Heros na heroinie

Rozmowa z Tomaszem Piątkiem, autorem książki o własnym narkotykowym nałogu

Tagi

Źródło

Polityka NUMER 22/2002 (2351), str. 90
Barbara Pietkiewicz

Odsłony

4667
19 lat temu zrobiłam z panem wywiad, wówczas 9-latkiem. Miałam wrażenie, że rozmawiam z maturzystą. O Levi-Straussie rozprawialiśmy, pamięta pan? Mały geniusz, powiedziano o panu w telewizji po ukazaniu się tego tekstu w Polityce. I co z pana wyrosło?

Dużo dobrego i dużo złego. Narkoman i pracoholik.

Pracoholik - to dobre?

Dobre. Bez tego bym się wykończył.

Pracoholik też się wykańcza, wypala się.

Nie czuję się wypalony. Pracuję w agencji reklamowej razem z dwoma partnerami. Prowadzę portal w Internecie, piszę felietony i książki. Zmęczony też nie. Męczy mnie to co jednostajne. Z heroiny też udało mi się wyjść, bo zrobiła się nudna, biurowa.

I dlatego pan sobie z niej wyszedł, tak raz dwa, jak z nudnego biura?

No, nie tylko z tego powodu.

Znajomi mówią, że pan jest świnia. Podobno wciągnął pan w heroinę kogoś, kim się pan podjął opiekować. Obiecał pan to jego rodzicom.

Nieprawda, nie wciągnąłem, ale skutecznie przeszkadzałem mu wyjść z nałogu. Okłamywałem wszystkich, oszukiwałem. Heroina stoi na kłamstwie.

Rodzina tego chłopaka doniosła na pana do radia, w którym pan pracował i wyrzucili pana?

Tak było. Nie można bez końca udawać, że się nie bierze. W końcu to się musi wydać.

Wiele osób z pana znajomych rozpoznaje się w „Heroinie”. Widzą swoje paskudne odbicie. To naprawdę oni?

I oni, i nie oni. 30 proc. z tej książki zdarzyło się naprawdę. 70 proc. nie zdarzyło się, ale mogło. Sama heroina kreśli fabułę, układa ludzkie życiorysy. Trzeba tylko zapisać. Albo przewidzieć, co się będzie działo i nie jest to trudne.

Był pan podobno, oni mówią, agentem UOP.

Bzdura. A po co?

Oni nienawidzą pana, czy co?

Byłem manipulatorem w kłębowisku intryg. Nie ja jeden. Tak się żyje w heroinie, gra się. Byłem bardziej cwanym graczem niż oni.

W życiu też tak się często żyje.

Ma się jednak jakieś skrupuły. W heroinie ich nie ma. Liczy się tylko skuteczność.

I to wszystko ma być jednostajna nuda?

Jednostajne upodlenie. Nie rozumie pani? I zniewolenie, bo wszystko krąży obok heroiny, wszystko do niej prowadzi. Traci się osobowość, przestaje być człowiekiem.


Nareszcie zdania jak z broszury dla uzależnionych...

Niebo zbliżyło mi się do poziomu sufitu. Czułem już krawędź.

Ostatnie słowo kończące pańską książkę to śmierć.

A pierwsze słowo najpiękniejsze.

I po to pan wszedł w heroinę, żeby zaznać najpiękniejszego?

Chciałem przeżywać supermocne, superprzyjemne chwile. Przedtem brałem amfetaminę, nadużywałem alkoholu. Ale to było za mało. Ja nie umiem zaakceptować ani jednej sekundy, w której się nic nie dzieje.

Nie lepiej było zostać kierowcą rajdowym albo wyczynowym alpinistą?

Zazdroszczę ludziom, którzy umieją po prostu być. Ja nie umiałem. Nienawidziłem tego słowa być.

Zwyczajnie i nudno być w życiu jak w biurze?

Chciałem doznać czegoś gorącego, wszechogarniającego. Nieważne z czym by to miało być związane. I doznałem. Heroina daje szczęście. I zabija.

Kto panu dał pierwszą działkę proszku?

