Czy mija epoka narkotykowego rocka?

Felieton Tadeusza Porębskiego.

Tagi

Źródło

Tadeusz Porębski
passa.waw.pl

Komentarz [H]yperreala

Tekst stanowi przedruk z podanego źródła - pozdrawiamy serdecznie! Wszystkich czytelników materiałów udostępnianych na naszym portalu serdecznie i każdorazowo zachęcamy do wyciągnięcia w ich kwestii własnych wniosków i samodzielnej oceny wiarygodności przytaczanych faktów oraz zawartych tez.

Odsłony

573

O czym pisać w świątecznym felietonie? Znów o choince, bombkach, rodzinnej wieczerzy wigilijnej i Chrystusie, który narodził się w stajence? Przed każdymi świętami Bożego Narodzenia to standard we wszystkich mediach. Jakoś nie potrafię poddać się standardom i zwyczajom. Dlatego w świątecznym felietonie zaproponuję temat muzyczny, konkretnie – rockowy, wspominając wybitnych muzykantów, którym los odebrał możliwość świętowania Bożego Narodzenia 2024, jak również poprzednich. W tym roku odszedł w wieku 90 lat John Mayall, ikona gitary, uznany za jednego z najważniejszych twórców brytyjskiego bluesa. Trwająca ponad sześć dekad kariera epokowego gitarzysty wywarła ogromny wpływ na rozwój muzyki bluesowej i rockowej na całym świecie. Odeszli też m. in. Chris Cross – basista i współzałożyciel Ultravoxu, Mike Pinder – współzałożyciel The Moody Blues i współautor chwytającej za serce ballady „Nights in White Satin”, jednej z najsłynniejszych kompozycji rocka progresywnego w historii. Kilka dni po nim zmarł Richard Tandy – klawiszowiec Electric Light Orchestra. Smutny orszak zmarłych muzyków uzupełnili Paul Andrews – wokalista Iron Maiden oraz James Kottak – amerykański perkusista związany z niemiecką kapelą Scorpions.

Drugi dzień świąt Bożego Narodzenia to ważna rocznica. W czwartek 26 grudnia 1968 r. w Denver (Kolorado) wystąpił w roli gwiazdy znany zespół Iron Butterfly. Aliści okazało się, że euforię widzów wzbudziła występująca jako suport europejska grupa o dziwacznej nazwie Led Zeppelin. Zagrali Amerykanom muzę będącą mieszaniną rocka, bluesa, reggae, soulu, muzyki poważnej, celtyckiej, indyjskiej, arabskiej, latynoskiej oraz country. W 1968 r. tego rodzaju zbitka muzyczna była absolutnym novum. Producenci szybko zrozumieli, z jakim fenomenem mają do czynienia. Debiutancki album studyjny „Led Zeppelin I” recenzenci uznali za punkt zwrotny w rozwoju hard rocka. Ciekawa historia wiąże się z nazwą zespołu Led Zeppelin. Autorstwo przypisuje się m. in. muzykom z sekcji rytmicznej słynnej formacji The Who – Johnowi Entwistlowi (gitara) i Keithowi Moonowi (perkusja), którzy byli brani pod uwagę jako członkowie nowej supergrupy, formowanej przez gitarzystę Jimmy Page`a. Obaj byli szanowanymi muzykami, ale gubiło ich uzależnienie od alkoholu i narkotyków. Moon, uznawany dzisiaj za jednego z najlepszych perkusistów w historii rocka, był wyjątkowo destrukcyjny. Pod wpływem używek i alkoholu niszczył pokoje hotelowe, wyrzucając przez okna meble, umieszczał w toaletach fajerwerki, po czym je wysadzał. Był wielokrotnie aresztowany. W końcu organizm nie wytrzymał. Zmarł w wieku zaledwie 32 lat.

