Długa i niełatwa droga do poznania naukowych podstaw bad tripów cz. I

W roku 1968 Thomas Ungerleider i Duke Fisher, dwaj psychiatrzy z UCLA, wybrali się na przedmieścia Los Angeles, gdzie mieli być świadkami rytuałów kultu LSD. Dwa lata wcześniej wspólnie opublikowali opracowanie pt. „Zagrożenia LSD” i wygłosili niedawno wspólny wykład na temat tego, co zaczynało być właśnie znane pod nazwą „bad trip”, będącą ogólnym terminem dla wszystkich trudnych doświadczeń opisywanych przez użytkowników psychodelików...

Tagi

Źródło

Motherboard
Daniel Oberhaus

Tłumaczenie

pokolenie Ł.K.

Komentarz [H]yperreala

Jest to część pierwsza artykułu, który, jakby kto pytał podzieliliśmy z przyczyn technicznych, a tak naprawdę z winy tłumacza ;) Druga powinna pojawić się jutro bądź pojutrze.

Odsłony

1952

Ten artykuł jest częścią cyklu "When the Drugs Hit", w ramach którego Motherboard penetruje naukowe, polityczne i kulturowe aspekty mającego obecnie miejsce psychedelicznego renesansu. Tutaj możesz śledzić nasze podróże.

[...w oryginale, my tymczasem postaramy się, jeśli tylko będziecie zainteresowani, dostarczać Wam mniej więcej na bieżąco tłumaczeń – przyp. tłum.]

W roku 1968 Thomas Ungerleider i Duke Fisher, dwaj psychiatrzy z UCLA, wybrali się na przedmieścia Los Angeles, gdzie mieli być świadkami rytuałów kultu LSD.

Dwa lata wcześniej wspólnie opublikowali „Zagrożenia LSD”, opracowanie dokumentujące rosnącą częstotliwość przyjmowania na oddział psychiatryczny UCLA osób zgłaszających niepożądane efekty przyjęcia dietyloamidu kwasu lizergowego. Lekarze wygłosili niedawno wspólny wykład na temat tego, co zaczynało być właśnie znane pod nazwą „bad trip”, będącą ogólnym terminem dla wszystkich trudnych doświadczeń opisywanych przez użytkowników psychodelików, od łagodnego niepokoju, po pełnoobjawową psychozę oraz utrzymujące się urojenia.

Podczas tego wykładu pewien szczególnie zbulwersowany słuchacz próbował odczytać, w części poświęconej zadawaniu pytań, manifest promujący nieograniczone używanie LSD. Po wykładzie ten sam człowiek podszedł do psychiatrów i w rozmowie z nimi upierał się, że mnóstwo osób bierze LSD, a jednak wszystko jest z nimi w porządku. Okazało się, że człowiek ten był członkiem grupy religijnej, której członkowie nazywali siebie „Uczniami” („Disciples”) i twierdzili, że jedzą kwas w każdy weekend, nie mając w związku z tym żadnych problemów.

Naukowcy byli zaintrygowani. Po prześwietleniu przez Uczniów, którzy chcieli upewnić się, że Ungerleider i Fisher nie są policjantami, naukowcy zostali zaproszeni do odwiedzenia zgromadzenia grupy, by obserwować jej rytualne wykorzystanie LSD. Jak szczegółowo opisują w swojej pracy, w miejscu zgromadzenia zobaczyli:

... grupa złożona z kilkunastu osób mieszkała w dużym domu z rozległym przyległym terenem. Uprawiali ziemię, a dom urządzili w psychodelicznym stylu. Były tam na ścianach wizerunki Buddy i Jezusa. W każdą środę grupa gromadziła się na nieangażujące LSD spotkania religijne, składające się z modlitw i medytacji. Sesje zażywania narkotyków planowo odbywały się w weekendy.

Poprzez obserwację i rozmowy z uczestnikami tych „sesji miłości”, naukowcy dowiedzieli się, że wielu Uczniów było ekswięźniami i narkomanami, którzy używali LSD, aby wesprzeć swój proces zdrowienia. Wiele z tych osób twierdziło, że odkryli Boga dzięki rytualnemu używaniu LSD. Co istotne: żaden z uczniów nie wspominał o złych doświadczeniach z LSD podczas tych grupowych podróży.

