„Czasy sie zmieniają” – o medycznym zastosowaniu marihuany, czarnym rynku i pilnej potrzebie depenalizacji w Polsce z Jakubem Marcinem Gajewskim rozmawia Conradino Beb

Jakub Gajewski (znany też jako Siou) to inżynier, architekt krajobrazu, ogrodnik i miłośnik roślin. Praktykował w Instytucie Włókien Naturalnych pod okiem prof. Lidii Grabowskiej. Współzałożyciel i wiceprezes Wolnych Konopi, często reprezentuje ruch w mediach i debatach o polityce narkotykowej. Użył konopi w leczeniu obojga rodziców z zaskakująco dobrym skutkiem. Pomaga wielu chorym, doradza. Jakub stał się znany w całej Polsce, gdy w kwietniu 2015 r. został zatrzymany za import oleju z konopi. Za to grozi mu obecnie nawet 15 lat więzienia, ale ujmują się za nim różne środowiska, a w mediach pojawiły się nawet komentarze w jego obronie.

Jakub Gajewski (znany też jako Siou) to inżynier, architekt krajobrazu, ogrodnik i miłośnik roślin. Praktykował w Instytucie Włókien Naturalnych pod okiem prof. Lidii Grabowskiej. Współzałożyciel i wiceprezes Wolnych Konopi, często reprezentuje ruch w mediach i debatach o polityce narkotykowej. Użył konopi w leczeniu obojga rodziców z zaskakująco dobrym skutkiem. Pomaga wielu chorym, doradza. Jakub stał się znany w całej Polsce, gdy w kwietniu 2015 r. został zatrzymany za import oleju z konopi. Za to grozi mu obecnie nawet 15 lat więzienia, ale ujmują się za nim różne środowiska, a w mediach pojawiły się nawet komentarze w jego obronie.

 

Poniższą rozmowę ciągnąłem z Jakubem chyba przez dwa miesiące, bo cały czas nie miał czasu, spędzając długie godziny w sądach, w urzędach, na spotkaniach i na wyjazdach (śmiech), ale w końcu udało się ją dociągnąć do końca, żeby każdy mógł się dowiedzieć dlaczego sprawy wyglądają tak, a nie inaczej. Nie będę tu tłumaczyć skąd pochodzą i czym są konopie, co to jest medyczna marihuana, THC, czy uprawa organiczna, bo w MGV można znaleźć objaśnienie każdego z tych tematów, kilkając w podane linki. Jakub tłumaczy wam za to rzeczy, o których wcześniej być może nie mieliście pojęcia!

 

Conradino Beb: Jak się zaczęła ta cała sprawa z konopiami? Kiedy zapaliłeś zioło po raz pierwszy i jak zareagowałeś na kontakt z THC?

 

Jakub Gajewski: Kiedyś, mając 16 lat i wracając z treningu koszykarskiego, spotkałem kolegę, który siedział na schodach przed klatką i palił jointa. Po krótkiej rozmowie, bez dłuższej chwili zastanowienia, wziąłem macha i zrobiło mi się weselej. Potem wziąłem kolejnych kilka i było jeszcze weselej, ale zaczęło się też robić dziwnie. Niestety, kilkanaście minut później leżałem już w bezruchu pod klatką z cieknącą śliną z buzi, drgawkami i niemożnością ruszenia nawet palcem u ręki.

 

Okazało się, że przesadziłem z ilością i wskutek tego najzwyczajniej w świecie skamieniałem. Czułem się tragicznie. Po wszystkim powiedziałem sobie, że nigdy w życiu nie wezmę tego ponownie do ust…. ale później nauczyłem się zasady „nigdy nie mów nigdy”. Wszystkie kolejne próby konsumpcji zioła cały czas kończyły się tzw. „betonami”… ale początkowe stany euforii bardzo mnie ciekawiły (śmiech).

 

Jak się później okazało, waga mojego ciała i słaba tolerancja genetyczna na używki grały tutaj pierwsze skrzypce. Dodam, że po używaniu alkoholu czułem się jeszcze gorzej. Minęło sporo czasu, zanim nauczyłem się stosować marihuanę zgodnie z zasadami mojego organizmu.

