W gronie naukowym skupionym wokół Leary'ego na harwardzkiej uczelni działał między innymi Ralph Metzner, badający neurofarmakologiczny wymiar oddziaływania grzybów psylocybinowych i ayahuaski , a także John Cunningham Lilly, autor kilkunastu pozycji książkowych opisujących doświadczenia w komorze deprywacyjnej i badania nad porozumiewaniem się delfinów, obydwaj stosujący w swoich eksperymentach środki psychedeliczne.
Ayahuasca w tradycji Indian południowoamerykańskich umożliwia dostęp do świata umarłych (transpersonalnych sfer świadomości, jak chciałby Grof), ci jednak: „Nie uznają tego doświadczenia za coś przyjemnego. Jest ono dla nich czymś strasznym” (Metzner 2010: 85). W oparciu o badania i doświadczenie ayahuaskowe, Metzner dołączył do grona badaczy świadomości wyrażających opinię, że substancje psychoaktywne konfrontują człowieka z faktem, że nie jest on swoim ciałem, ani nawet osobowością, przez co usuwają zupełnie strach przed śmiercią. Samemu doświadczeniu, z uwagi na możliwość skorzystania z tych samych narzędzi badawczych, nadaje status naukowego: „Jednak z perspektywy radykalnego empiryzmu Jamesa, fenomenologiczne opisy badaczy świadomości muszą otrzymać taki sam status realności, jak obserwacja przez mikroskop, czy teleskop […] podlegają weryfikacji, porównaniu, testom i replikacji” (Metzner 2010: 275).
John C. Lilly eksplorował przestrzeń wewnętrzną w stanie deprywacji sensorycznej, pozostając niejednokrotnie pod działaniem LSD-25. Miał też za sobą epizod śmierci klinicznej, kiedy podczas przyjmowania antybiotyku przez nieuwagę użył igły zanieczyszczonej detergentem (Lilly 1972: 25-27). Do osiągnięcia odmiennych stanów świadomości używał komory izolacyjnej umieszczonej w dźwiękochłonnym pomieszczeniu, gdzie przebywał zanurzony w wodzie morskiej o temperaturze 33,9°C, aby ograniczyć grawitację i dopływ bodźców czuciowych (Lilly 1977, Lilly, Gold 1995). Podczas tych eksperymentów wytyczył punkty orientacyjne na stworzonej mapie poszerzonej świadomości, jako że już podczas pierwszego odizolowania z użyciem LSD25 zetknął się z nietypowym materiałem. Jak wspominał: „szybko stwierdziłem, że bardzo łatwo było opuścić ciało i udać się w nowe przestrzenie” (Lilly 1972: 46). Pod wpływem przeżyć, które stały się jego udziałem, przeszedł wewnętrzną metamorfozę i pozbył się strachu przed śmiercią, stwierdzając ostatecznie, że: „doświadczenie wyższych stanów świadomości jest nieodzowne dla przeżycia gatunku ludzkiego” (Lilly 1972: 3).
Lata 1990-1995 przyniosły nową jakość w badaniach nad śmiercią, prowadzonych z wykorzystaniem substancji psychoaktywnych w warunkach laboratoryjnych. Rick Strassman zrealizował wówczas projekt wykorzystujący najsilniejszy ze znanych psychedelików, wspomnianą powyżej dimetylotryptaminę (DMT) (Strassman 2011)7 . Jest ona także produkowana przez szyszynkę, co stało się podstawą domniemywań o kluczowej roli tego związku w wywoływaniu wizji towarzyszących śmierci klinicznej i skłoniło Strassmana do weryfikacji tej tezy. Tymczasem, jak pisze badacz, elementy typowe dla NDE „pojawiły się w całej okazałości tylko w przypadku dwóch badanych przez nas osób” (Strassman 2011: 230). Wystąpiły tu archetypowe wizje tunelu i światła, dźwięki muzyki czy przypominające tybetański stan pośredni, opisywany następująco przez jedną z uczestniczek eksperymentów: „Wiedziałam, że przechodzę przez pierwsze bardo śmierci, że byłam już tutaj wielokrotnie i nie mam się czego obawiać” (Strassman 2011: 231); inny uczestnik badania stwierdził: „Myślę, że ta substancja byłaby bardzo pomocna w przypadku osób przebywających w hospicjach i śmiertelnie chorych” (Strassman 2011: 232). Obok elementów znanych z kontekstów religijnych różnych kultur, doświadczenie NDE pod wpływem DMT zawierało wiele nieklasyfikowalnych doznań, zaś Strassman stwierdził: „DMT samo w sobie nie wywołuje żadnych pożytecznych efektów; równie duże znaczenie jak sama substancja ma bowiem kontekst, w jakim się ją przyjmuje” (Strassman 2011: 15). Jest to kolejny argument przemawiający za tym, że działanie tego związku uwypukla istnienie relacji i sfer doświadczania leżących poza zwykłą percepcją i możliwością opisu.
