Dziady w Betlejem czyli historia Leonarda

"Czy mogę zwalić sobie konia?" - spytał mnie Leonard. Jego siedząca obok na kanapie żona uśmiechnęła się, ponieważ dobrze znała jego fanaberie. Ja jednak dopiero poznawałem jego nawyki.

Tagi

Źródło

Antena Krzyku

Odsłony

4602

Robert Anton Wilson jest amerykańskim filozofem i psychologiem, autorem licznych książek i powieści, takich jak wydana na naszym rynku trylogia "Iluminatus!". Niżej przytoczony fragment pochodzi z jego książki "Seks, narkotyki i okultyzm", która ukaże się w 2001 roku nakładem Wydawnictwa "Okultura". Więcej informacji na temat tej książki można uzyskać pod adresem okultura@box43.gnet.pl

Palacze marihuany są towarzyscy i wolą palić w otoczeniu innych aniżeli w samotności... Tracą poczucie czasu, zagłębiają się w sobie... Nic ich nie może powstrzymać i robić takie rzeczy, na które pozwoliliby sobie w innych okolicznościach... Takie występki, jak kradzieże, włamania, napaści, gwałty i zabójstwa, zdarzają się często osobom pod wpływem marihuany. Bardzo często palenie marihuany jest pierwszym krokiem do brania heroiny...
Narkomania jako ucieczka donikąd Green County Department (Ohio) Wydanie poprawione 1972

"Czy mogę zwalić sobie konia?" - spytał mnie Leonard. Jego siedząca obok na kanapie żona uśmiechnęła się, ponieważ dobrze znała jego fanaberie.
Ja jednak dopiero poznawałem jego nawyki. Zapytałem więc głupio: "Tutaj, w moim pokoju?".
"Czemu nie?" - spytał podejrzliwie. "Czy gnębią cię jeszcze jakieś purytańskie paranoje?".

Wbił mi klina. Normalny Amerykanin powiedziałby Leonardowi, że jest śmieciem i wyrzucił go z domu, tyle że ja od wielu lat opowiadałem się za skrajnie prawicowym libertarianizmem, który szczycił się tym, że był jeszcze bardziej radykalny od lewicowego anarchizmu. Nie chciałem więc dać po sobie poznać, że posiadam jakieś subiektywne uprzedzenia co do czyichś zachowań seksualnych. Powiedziałem więc na ślepo szukając pretekstu: "wiecie, chodzi mi o dzieciaki. Nie mają jeszcze sześciu lat i lubią rozpowiadać o wszystkim, co widzą. Kiedy więc zobaczą, że trzepiesz kapucyna na naszych oczach i powiedzą to dzieciom sąsiadów, może być z tego niezła heca. Jest mi wszystko jedno, czy wywalą mnie z miasta za moje fanaberie, lecz czemu mam odpowiadać za twoja?".
Te argumenty nie przekonały nawet mnie samego, tyle że Leonard był również ultralibertarianinem, pokiwał więc z namysłem głową. "Tak" - powiedział - "Nie powinieneś płacić za mój trip". Wstał i dodał: "Pójdę na chwilę do toalety".

