Zawsze na końcu kolejki. Marihuana medyczna to ciągle towar deficytowy

Kiedy w podkarpackich aptekach zabrakło medycznej marihuany, pacjent pojechał po nią aż do Opola. Inni jeżdżą nawet do Holandii, w drodze powrotnej ryzykując oskarżenie o przemyt. W Polsce konopi indyjskich nie wolno uprawiać nawet na leki, więc gdy skończy się partia z importu, aptekarze rozkładają ręce i każą czekać na dostawy.

Tagi

Źródło

Krytyka Polityczna/Mateusz Kowalik

Komentarz [H]yperreala

Tekst stanowi przedruk z podanego źródła. Pozdrawiamy serdecznie !

Odsłony

943

Kiedy w podkarpackich aptekach zabrakło medycznej marihuany, pacjent pojechał po nią aż do Opola. Inni jeżdżą nawet do Holandii, w drodze powrotnej ryzykując oskarżenie o przemyt. W Polsce konopi indyjskich nie wolno uprawiać nawet na leki, więc gdy skończy się partia z importu, aptekarze rozkładają ręce i każą czekać na dostawy.

Paweł powoli podnosi do ust kubek z herbatą. Nie dlatego, że jest gorąca, ale czasami inaczej nie może. Spowolnienie ruchu jest jednym z efektów postępującej choroby Parkinsona, którą u 54-latka zdiagnozowano osiem lat temu. Po tym jak marihuana medyczna stała się w Polsce legalna, mężczyzna zaczął jej używać, żeby złagodzić niektóre objawy choroby.

– W fazie nadpobudliwości latają ręce, ciało skacze, to samo dzieje się z głosem. Marihuana sprawia, że tego nie ma – tłumaczy. Paweł korzysta z niej za pomocą waporyzatora – urządzenia, które podgrzewa susz i uwalnia z niego substancje aktywne, które na końcu się inhaluje.

Legalizacja marihuany do celów medycznych stała się w Polsce faktem 1 listopada 2017 roku. Wtedy to weszła w życie nowelizacja ustawy o przeciwdziałaniu narkomanii, którą zgodnie poparły wszystkie kluby parlamentarne. W bezprecedensowym głosowaniu w Sejmie za zmianami rękę podniosło 440 posłów i posłanek. Przeciw byli tylko Zbigniew Ziobro i Beata Kempa.

Zmiany te umożliwiły chorym korzystanie z produktów leczniczych wytworzonych na bazie suszu z konopi indyjskich. W świetle nowego prawa chorzy leczeni marihuaną przez lekarzy i swoich bliskich przestali być przestępcami. Przestało być też karane wykorzystanie konopi do sporządzania leków oraz ordynowanie leczniczej marihuany.

Jednocześnie parlamentarzyści nie zgodzili się na uprawę konopi do celów leczniczych w Polsce. Od początku było jasne, że surowiec będzie trzeba sprowadzać z zagranicy. A ten nie pojawił się w aptekach natychmiast – przejście skomplikowanej procedury rejestracji nowych środków pierwszej firmie zajęło prawie rok. Prędko okazało się, że importowane ilości wcale nie zaspokajają potrzeb, co poskutkowało powtarzającymi się brakami medykamentów w całej Polsce. Mimo że na rynek wszedł drugi dystrybutor, problemy z dostępnością nie ustały.

Za drogo, nie interesuje nas to

– Braki wynikają z tego, że procedury importowe są skomplikowane, a dostawy i tak za małe. Zainteresowanie jest duże we wszystkich krajach, które dopuściły do użytku marihuanę medyczną, a polski rynek najwyraźniej nie jest priorytetowy – tłumaczy Jerzy Przystajko, aptekarz z Opola. Mężczyzna wyjaśnia, że apteki nie mają obowiązku trzymania na stanie marihuany medycznej, ale jeśli pojawi się pacjent z receptą na nią, to farmaceuta powinien ją sprowadzić.

