Czy można przeżyć własną śmierć?

Naukowcy odnotowali podobieństwo między narkotycznym odlotem a „doświadczeniem śmierci”.

Tagi

Źródło

National Geographic

Komentarz [H]yperreala

Tekst stanowi przedruk z podanego źródła. Pozdrawiamy!

Odsłony

2286

Trudno jest przeżyć własną śmierć. Rąbka tajemnicy mogą jednak uchylić eksperymenty z narkotykami oraz relacje ludzi, którzy mają za sobą „doświadczenie śmierci”.

Jak przeżywamy śmierć?

W roku 2012 emerytowany neurochirurg dr Eben Alexander napisał książkę „Dowód”, w której przekonywał, że umierając wychodzimy w stan błogości. Nie, nie przemawiał do nas zza grobu. Oparł to twierdzenie na własnych przeżyciach. Kilka lat wcześniej na skutek ciężkiej infekcji bakteriami E.coli jego mózg praktycznie przestał funkcjonować i lekarz zapadł w tygodniową śpiączkę. Alexander twierdzi, że doświadczył w tym czasie odmiennych stanów świadomości. Dokładnie je potem zrelacjonował.

Zamknij Opisał między innymi, że znalazł się w ciemnym pustym tunelu, którego koniec wypełniało światło pochodzące z okrągłej świetlistej kuli. W podróży tej towarzyszyła mu młoda kobieta o niebieskich oczach i wysokich kościach policzkowych. Przewodniczka zapewniała go, że nie ma się czego obawiać, i że tam, dokąd zmierzają, będzie otoczony miłością i troską. Niezwykłe doniesienia dr. Alexandra podzieliły opinię publiczną.

Choć po jego książkę sięgnęły miliony czytelników, a amerykański „Newsweek” uczynił z jego historii temat numeru pod znamiennym tytułem „Niebo istnieje”, jego koledzy po fachu – jak Sam Harris czy Colin Blakemore – wytknęli mu wiele braków i nieścisłości w opisie doświadczeń. Stwierdzili też, że stany, których doświadczał dr Alexander mają podłoże fizjologiczne. – Niedotleniony mózg płata człowiekowi różne figle. Zaś nietypowa percepcja rzeczywistości jest przeważnie wynikiem zaburzeń pracy płatów skroniowych – skomentował rewelacje kolegi Colin Blakemore.

Historia dr. Alexandra zawiera kilka cech wspólnych dla tzw. doświadczenia bliskości śmierci (NDE – near death experience) – stanu odczuwanego przez osoby, które znalazły się na granicy życia i śmierci lub w stanie śmierci klinicznej. Określenia tego użył po raz pierwszy w 1976 r. amerykański psycholog i filozof Raymond Moody w bestsellerowej książce „Życie po życiu”, w której opisał relacje 150 osób, które tego stanu doświadczyły.

Ich wspomnienia zawierały podobne elementy: jasne światło, uczucie opuszczenia ciała, obecność innych osób dających wsparcie, dobre samopoczucie i brak strachu. Podobne przedstawienia przejścia granicy życia i śmierci można znaleźć jednak już dużo wcześniej, na przykład w XVI-wiecznym obrazie „Wzniesienie błogosławionych do raju” Hieronima Boscha. Malarz również przedstawił drogę w zaświaty jako tunel wypełniony światłem.

Opinię publiczną podzieliły nie tylko relacje dr. Alexandra, ale samo pojęcie „doświadczenia śmierci”. Przykładem dr Bruce Greyson, emerytowany profesor psychiatrii i nauk neurobehawioralnych na Uniwersytecie w Wirginii. Ten współautor książki „Doświadczenia śmierci” w 2013 r. napisał, że stany takie nadal stanowią wyzwanie dla badaczy chcących opisać je w sposób naukowy. Jego zdaniem dostarczają nam wiedzy, której nie można wytłumaczyć za pomocą istniejących modeli psychologicznych czy fizjologicznych.

Jednak już inni specjaliści – jak dr Charlotte Martial, członkini zespołu przy szpitalu uniwersyteckim w Liege, zajmującego się zagadnieniem śpiączki, czy Chris Timmermann z zespołu badającego odmienne stany świadomości przy Imperial College w Londynie – uważają, że „doświadczenia śmierci” mają konkretne naukowe i neurochemiczne wytłumaczenie. Dr Martial jest o tym przekonana, choć trudno jest zdobyć stuprocentowe dowody, bo jak na razie nie umiemy badać mózgu osoby doświadczającej śmierci.