W tamtych czasach dla Leonarda było to coś normalnego. [...] Leonard [...] miał tylko 12 lat, kiedy w 1959 roku dr Timothy Leary zjadł cztery magiczne grzyby w meksykańskim Cuernavaca i przeżył doświadczenie, w trakcie którego "dobiegła końca gra przestrzeni, dobiegła końca gra czasu i dobiegła końca gra Timothy'ego Leary". Miał tylko 16 lat, kiedy w 1963 roku dr Leary musiał opuścić Harvard, i 18 lat, kiedy w 1965 roku wprowadzono większość ustaw antynarkotykowych. Wtedy to właśnie poznałem go i jego żonę Sandrę, 22-letnią studentkę psychologii.
Leonarnd był dzieciakiem, którego kształtowała rewolucja narkotykowa, rewolucja seksualna i rewolucja polityczna. Wszystkie trzy osiągały kulminację w tych czasach.
Leonard był anarchistą, komunistą, mistykiem, trochę faszystą, zwolennikiem sprawiedliwości społecznej, technokratą, naturszczykiem, a nade wszystko rewolucjonistą seksualnym. Wszystkie te funkcje pełnił równocześnie, a może tak tylko się wydawało, ponieważ był pasjonatem, którego entuzjazm chwytał się różnych spraw w zaskakującym tempie. Potrafił głosić, że każdy powinien siedzieć na roli, podczas gdy maszyny będą wykonywać za niego pracę. Twierdził też, że powinniśmy żyć w zgodzie z naturą, a jednocześnie tworzyć coraz lepsze komputery. A jego koronnym stwierdzeniem było, że rząd powinien wypłacić zasiłki każdemu, niezależnie od jego potrzeb (by zniechęcać do niepotrzebnej pracy), oraz że powinno się go znieść, ponieważ życie plemienne lepiej odpowiada biologii ssaków naczelnych.

Oczywiście, miał bardzo wysokie IQ. Ciemniaki nie tworzą tak zwariowanych teorii. Leonard przede wszystkim uważał, że nasze "gówniane społeczeństwo" wyobcowało nas z naszych prawdziwych pragnień. Tyle że w przeciwieństwie do Freuda, Reicha, Marcusego i innych podzielających ich stanowisko Leonard nie zakładał, że wie, jakie są nasze prawdziwie pragnienia. Odwrotnie, był dogmatyczny w przeciwstawianiu się wszelkim dogmatom odnośnie tak subtelnych rozważań. Twierdził, że należy odkrywać nasze prawdziwe pragnienia. Jego sposobem było angażowanie się w te wszystkie działania, które są zakazane przez społeczeństwo. Kiedy podobał mu się eksperyment, stanowił on wyraz jednego z podstawowych instynktów. Kiedy nie podobał mu się eksperyment, była to perwersja. Hemingway miał chyba podobne empiryczne podejście, kiedy pisał że "dobre" jest to wszystko, co sprawia, że czujemy się dobrze.

Leonard darzył mnie sympatią, ponieważ byłem prawie tak samo jak on zagubiony. Porzuciłem niezłą pracę w mieście i pracowałem za niewolniczą płacę w małomiasteczkowej gazecie, ponieważ chciałem, żeby moje dzieci obcowały z przyrodą. Podobnie jak on, wierzyłem w technokrację, a jednak samemu uciekałem od niej. Na dodatek, z mojej prawicowej perspektywy sądziłem, że wiele fantastycznych pomysłów Leonarda jest lepszych od narzuconych nam koncepcji liberalnych.

Mimo to, sceptycznie przyglądałem się jego zmiennym gustom seksualnym i narkotykowym. Pewnego razu, kiedy jechałem z nim i Sandrą z ich uczelni, opowiedział mi o swoich najnowszych odkryciach na polu pierwotnych instynktów. Założył na siebie bieliznę Sandry i bardzo go to podnieciło. "Miałem na sobie jej majteczki i od razu mi stanął" - powiedział rozradowany. Nikt by go o to nie podejrzewał. Z pozoru, wydawał się idealnym obrazem studenta z 1965 roku, czyli wyglądał jak bardzo biedny cowboy. Jego znoszone levisy i przepocona koszula nie wskazywały na transwestytyzm.