A wobec przestoju w dostawach to nie zawsze jest możliwe. Przystajko opowiada, że widmo braków sprawia, że pacjenci pokonują setki kilometrów, żeby zaopatrzyć się w lek, który łagodzi dolegliwości.

– Są portale internetowe pokazujące, w której aptece można kupić konkretny lek. Do mnie raz przyjechali ludzie z Podkarpacia, bo nie znaleźli niczego bliżej domu. Inny pacjent jeździ wtedy do Niemiec lub do Holandii, gdzie kupuje 30 gramów medycznej marihuany. A to zawsze ryzyko, bo jak w Polsce zatrzyma go patrol drogowy, to ryzykuje oskarżenie o przemyt – tłumaczy aptekarz. I dodaje, że to pokłosie tego, że w 2017 roku nie zezwolono na rodzime uprawy konopi do celów medycznych.

Wątpliwości co do tego nie ma także Dorota Rogowska-Szadkowska, doktorka nauk medycznych, autorka książki Medyczna marihuana. Historia hipokryzji.

– W tej chwili musimy polegać na dostawach medykamentów z Niemiec i Kanady. Podczas gdy mamy wystarczającą wiedzę i zasoby ku temu, żeby konopie produkować w Polsce. Ale przez opór polityków nabijamy kieszeń zagranicznym koncernom – tłumaczy.

Transoceaniczny import skutkuje także tym, że marihuana medyczna jest stosunkowo droga – cena jednego grama to zazwyczaj 65 złotych. To sprawia zaś, że wielu pacjentów o konopnej terapii może tylko pomarzyć.

– Dzięki lokalnym uprawom i rodzimej konkurencji ceny byłyby dużo niższe, a leki bardziej dostępne – mówi Beata Maciejewska, posłanka Lewicy, przewodnicząca Parlamentarnego Zespołu ds. Legalizacji Marihuany.

W opinii posłanki w 2017 roku Prawo i Sprawiedliwość działało po linii najmniejszego oporu i poza samym zezwoleniem na użycie marihuany w celach leczniczych nie chciało brać na siebie żadnej odpowiedzialności.

– Państwo ograniczyło swoją rolę, żeby nie musieć kontrolować upraw konopi. Z tego samego powodu nie podjęto żadnej edukacji lekarzy w tym zakresie. Dlatego teraz mamy ograniczone grono medyków, którzy wyspecjalizowali się z własnej inicjatywy. Pisałam w tej sprawie do wojewódzkich izb lekarskich: jedne odpowiadały, że szkolenia są zbyt drogie, inne nie były zainteresowane – tłumaczy posłanka.

Zawsze na końcu kolejki

O zastosowaniu marihuany medycznej nie mają też jak dowiedzieć się studenci medycyny. – Nie ma tego w programie. Chciałam zorganizować dodatkowe zajęcia, ale szefostwo się nie zgodziło. Stanęło na prywatnej pogadance, na którą przyszło ledwie dwudziestu studentów – relacjonuje Rogowska-Szadkowska, która jest także wykładowczynią na Uniwersytecie Medycznym w Białymstoku.

Zazwyczaj to sam pacjent musi się orientować, że istnieje coś takiego jak medyczna marihuana, i zgłosić się do odpowiedniego lekarza, który będzie wiedział, jaki specyfik zaordynować. Wizyta u doktora jest niezbędna, bo aptekarze wydają marihuanowy susz tylko na receptę.

– Trzeba wiedzieć, do kogo iść, bo dla wielu lekarzy prośba o przepisanie medycznej marihuany to jakaś ekstrawagancja ze strony pacjenta. I odmawiają wypisania czegokolwiek – tłumaczy Paweł. On sam trafił do prywatnej poradni leczenia bólu na warszawskim Ursynowie. Na pierwszej wizycie zbadali go internista certyfikowany do leczenia marihuaną oraz neurolog i wydali odpowiednią receptę.