Narkotyki i NDE

Za neurochemicznym wytłumaczeniem „doświadczenia śmierci” przemawiałoby podobieństwo tego przeżycia do stanów po przyjęciu narkotyków halucynogennych. Zwłaszcza tych, które wpływają na przepływ serotoniny przez synapsy mózgowe (serotonina jest neuroprzekaźnikiem biorącym udział m.in. w procesach percepcji i odczuwania emocji). Mowa tu przede wszystkim o klasycznych halucynogenach, takich jak LSD (dietyloamid kwasu D-lizergowego), psylocybina (halucynogenny związek występujący w grzybach halucynogennych) czy dimetylotryptamina (DMT), zwana też „molekułą duszy”.

Ta ostatnia substancja psychoaktywna występuje w wielu roślinach Amazonii i jest od wieków stosowana w Ameryce Południowej jako „bilet” do duchowych wypraw. Jej działanie opisał w XVI w. hiszpański misjonarz franciszkanin Bernardino de Sahagún. Meksykańscy Indianie, których obserwował duchowny po zażyciu magicznych roślin, doświadczali zabawnych albo przerażających halucynacji. Niektórzy z nich widzieli swoją śmierć i płakali.

Do podobnych celów wykorzystywali DMT szamani z plemion zamieszkujących amazońskie lasy deszczowe. Źródłem tej substancji był dla nich wywar z pnącza z rodziny malpigiowatych, zwany caapi albo ayahuasca. Roślina ta zwana jest również „pnączem zmarłych”, bo ułatwia kontakty z duchami. W Afryce z kolei do rytuałów inicjacji młodych mężczyzn używa się halucynogennego krzewu ibogi narkotycznej, który powoduje stany podobne do NDE. Ma to poszerzać granice percepcji.

Podobieństwa między narkotycznymi halucynacjami a „doświadczeniem śmierci” dostrzegał Albert Hofmann, odkrywca LSD. Jedno z pierwszych doświadczeń z tą substancją miał 19 kwietnia 1943 r. Tak opisał je w książce „LSD, moje trudne dziecko”: „Moje ciało nic nie odczuwa, wydaje się być dziwnie martwe. Czy byłem na granicy życia i śmierci? Wydawało mi się, że opuszczam swoje ciało i obserwuję jego tragiczną sytuację jako zewnętrzny obserwator”.

Timothy Leary – wydalony z Harvardu amerykański profesor psychologii i wielki orędownik narkotyków halucynogennych – swoje narkotyczne seanse porównywał do „śmieci na życzenie”. Jednak przyzwolenie, by halucynacje po środkach psychoaktywnych potraktować jako naukowy model do badań nad „doświadczeniem śmierci”, jest w nauce rzeczą nową.

– Wreszcie możemy oficjalnie stawiać hipotezy naukowe przybliżające nas do zrozumienia natury NDE. Jedna z nich zakłada, że w sytuacjach zagrażających życiu, kiedy człowiek przekracza pewną granicę, niektóre cząstki endogenne (wytwarzane przez ludzkie ciało) działają na nasz umysł w taki sam sposób jak dimetylotryptamina czy inne substancje psychoaktywne – wyjaśnia dr Martial.

DMT a „doświadczenie śmierci”

W 2018 r. międzynarodowy zespół badaczy – pod kierunkiem Chrisa Timmermanna i Robina Carhart-Harrisa z Imperial College w Londynie przy udziale wcześniej wspomnianej dr Charlotte Martial z Belgii – przeprowadził test. Poproszono 13 ochotników o scharakteryzowanie swoich doświadczeń po zażyciu DMT oraz przyjęciu placebo. Skupiono się na tych halucynacjach, które pojawiały się również w NDE.

Uczestnicy eksperymentu mieli opisać, w jakim stopniu czuli się oddzieleni od swojego ciała, czy towarzyszyło temu poczucie spokoju oraz czy widzieli jasne światło. Następnie naukowcy porównali narkotyczne wizje ochotników z relacjami osób, które miały za sobą prawdziwe „doświadczenie śmierci”, np. wskutek wypadku.

Relacje okazały się zadziwiająco podobne, z „paroma dostrzegalnymi różnicami”. Rok później Martial z zespołem podeszła do tematu ponownie, tym razem z jeszcze innej strony. Jej ekipa badawcza zebrała opisy narkotycznych halucynacji oraz relacje „doświadczenia śmieci” od 15 tys. osób w USA i w Belgii. Również tym razem podobieństwa były uderzające. Zwłaszcza u osób, które zażyły klasyczne narkotyki halucynogenne, np. ketaminę, substancję psychoaktywną klasyfikowaną jako dysocjant. To jeden ze związków stosowanych w medycynie i weterynarii do znieczulania przedoperacyjnego. – Tym samym znaleźliśmy naukowe dowody na to, że za NDE stoją mechanizmy neurofizjologiczne – podkreśla dr Martial.