"No i jak się z tym czujesz" - spytałem swoim beznamiętnym głosem, którego używałem, kiedy rozmawiałem z takimi ludźmi jak John Birch[1]. "Super" - odpowiedział - "Kiedy tylko myślę, czuję, jak mi sztywnieje". Trwało to przez kilka miesięcy. Zawsze, kiedy ich spotykałem, chwalił się swoimi nowymi doświadczeniami z damskimi ciuszkami. Zdążyli już nawet wypracować sobie metodę. Chodzili razem do damskich sklepów jak idealna para małżeńska i nikt nie podejrzewał, że te fikuśne jedwabie są właśnie dla niego.
Następnie, nadszedł czas u Leonarda na fazę analną. Jeszcze przed Myrą Breckenbridge doszedł do wniosku, że pierwotny instynkt wymagał od mężczyzn, by byli rżnięci przez kobiety. (Hej, Ti-Grace Atkinson, czytasz te słowa?).
Kiedy doniósł mi o tym swym najnowszym odkrycia, spytałem: "Jak to robicie?"
"Butelką Coca-Coli" - odpowiedział.
"Och" - rzekłem z namysłem - "Nie mam pewności, lecz powinieneś poczytać sobie w książce lekarskiej o wypadnięciu odbytnicy. Możesz w ten sposób wywalić sobie odbyt na zewnątrz i wyrządzić wielką krzywdę. Butelka wytwarza próżnię".
"Aha!" - aż wykrzyknął - "Może dlatego ostatnio krwawiłem".

Sandra prawie zawsze zachowywała się cicho i była stłumiona, jak większość studentek psychologii. Poza tym, ze zaspakajała różne dziwne zachcianki Leonarda, nie wyróżniała się niczym od miliona innych białych, protestanckich dziewczyn w jej wieku. Może dlatego mu pomagała.
Podczas następnego spotkania, Leonard przyznał: "Miałeś rację z tym wypadnięciem odbytnicy. Darowaliśmy sobie butelkę i kupiliśmy fikuśny wibrator. Człowieku, ale daje!".
Oczywiście, musiało się to skończyć orgią.

Powiedział mi później: "Ale było super. Mieli kokainę, brałem i szczytowałem, brałem i szczytowałem, jak długa nocka cała. Co za pieprzony widok!".
Zanim jednak pośpieszycie zakupić roczną dawkę kokainy, pamiętajcie, że Leonard miał w tym czasie 18 lat. Młodzi mężczyźni w tym wieku są tak wielo-orgazmiczni jak dojrzałe kobiety bez kokainy. Trwa to zwykle kilka lat.
Leonard pozwalał sobie na śmiałe eksperymenty narkotykowe, które w niczym nie ustępowały jego maniom seksualny.
Na początku, gdy go poznałem, była to trawka. Trawa była milenium. Nie tylko poszerzała świadomość, wzbogacała seks i potwierdzała obecność Boga, lecz na dodatek nastawiała ludzi pokojowo wobec świata. Tak wypowiadał się o niej niegdyś Leonard: "Wystarczy tylko wszystkich upalić i nigdy nie będzie już tej pieprzonej Trzeciej Wojny Światowej".
Ripostowałem mu sceptycznie: "Hell's Angels palą mnóstwo trawy i chyba nie powiesz, że są pacyfistami. A pamiętasz Hasana i Sabbaha...".
"No cóż, coś w tym jest" - przyznawał Leonard - "Niektórzy ludzie potrzebują bardzo dużo trawy, by się wyluzować. Poza tym, Aniołowie psują ją mieszając z alkoholem, co zawsze powoduje dołujące odloty".

