Arnold i Mae Nutt, dziś już po sześćdziesiątce, przeżyli podwójną
tragedię. Dwóch z ich trzech synów zachorowało na raka. Dana zmarł na
raka kości w wieku dziewięciu lat, w 1967r. Potem, w 1978r. ich
najstarszy syn Keith zachorował na raka jądra w wieku 22 lat. Mae Nutt
opowiada historię jego walki z chorobą i o tym, jak kanabis wywołał
zadziwiającą zmianę i jak Keith zaczął pracować na rzecz reformy
prawa.
|
Chirurdzy operujący Keitha usunęli mu chore jądro i wiele węzłów
limfatycznych. Wierzyli, że wycięli raka w całości. Keith z dużym
wysiłkiem wrócił do pracy i wszystko wyglądało dobrze, ale dziewięć
miesięcy później odkrył on, że jego drugie jądro jest twarde i
powiększone. Chirurdzy natychmist je usunęli i powiedzieli, że konieczna
jest intensywna chemioterapia. Podawano mu cysplatynę, nowe, bardzo
toksyczne lekarstwo, od którego się rozchorował.
Silnie wymiotował przez osiem do dziesięciu godzin, a potem czuł tak
straszne mdłości, że nie mógł wytrzymać widoku ani zapachu jedzenia.
Compazine i inne lekarstwa przeciwwymiotne nie przyniosły zauważalnej
ulgi.
Przez niecałe dwa miesiące nasz syn stracił przynajmniej 30 funtów.
Zaczął wymiotować żółcią. Gdy miał już pusty żołądek, nadal targały nim
torsje i konwulsje. To było straszne, patrzeć jak nasze dziecko przeżywa
takie cierpienia z powodu choroby i leczenia. Pewnego razu powiedział
mi, że nie chce, jak zmarły brat Dana, być tak chorym, żeby nie móc
zadbać o siebie i nie chce być brzemieniem dla rodziny. Powiedział, że
gdy sprawy zajdą tak daleko, chce mieć możliwość odebrania sobie życia.
Kazał mi obiecać, że gdy nie będzie już nadziei, pomogę mu popełnić
samobójstwo.
Któregoś popołudnia przeczytałam w gazecie artykuł o chorym na raka
pacjencie, który znalazł na progu swojego mieszkania woreczek marihuany.
Artykuł mówił, że dowody naukowe wskazują, że może ona pomóc w leczeniu
nudności wywołanych chemioterapią. Pomysł, że marihuana jest przydatna w
leczeniu był dla nas nowy. Na początku śmiałam się z historii. To
wyglądało nieprawdopodobnie, by marihuana tak po prostu znalazła się u
czyichś drzwi.
Jako rodzic, byłam zdecydowanie przeciwna marihuanie i innym
nielegalnym narkotykom. Mój mąż i ja upewniliśmy się, że nasi synowie
wiedzą co czujemy. Nie wątpiliśmy, że eksperymentowali z marihuaną
w młodości, ale byliśmy zarazem pewni że nie mają problemu z narkotykami
i wiedzą o naszym negatywnym stosunku do narkotyków. Trudno było
uwierzyć, że nielegalna substancja może pomóc. Jeśli marihuana ma
wartość medyczną, rząd na pewno wiedziałby o tym i pozwolił sprzedawać
ją na receptę.
Byliśmy jednak zdesperowani, więc powiedzieliśmy Keithowi co
przeczytaliśmy. Odpowiedział, że inni pacjenci w szpitalu palą marihuanę
by zmniejszyć efekty uboczne i twierdzą, że to działa. Skontaktowaliśmy
się z naszym reprezentantem stanowym, Robertem Youngiem i spytaliśmy czy
nie możemy legalnie otrzymać marihuany dla Keitha. Z zaskoczeniem
dowiedzieliśmy się, że przygotowywana jest ustawa pozwalająca stosować
kanabis w leczeniu jaskry i raka. Young skontaktował nas z Rogerem
Winthrop\'em, człowiekiem, który pracował nad ustwą. Opowiedział on nam o
medycznych zastosowaniach marihuany i poinformował, że w niektórych
stanach lekarze uzyskali już zgodę na udostępnianie jej poważnie chorym
pacjentom, takim jak Keith.