 

CB: Kiedy z palacza stałeś się aktywistą? Kiedy włączyłeś się do działalności Wolnych Konopi?

 

JG: Aktywistą zostałem niedługo po pierwszym spotkaniu z marihuaną. Zaciekawiłem się tą rośliną. Internet wtedy raczkował, a komputer to był taki rarytas, jak dzisiaj własnościowe mieszkanie (śmiech). Korzystałem wtedy z komputera u kolegi,  u którego chłonąłem wszelkie informacje dotyczące marihuany. W tamtych czasach informacji w Internecie o konopiach było niewiele, a w języku polskim nie było prawie nic. Wychwytywałem wszystko, co tylko się pojawiło.

 

Niestety, były to również czasy całkowitego zaostrzenia polityki narkotykowej w Polsce, czyli wprowadzenia represji na użytkownikach, w imię nośnego, aczkolwiek nieprzemyślanego w tamtych czasach hasła „Zero Tolerancji”.  Moi koledzy, którzy legalnie palili, już nie mogli palić. Ciężko było im to zrozumieć. Niedługo po wprowadzeniu nowego prawa i zorganizowaniu się policji pod tym kątem, zaczęły się łapanki. Wielu ludzi zostało niesprawiedliwie osądzonych. Wielu trafiło za kratki. Wielu złamano życie.

 

Wtedy też trafiłem na forum internetowe, gdzie jak się okazało zbierali się ludzie, których zdążyła już dotknąć ręka niesprawiedliwości, a część z nich została nawet brutalnie pobita. Ja nie godzę się na taką niesprawiedliwość, tym bardziej, że myśląc wtedy młodzieńczo, ale i logicznie obserwując wszechobecny alkoholizm, porównywałem racjonalnie działanie obydwóch używek.

 

Denerwowałem się, że nie można marihuany legalnie wykorzystywać, mimo iż jest dużo mniej szkodliwa, a jedyna używka powszechnie dostępna i akceptowana społecznie to alkohol, który tworzy patologię i agresję. Wtedy wstąpiłem też do Kanaby, pierwszego ruchu konopnego w Polsce. Dzięki Internetowi zaczęliśmy się łatwo komunikować i każdy z nas mógł rozpocząć działalność pro-konopną. Zorganizowaliśmy kilka partyzanckich akcji i rozpadliśmy się. W 2006 założyliśmy w końcu Wolne Konopie i powoli zaczęliśmy drążyć kroplę w skale.

 

CB: Faktycznie, ruch legalizacyjny w Polsce dużo się zmienił od czasów Kanaby. Sam pamiętam pierwszą manifestację pro-legalizacyjną w Gdyni, organizowaną właśnie przez Kanabę, w której wzięło udział może ze 150 osób, a na każdy Marsz Wyzwolenia Konopi przychodzą dzisiaj tysiące. Jak to oceniasz?

 

JG: Tak, przeszedł dużą ewolucję wraz z dojrzewaniem jego założycieli. Z czasem zmieniły się priorytety, z młodzieńczego myślenia przeszliśmy na dojrzałe. Z walki w edukację. Zauważyliśmy, że problem jest dużo bardziej złożony, niż nam się wydawało. 15-20 lat temu bardzo trudno było się przebić. Przez społeczeństwo postrzegani byliśmy jako młodzi narkomani, przez funkcjonariuszy jako grupa przestępcza, przez dilerów jako zagrożenie dla ich interesów… i tak też po części było.

 

Kilku z nas zniszczyło sobie faktycznie życie przez niekontrolowane użycie środków psychoaktywnych – bynajmniej nie marihuany – osoby z Wolnych Konopi co rusz wchodziły w problemy z prawem, a „chłopaki z miasta” potrafili wywozić aktywistów do lasu. Ludzie się nas bali i wciąż się boją. Jednak wiedząc, że w przyszłości społeczeństwo zmieni swoje postrzeganie konopi – bo to nieuniknione – robiliśmy swoje i waliliśmy głową w mur. Organizowaliśmy się we własnym środowisku, budowaliśmy podwaliny.