W tym czasie niejaki „Syd” Barrett, a właściwie Roger Keith Barrett, był już mocno zaprzyjaźniony z substancjami psychoaktywnymi. To kolejny wybitny rockman, którego pokonały narkotyki. Warto go przypomnieć, bo tego muzyka – fenomena - niewielu dzisiaj zna i pamięta, a poza tym wkrótce fani kultowej grupy Pink Floyd będą czcić rocznicę jego urodzin. Bo „Syd” to współzałożyciel Pink Floyd – osobistość, której duch, nawet po jego odejściu, wyczuwalny jest w twórczości zespołu. Był pierwszym liderem legendarnej formacji i to właśnie on nadał jej wyjątkowego ducha. W wieku 10 lat grał na pianinie, kupił swoje pierwsze ukulele i uczył się grać na gitarze akustycznej. Osiem lat później wraz z Rogerem Watersem i Nickiem Masonem stworzył album „The Piper at the Gates of Dawn”, dziś uważany za pionierski dla rocka psychodelicznego. Pod koniec 1967 roku koledzy z Pink Floyd zorientowali się, że uzależnienie „Syda” od narkotyków wymyka się spod kontroli. W czasie koncertu w Alexandra Palace wciągnięty siłą na scenę, zamroczony narkotykami nie był w stanie grać. Koncert został przerwany.

Później grupa wyruszyła w trasę koncertową po USA, która okazała się totalną klapą. Klub Cheetah na Manhattanie był końcem kariery „Syda” jako muzyka Pink Floyd. Ponoć po przylocie z zespołem do USA stanął na molo wcinającym się w wody Oceanu Spokojnego i doznał objawienia. W trakcie koncertu w Cheetah „Syd” zagrał akord i jakby dostał prądem – nagle przestał grać i przez resztę koncertu stał jak figura z wosku gapiąc się w sufit. Tamtego wieczoru dotarło do członków zespołu, jak wielkie problemy z psychiką ma ich przyjaciel. Po powrocie do Anglii „Syd” stawał się coraz bardziej nieobliczalny. Jego zachowanie zaczęło mieć destrukcyjny wpływ na działalność Pink Floyd i w końcu zadecydowano o zaproszeniu do współpracy Davida Gilmoura, a „Syda” wyrzucono z zespołu. Potem już tylko równia pochyła. W 1975 r. pojawił się w studio, gdzie zespół nagrywał album „Wish You Were Here”, z którego pochodzi utwór napisany właśnie o nim, czyli „Shine On You Crazy Diamond”, ale był nie do poznania. W 1978 roku powrócił do rodzinnego domu, gdzie mieszkał aż do śmierci, usiłując za wszelką cenę zapomnieć o swojej muzycznej przyszłości. W 1996 r. został wprowadzony do „Rock and Roll Hall of Fame” jako członek Pink Floyd. Zmarł 7 lipca 2006 r. na raka trzustki w wieku 60 lat.

„Syd” Barrett jest twórcą większości wczesnego materiału Pink Floyd, w tym albumu „The Piper at the Gates of Dawn” świetnie przyjętego przez krytykę. Spośród 11 piosenek na płycie, osiem było jego autorstwa, a kolejne dwie współautorstwa. Album osiągnął szóste miejsce pod względem sprzedaży w Anglii. Na temat choroby psychicznej „Syda” roi się od spekulacji. W opinii jego bliskich to narkotyki spowodowały chorobę lub przyspieszyły jej rozwój. Eksperymenty muzyka z narkotykami psychodelicznymi, zwłaszcza z LSD, są powszechnie znane. Tak czy siak, uzależnienie z pewnością odbiło się na jego zdrowiu psychicznym. Dziennikarze muzyczni wymyślili termin „Klub 27”, grupujący dwunastu uzależnionych muzyków z najwyższej półki, których nałóg zabił jeszcze przed trzydziestką. Jego członkami są m. in. Jimi Hendrix – pionier gry na gitarze elektrycznej (dobiły go barbiturany), Jim Morrison – lider zespołu The Doors (alkohol, narkotyki), Brian Jones – założyciel i pierwszy lider The Rolling Stones (narkotyki), Kurt Cobain – założyciel i lider grupy Nirvana (heroina, samobójstwo), Amy Winehouse – wokalistka (alkohol, narkotyki), Rudy Lewis – słynny wykonawca muzyki gospel (heroina), Alan „Blind Owl” Wilson – założyciel zespołu bluesowego Canned Heat (barbiturany), Janis Joplin – wokalistka (opioidy), Gary Thain – basista grupy Uriah Heep (narkotyki), Gram Parsons – klawiszowiec The Byrds (morfina).