Na krótko potem, Keith miał kolejną sesję i, jak zawsze, strasznie
się rozchorował. Nie mogliśmy stać obok, po prostu patrząc, ale jako
ludzie starszej daty, nie mieliśmy pojęcia jak znaleźć marihuanę. W
desperacji zapytaliśmy o nią bliskiego przyjaciela, prezbiteriańskiego
księdza, który pracował wśród młodzieży. Kilka dni później pojawił się
u naszych drzwi z trawką. Zobaczyliśmy ją po raz pierwszy w życiu.
Następnego dnia zawieźliśmy marihuanę Keithowi do szpitala. Gdy ją
zapalił, wymioty nagle ustały. Ta nagła zmiana była zadziwiająca. Trawka
zlikwidowała także nudności. Gdy palił, był bez przerwy głodny i zaczął
przybierać na wadze. Jego samopoczucie także uległo wielkiej zmianie.
Dotychczas po przyjściu ze szpitala, Keith zamykał się w sypialni,
zasłaniał ręcznikami szpary by nie czuć zapachu obiadu i pozostawał w
pokoju lub w łazience, wymiotując całe popołudnie. Rak sprawiał, że
zachowywał się jak zranione zwierzę - bojaźliwie i ustępliwie. Na
przemian było mu zimno i gorąco, jego stawy spuchły i były obolałe.
Wypadały mu włosy i czuł się paskudnie. W miejscach zastrzyków
odchodziły mu całe płaty skóry.
Palenie marihuany dramatycznie zmieniło jego życie. Na krótko przed
terapią palił skręta z trawką i jeszcze jednego po, jeśli czuł się
niedobrze. Gdy wracał do domu, zostawał w salonie, rozmawiając z bratem
i ojcem. Przyłączał się do wspólnych obiadów i jadł więcej niż inni.
Był się bardzo rozmowny i na powrót stał się częścią rodziny. Nigdy nie
zauważył negatywnych efektów. Marihuana była najbezpieczniejszym i
najbardziej łagodnym lekarstwem, jakie otrzymywał w trakcie swojej
batalii z rakiem.
Upewniliśmy się, że wszyscy jego lekarze i pielęgniarki zdają sobie
sprawę z sytuacji. Nikt nie protestował, a niektórzy poparli pomysł.
Sprawiliśmy nawet, że mógł palić marihuanę w swoim szpitalnym pokoju. W
efekcie, ludzie którzy się nim opiekowali, stwierdzili że prawo nie
zgadza się z rzeczywistością.
Dowiedzieliśmy się, że wielu pacjentów pali marihuanę i większość
mówi o tym lekarzom, którzy popierają pomysł ale nie mówią publicznie
tego, co powiedzieli pacjentom w swoich gabinetach.
Mój mąż i ja byliśmy niezadowoleni, ponieważ terapia Keitha była
nielegalna. Czuliśmy się jak przestępcy. Jesteśmy prostymi i uczciwymi
ludźmi i nie znosimy kombinowania. To było niemiłe, prosić najbliższych
przyjaciół, naszego księdza i naszego drugiego syna Marc\'a by ryzykowali
swoją wolnością by dostarczyć Keithowi lekarstwa, którego potrzebował.
Zdawaliśmy też sobie sprawę z tego, że inni rodzice nie wiedzą, że
marihuana może pomóc ich dzieciom w cierpieniu. Spytaliśmy Keitha, czy
możemy opisać jego historię w lokalnej gazecie, "Bay City Times"
by pomóc innym pacjentom. Zgodził się pod warunkiem, że nie wspomnimy o
rodzaju jego nowotworu i usunięciu jąder. Jako młody człowiek, chciał
przynajmniej tę część swojego życia pozostawić w prywatności.