 

Co jakiś czas wyskakiwaliśmy z jakąś akcją zaczepną wobec władzy. Uczyliśmy się odnajdywać na wrogim terenie i chłonęliśmy wiedzę, aby być lepiej uzbrojonym. Dzisiejsze czasy to już inna bajka, bo wytłumaczyliśmy dużej części społeczeństwa absurd w jakim żyjemy, pokazaliśmy naszą nieugiętość i rację, dziękie czemu mamy teraz duże wsparcie i dużo mniejszy nacisk organów ścigania wobec naszych aktywistów. Kiedyś przez kilka lat nie mogliśmy założyć stowarzyszenia, w którego nazwie znajdowały się słowa „wolne konopie”. Sądy i urzędy robiły wszystko, abyśmy nie mogli go pod żadnym warunkiem założyć.

 

CB: Ale jak jest łatwiej skoro tobie samemu oraz rodzicom Andrzeja Dołeckiego wytoczono w tym roku sprawę?

 

JG: Czasy się zmieniają, bo działalność społeczna jest faktycznie dużo łatwiejsza niż kiedyś, co wciąż nie znaczy że łatwa. Zazdrościmy naszym kolegom po fachu z Zachodu spokoju, w jakim mogą pracować, ale jeszcze 10 lat temu nie mogliśmy nawet założyć stowarzyszenia. Wcześniej bardzo trudno było cokolwiek zrobić, powiedzieć lub uzyskać, bo konsument zioła był postrzegany jak wróg, ćpun i zły człowiek nie tylko przez instytucje, polityków i urzędników, ale i zwykłych ludzi!

 

A jeśli nie masz wsparcia społecznego, to dużo trudniej ci działać oddolnie. Ale jeżeli prawda jest po twojej stronie, to trzeba być twardym i pracować nieprzerwanie, mimo kłód rzucanych pod nogi. Dzisiaj, poziom narkofobii w Polsce wciąż jest na wysokim poziomie, ale udało się nam pokazać, że użytkownicy marihuany to też ludzie… i wcale niemała grupa. Teraz czekamy na instytucje, polityków i urzędników aż przestaną traktować nas jak wrogów i zwrócą uwagę na fakty!

 

Marzy mi się, abyśmy wspólnie wykonali dobrą robotę, aby pacjenci mieli dostęp do taniego lekarstwa, żeby dorośli mogli decydować o własnym życiu, a dzieci nie używały konopi w innych celach niż medyczne. Nie jesteśmy wrogami społeczeństwa, jesteśmy przydatnymi ludźmi, którzy niosą bardzo często bezinteresowną pomoc innym. Negatywne opinie na nasz temat to wynik propagandowych zagrywek prohibicjonistówi i innych ignoranckich środowisk. Nasza organizacja zawsze będzie miała taką opinię, jaką ma marihuana.

 

CB: Tak, kończy sie zawsze na kontrowersjach, bo ludzie kochają łączyć się w grupy i nawzajem skakać sobie do oczu, nie zwracając uwagi na zalety wielu rzeczy, które uważają za z gruntu zwyrodniałe… a politycy kochają tymi grupami manipulować… co prowadzi mnie do pytania, w jaki sposób spowodować zmianę w Polsce? Ruchowi pro-konopnemu za oceanem udało się na przykład doprowadzić do stopniowego zwrotu polityki antynarkotykowej dlatego, że w latach ’80 NORML (najstarsza istniejąca organizacja pro-legalizacyjna w USA) przestawiła się na akcentowanie marihuany jako leku.