Ten człowiek, który później nazywał mnie świnią. Chciał mnie wprowadzić do swego szczęścia. Przyjaciele przyjaciołom najczęściej gotują ten los.

Nie wierzę, że pan wyszedł z heroiny. Poznałam setki narkomanów. Z heroiny nie można wyjść jak ze ślepoty, bez leczenia.

Za bardzo siebie lubię, żeby skazać się na śmierć. I teraz za bardzo lubię dużo jeść, dużo pić. Ale z heroiny wyszedłem.

Kiedy rozmawiałam z 9-latkiem zazdrościłam panu. Mając dziewięć lat byłam tylko głupim dzieckiem. A pan i całego już Sienkiewicza, i Prusa wtedy zaliczył. O Boże, myślałam, mam przed sobą przyszłego noblistę.

Dostałem od życia bardzo dużo, to fakt.

A może to, co pan w życiu osiągnął, nie pasowało do oczekiwań? Może pańscy znajomi, młodzi utalentowani ludzie, z tego powodu wdali się w heroinę? Z frustracji.

Ludzie teraz obłąkańczo szukają szczęścia. Moi znajomi czuli się lepsi, wykształceni. Pochodzili z dobrych domów. Może chcieli dodatkowej zakazanej przyjemności?

Jak głupie łakome dzieciaki?

A może i zrobili to z frustracji? Może mieliśmy poczucie, że się marnujemy. Dookoła są ludzie, którzy zajęli już wszystkie miejsca. Na nic nie ma pieniędzy. Coraz trudniej się przebić.

Skończył pan studia w Mediolanie. Może tam byłoby się przebić łatwiej?

Na Zachodzie jest nieskończenie trudniej. Tam młodzi ludzie się duszą. Mają poczucie, że niepotrzebnie się urodzili. Kiedy krzyczą przeciw globalizacji i burzą McDonald’sa, to jest wyraz duszenia się, nie ideologii. Chcieliby zniszczyć wszystko, żeby to na nowo dla siebie odbudować. Człowiek nie może bez końca żyć w sytuacji zapiętej na ostatni guzik.


I w Polsce też tak jest?

Nie aż tak. W gruncie rzeczy jest jeszcze wiele możliwości. Trzeba tylko uporu, trzeba dążyć. Przeraża mnie, że jest tylu ludzi, którzy do niczego nie dążą.

Pan w tamtym wywiadzie powiedział, że chce być sławnym pisarzem.

Już wtedy wiedziałem, że będę pisał.

I napisał pan Heroinę. Miała bardzo dobre recenzje, w Polityce też.

Wydawnictwo samo jest zdziwione, że trzeba robić dodruk, bo nakład błyskawicznie się wyczerpał. Myśleli, że sprzeda się jakieś tysiąc egzemplarzy i koniec.

Nie ma żadnego moralizatorstwa, ani razu przestrogi w rodzaju: nie bierz, ratuj się, lecz się itd. Jest tylko lodowata histeria, rzyganie, krew, żółć, mocz. I fascynacja narkotykiem. Nie boi się pan, że ktoś po lekturze tej książki zechce tego szczęścia zaznać? Choćby i trupiego...

Nie potrafiłbym tego znieść, gdyby się tak stało. Naprawdę nie byłbym w stanie tego udźwignąć.

Nie wierzę. Pragnął pan sukcesu jak powietrza. To jest i teraz, tak sądzę, najważniejsze. Ma go pan. Debiut, że pozazdrościć. I co?

Nic. Ja go nie czuję. Myślałem, że sukces nawet w takim wymiarze, w jakim go osiągnąłem, wypełnia człowieka szczęściem, ciepłem. Ale to nie jest rozkosz. Tylko spokój. Tylko jakaś pewność za plecami, że będę miał łatwiej z wydaniem drugiej książki. Już ją napisałem.

Często bywa, że dobra jest pierwsza książka wzięta z własnego życia. Druga może się nie udać. Pozostaje się autorem tylko jednej.