To właśnie w nim lubiłem. Zawsze słuchał twoich argumentów i nawet trochę nad nimi rozmyślał. Nie był nigdy szalony. Następnym jego panaceum było rzecz jasna LSD.
"Pieprzyłem Sandrę - mówił każdemu, kto go słuchał - "a kwas sprawił, że cała moja świadomość przeniosła się na czubek penisa. Oto czym byłem, tym kawałkiem mięsa otoczonym cipką i pulsującym z rozkoszy. I wtedy nastąpił wybuch. Zniknąłem, byłem zaraz nigdzie i wszędzie. To właśnie hindusi nazywają samadhi - zjednoczenie się ze Wszystkim".
Oczywiście, marzył o tym, by wrzucić LSD do wodociągów w Waszyngtonie. Podniecał się tą wizją: "Nawet LBJ zakochał by się w całym świecie i przestał zabijać ludzi".
Leonard przeżył poważne załamanie, gdy ogłoszono w prasie undergrounowej, że LSD rozpada się na bierne składniki po dostarczeniu do bieżącej wody na świetle dziennym, a przez to traci właściwości psychodeliczne. "Jezu" - stwierdził - "zawsze jest trudniej niż to się wydaje. Trzeba będzie w inny sposób przemówić do LBJ". Przeminęły lata buntu i ponownie zwróciłem się ku wielkiemu miastu w poszukiwaniu intratnej pracy. Przeniosłem się do Nowego Jorku i straciłem kontakt z Leonardem i Sandrą.

Spotkaliśmy się znowu w kawiarni na East Village. Jego obecną pasją była kokaina i homoseksualizm. Mówił mi z obawą: „Kokaina chyba rozwala mózg, ale powstrzymam się, zanim stanie się coś złego. Kochanie, nawet nie wiesz jak to działa na orgazm. Och, Chryste!".
Spytałem się go, czy nadal jest z Sandrą. „O tak, człowieku, ona jest moją anielską opiekunką" - powiedział w uniesieniu - „Pieprzymy się z tym samym facetem. Wszyscy we trójkę bierzemy i szczytujemy, bierzemy i szczytujemy, jak nocka cała".
Przyszło mi dziwnie na myśl, że dla takich jest stworzone Królestwo Niebieskie.

Mijały lata, postarzałem się, nadszedł rok 1972 i optymizm rewolucjonistów lat sześćdziesiątych zdawał się być tylko ironicznym wspomnieniem. Pewnego razu, gdy znalazłem się w budynku pocztowym w Chicago, przez swoje prawe ramię usłyszałem, jak ktoś zapytał: „Bob Wilson?" Odwróciłem się i ujrzałem twarz, której nie rozpoznałem od razu. Miał świeży zarost, konserwatywne ubranie i ogładę osoby dorosłej. A jednak jedna rzecz pozostała niezmienna - jego błysk w oku, spojrzenie kogoś, kto poszukiwał „prawdy" i wreszcie „ją" znalazł, a teraz stara się ją ogarnąć. „Leonard?" -zapytałem. „Tak" - odpowiedział - „wiesz, często myślałem o złym wpływie, jaki musiałem na ciebie wywierać w dawnych czasach. Te straszne rzeczy, które robiłem i namawianie innych do tego!" (O kurcze, pomyślałem.) „A jednak, odnalazłem w końcu spokój ducha, odrodziłem się w naszym Zbawicielu Jezusie Chrystusie i...".
„Fajnie jest spotkać starych przyjaciół" - powiedziałem pośpiesznie - „ale muszę się spieszyć, by złapać pociąg". Byłem gotowy do ucieczki.
„Czekaj, czekaj" - powiedział - „weź tę broszurkę..." Do dzisiaj mam w oczach widok jego poruszających się ust, gdy uciekałem przez drzwi.

[1] John Bircb (1918-45) - protestancki misjonarz, który zajmował się działalnością szpiegowską w Chinach na rzecz wojsk lotniczych Stanów Zjednoczonych. Zginął w 1945 roku z rąk chińskich komunistów. Jego imię nosi założone w 1958 roku przez Roberta Welcha Stowarzyszenie Johna Bircha, którego członkowie wierzą w ogólnoświatowy spisek komunistyczny wymierzony przeciwko USA (sygnatariuszami tego spisku mieli być m.in. prezydent Eisenhower i Nixon). Stowarzyszenie Johna Bircha jest również przeciwne udziałowi Stanów Zjednoczonych w ONZ i NATO oraz postuluje wycofanie wszelkiej amerykańskiej pomocy zagranicznej

