Jadłem ja, mój brat i kumpel. Dla mnie i brata to był pierwszy raz, kumpel jadł już parę razy. Zdecydowaliśmy jeść po półtora kartonika na głowę. Około 18:00 wrzuciliśmy pod język i czekaliśmy na efekty, rozmawiając. Po około 50 minutach wokół ekranu monitora zacząłem widzieć lekką poświatę. Kumpel powiedział, że po tym zwykle poznaje, że zaczyna się luta. Mieliśmy już wychodzić, a tu dzwonek do drzwi. Kumpel mówi "cinżko". Bo już zaczęła się niemała śmiechawka. A ja twardo, idę otworzyć. To dozorca, rozdający jakieś kartki. Mówi mi, żebym się wyraźnie podpisał.
Szkoła przetrwania
Uczniowie nie tylko piją i biją, ale także nie znają tabliczki mnożenia. Badania NIK w polskich szkołach...
Tagi
Źródło
Odsłony
5690Polska szkoła to przemoc, alkoholizm i narkomania - alarmuje NIK, który z własnej inicjatywy zbadał stan patologii w szkołach. Z 44 szkół aż 36 miało poważne problemy. Nauczyciele skontrolowanych szkół, tych które wypadły najgorzej, odpowiadają, że ich największym problemem jest bieda uczniów i coraz gorsze przygotowanie do nauki w szkole ponadpodstawowej. Niektórzy pierwszoklasiści nie potrafią pisać, liczyć i to jest dramat, a nie wymienione przez NIK patologie.
Fala i narkotyki
Dwie oceny - kontrolerów i nauczycieli, ale wniosek nasuwa się jeden. Temat
"wychowanie" zagubił się wśród kolorowych okładek nowych podręczników.
Reforma oświaty w ogóle nie zajmuje się tym, czy uczeń pije, albo dlaczego
musi przeczołgać pierwszoklasistów.
Przykłady: Zespół Szkół Technicznych w Malborku, gdzie uczy się 1450
chłopców, w raporcie NIK wypada ponuro. 55% uczniów twierdzi, że w szkole
jest "fala", 35% wie u kogo, na terenie placówki, można kupić narkotyki,
jedna czwarta była szantażowana przez starszych kolegów. Poza szkołą były
przypadki kradzieży, włamań, narkomanii, paserstwa.
Zastępca dyrektora szkoły (chce pozostać anonimowy) tłumaczy, że do szkoły
chodzi "normalna młodzież". Chłopcy zachowywaliby się inaczej, gdyby nauka
była koedukacyjna, a tak to plują, wypisują, śmiecą. - Nie da się
wyeliminować "fali" - tłumaczy wicedyrektor - ale nie jest ona brutalna.
Nikt nikogo nie moczy po toaletach, zdarza się nakaz zmierzenia parapetu
zapałką, ale trudno to nazwać patologią.
Informację o szerzących się narkotykach kierownictwo szkoły również uważa za
przesadzoną. - Uczniowie chcą imponować, przyznając się do narkotyków -
tłumaczono mi w szkole. - To są bezrobotne rodziny, z byłych pegeerów. Kto
tam ma pieniądze na haszysz? - pytają nauczyciele, a dyrektor szkoły nawet
wystąpił w lokalnej telewizji, żeby zapewnić, że u niego nie jest źle.
Andrzej Samson, psycholog, twierdzi, że teoria szpanowania narkotykami ma
tylko uspokoić pedagogów. - W dobrze przeprowadzonej ankiecie zawsze
wyjdzie, kto kłamie - tłumaczy.
- Poza tym, wiem to z własnego doświadczenia, właśnie w anonimowych
ankietach uczniowie są szczerzy.
Zespół Szkół Mechanicznych w Krakowie. Raport NIK informuje, że 23 uczniów
dopuściło się agresywnych zachowań - "pobicie z użyciem noża, brutalne
kradzieże, wrzucenie kolegi do kosza, używanie groźnych wskaźników
laserowych". 20 uczniów ma kuratora sądowego. Jednak dyrektorka Maria Sowa
(32 lata pracy) uważa, że największym problemem jest to, że uczniowie nie
potrafią pisać i liczyć. Patologiczne są jednostki, a niepiśmienny tłum. -
Ja żadnej selekcji nie mogę przeprowadzić - tłumaczy dyrektorka - w tym roku
musiałam otworzyć 16 pierwszych klas i przyjąć wszystkich.
Problem narkomanii Maria Sowa również uważa za wydumany z powodu biedy
uczniów. Poza tym szkoła ma ochroniarzy, a dzielnicowym jest były uczeń,
który donosi, co jego młodsi koledzy robią na mieście.