 

Amerykańscy politycy musieli się nagle zacząć mierzyć nie z wyimaginowanym problemem uzależnienia, a realnym problemem bólu i cierpienia… i w przypadku zaprezentowania obojętnej lub negatywnej postawy wobec chorych, tracili zaufanie społeczne, bo byli okrutni i pozbawieni współczucia… a jakie demokratyczne społeczeństwo chce takich polityków? Jednak z drugiej strony za oceanem ruch legalizacyjny wystartował pod koniec lat ’60, a w Polsce nie ma takich tradycji…

 

JG: Tak, naszym priorytetem jest marihuana medyczna, ale nie ze względu na to, że chcemy zalegalizować marihuanę rekreacyjną. Główna różnicą między tymi zagadnieniami jest taka, że w przypadku MM chodzi o śmierć i życie, a w przypadku MR o chowanie się przed panami w mundurach. Bzdurą jest, że to tylna furtka do legalizacji MR, mimo iż poniekąd można tak przypuszczać.

 

Jak ludzie poznają marihuanę na nowo, to ona sama się obroni. Już nie będzie można ponownie oszukiwać społeczeństwa, że konopia to diabelska roślina. Ludzie sami ją zalegalizują, tylko najpierw poznają jej walory zdrowotne i gospodarcze. Przyjemność przyjdzie na końcu, ale będzie wisienką na torcie przemian mentalnych społeczeństwa.

 

CB: Co sądzisz o polskim rynku palenia?

 

JG: Kiedyś zioło było mniej dostępne ale za to jakość była lepsza. Nie było w ogóle domieszek. Było po prostu rozróżnienie na Holendra i Polaka. Różnicę było widać gołym okiem. Odkąd polscy plantatorzy postanowili wziąć sprawy w swoje ręce jest dużo mniej importowanego towaru, a więcej rodzimego.

 

Z powodu większej ilości krajowej produkcji jakość się pogorszyła. Jest źle aż tak, że część konsumentów postanowiła zacząć uprawiać na własny użytek i zbierać się w małe, zamknięte grupki, w których to rozprowadzają zebrane plony. W ten sposób uzyskano efekt zamkniętego koła. Po prostu zioło nie trafia na ulicę, a ekipa konsumentów jest bezpieczna, bo nie spotyka się z dilerami i konsumuje swoje własne wyroby.

 

CB: Czarny rynek zawsze psuje jakość towaru?

 

JG: Powiem ci tak, obecnie w bramach u dilerów najniższego szczebla kupisz chrzczone zioło o niepełnej wadze, ale jak masz lepsze dojścia, bezpośrednio do plantatora, to możesz nabyć marihuanę z najwyższej półki za około 12-16 PLN za gram. W Polsce jest coraz więcej dobrych plantatorów, ale trzeba poczekać kilka lat, aby ich liczba jeszcze się powiększyła a umiejętności wzrosły. Wtedy na pewno będzie więcej dobrej jakości marihuany.

 

Szkoda, że to wszystko odbywa się na czarnym rynku. Policja już dawno przekonała się, że plantatorzy, czy użytkownicy konopi, to z reguły dobrzy i wrażliwi ludzie, nie wyrządzający społeczeństwu ŻADNYCH szkód. I nie ma tu nawet porównania do sklepów monopolowych na rogu, których szkodliwość jest bardzo wysoka.

 

CB: Jest to mocny argument na rzecz depenalizacji uprawy konopi, nie sądzisz? Bo jeśli rośliny uprawiają ludzie, którzy się na tym znają, którzy mają do tego pasję, ich produkt jest znacznie bezpieczniejszy od masowych upraw hydroponicznych czy glebowo-chemicznych, w których masowo stosuje się szkodliwe dla zdrowia ludzkiego nawozy syntetyczne oraz pestycydy, nie mówiąc nawet o traktowaniu gotowych plonów Brixem, czy jakimkolwiek innym gównem. Ze swojej strony widzę wzrost zainteresowania uprawą organiczną konopi w Polsce, ale więcej obywateli powinno mieć prawo do marihuany z najwyższej półki, z pacjentami MM na czele, nie sądzisz?