źródło: Antena Krzyku, autor: Robert Anton Wilson, przełożył z jęz. angielskiego Dariusz Misiuna, podesłał: Cid

Oceń treść:

0
Brak głosów

Komentarze

klinton (niezweryfikowany)

:))

AleX (niezweryfikowany)

jezuuu ale straszne zakonczenieeee !!!
NIEEEEEEEEEEEEEEEEEEEEE

NIEEEEEEEEEEEEEEEEEEEEEEEEEEEEEE

scr (niezweryfikowany)

jezuuu ale straszne zakonczenieeee !!!
NIEEEEEEEEEEEEEEEEEEEEE

NIEEEEEEEEEEEEEEEEEEEEEEEEEEEEEE

zonk (niezweryfikowany)

ZONK! Koleś się stoczył na samo dno. To zakończenie wprawiło mnie w osłupienie.

klinton (niezweryfikowany)

teke-li teke-li teke-li

Anonim (niezweryfikowany)

Małe sprostowanie: Ta książka nie wyszła w Okulturze. Adres mailowy do wydawnictwa też jest błędny :)

 

Zajawki z NeuroGroove
  • Dekstrometorfan

Wiek: 17 i pół roku (sierpień 2008r.)

Doświadczenie: fajki (rzucone - moja duma), alco kilkadziesiąt, może koło setki razy, THC kilkadziesiąt razy, efedryna 3 razy, gałka muszkatołowa 3 razy, DXM 5 razy, fuka raz (i nie podziałała), raz gaz

Dawka: 1500mg DXM na 60kg masy ciała, czyli 25 mg/kg. Podane w ciągu 15 (?!) minut - wnioskując z archiwum gg.

S'n'S: Wszystko, co trzeba, pisze w raporcie. A reszta? A co za różnica...



Otworzyłem oczy i starałem się utrzymać otwarte, jak najdłużej. Poczułem senność... Armia Dextera w coraz większych ilościach się uaktywniała. Zbuntowałem się i to był mój błąd. Zacząłem go drażnić, nabijać się z niego. Nabrałem pewności, że nic złego się nie stanie. Zamknąłem oczy i czekałem. Łóżko zaczęło dryfować po pokoju, więc otwarłem oczy, ale nie przestało od razu, jak to zwykle bywało.

  • Zolpidem

Nazwa substancji: zolpidem

Doswiadczenie: thc, mdma, amfetamina, lsd, kokaina, aviomarin

set & setting: wypoczety, oczekiwalem halucynacji, jedzone u kolegi w domu


  • Etanol (alkohol)

Set & Setting - Urodziny O., działka na jakiejś wsi

nastrój - pozytywny, pierwsza impreza po miesiącu przerwy od picia.

Wiek 18 lat, waga ~75kg, doświadczenie: alkohol (rzadko, nigdy w ciągu, ale duże ilości), nikotyna, marihuana, teina - nałogowo.

Substancja: Średnio 1,8 litra różnych win (2 białe, 3 czerwone, 1 szampan), klasa cenowa 10-20zł / butelka + 1 Redds jabłkowy (wstyd się przyznać ;]) wszystko spożyte w ciągu 6 godzin ale większość w ostatnie 2. W sumie pierwsza impreza w życiu bez wódki.

  • LSD-25


Start :



Wieczor zapowiadal sie mily i spokojny, ksiezyc na niebie jasno swiecil i "nadszedl czas aby dotknac nieznanego"
.... to znaczy moze lekko znanego / ale z cala pewnoscia byl to moj 1-szy kwasik i zdecydowalem
dobrze sie nastawic do niego ...



Byla pelnia, poswiata ksiezycowa dawala jasne i wyrazne swiatlo, chociaz wokol "zaroweczki nocnej"
piekne swiatlo sie rozpraszalo dajac naprawde niesamowity efekt lekko rozmytej bialej poswiaty.



Otoczenie :