Musi się udać. Trzeba tylko pisać i pisać, aż się uda. Pierwsze 17 stron „Heroiny” pisałem przez rok, wciąż od nowa i od nowa do momentu, kiedy uznałem, że to jest to, co chciałem powiedzieć. Dalszy ciąg zajął mi kolejny rok.

Głupio zapytam, że może pan wobec tego nie żałuje, że został narkomanem?

Żałuję strasznie, potwornie, nie do wypowiedzenia, że zmarnowałem tyle życia. Ale mimo wszystko te lata nie zostały zmarnowane do końca.

I będzie pan wiódł nudne życie pisarza?

To nie jest nudne życie. Czeka się na coś, co się napisało – fragment, zdanie – co człowieka nagle zaskakuje. Że tak wyszło. Że się takie urodziło.

Kto jest dla pana ważny?

Moja kobieta.

Bohater Heroiny spółkuje i z kobietą, i z mężczyzną. To w heroinie standardowe?

To są zachowania, które są motywowane przez coś, co w ogóle nie jest seksualne. Płeć nie ma znaczenia.


Jak w raju? Anioły są bez płci.

Jeśli tak, to wybrałbym piekło.

O czym jest portal internetowy, który pan prowadzi?

Są w nim informacje o ludziach, którzy marnują się z dala od dużych centrów kulturalnych. Trudno im się przebić.

Znalazł pan tam jakiegoś geniusza?

Składają na przykład grosz do grosza, żeby kupić kamerę i nakręcić tani film. Czasem widać w tym przebłysk talentu. Robią to wszystko trochę lewą ręką, bo ogranicza ich brak czasu i finansów. Ale wykazują wielki upór. Powstaje wiele rzeczy pięknych. Chcę tym ludziom pomóc, żeby ktoś o nich wiedział.

Skąd ma pan na to pieniądze?

Chodzę po firmach, telefonuję, proszę, żeby dali na portal.

Co pan z tego ma?

Nic. Satysfakcję.

Ma pan przyjaciół?

Kiedyś bardzo chciałem być akceptowany. Przez wszystkich. Kiedy moi znajomi i przyjaciele się ode mnie odwrócili, zacząłem się dusić. To było gorsze od dolegliwości fizycznych, które sprowadza narkotyk. Teraz zależy mi na akceptacji niewielu wybranych osób.

W heroinie jest się samotnym?

Bierze się we dwójkę, trójkę. Często z tym, kto właśnie ma kasę albo zapas proszku. Ale jest się straszliwie samotnym.

A teraz?

Mam przyjaciela. On się zajmuje wyburzaniem ścian młotem pneumatycznym.

Do czego jest panu potrzebny?

Do niczego. Lubię go. Mam zaufanie.

Ci co z panem ćpali - co z nimi?

Prawie wszyscy z tego wyszli. Ale nie jest to grupa reprezentatywna. Pochodzą z dobrych domów, są wykształceni. Rodzina im pomagała. Brali witaminy. Gorzej z tymi, którzy nie mają perspektyw i możliwości. Ci umierają. Nie mają po co starać się, żeby żyć.

Pan ma?

Będę pisał książki, będę nadal pracował w reklamie. Człowiek dowiaduje się tam wiele ciekawego o życiu, o ludziach.

Tego, że plama goni plamę?

Na Zachodzie robi się fantastyczne reklamy. U nas pokutuje przekonanie, że głupia, standardowa reklama jest najskuteczniejsza.

A to nie jest nudne?

Najciekawiej jest na terenie, gdzie wyobraźnia styka się z rzeczywistością. Gdzie się wyobraża na przykład, bo to człowiekowi sugerujemy, że coś go uspokoi, ukoi. A jest wprost przeciwnie.

Musi pan w tym oszukaństwie być dobry. Po takiej zaprawie...

I jestem.

Jeśli pan istotnie nie bierze, w co trudno mi, proszę wybaczyć, uwierzyć, to czy nie tęskni pan za heroiną?

Czasem śni mi się, że jestem ujarany. Czuję po niej dziurę. Ona mi ją wyżarła.

Nie boi się pan, że do niej wróci?