Jak substancje psychoaktywne wpływają na mózg

Klasyczne środki halucynogenne, takie jak LSD czy psylocybina (znajdująca się w grzybkach halucynogennych) są podobne do serotoniny, neuroprzekaźnika produkowanego przez nasz mózg.

Serotonina ma związek z wieloma jego funkcjami, odpowiada m.in. za generowanie emocji i percepcję. Środek halucynogenny przejmuje czy też naśladuje funkcje serotoniny, zaburzając subiektywną percepcję. DMT (dimetylotryptamina) przemieszcza się w mózgu tymi samymi „ścieżkami”, co serotonina, ale tworzy również własne, np. łączy się z receptorami sigma-1, które odpowiadają za komunikację między neuronami. Ketamina z kolei działa na mózg, blokując receptory NDMA. Mają one wpływ na przepływ glutaminianu, najważniejszego neuroprzekaźnika pobudzającego w układzie nerwowym, od którego aktywności zależą procesy uczenia się i zapamiętywania.

Głównym obszarem mózgu, na jaki mają wpływ substancje halucynogenne, są płaty skroniowe, odpowiadające za nasze emocje i pamięć. Usunięcie części tego płata, np. w ramach radykalnej metody leczenia ciężkiej epilepsji, niwelowało oddziaływanie na mózg takich substancji jak LSD. Co ciekawe, nadmierna aktywność płata skroniowego, np. podczas ataku padaczki, może prowadzić do stanów podobnych do NDE.

Substancje psychoaktywne zwiększają ilość chaotycznej aktywności mózgu – co neurologowie określają jako stan wyższej entropii (większego nieporządku). Mniejsza jest wtedy aktywność struktur odpowiadających za normalną pracę mózgu, podczas której jesteśmy samoświadomi i skupieni na sobie. Jedna z teorii mówi, że środki halucynogenne tłumią aktywność mózgu odpowiadającą za posiadanie własnego ego i to objawia się poczuciem duchowej łączności ze światem.

OSTRZEŻENIE: Zgodnie z prawem posiadanie środków odurzających i substancji psychotropowych jest karalne.

Definicja śmierci

Podobne są też długofalowe efekty „doświadczenia śmierci” i zażycia narkotyków halucynogennych. W obydwu przypadkach wizje są wyjątkowo realistyczne, mocno zapadają w pamięć i prowadzą do życiowych zmian. Badanie z 2019 r. wykazało, że ponad połowa osób po NDE przewartościowała swoje życie. Podobnie trwały wpływ na osobowość badanych miały ich przygody ze środkami psychoaktywnymi. Doznania po ich zażyciu określali jako ważne i „kształtujące ich psychikę”.

Zdaniem dr Martial i innych naukowców narkotyczny odlot wydaje się tak podobny do NDE, bo w momencie, kiedy znajdujemy się na krawędzi życia i śmierci, mózg wydziela takie same substancje (albo zachowuje się podobnie) jak pod wpływem substancji psychoaktywnych. Na poparcie tezy wskazują, że w mózgach ludzi i innych ssaków znajduje się naturalna dimetylotryptamina.

Przeprowadzony w 2019 r. eksperyment na szczurach wykazał, że DMT uwalniało się w ich mózgach, kiedy wywoływano u nich zatrzymanie akcji serca. To sugeruje, że dimetylotryptamina może działać jako neuroprotektor, czyli substancja zapobiegająca procesowi degeneracji neuronów. Inni badacze są zdania, że w momentach bliskich śmierci wydziela się w mózgu związek przypominający ketaminę (substancja psychoaktywna stosowana w medycynie i weterynarii do znieczulania przedoperacyjnego), o podobnych właściwościach ochronnych.

Odkryto też podobieństwo zmian w mózgu po zażyciu środków halucynogennych i zatrzymaniu akcji serca. W obu przypadkach aktywność całego mózgu była całkowicie zsynchronizowana, co może przekładać się na subiektywne odczucie jedności ze światem, zwanej także zatarciem się ego. Mimo przedstawionych dowodów nie wszyscy naukowcy są przekonani, że za „doświadczeniem śmierci” stoi występujące w mózgu naturalne DMT. Amerykański farmakolog i międzynarodowy ekspert ds. substancji psychoaktywnych prof. David Nichols jest autorem pracy naukowej z 2018 r., w której dowodzi, że ilość tej substancji w mózgu jest zbyt mała, by mogła powodować reakcje opisywane podczas NDE.