W oparciu o powyższe pionierskie doświadczenia wznawia się obecnie, abstrahując od wymogu posiadania licencji rządowych, podobne badania w ośrodkach na całym świecie, czego efektem jest na przykład eksperymentalny program podawania enteogenów pacjentom chorym na nowotwór w celu redukcji strachu przed śmiercią czy terapia stanów lękowych i uzależnień, prowadzona przez Ricka Doblina i pozostałych badaczy z Multidisciplinary Association for Psychedelic Studies (MAPS).
Perspektywy śmierci doświadczalnej
Eksploracja obszaru związanego z umieraniem oznaczała powrót do prehistorycznych, szamanistycznych sposobów komunikacji ze światem pozamaterialnym. Zastosowanie środków psychoaktywnych obecnych w obrzędach charakterystycznych dla społeczeństw pierwotnych, jak i nowych substancji uzyskanych w laboratoriach, ujawniło istnienie uniwersalnej płaszczyzny doświadczania śmierci. Spotkania z przodkami umożliwiane przez ayahuaskę, mistyczne wglądy psylocybinowe, futurystyczne znamiona doświadczenia LSD-25, eksploracja paralelnych rzeczywistości pod wpływem DMT – wszystkie te tematy są w powyższym kontekście osnute wokół doświadczenia śmierci i umierania. Wyniki badań sugerują, że substancje psychoaktywne nie tyle generują halucynacje stanów pośmiertnych, choć z pewnością na pewnym etapie wzmacniają posiadane wyobrażenia na ich temat, co przybliżają do faktycznego obszaru leżącego poza polem świadomości skupionej na rzeczywistości doświadczanej w ramach stosunków społecznych i wymykającego się zawężonej percepcji, a który staje się faktem w chwili śmierci. Posiada on znamiona obiektywnie istniejącego, jednak jego status ontologiczny wciąż wymaga weryfikacji i ostatecznego potwierdzenia w obrębie paradygmatu naukowego, aby wykluczyć jego ewentualną rolę złożonego mechanizmu obronnego stosowanego przez umierający umysł/mózg.
Należy jednak podkreślić uwarunkowania, które nie pozwalają na całkowitą apoteozę środków psychedelicznych. Przede wszystkim trzeba zauważyć, że badania z pogranicza śmierci wciąż pozostają poza głównym nurtem nauki. Pomimo akademickich podstaw wspomnianych eksperymentów, przeprowadzanych przez tanatologów w środowisku laboratoryjnym z zastosowaniem metodologii właściwej naukom przyrodniczym, skutkują one ostatecznie wnioskami niemożliwymi do zaakceptowania przez większość świata nauki. Wystąpienie zjawisk psi, jak postrzeganie pozazmysłowe, wspomnienia reinkarnacyjne, OOBE czy doświadczenia określanego mianem „szczytu w Darien” sprawia, że doświadczenia tego typu są lokowane na marginesie lub poza nauką sensu stricto. Przyczyniają się do tego także osoby odnajdujące się w tym nurcie tylko po to, by go skompromitować lub przyciągnąć uwagę audytorium poprzez produkowanie sugestywnych fantazji, co skutecznie podważa dorobek badawczy i powagę samego NDE. Kolejnym ograniczeniem jest fakt, że nie każda odpowiedź pacjenta na substancje psychoaktywne jest pozytywna, co w odniesieniu do osób w fazie terminalnej generuje niebezpieczeństwo związane z ograniczeniami czasowymi i zdrowotnymi w przypadkach wymagających ponownego przeżycia doświadczenia psychedelicznego. Jeszcze inną kwestię, jak się wydaje podstawową, można zawrzeć w pytaniu: jaka jest wartość powyższych badań, jeżeli doświadczenie indukowane przez LSD, meskalinę, psylocybinę czy DMT nie posiada analogii na dalszych etapach śmierci? Wówczas, pomimo jak najlepszych chęci terapeutów, pacjenci wkraczający na tę terra incognita mogą w ostatniej chwili zostać skonfrontowani z zupełnie nową rzeczywistością i odejść w atmosferze obezwładniającego lęku i paniki.