Amerykańscy statystycy podają, że przeciętny wiek gwiazdy rocka w chwili śmierci wynosi 36,9 lat, najczęstsze zaś przyczyny śmierci to atak serca spowodowany przedawkowaniem narkotyków i alkoholizm. Nasuwa się pytanie, czy bez heroiny, marihuany, LSD i ogromnych ilości alkoholu świat poznałby kultowe przeboje stworzone przez gwiazdy rocka? Mam przeczucie, że przeciętny umysł nie jest w stanie stworzyć czegoś nieprzeciętnego. To jakby definicja. Narkotyki i używki pozwalają ponoć wznieść się na inny poziom świadomości, a to ma sprzyjać

tworzeniu. Oczywiście, nie każdy uzależniony może być twórcą, w skali globalnej wielcy twórcy uzależnieni od używek to margines. Dzisiaj panuje trend na tzw. zdrowe życie i zdrowe pożywienie. Jakoś nie wierzę, że jeśli będę codziennie biegał kilometry, pił dwa litry zielonej herbaty, wyrzekał się papierosa i gorzały, to dłużej pożyję. Mój ulubiony autor powieści detektywistycznych Raymond Chandler, nałogowy pijak i palacz, żył dłużej niż miliony biegaczy – abstynentów, bo aż 71 lat, a na wiecznym kacu i w oparach tytoniowego dymu spłodził powieści, które są arcydziełami gatunku.

Ale co z uzależnionymi rockmanami? Stworzyliby swoje kultowe dzieła bez używek? Jest ciekawy raport „Drugs in Music. Analyzing drugs references in musical genres” (addictions.com), który nie odpowiada na to pytanie, ale informuje, że najwięcej odniesień do narkotyków znajdujemy nie w rocku, nie w rapie i nie w kojarzonym z marihuaną reggae, lecz w… muzyce country. Rock znalazł się dopiero na czwartym miejscu. Co więc napędza słynnych rockmanów do nurzaniu się uzależnieniach? W swoim opracowaniu z 2017 r. Kinga Mierzwiak stwierdza: „Dylemat, czy artyści sięgają po narkotyki ze względu na swoją wrażliwość, emocjonalność lub skłonność do depresji, czy raczej właśnie po to, by wznieść się na wyżyny swojej świadomości i tworzyć rzeczy nieprzeciętne, wydaje się być tak nierozstrzygalny, jak pytanie, co było pierwsze: jajko czy kura? Wrażliwość artysty, czy poszukiwanie inspiracji?”. Chyba jest to właściwe podejście do tego trudnego zagadnienia.

Na tym zakończę, życząc Czytelnikom „Passy” Wesołych Świąt Bożego Narodzenia i Dosiego Roku!

Oceń treść:

Average: 7 (2 votes)
Zajawki z NeuroGroove
  • Dekstrometorfan

Prolog

DXM zażywałem niejednokrotnie, przez pewien czas niemal codziennie. Oczywiście substancja ta, jeśli jest brana zbyt często, szybko traci swój urok- chciałem więc opisać dwa najciekawsze tripy w moim życiu. Najciekawsze? Nie, to nieodpowiednie słowo... Najbardziej odmienne, najmniej DXMowe? Miałem kilka bardziej przyjemnych, głębokich tripów, ale te dwa były po prostu inne- czułem się, jakbym wziął całkowicie inną substancję. Oczywiście, nie było to możliwe- chyba że aptekarz postanowił dać mi coś, co sam uwarzył w piwnicy zamiast Acodinu.

  • Dekstrometorfan

nazwa substancji - Bromowodorek dxm (Tussidex 750 Mg)


poziom doświadczenia użytkownika - ganja,dxm,amfetamina,metaamfetamina,extasy,signopan


dawka, metoda zażycia - 15 Tussi naraz, nastepne 10 na dwie raty co 5 minut


set & setting - pełen luzik,plener,muza




  • Tramadol

Substancja: Tramal.


Moje doświadczenie z dragami nie jest zbyt wielkie. Jak dotąd mialam okazje jedynie wymieszać pare tabletek z alkoholem no i oczywiście wziąć tramal.

  • Mefedron
  • Metedron
  • Pierwszy raz

strasznie podły nastrój, własny pokój, cisza i spokój

Mam bardzo podły nastrój od kilku dni. Nie chce mi się żyć, wszystko mnie irytuje, cały czas myślę o samobójstwie. Po katastrofie w mojej firmie, która miała miejsce ponad pół roku temu wpadłem w długi i kłopoty bez rozwiązania. Trzeba było pomyśleć coś o poprawieniu sobie nastroju bo już sam ze sobą nie mogłem wytrzymać.

Ponieważ sprawdzona maryśka śmierdzi w całym domu, pomyślałem o mefedronie. Maryśka co prawda jest dla mnie najlepszym sposobem na stres ale chciałem oszczędzić domownikom jej zapachu.