Zarazem dodaje jednak, że jako naukowiec wierzy, że stan ten musi mieć jakieś inne neurochemiczne wyjaśnienie. Chris Timmermann, autor tezy tłumaczącej „doświadczenie śmierci” obecnością dimetylotryptaminy w mózgu, przyjmuje zastrzeżenia prof. Nicholsa. Przyznaje, że w grę może wchodzić cały wachlarz neuroprzekaźników. Nawet jeśli okaże się, że za subiektywne „doświadczenie śmierci” nie odpowiada DMT, wypracowany model naukowy może pomóc nam lepiej zrozumieć psychologiczny wymiar śmierci. Jest to proces, któremu nauka dopiero się przygląda. Modele wypracowane w kontrolowanych warunkach mogą być pomocne w zrozumieniu, dlaczego NDE ma tak duży wpływ na dalsze życie osoby, która go doświadczyła.

Dr Martial w jednym z artykułów napisała, że proces umierania jest zagadnieniem mało znanym nauce choćby z tego powodu, że trudno tu o powtarzalność badania w warunkach laboratoryjnych. Nawet jeśli uznamy, że NDE jest okienkiem w zaświaty, a eksperymenty z lekami psychodelicznymi dają podobne możliwości, trzeba zauważyć, że większość ludzi reanimowanych w stanach zagrażających życiu nie przeżywa „doświadczenia śmierci”.

Prof. Nichols studzi nadzieje naukowców na odkrycie psychologicznej natury śmierci, bo przecież nikt dotąd nie wrócił z zaświatów, by zrelacjonować, jak ten proces przebiega. Jego zdaniem nie ma pewności, czy modele naukowe oparte na DMT czy ketaminie są odpowiednie do badania mechanizmów śmierci. Nie wiemy bowiem nawet tego, czy zjawisko nazwane „doświadczeniem śmierci” jest faktycznie preludium do zgonu.

Choć natura NDE pozostaje zagadką, badania tego zjawiska oraz substancji psychoaktywnych otworzyły szansę na pomoc nieuleczalnie chorym pacjentom borykającym się ze strachem przed śmiercią. Zarówno ludzie po „doświadczeniu śmierci”, jak i pacjenci w stanach terminalnych, którzy jako ochotnicy poddali się terapii halucynogenami, przyznawali, że będąc w odmiennym stanie świadomości nie odczuwali strachu. Medyczny potencjał halucynogenów jest obecnie przedmiotem badań grup badawczych m.in. Uniwersytetu w Nowym Jorku, Imperial College w Londynie i Uniwersytetu Johna Hopkinsa w USA.

Czy udowodnienie biochemicznej natury NDE nie odbierze wiary i nadziei tym, którzy znajdowali w jego opisach wymiar duchowy? Jeśli błogość, boska jasność i wszechogarniająca miłość jest wytworem naszych neuronów a nie dowodem na istnienie nieba, może lepiej porzucić ten obszar badań? Nie zgadza się z tym dr Frederick Barrett z Uniwersytetu Johna Hopkinsa.

– Naukowe wyjaśnienie zjawiska nie przekreśla jego wymiaru duchowego, nie zmniejsza jego subiektywnej wartości ani też nie pozbawia nas możliwość odczuwania strachu czy piękna. Czy znajomość mechanizmów przyspieszenia dośrodkowego sprawia, że przejażdżka rollercoasterem jest mniej ekscytująca? Dla mnie – nie. A przypuszczam, że nie jestem przypadkiem odosobnionym – mówi.

Oceń treść:

Average: 10 (2 votes)
Zajawki z NeuroGroove
  • Inne
  • Uzależnienie

Zazwyczaj zażywany w domowym zaciszu, aczkolwiek chodzenie w tym stanie sprawiało nie lada przyjemność. Nastawienie praktycznie zawsze pozytywne.

Pouczenie serwisu NeuroGroove: naśladowanie autora poniższego raportu jest skrajnie niebezpieczne i już przy jednorazowym eksperymencie może spowodować toksyczne uszkodzenie wątroby (i śmierć w męczarniach). Dawka 20-25 gramów przyjmowana jest za śmiertelną.

  • Benzydamina

Nazwa substancji: benzydamina

Poziom doświadczenia użytkownika: MJ, #, alprozolam, aviomarin

Dawka, metoda zażycia: siup przez filtr

"set & setting": wieczór, godzina 19:00, wszyscy zdrowi

  • Anadenathera peregrina

Anadenanthera Columbrina





Wstęp


  • Fluoksetyna

To była smutna sobota, miałam maksymalnego doła, siedziałam sama w domu. Postanowiłam to jakoś wyleczyć.

randomness