Jest takie niebezpieczeństwo. Książkę napisałem też po to, żeby przestraszyć samego siebie. Więc może nie wrócę.

Rozmawiała Barbara Pietkiewicz

Oceń treść:

0
Brak głosów

Komentarze

xxxe (niezweryfikowany)

ale palant

dinar (niezweryfikowany)

Autor "Heroiny " istotnie trochę ćpał, ale nigdy nie był narkomanem /ćpunem, człowiekiem uzależnionym/. Dlatego zdarza mu się w niektórych wypowiedziach /generalnie w 75% bardzo trafnych i sensownych/ powiedzieć coś kompletnie idiotycznego i bez sensu /ze względu na duże LUKI w znajomości tematu/. Media zrobiły z Tomka kogoś, kim nie jest i nie był....
Dygresja: książka "Heroina " jest dobra. Nie jest to ksiązka o heroinie, ale o człowieku jako takim. Generalnie mam o niej dobra opinię...
Ale do tematu: Jeżeli chcesz czegoś dowiedzieć się o narkotykach, narkomanii, narkomanach, zapytaj MNIE!
Napisz do mnie: ppvenom17@poczta.onet.pl

dinar /dinozaur narkomanii/

velund (niezweryfikowany)

on nigdy nie byl w ciagu + mieszanie ojca "mata " w ta ksiazke dla mnie to powinno sie skonczyc procesem szczescie dla piatka ze prof. T.C. jest czlowiekiem rozsadnym i majac swoja pasje nie bedzie sobie marnowal czasu a moze szkoda. ksiazki z kluczem dlaczego nie ale fantazje niedocpanego faceta raczej dziekuje
jedyna prawdziwa ksiazka o narkomanii w polsce sa Gady Mirosława S.

gelo (niezweryfikowany)

Czy po herionie morzna czuć się samotnym. Ciekawe.Gdy się ćpa z 2 ,3 osobami.

Zajawki z NeuroGroove
  • Benzydamina
  • Kodeina

Set & Setting

Koniec maja, deszczowe dni, u babci na wsi. Moje nastawienie pozytywne, bardzo zaciekawiony efektów benzy ale górę miało zmęczenie i nuda. W planach spędzenie ciekawego wieczoru. Sam

jako degustator, do późnej nocy ze znajomymi ale o tym trochę niżej będzie.

Dawka:

1500mg benzydaminy, 6h później 150mg kodeiny i po kolejnych 4 godzinach dorzucone drugie 150mg kodeiny (gdyby nie strach po benzie to byłoby 300mg kodeiny razem)

Wiek:17

  • Marihuana

Kto: ja z dwoma kolegami


Gdzie: moje mieszkanie


Kiedy: 26 stycznia 2003

  • Marihuana
  • MDMA (Ecstasy)
  • Odrzucone TR
  • Pierwszy raz

trochę zestresowany poddenerwowany pierwszym razem, jednak pełen nadzieji

Nastawienie trochę zestresowany poddenerwowany pierwszym razem

Scena starówka Toruń  Szwejk

Czas akcji 19:40
Przyjazd do Torunia. Byłem umówiony z kolegą który czekał na mnie na PKS. Razem poszliśmy na miasto poszukać reszty grupy. 

20:20
Wszyscy są oprócz naszego kolegi F. który miał przynieść nam dropsiki, Więc postanowiliśmy po kolejnych próbach dodzwonienia się do niego udać się do sklepu po alko i na bulwary nad Wisłą.

21:00

  • Dekstrometorfan
  • Marihuana
  • Przeżycie mistyczne

Plan był prosty, raczej nic nie odbiegało drastycznie od tego co testowałem kilka razy w przeszłości. Mianowicie 675mg DXM, rozłożone na 3 równe dawki po 225mg, a także jakaś lufka filis, bądź dwie.
Zimowy ponury dzionek czwartego kwietnia, ni to wyjść na miasto bo pizga, ni polatać w plenerze. Zostało mieszkanie. Mieszkanie, które od prawie dwóch dekad jest ze mną przez większość mojego życia, które

randomness