Mateusz Skreczko z Suwałk zginął, bo zeznał, od kogo kupił narkotyki. Nawet rozpoznał dilerów. A ci już chwilę później dowiedzieli się, kto na nich doniósł. Od policjantów. Suwalska prokuratura okręgowa właśnie zakończyła część śledztwa dotyczącego tej zbrodni.
O zabójstwo ze szczególnym okrucieństwem prokuratorzy oskarżyli kolegów zmarłego - Przemysława R. i Kamila L. Wiadomo jednak, że w morderstwie brały udział jeszcze dwie inne osoby, ale na razie nie wiadomo, kim są. Sprawa w tej kwestii została wyłączona do odrębnego śledztwa.
17-letni Mateusz zginął 24 października ub.r. Tego dnia z mieszkania wywabił go Kamil L. Potem słuch o chłopaku zaginął. Jego zmasakrowane zwłoki znaleziono dopiero po pół roku. Leżały na bagnach, niedaleko miejsca, gdzie mieszkał. Ciało zidentyfikowano dzięki badaniom DNA. Chłopak zginął od ciosów młotkiem w głowę. Życie za dług Mateusz wplątany był w sprawę suwalskich dilerów. W kwietniu 2005 r. matka znalazła przy nim porcję marihuany. Zaciągnęła go na policję i tam - przez lustro weneckie - rozpoznał braci: Przemysława i Arkadiusza R. Podpisał się pod protokołem, w którym stwierdził, że to od nich kupił narkotyk. Chwilę później ten sam protokół policjanci pokazali obu dilerom (mundurowi twierdzą, że takie procedury ich obowiązują). Potem swoje zeznania chłopak powtórzył jeszcze we wrześniu przed sądem. I to dzięki nim, dwaj bracia zostali skazani na więzienie.
Potem Mateusz zaczął dostawać pogróżki. Raz został pobity (wtedy bracia R., byli jeszcze na wolności). 24 października ktoś widział, jak Mateusz wsiada do samochodu. - Kamil L. przyznał się tylko, że wywabił chłopaka z domu. Namówił go do tego Przemysław R., w zamian za to, że umorzy mu dług. Mateusz został zabity młotkiem, który Kamil L. zabrał z domu. -Jednak to nie on zadawał ciosy - mówi prokurator Hanna Lewczuk z Prokuratury Okręgowej w Suwałkach. Drugi z oskarżonych w sprawie o zabójstwo, Przemysław R., - milczy. Obu grozi dożywocie.
Sprawą zajmie się Sąd Okręgowy w Białymstoku. Policja usprawiedliwiona Oprócz śledztwa w sprawie śmierci Mateusza, suwalska prokuratura zajmowała się też sprawą bierności w poszukiwaniach zaginionego przez policjantów. O to mundurowych oskarżała matka chłopaka. Zarzuciła im, że na początku zignorowali zgłoszenie o zniknięciu 17-latka i przyjęli wersję o jego ucieczce z domu. Śledczy uznali jednak, że policja nie popełniła błędu i sprawę umorzyli. W wewnętrznym postępowaniu mundurowi znaleźli jednak wśród siebie kozła ofiarnego. Został nim dyżurny suwalskiej komendy, który przyjmował zgłoszenie o zaginięciu Mateusza Skreczko. Pech chciał, że okazał się nim policyjny mistrz Polski dyżurnych. Zarzucono mu, że choć akcję poszukiwawczą wszczął i nadzorował prawidłowo, to dokumenty dotyczące zniknięcia nastolatka wypisał z opóźnieniem. Dostał naganę i znacznie obniżono mu pensję.
Komentarze