"Panuje tu chaos. Napięcie jest nie do zniesienia... zredukowali nam racje do jednej czwartej i nie dostajemy kawy... a nikt nie zdoła tu służyć bez kawy " - czytamy w pełnym zrozumiałych obaw liście, napisanym przez kawalerzystę Unii, Ebenezera Nelsona Gilpina w kwietniu 1865. Kawa miała podobno podczas wojny domowej niebywałe znaczenie.
Jon Grinspan, kurator Smithsonian Museum of American History, zwraca uwagę, że słowo "kawa" pojawia się w pamiętnikach żołnierzy z czasów tego konfliktu częściej niż słowa "wojna", "Lincoln", "matka", "niewolnictwo" czy "kula". Czy jednak czarny napój mógł również przyczynić się do rezultatu wojny?
Posiadanie kawy było jedną z przewag Północy, jak twierdzi historyk Andrew F. Smith. "Konfederaci mieli dostęp do tytoniu i niektórych charakterystycznych dla Południa artykułów żywnościowych; żołnierze Północy mieli dostęp do kawy... kiedy nie toczyła się bitwa, żołnierze spotykali się pośrodku pola i wymieniali towary".
Przeskakując do wojny w Wietnamie: Tak zwane "kawiarnie GI" były bezpieczną strefą, gdzie żołnierze mogli otwarcie rozmawiać o swoich obawach... racząc się jednocześnie, rzecz jasna, kawą.
Ta zaś pozostaje ważną częścią życia żołnierzy i dziś.
W programie sieci NPR pojawił się wywiad z Harrisonem Suarezem, amerykańskim weteranem wojny afgańskiej, który opisywał kwestie międzykulturowe, pojawiające między sprzymierzonymi wojskami afgańskimi i amerykańskimi. Chociaż Afgańczycy preferowali herbatę, to i tak Amerykanie traktowali chwile, gdy ich sojusznicy pili herbatę a oni sami kawę jako "czas poświęcony na stworzenie relacji z partnerami walczącymi u naszego boku."
Wraz ze swoim partnerem biznesowym Michael Haft, również weteranem, Suarez założył firmę o nazwie Compass Coffee , która specjalizuje się w dostarczaniu kawy amerykańskim wojskom na całym świecie.
"Wysłaliśmy kawę Marines na lotniskowcach, do Afganistanu... jeśli o dowolnej porze jakakolwiek jednostka zapragnie kawy – zrobimy wszystko, co się da, by im ją dostarczyć."