Ofiary narkotykowej turystyki

Podążając za hipisowskim snem, do indyjskiego Goa przyjeżdżają setki turystów. Niektórzy zostają tu na zawsze.

Tagi

Źródło

interia.pl

Odsłony

1719

Podążając za hipisowskim snem, do indyjskiego Goa przyjeżdżają setki turystów. Niektórzy zostają tu na zawsze.

Łatwa dostępność środków odurzających to dla wielu główna motywacja do wizyty w indyjskim stanie Goa. Tak jest od czasów, kiedy w latach sześćdziesiątych podróżowali tutaj znudzeni zachodnim trybem życia hipisi. Zarówno ci, którzy poszukiwali duchowych uniesień w oderwaniu od cywilizacji konsumpcji, jak i ci, którzy chcieli mieć łatwy dostęp do tanich narkotyków. Zresztą granica pomiędzy jednymi a drugimi była i jest bardzo płynna. Od tego czasu nieopodal malowniczych plaż powstało kilka centrów odwykowych oferujących detoks po wyjątkowo niskich, jak dla Europejczyków, cenach. Jednym z nich jest Szpital Świętego Antoniego, prywatna klinika z 40 łóżkami w Anjunie. To tylko kilka minut drogi od plaży będącej magnesem dla młodych poszukiwaczy wrażeń i trochę znudzonych, podstarzałych hipisów. W zeszłym roku leczyły się tutaj 84 osoby. Tylko trzy pochodziły z Azji. - Szwajcaria, Francja, Holandia, Rosja, Izrael... Trudno mi teraz wymienić wszystkie kraje, ale właściwie układa się z tego mapa całego kontynentu - mówi Jawaharlal Henriques, dyrektor ośrodka. Michael to już tylko skóra i kości

Miejsca takie jak ten szpital pokazują ciemną stronę Goi, okreslanego w przewodnikach jako raj na Ziemi: co może się przytrafić turyście, który ulegnie pokusie i zatraci się na dobre w miejscu, gdzie na każdym rogu można zakupić śmiesznie tanią jak dla Europejczyka marihuanę, kokainę, LSD, amfetaminę i heroinę. Niemiecki turysta Michael to już tylko skóra i kości. Ma zapadnięte oczy, kotliny w policzkach, zmierzwione, zapuszczone ciemne włosy i brodę. Na jego zielonym podkoszulku widać ślady wymiocin. W ośrodku leczy się z uzależnienia od heroiny. - W Berlinie miałem mały problem z narkotykami i stresującą pracę. Brałem kokainę i amfetaminę,a żeby się po nich uspokoić paliłem haszysz i brown sugar - opowiada. - Nie było tak źle. Potrafiłem się kontrolować i pracowałem od dziewiątej do piątej - opowiada. Michael, który prosi żeby nie podawać jego prawdziwego imienia, ma już prawie czterdziestkę. W Niemczech pracował w mediach, mówi świetnie po angielsku. Przyjechał do Goi w listopadzie z nadzieją, że "zrobi sobie przerwę od tego wszystkiego" i porzuci rozwijający się nałóg.

- Na początku szło mi nieźle. Wtedy spotkałem kogoś, kto poczęstował mnie Chinawhite, bardzo silnym, syntetycznym analogiem heroiny. Z każdym dniem było coraz gorzej. Po trzech tygodniach brałem tego gram dziennie. Kompletnie się zatraciłem - wspomina. Był tak wyczerpany, że przyjaciele, z którymi brał heroinę, stwierdzili, iż go tutaj przyprowadzą. Nie jadł nic przez tydzień i dwa razy został okradziony. - Lekarz porozmawiał ze mną i powiedział, że po 10 dniach wszystko będzie w porządku. Dalej jestem bardzo osłabiony, ale mogę jeść - mówi. Na biurku Henriquesa leżą zeskanowane kopie cudzoziemskich paszportów. Tuż obok są sterty notatek medycznych, porozrzucane paczki z lekami, a na środku stoi elektryczna maszyna do pisania. - Opiekujemy się tutaj różnego rodzaju pacjentami - mówi. Od włoskiego prawnika i angielskiego inżyniera, który mieli problem z nadużywaniem marihuany i wybrali jego placówkę jako miejsce, gdzie spróbują sobie z tym poradzić, aż po Francuza, który na plaży wziął potencjalnie zabójczą mieszankę ketaminy, LSD, tabletek ecstasy, kokainy i marihuany. Terapia kosztuje 3 tys. dolarów, co sprawia, że Goa, łatwo dostępna dzięki wielu połączeniom lotniczym, staje się popularnym celem nie tylko narkotykowej, ale też detoksykacyjnej turystyki. Henriques zauważa, że i tak jego pacjenci rzadko płacą pełną cenę.