 

JG: Oczywiście. Powinniśmy organizować seminaria dotyczące wiedzy o uprawie marihuany. Wydawać książki „jak uprawiać”, rozwijać dziedzinę rynku konopnego i mówić, że zawsze najlepiej jest zrobić sobie swoje własne lekarstwo! Jak pokazują przykłady innych krajów jeszcze trochę potrwa zanim w aptekach będzie produkt najwyższej jakości, odpowiednio tani i dostępny dla wszystkich, którzy go potrzebują. Uprawa ekologiczna to najczystszy produkt, najbliższy naturze, a według mnie taka marihuana jest najlepsza, jeśli chodzi o walory medyczne i nie tylko.

 

CB: Ilu na razie mamy w Polsce oficjalnych pacjentów medycznej marihuany? Na co sie leczą? Z jaką skutecznością?

 

JG: Oficjalnych pacjentów medycznej marihuany mamy na dzień dzisiejszy około 10. Leczą się na nowotwory, chorobę Leśniewskiego-Crohna, stwardnienie rozsiane czy epilepsję. Jak wiemy, Adam Wierzba oraz Jakub Bartol wyleczyli się z nowotworów dzięki olejowi z konopi. Jakub był chemio i lekooporny. Adam miał ledwie 2 cykle chemioterapii, z której zrezygnował i leczył się potem tylko olejem RSO, stosując przy okazji odpowiednią dietę.

 

Maks od czasu zastosowania MM przez 9 miesięcy miał mniej napadów niż przed stosowaniem jednego dnia. Zrezygnował prawie ze wszystkich tabletek, które niszczyły mu organy. Teraz zaczyna się rozwijać, wypowiada pierwsze sylaby, siada, komunikuje się. Karol funkcjonuje normalnie, nie wyleczy tej choroby, ale zrezygnował ze wszystkich tabletek, żyje normalnie i nie ma objawów Leśniewskiego-Crohna.

 

Marihuana całkowicie niweluje objawy w jego przypadku. Choroba nie daje znaku życia. Jakub Szpak, inhalując marihuanę powstrzymuje spastykę. Jest uznanym sportowcem z sukcesami międzynarodowymi. Uprawia parakajakarstwo i szykuje się na olimpiadę w Rio De Janeiro. Nie wiem, czy bez marihuany byłby w stanie uprawiać sport. Sam mówi, że byłoby mu dużo ciężej z powodu ograniczeń, jakie spowodował wypadek na motocyklu. Z czasem pacjentów będzie więcej i więcej, wyleczeń również!

 

CB: Czy wizerunkowi jakiegokolwiek polityka czy jakiejkolwiek partii politycznej dobrze służy traktowanie pacjentów, dla których MM jest JEDYNA OPCJĄ, jak przestępców?

 

JG: Na szczęście mentalność społeczeństwa zmienia się z roku na rok. Jeszcze rok, dwa lata temu, politykom nie opłacało się mieć tego postulatu w swoim programie. Ale w dzisiejszych czasach każdy kandydat na prezydenta, oprócz Andrzeja Dudy, ma na sztandarze legalizację marihuany, lub jej depenalizację przynajmniej do celów medycznych.

 

Nawet Zbigniew Ziobro, który jeszcze dwa lata temu proponował 25 lat odsiadki dla każdego, kto używa marihuany, poszedł po olej do głowy i powiedział, że medyczne zastosowanie ma sens. Jeszcze rok, dwa lata temu, konserwatywni politycy występowali w mediach, mówiąc totalne dyrdymały na ten temat, a teraz wolą milczeć i nie wypowiadać się w ogóle, bo kalkulują i wiedzą, że straszenie marihuaną się już nie opłaca.

 

Oczywiście, użytkownicy rekreacyjni jeszcze długo będą przestępcami, a polski rząd doprowadził do tego, że jako jedyne państwo na świecie zmieniliśmy obowiązującą od wielu dekad definicję marihuany.

 

CB: Ta nowa definicja to beka (śmiech), ale zmieńmy temat na bardziej aktualny i wytłumaczmy przy okazji, czym jest olej RSO i na jakie choroby jest skuteczny?