W pobliżu poradni znajduje się dobrze zaopatrzona apteka. Ale jak już dochodzi do kupna, to Paweł woli przepuścić innych w kolejce. – Czułem się napiętnowany wymownymi spojrzeniami, jak już pojawiało się słowo marihuana – tłumaczy mieszkaniec Warszawy. Nieuchronna jest natomiast konfrontacja z portfelem. – Prywatna wizyta, 200 zł, plus miesięczna dawka marihuany to razem 850 zł – podsumowuje Paweł. Do tego jeszcze kilkaset złotych na waporyzator. Leki na parkinsona i tak musi brać – a to kolejne 350 zł.

Jerzy Przystajko dodaje, że są pacjenci, którzy do celów leczniczych potrzebują nawet jednego grama każdego dnia. A to już wydatek rzędu 2 tysięcy złotych miesięcznie. – Pod warunkiem że lek jest dostępny. Pacjenci ciągle muszą liczyć się z tym, że wielotygodniowe przestoje w dostawach zdarzą się w każdym momencie – mówi aptekarz.

O niebo lepiej

– Jak już ktoś wie, że może legalnie korzystać z marihuany medycznej, gdzie dostać receptę, a leki są dostępne, to barierą może okazać się cena – tłumaczy Dorota Gudaniec, współautorka projektu nowelizacji z 2017 roku, która otworzyła Polskę na legalną marihuanę. Jej syn cierpi na jedną z najcięższych odmian padaczki i Gudaniec od lat leczy go środkami na bazie marihuany. Zaczęła, jeszcze zanim ta była w Polsce legalna, bo, jak tłumaczy, była ona ostatnią deską ratunku dla chorego chłopca.

– W tamtym czasie istniała tylko długa procedura importu docelowego, którą przeszłam. Żeby dostać lek jak najszybciej, sama organizowałam transport zatwierdzonej na wielu szczeblach marihuany medycznej, ale jej przewóz okazał się nielegalny – tłumaczy Gudaniec.

Zaangażowanie na rzecz zmian legislacyjnych zaowocowało też tym, że w 2017 roku założyła centrum terapeutyczne, w którym prowadzi się m.in. leczenie z zastosowaniem marihuany medycznej. Wrocławska placówka ma ok. 9 tysięcy pacjentów.

– Najczęściej trafiają do nas osoby, które już próbowały wszystkich innych środków albo bardzo późno dowiedziały się o tym, że powinny spróbować marihuany medycznej – opowiada Gudaniec. To osoby chorujące m.in. na stwardnienie rozsiane, padaczkę lekooporną czy cierpiące na przewlekłe bóle związane z nowotworami lub AIDS.

– Powszechne są relacje o tym, że lekarze odmawiają przepisywania marihuany. Często dlatego, że po prostu nie wiedzą, jak ją stosować. Brak systemowej edukacji lekarzy komplikuje życie wielu chorym – tłumaczy. I podkreśla, że pośród ogromu niedociągnięć sam fakt zalegalizowania medycznej marihuany był osiągnięciem. – Życie wielu ludzi stało się o niebo lepsze. Zwłaszcza w porównaniu z sytuacją, w której w obliczu cierpienia sięgali po nielegalne u nas konopie i w świetle prawa stawali się przestępcami.

Rolnik nie gorszy niż instytut

Do tego, że marihuana może złagodzić uciążliwości choroby, Paweł dotarł dzięki własnej dociekliwości. – Codziennie czytam wszystkie nowości, które pojawiają się w internecie na temat choroby Parkinsona. Z innymi chorymi tworzę też społeczność, w której wymieniamy się wiedzą – tłumaczy mężczyzna. Jednak informacji o właściwościach marihuany spodziewałby się od rządu.

– Ośrodki zdrowia to ostatnie miejsce, w którym można się czegokolwiek dowiedzieć. A oczekiwałbym jakiejś publicznej kampanii, którą można by traktować jako zaufane źródło informacji. Teraz z jednej strony mamy entuzjastów, którzy mówią, że marihuana to remedium na wszystkie dolegliwości. Z drugiej zaś są przeciwnicy lamentujący, że to najgorsza trucizna. Zdrowego rozsądku oczekiwałbym od władzy.