Dla psychiatrów była to obserwacja kłopotliwa. Co różni ludzi z tej grupy od tych, którzy po przyjęciu tego samego narkotyku trafiają na oddziały psychiatryczne? Innymi słowy: co przyczynia się do złej podróży?

Aby odpowiedzieć na to pytanie, naukowcy przeprowadzili badania, w ramach których porównali 25 Uczniów z 25 pacjentami, którzy byli hospitalizowani w następstwie niekorzystnych reakcji na LSD, w tym z powodu "halucynacji [...] niepokoju, rosnącego aż do punktu paniki [...] depresji, często myśli lub prób samobójczych [...] oraz splątania." W roku 1968 naukowcy opublikowali swoje wyniki w Journal of American Psychiatry, co było pierwszą próbą naukowego podejścia do określenia przyczyn negatywnych doświadczeń psychodelicznych.

Jak stwierdzili badacze, pomiędzy obiema grupami nie było istotnych różnic pod względem rasy, płci, wieku, wykształcenia, lub w aspekcie „wczesnego pozbawienia rodziców”. 44 procent pacjentów hospitalizowanych (w porównaniu z tylko 24 procentami Uczniów) miało wcześniejszą historię psychiatryczną, ale to również nie było gwarantem trudnego doświadczenia psychodelicznego. Żadna z osób z historią psychiatryczną z grupy Uczniów nie miała nigdy problemów po przyjęciu LSD.

Wszystkie porównania, jakich dokonywaliśmy, nie wskazały żadnych elementów z historii tych osób ani też żadnych bieżących aspektów klinicznych, które byłyby charakterystyczne dla którejś z grup.

- podsumowują autorzy. Co ciekawe, Ungerleider i Fisher byli jednymi z pierwszych, którzy przewidywali, że LSD mogłyby oddziaływać ze „skłonnościami schizoidalnymi” - jest to hipoteza, którą wzmocniły późniejsze badania. Nawet jeśli tak by jednak było, autorzy zdają sobie sprawę, że

...taka złożoność interakcji — trudnych do prześledzenia, nawet gdybyśmy dysponowali najlepszymi danymi klinicznymi i wynikami badań — oznacza, że przewidywanie niepożądanych efektów LSD będzie jeszcze przez jakiś czas dla nas problemem.

Jeśli psychodeliki kiedykolwiek zostaną poddane pełnym badaniom, od testów laboratoryjnych po kliniczne, wówczas dopiero będziemy dysponowali przesłankami naukowymi, by wyjaśnić mechanizmy osławionych bad tripów.

Na wypadek, gdyby jeszcze do Was nie dotarło – badania nad psychodelikami przeżywają ostatnio coś w rodzaju renesansu. Najnowsze badania substancji zmieniających umysł takich jak LSD, MDMA czy psylocybina, obecnie zgodnie z prawem federalnym nielegalnych w Stanach Zjednoczonych, wskazują na potencjał ich stosowania terapeutycznego. Nowe dowody wskazują, że psychodeliki mogą pomóc w obniżeniu ryzyka samobójstwa, w radzeniu sobie z żalem, wychodzeniu z uzależnień i łagodzeniu bolesnych klasterowych bólów głowy, znany również jako „bóle głowy samobójców”.

Pomimo tego, psychodeliki nie są jednak ideałem. Pół wieku po przełomowych badaniach Ungerleidera i Fishera nad bad tripami po LSD, nie zbliżyliśmy się zanadto do zrozumienia trudnych psychodelicznych doświadczeń w sensie empirycznym. Ze względu na wysoce subiektywne efekty tych substancji i niepoznane mechanizmy neuronalne ich działania, przewidzenie, czy ktoś będzie miał po ich zażyciu ciężkie chwile, jest prawie niemożliwe. Dlatego też, zamiast na próbach ich prognozowania, uwaga społeczności badawczej przesunęła się na zapobieganie ich wystąpieniu i łagodzenie ich negatywnych skutków, kiedy już się zdarzają.