Postęp naukowo-techniczny zdaje się przybliżać nieuchronnie moment, kiedy badania tanatologiczne wejdą w kolejną fazę, charakteryzującą się częściowym odmitologizowaniem śmierci, a być może głębszą eksploracją obszaru leżącego poza utrwalonym konglomeratem mitologii i archetypów. Nie oznacza to jednocześnie, że śmierć zostanie pozbawiona właściwego jej majestatu i tajemnicy, jako że rozciągają się one daleko poza znane i skostniałe schematy tłumaczące jej naturę, w tym obecnie obowiązujące propozycje naukowe i religijne. Opracowanie metody pozwalającej eksplorować radykalne stany odmiennej świadomości w zgodzie z obecnym paradygmatem naukowym, może paradoksalnie stać się przyczyną odkryć obiektywnie rewolucjonizujących
obowiązujący model świata w stopniu dotychczas niespotykanym.
Jednym z nich może okazać się metoda odwracalnej hipotermii przedłużająca stan
śmierci klinicznej, opracowana przez Petera Rhee. Ta technika „awaryjnej ochrony
i resuscytacji” (EPR), polegająca na zastąpieniu roztworem soli fizjologicznej krwi rannej osoby z zatrzymaną akcją serca i obniżeniu temperatury jej ciała do 10°C, pozwala
powstrzymać proces nieodwracalnego obumierania komórek mózgowych na skutek
niedotlenienia. Pacjent może obecnie przebywać w stanie stasis do dwóch godzin, jednak możliwy margines czasu wynosi ich kilka, co jest wydarzeniem medycznym na
skalę światową. Wszystko to posiada niezwykle istotne implikacje dla badań nad zjawiskami z pogranicza śmierci. Przede wszystkim, jeśli pojawią się relacje z NDE pacjentów przywracanych do życia ze stanu długotrwałego braku aktywności mózgu, zostanie ostatecznie poddana rewizji teza forsowana w środowiskach naukowych, jakoby przyczyną wizji pośmiertnych były zmiany fizykochemiczne zachodzące w umierającym organizmie i „znieczulająca”, halucynogenna aktywność mózgu, w tym również potencjalnie związana z wielkoskalowym uwolnieniem DMT z szyszynki. Wystąpienie pośmiertnych wglądów w przypadku kilkugodzinnej absencji fal mózgowych zostanie najprawdopodobniej poddane kolejnym próbom podważenia ze strony środowisk kwestionujących tego typu relacje, ma jednak szansę stać się potwierdzeniem lub zanegowaniem wielu wniosków wysnutych z psychedelicznych badań nad naturą śmierci i klasycznych obserwacji dokonanych przez takich prekursorów jak Phyllis Atwater, Raymond Moody czy Karlis Osis.
Z wykorzystaniem psychedelików czy bez nich, w powyższym świetle działania podejmowane przez kontynuatorów mogą zmierzać w kierunku wytyczenia ram „religii doświadczalnej” czy „mistyki stosowanej”. Pytanie o możliwość globalnego oddziaływania jej ewentualnych efektów, a już zupełnie o ich jakość i doniosłość, pozostaje wciąż otwarte. Wszystkie wspomniane ujęcia badawcze posiadają znaczące konsekwencje, lokując śmierć jako etap w kontinuum ewolucji ludzkiej świadomości. Jeśli na obecnym etapie badań nad zjawiskiem śmierci może to być formą pocieszenia dla osób przeżywających utratę swoich bliskich lub dla skonfrontowanych z nadchodzącym końcem własnej egzystencji, to wysiłek badaczy stosujących środki psychoaktywne nie poszedł na marne. Idea aktywnego uczestniczenia w procesie umierania w miejsce poddania się rozpaczy w ostatnich chwilach życia, niesie ze sobą ważne przesłanie. W tym kontekście warto przytoczyć słowa prekursora psychiatrii psychedelicznej, Gary’ego Fishera, który pisał: „Jesteśmy martwi, kiedy jesteśmy tym co uważamy za bycie martwym […] śmierć jest zatem problemem związanym z tożsamością, tak jak jakakolwiek życiowa zmiana jest problemem dla tożsamości […]. Śmierć jest postrzegana jako punkt zmiany w ciągłym, empirycznym doświadczaniu” (Fisher 1969).