O więcej zdrowego rozsądku w podejściu do marihuany medycznej upominają się posłanki i posłowie z Parlamentarnego Zespołu ds. Legalizacji Marihuany. Jego przedstawicielki 20 kwietnia złożyły w Sejmie projekt ustawy liberalizującej podejście do konopi indyjskich stosowanej w medycynie. Co proponują parlamentarzyści? Dopuszczenie upraw konopi indyjskich do produkcji marihuany medycznej w Polsce przez instytuty badawcze i rolników, refundowanie jej w przypadku niektórych chorób oraz systemowe kształcenie lekarzy.

W sierpniu do Sejmu wpłynął kolejny poselski projekt łagodzący podejście do marihuany medycznej. Grupa 26 posłów Prawa i Sprawiedliwości i Kukiz’15 proponuje, by konopie indyjskie na cele medyczne mogły uprawiać polskie instytuty badawcze. O rolnikach ani słowa.

– To rozwiązanie to półśrodek, a przy tym też brak zaufania do obywateli. Nie widzę przeszkód, żeby w ramach odpowiednich regulacji prawnych lecznicze konopie uprawiali także polscy rolnicy – komentuje Beata Maciejewska.

Do więzienia za leczenie

Kierowany przez posłankę zespół złożył w Sejmie także projekt ustawy o marihuanie do użytku rekreacyjnego, który zakłada dekryminalizację posiadania niewielkich ilości suszu. Zmiana polega na tym, że czyn ten przestanie być karalny. Zgodnie z propozycją każdy dorosły obywatel będzie mógł mieć przy sobie do 5 gramów marihuany. To nie wszystko – projekt zakłada także zniesienie kar za prowadzenie własnej uprawy konopi indyjskich. A dokładnie, że na jedno gospodarstwo domowe będzie mogło przypadać do czterech krzaków tej rośliny.

Perspektywa dekryminalizacji ma nie lada znaczenie dla osób, które potrzebują stosować marihuanę dla poprawy zdrowia, a nie stać ich na tę z legalnego obrotu. Wiele osób decyduje się na uprawianie własnych roślin, najczęściej po kryjomu, bo grozi za to kara pozbawienia wolności. Niektórzy przypłacili to problemami z wymiarem sprawiedliwości. Tak jak mieszkaniec Bydgoszczy, pan Marian, który od 26 lat zmaga się z wirusem HIV. Ze skutkami choroby walczył, używając marihuany z własnej uprawy. Jak donosi „Gazeta Wyborcza”, postawiono mu zarzuty dotyczące posiadania znacznych ilości środków odurzających oraz uprawy konopi indyjskich. Grozi mu za to 10 lat pozbawienia wolności.

Rogowska-Szadkowska: – Jestem wzywana przez ludzi, u których znaleziono marihuanę, żeby zaświadczać o zasadności jej medycznego stosowania. Takie sytuacje nie powinny mieć w ogóle miejsca, ale pokazują one, że ustawa z 2017 roku nie poprawiła losu wszystkich chorych. Absurdem jest też to, że marihuany nie można uprawiać samemu – dzięki temu policjanci mogą łapać „przestępców”, nawet jeśli to osoby przewlekle chore.

Jeśli będzie dostępna

Rok temu lekarze wszczepili Pawłowi do mózgu elektrody, które niwelują nadpobudliwości i łagodzą objawy choroby. Przez ten czas nie korzystał on z marihuany medycznej, ale choroba postępuje, męczące objawy utrudniające życie wracają. – Czasami nie mogę wykonać żadnego ruchu. Mogę dyktować mejle, ale nie jestem w stanie sam pisać. Po zażyciu marihuany te symptomy ustępują – tłumaczy mężczyzna.

Przez rozwój choroby Paweł właśnie wraca do używania medycznej marihuany. Pójdzie po receptę do tej samej kliniki bólu, stanie w kolejce w dobrze zaopatrzonej aptece, poczeka, aż rozejdą się inne osoby, i kupi przepisaną dawkę medycznej marihuany. Jeśli ta akurat będzie w Polsce dostępna.