Wśród psychonautów i specjalistów od zdrowia psychicznego funkcjonuje w tym wymiarze podobne podejście, a dzieloną przez nich wiedzę na temat unikania trudnych doświadczeń z psychodelikami można sprowadzić do dwóch słów: „nastawienie” i „otoczenie” ("set" i "setting") Spopularyzowana przez nieżyjącego już harvardzkiego psychologa i psychodelicznego ewangelistę Timothy'ego Leary'ego idea, stojąca za tymi dwoma słowami, polega zasadniczo na tym, że jeśli jesteś psychicznie przygotowany do psychodelicznego doświadczenia i ma ono miejsce w bezpiecznym i komfortowym otoczeniu, prawdopodobieństwo wystąpienia trudnego bądź traumatycznego doświadczenia będzie znacząco niższe.

Unikniesz złej wycieczki, jeśli przed przyjęciem odmierzonej dawki zrobisz porządek w swojej głowie, a jeśli w dodatku po jej przyjęciu będziesz znajdować się optymalnym, wspierającym otoczeniu, w towarzystwie znajomych twarzy, to prawdopodobnie nie zorientujesz się nagle, że wędrujesz bez celu ulicami nieznanej dzielnicy Nowego Jorku.

W każdym razie - taka jest idea.

Oceń treść:

Average: 9.5 (4 votes)

Komentarze

Gruszcz (niezweryfikowany)

A ja myślałem że "Obszary nieświadomości" Stanislava Groffa nakreślają temat bad tripa...

Zajawki z NeuroGroove
  • Etanol (alkohol)
  • Marihuana
  • Marihuana
  • Tripraport

Pod wpływem etanolu, więc w dobrym humorku. Jaranie miało miejsce przed domem ziomeczka.

-Ale wiesz, że Cię to rozkurwi?
-Chuj tam, dawaj.

I BIORĘ 4 BUCHY Z LUFY XD

normalnie to po dwóch już mam sooolidną fazę, a teraz jeszcze jestem pijany, heh.

- Dzięki. - mówię do przyjaciela, z którym piłem i teraz na rozchodniaka zajebaliśmy parę buszków z jego sakiewki. Żegnamy się i idę w swoją stronę, a on wraca do domu.

-Tylko traf do domu! - upomina mnie.

-Taaaa... hehe- odpowiadam

  • Amfetamina


Taką sobie dzisiaj wene w domku podłapałem, jak sobie przed komputerkiem siedziałem i z moim ziomkiem gadałem, stwierdziłem że dawno raportu nie pisałem. Tak sobie wymyśliłem, że jak już dzisiaj rymy tworzyłem, to stworze raporta rymowanego. I tak siedze i myśle czy wyjdzie coś z tego. Wiem, że na pewno nie wyjdzie nic złego. No więc teraz już przejdę do rzeczy, bo wiem że moim prawdą nikt nie zaprzeczy.



Doświadczenie (stylu nie zmienie): Grass hasz i amfetamina, Dxm, bieluń i muszkatałowa rozkmina, Na koniec ekstazy, bo to najlepsze fazy.


  • 2C-P
  • Dekstrometorfan
  • Etanol (alkohol)
  • Opripramol
  • Przeżycie mistyczne

Set - natłok myśli, duża ilość emocji, które były zarówno euforią, melancholią i zdenerwowaniem - nie potrafiłam rozpoznać, o co chodzi mojemu organizmowi. Nie oczekiwałam niczego, trip był dla mnie niespodzianką. Liczyłam na to, że może 2c-p da mi choć maleńką fazę z powodu pramolanu i zjazdu na dxm, ale nie spodziewałam się takich cudów. Setting - mój pokój, noc, mama spała w drugim pokoju, tata w Anglii.

 Przez dwa lata bezskutecznie poszukiwałam tzw. „spontanicznego oświecenia”. W końcu przybyło ono do mnie w najmniej oczekiwany sposób.

  • Amfetamina
  • Dekstrometorfan
  • Kodeina
  • Marihuana
  • Metkatynon (Efedron)
  • Uzależnienie

Historia mojego uzależnienia. S&S to życiowe wzloty i upadki...

W pogoni za fazą