 

JG: Olej RSO to nic innego jak żywica konopi indyjskiej w postaci oleistego ekstraktu. Jest to skuteczny lek na wiele schorzeń, szczególnie autoimmunologicznych, czyli takich, na które medycyna akademicka nie ma zbyt wielu rozwiązań. Nie jest to panaceum na wszystkie choroby. ale potrafi otrzeć się o „cudotwórstwo”! Olej RSO jest przy tym bezpieczny, mało toksyczny i jeżeli używa się go odpowiednio to można całkowicie pozbawić organizm psychoaktywnych efektów ubocznych.

 

CB: Potrafiłbyś go sam zrobić, mając potrzebny susz i resztę składników?

 

JG: Tak, to nie jest trudny proces. Potrzebne są: kuchenka indukcyjna, wentylator stołowy, garnek lub dwa, filtry do kawy, miski plastikowe, materiał ekstrakcyjny (alkohol isopropylowy, nafta, benzyna, eter itp.), odpowiednia ilość zioła i już możemy rozpocząć uzyskiwanie leku poprzez zalewanie ziół ekstraktem, odfiltrowanie zanieczyszczeń oraz odparowanie ekstraktu, później proces dekarboksylacji i gotowe.

 

Zabiera to kilka godzin w zależności od np. rodzaju ekstraktu, temperatury otoczenia, ilości półproduktów. Należy spełnić wszelkie zasady BHP, bo sam proces może być niebezpieczny. Należy przede wszystkim uważać, aby nie doprowadzić do wybuchu podczas parowania alkoholu.

 

Na stronie Wolnych Konopi dokładnie wyjaśniamy jak wykonać olej z konopi metodą Ricka Simpsona (Rick Simpson Oil = RSO), ale generalnie odradzam robienie go samemu w domu! Najlepszym wyjściem byłoby uzyskanie marihuany samoistnie i pójście do apteki, aby tam wytworzono odpowiedni lek. Jednak dopóty tak nie będzie, należy raczej korzystać z umiejętności ludzi, którzy mają doświadczenie w robieniu tego produktu.

 

CB: Dopóki… ech. I tu właśnie dotykamy prawdziwego problemu, bo spędzam wiele czasu tłumacząc ludziom w Internecie, że marihuana powinna być zdepenalizowana, gdyż jej szkodliwość zdrowotna czy społeczna jest żadna… ale niektórzy po prostu nie chcą dostrzegać faktów, woląc wierzyć w mity. Dlaczego ludzie wierzą w bzdury i dlaczego tak ciężko wykorzenić głupotę?

 

JG: To jest efekt wieloletniej propagandy prohibicjonistów, powierzchowność myślenia, brak analiz i łatwowierność obywatela w to, co się mu wmawia. Mity można wykorzenić tylko i wyłącznie edukując i być w tym edukowaniu niezłomnym!

 

CB: Jakie wymierne korzyści przyniosła depenalizacja konsumpcji i sprzedaży marihuany naszym sąsiadom, Czechom?

 

JG: W Czechach jest jeszcze dużo do zrobienia, ale depenalizacja przede wszystkim dała spokój ducha użytkownikom rekreacyjnym i pacjentom. Depenalizacja poprawiła również wykrywalność cięższych przestępstw, a zarazem przyczyniła się do obniżenia ogólnej skali przestępczości.  Wreszcie użytkownicy konopi mogą spać spokojnie, bez obaw o wizytę panów policjantów.

 

CB: Jaki osobiście chciałbyś zobaczyć model polityki marihuanowej w Polsce? Bardziej przemawia do ciebie wzór hiszpański, urugwajski, czy ten przyjęty w Colorado lub Waszyngtonie?

 

JG: Dla mnie wszystko powinno być rozwiązane najprościej jak to możliwe. Chciałbym, aby konopie w PL były uregulowane tak, jak wino we Włoszech. Każdy może uprawiać na własny użytek, ale nie może sprzedawać innym. Jeżeli chcesz robić biznes, musisz się zarejestrować. Aby móc uprawiać medyczną marihuanę musisz mieć licencję.