Oceń treść:

Average: 2 (2 votes)

Komentarze

Metropolis_oryginal (niezweryfikowany)

Ziobro i Kempa potwierdzili swój poziom umysłowy. Jak trzeba być glupim i być antypolsko natawionym, żeby zabronić Polakom zarabiać na produkcji lekarstwa? Jakim trzeba być wrednym pisowcem, żeby skazywać ludzi na wysoką cenę lekarstwa i jego braki?

Zajawki z NeuroGroove
  • Grzyby halucynogenne
  • Retrospekcja

Z grzybami zacząłem ostrożnie - pierwszy raz w łóżku swoim własnym - spożyłem jedenaście bo właśnie tyle udało mi się uzbierać za pierwszym razem - dobra polska marka grzybków rosnących na bajecznie ulokowanej łące w południowej części naszego państewka. Czekając na wejście zaaplikowałem dousznie dźwięki synchronizujące półkule czerepu. Po pewnym czasie zacząłem odpływać w sen więc nie byłem do końca pewien czy to co dzieje się pod moimi powiekami to sprawka grzybków czy Morfeusza. W każdym razie rakieta zaczęła startować toteż postanowiłem wyskoczyć na ulicę.

  • 25C-NBOMe
  • Pozytywne przeżycie

Las na niewielkich wzgórzach, dom, ławka na ogrodzie. Nastawienie pozytywne.

 Swoją przygodę z psychodelikami rozpocząłem od NBOMe 25c. Z racji wielu przypadków hospitalizacji po NBOMach oraz tego że jestem bardzo podatny na wszystkie używki postanowiłem zacząć od bardzo małej dawki stopniowo ją zwiększając. Na pierwszy raz w domu zarzuciłem około 1/6 kartonika 1mg. Poczułem wtedy tylko lekkie wyostrzenie i nasycenie kolorów, niewielką euforię i empatię do członków rodziny i zwierząt.

Chciałbym jednak głównie opisać swoją drugą próbę z 25c. Byłem wtedy u rodziny w małej wiosce położonej w dolinie, gdzie po 2 stronach na niewielkich wzgórzach jest las.

  • Inne
  • Ketony
  • Kodeina
  • Miks
  • Opripramol

Opipramol - fatalne samopoczucie psychiczne i stres; własne łóżko Hexen - względna radość, ogólnie pozytywny nastrój; 1 dawka - w 3-osobowym gronie znajomych; 2 dawka - samotnie Kodeina - frustracja, zdenerwowanie, chęć uspokojenia; w samotności

Poniżej zamieszczony trip raport jest zbiorem przemyśleń, refleksji oraz pokazem grafomańskiego kunsztu autora. Pisany był "w trakcie" i sam w sobie myślę, że jest dobrym ukazaniem tego dość specyficznego miksu. Niniejszy wstęp pisany był na trzeżwo, po fakcie.

5:00; T+0
Przyjęcie 300mg kodeiny; około 4 godziny od ostatniej dawki hexenu.
Do zażycia opiatu skłoniła mnie frustracja i zdenerwowanie wynikające z poststymulantowego pobudzenia przy jednoczesnym braku jakichkolwiek benzodiazepin.

  • Inne
  • Inne
  • Uzależnienie

Noc, łóżko

Klonazolam miał pierwotnie być dla mnie tanią benzodiazepiną do usypiania po innych dragach i na początku w istocie tak było. Dzięki wysokiej aktywności szybko kończył działanie substancji przynosząc upragniony i na pewno bardziej regenerujący sen od innych usypiaczy, np. GBLa który robił z człowieka po przebudzeniu szmatę. Usypia bardzo mocno i w miarę szybko - to trzeba przyznać. Nie raz wyciągał mnie ze schiz po mocnych tripach na dxm, czasem 1p-lsd czy przegięciu z alkoholem.