W dniu, kiedy artykuł ukazał się w gazecie, wybraliśmy się do Lansing
by zeznawać przed komisją senacką. Spory rozgłos sprawił, że zaczęli do
nas dzwonić inni pacjenci z Michingan i całych Stanów. Keith często
rozmawiał z nimi do późna w nocy. Pacjenci i ich rodziny szukali porady,
jak palić marihuanę, jak dużo jej używać i jak często. Kilka razy
wyjeżdżał nawet na "wizytę domową" by pokazać jak skręcić papierosa i
zaciągać sie dymem. Sprawiało mu to ogromną przyjemność.
Niedługo potem znaleźliśmy w naszej skrzynce pocztowej woreczek
marihuany. Nie było z nim żadnej kartki, żadnej informacji, po prostu -
uncja marihuany. Przypomniałam sobie artykuł, z którego się tak śmiałam.
Wkrótce otrzymywaliśmy też marihuanę pocztą. Darczyńcy zazwyczaj
pozostawali anonimowi, ale nie zawsze. Pewien ksiadz przyniósł trawkę do
naszego domu z myślą, że my wiemy, komu może się przydać. W miarę
rozszerzania się informacji, kontaktowali się z nami znajomi. Zadzwoniła
do nas szkolna koleżanka mojego męża. Zaprosiła nas do swojego domu i
wręczyła pudełko po papierosach pełne trawki. Wyjaśniła, że jej niedawno
zmarły mąż, palił ją by ulżyć bólowi w końcowej fazie raka. Nie
wiedziała, co z nią zrobić, ale nie chciała jej wyrzucić.
Gdy wraz z mężem wróciliśmy do Lansing na kolejną rozprawę, Keith znowu
był w szpitalu, a jego rak się rozszerzał. Towarzyszyła nam teraz
rodzina Negenów, którzy zeznawali poprzednio bez podawania nazwisk. Ich
21-letnia córka, Deborah, poddawała się chemioterapii przeciw białaczce.
Marihuana była jedynym lekarstwem, które przynosiło jej ulgę. Negen jest
pastorem konserwatywnego Holenderskiego Zreformowanego Kościoła
Chrześcijańskiego w Grand Rapids. Zeznał, że modlił się o poradę i zdał
sobie sprawę, że jeśli palenie marihuany przez jego córkę byłoby źle
widziane przez jego kongregację, musiałby opuścić kościół. Opowiadał, jak
był zmuszony wysyłać swoich synów po trawkę dla Deborah. Łatwo było nam
zrozumieć jego zmartwienia. Tak jak my, musiał złamać prawo by zapewnić
lekarstwo swemu dziecku.
Deborah Negen była jeszcze bardziej elokwentna i poprosiła komisję,
by pomyślała o innych, niepotrzebnie cierpiących, chorych ludziach.
10 października 1979r. w stanie Michingan jednomyślnie przegłosowano
prawo do stosowania marihuany w medycynie. Pięć dni później senat przy
jednym głosie sprzeciwu zatwierdził przepis. W niedzielne popołudnie, 21
października, powiedzieliśmy Keithowi że nowa ustawa zacznie obowiązywać
nazajutrz. Uśmiechnął się i powiedział dobranoc. Następnego dnia nad
ranem, umarł, a nowa ustawa weszła w życie.
|
Komentarze
nooo... końcówka iście wyciskające łzy z oczu ...
chciałbym tylko wiedzieć skąd czerpiecie te informacje ...
nie jestem sceptykiem ... tylko mną rzuca jak widzę te pokręcone postacie na osiedlu które nie umieją o niczym innym rozmawiać jak o trawie ...
nie jestem zdania że palenie jest złe .. tylko mam taki nabyty wstręt do tego ... ale może się przekonam :-)