 

Powinien być uruchomiony szereg zasad, które będą sprzyjać uprawianiu wysokiej jakości produktu. Całkowity zakaz reklam dotyczących marihuany. Dostępność dla użytku rekreacyjnego od 18 roku życia. Ale nie powinno się ułatwiać dostępności, a do tego prowadzić analizy i monitoring. Powinno się również wprowadzić rzetelną edukację na temat problemów, które mogą wystąpić u młodego użytkownika marihuany, bez wątków propagandowych!

 

CB: Dzięki za wywiad!

 

JG: To ja dziękuję!

Oceń treść:

Average: 9 (2 votes)

Komentarze

Anonim (niezweryfikowany)

JAKO PRZEDSTAWICIEL RUCHU "WOLNE BETA-KETONY" APELUJE DO WLADZ O DEPENALIZACJE POSIADANIA, SYNTEZOWANIA ORAZ SPRZEDAWANIA MEDYCZNEGO METAFEDRONU.

Zajawki z NeuroGroove
  • Metylon

# Set & Setting - polana, słoneczna pogoda, bardzo pozytywne nastawienie i humor

# Możliwie dokładne dawkowanie - 2 razy po 500mg metylonu oralnie. Waga: 75kg, wzrost: 174cm

# Wiek i doświadczenie - 18 lat. Metylon pierwszy raz. Poza tym: mefedron, MDPV, marihuana, kofeina

Chciałbym krótko opisać moją pierwszą przygodę z metylonem.

Piękny, słoneczny dzień, siadam na polance i zawijam pierwszą bombkę. Z grama metylonu odmierzam pół i zawijam w husteczkę.

9:20 - pierwsza bombka 500mg oralnie.

  • Mefedron
  • Pozytywne przeżycie

Wieczór spędzony z dziewczyną w naszym wspólnym, niedużym mieszkaniu jako mentalna przerwa od stresu powodowanego nadchodzącą za kilka tygodni przeprowadzką, pomieszkującym u nas ostatnie tygodnie kumplem, który wyjechał 3 dni temu na tydzień, oraz jako nagroda za nasze dotychczasowe postępy w dopinaniu zaległych obowiązków i spraw; następnego dnia mało wymagające obowiązki dopiero na popołudnie. Oboje chcieliśmy wspólnie "polatać na czymś", ot co.

Plany na wieczór w niedzielę (02.08.2020) wykrystalizowały się bardzo spontanicznie, zmotywowane pomyłką w obliczeniach finansowych - ot, kilkadziesiąt nieplanowanych złotych do przodu; jakiś wieczór z używką chodził za mną i moją dziewczyną (w tekście dalej opisywana literą K) wszakże już drugi tydzień, jutrzejszy dzień miał być łaskawy dla nas obojga, niechaj będzie, zgodziliśmy się, że ta noc jest odpowiednia.

  • LSD-25
  • Przeżycie mistyczne

własny dom, po kilku wartościowych lekturach, chęć poznania siebie, bez przypałów, 1 piwko, neutralne nastawienie jakby przytłumione

Spokojne popołudnie, zarezerwowane na mój "mały" seans ze znaczkiem pod językiem.. 

Zaznaczam, że LSD zawsze traktowałam zawsze z szacunkiem i niezmiernie cieszyłam się, że tym razem sama go wypróbuję i dziękuję mojemu dostawcy. Do tego ciągle poszukiwałam swojej drogi, byłam pełna rozsterek, niepogodzona z wewnętrznym JA, otoczeniem i tęskniąca za prawdą, ważne pytania wręczm mnie przygniatały. Nastawiłam się twórczo.

  • Dekstrometorfan


1. Wtorek. Zazylam dekstrometorfan (tabletki Acodin)



2. Doswiadczenie: MJ, Amfa (bardzo czesto), rozne pilsy, dekstrometorfan- 1 raz



3. 15 tabletek Acodinu, doustnie:)


4. "set & setting": wraz z kolezanka mialysmy ochote na narkotyki, jednak chcialysmy sprobowac czegos nowego, wiec kupilysmy acodin :) zjadlysmy go u niej w domu.


randomness