Biedni piętnastoletni
I LO w Gryfinie. Tam nie przeprowadzano ankiet nawet na własny użytek, bo
podobno nauczyciele "nie mają przygotowania do badań socjologicznych". I
tutaj największego lęku nie budzi narkomania czy "fala". - Pracuję w szkole
35 lat i nie pamiętam tak marnego poziomu młodzieży jak dzisiaj - komentuje
wicedyrektorka Krystyna Piechowicz. - Udało nam się skompletować dwie dobre
klasy, reszta jest słaba. Ale ja nie mogę przebierać. Najlepsi uczniowie i
tak uciekli do Szczecina.
W zeszłym roku z liceum w Gryfinie usunięto jednego ucznia. Dlaczego? Bo sam
przestał chodzić. Z innymi tylko rozmawiano, żeby się poprawili.
W liceum w Kędzierzynie-Koźlu (nikt z dyrekcji nie chce rozmawiać z
dziennikarzem) ankieta wykazała, że pije "tylko" 3% uczniów, dla 35% o wiele
atrakcyjniejsze są narkotyki.
Bieda nie pojawia się w raporcie NIK, za to tylko o niej chcą mówić
nauczyciele. Rodziców nie stać na kształcenie dziecka nawet w zawodówce, a
pomoc państwa jest coraz mniejsza. W Malborku, we wspomnianym Zespole Szkół
Technicznych, stypendia dostało 34 uczniów, choć powinno co najmniej 240.
Poza tym były to jednorazowe zasiłki po 70 zł, co też nie otwiera perspektyw
naukowych. W Kędzierzyniu-Koźlu pomoc finansową (około 100 złotych) dostanie
39 osób z 56 żyjących poniżej minimum socjalnego.
W krakowskim Zespole Szkół Mechanicznych nauczyciele oceniają, że uczniowie
są coraz bardziej zaniedbani, pochodzą z bezradnych domów.
Pogadanka o ćpaniu
Szkoły rozpaczliwie, często przedziwnymi metodami, próbują bronić się przed
zagrożeniami. Kupują testy "antynarkotyczne" albo żądają, żeby rodzice
sprawdzali stan swoich dzieci. Powszechni są ochroniarze, identyfikatory,
zdarza się zakup alkomatu, który jest podobno świetnym straszakiem. Jednak
najbardziej zdumiewające jest to, że - jak wynika z raportu NIK - szkoły z
przejęciem realizują zadania profilaktyczne, tyle że są to pomysły sprzed
parudziesięciu lat.
- Ochroniarze, pogadanki - oburzają się psychologowie z warszawskiej poradni
rodzinnej. - Od nich szkoła nie będzie lepsza. A testy, alkomaty? Rodzice i
nauczyciele nie radzą sobie, więc chwytają się takich badań.
Inne chwyty to stare, wysłużone nasiadówki. W liceum w Gryfinie rodzice
pierwszoklasistów wysłuchali pogadanki o patologiach, w Wałbrzychu rodziców
zaproszono na prelekcję "Najpierw dziecko". Tak było w 91% zbadanych przez
NIK szkół. Podobnie popularne było szkolenie nauczycieli, niestety,
ograniczone do ślimaczących się rad pedagogicznych, urozmaiconych
wystąpieniami policjantów, tych samych, którzy później odmawiali interwencji
w szkole, twierdząc, że "nie mają sił". Za to w wielu szkołach nie
zatrudniano pedagoga, choć i tego wymaga reforma. Brak pieniędzy.
NIK obarcza winą MEN, twierdząc, że w zreformowanej szkole zapomniano o
godzinie wychowawczej. Jednym z założeń reformy było opracowanie standardów,
czyli, mówiąc prościej, obowiązującego minimum, które szkoła powinna wpoić
uczniowi, żeby nie ćpał. Minister edukacji odpowiada, że choć programu
profilaktycznego nie ma, to chyba nauczyciele powinni wiedzieć, co mówić
uczniom.
Jak na razie jest właśnie tak - żadnych konstruktywnych wniosków z raportu,
tylko przerzucanie odpowiedzialności.
W Malborku nauczyciele bagatelizują ankiety, uważając, że były
przeprowadzane tylko do użytku wewnętrznego i nie powinny znaleźć się w
poważnym raporcie NIK. W Krakowie pedagodzy podkreślają, że kontrolerzy NIK
nie zostawili żadnych wniosków, a więc wszystko jest w porządku. Poza tym
ich zawodówkę porównywano z liceum. A to są dwa światy. - Nie mam pretensji
do kontrolerów - podkreśla dyrektorka Maria Sowa - ale do kogoś, kto
opracowywał raport i rozdmuchał problem.
- To smutne, że nauczyciele idą w zaparte i nie widzą problemu - komentuje
Andrzej Samson. - Raport trafia w sedno i precyzyjnie opisuje to, co dzieje
się w szkołach.
Komentarze
jestem uczniem zespolu szkol elektrycznych nr 1 w krakowie i bylbym za ponowna kontrola w klasach 1Apz 3a 4D 1Bpz