- Przychodzi mnóstwo ludzi. Niektórzy w ogóle nie mają pieniędzy. Inni przychodzą do mnie i mówią, że nie mają więcej niż 200 dolarów - opowiada. - Nigdy ich nie zawracamy. Pieniądze nie są dla mnie najważniejsze, tylko powołanie. Robię to, co powinien robić lekarz - dodaje. Wielu pacjentów pozostaje mu wdzięcznych na zawsze. Andrey, 40-latek z Moskwy i jego dziewczyna Shannon, Szwajcarka, przyszli do doktora z bukietem kwiatów. Uśmiechnięci dziękują, że Henriques pomógł Andreyowi rzucić heroinę. Ale Goa to nie jest miejsce, gdzie dominują piękne historie o wyjściu z nałogu. Rok temu na plaży w Anjunie znaleziono 15-letnią Brytyjkę Scarlett Keeling. Autopsja wykazała, że przed śmiercią zażyła mieszankę narkotyków i alkoholu. A potem została zgwałcona. Rząd stanu wypowiedział wówczas wojnę handlarzom, ale Henrique wie, że "w Goi dalej możesz dostać, co chcesz i gdzie tylko chcesz". Michael po wyjściu z ośrodka planuje powrót do Niemiec. - Jeśli zostanę tutaj, spotkam tych samych ludzi i wszystko zacznie się od początku - mówi. Bo w Goi wszystko zostanie po staremu.

Oceń treść:

Average: 9.5 (2 votes)

Komentarze

Anonim (niezweryfikowany)
Zajebista ta sprawa ten kurort. Plaża, niskie ceny dowolność dragów. Nic tylko mieć dużo kasy i tam pojechać. Jarać hel, leżeć na plaży i nic nie robić cały dzień. Nie przejmować się już niczym do końca życia, nie ważne że to życie będzie krótkie.
sterben (niezweryfikowany)
I odwyk na miejscu ;]
sharik (niezweryfikowany)
terapia uzależnienia od msrihuany... czego to ludzie nie wymyślą
Anonim (niezweryfikowany)
[quote=sharik]terapia uzależnienia od msrihuany... czego to ludzie nie wymyślą[/quote] wiesz, nie wszyscy palą okazyjnie raz na miesiąc, ja np. nie widzę w tym nic dziwnego
Anonim (niezweryfikowany)
a ja widze bo nie rozumiem jak mozna sobie wkrecic uzaleznienie od jarania po zbiorach pol roku jaralem dzien w dzien, zbiory sie skonczyly... a ja sie przerzucilem na palenie raz w tygodniu a czasami nie pale wogole. Wiosną nie trzeba tyle jarac bo masz słońca i świerzego powietrza pod dostatkiem a jaranie to wlasnie dla mnie tego pokroju przyjemność której zimą brakuje. Na szczescie mozna sobie jesienią zapakowac troche słońca i zapachu lasu do słoiczka i wyjarać w zimowy wieczór wspominając jak pieknie bylo wiosną i latem.
Mariusz (niezweryfikowany)
Jak mozna sie leczyc od mj ? :D chyba trzeba miec bardzo slaba wole albo wogole jej nie miec;-) ja palilem 4 lata dzien w dzien bo mialem na to hajs lub ciagle zbiory:D Jednak teraz w styczniu zbiory i sianko sie narazie skonczylo to nie pale juz te 3 miesiace i czuje sie dobrze i nie mialem zadnych problemow max 3 dni troszke pozniej zasypialem ale to po 4 latach praktycznie dzien w dzien :D ale mj ma to do siebie ze jeslibym mial teraz caly sloiczek to pewnie z 5 blancikow odrazu bym zjaral hehe :D bo poprostu kocham ten stan i nie czuje sie narkomanem ani kims kto potrzebuje odwyku xd
Andrzej88 (niezweryfikowany)
Dokładnie ;) Mam praktycznie tak samo, gdzieś od 2 lat paliłem praktycznie dzień w dzień aż do zeszłego tygodnia, po prostu przejadłem się tym i doszedłem do wniosku, że "nie cieszy" mnie już tak ta bania, ponieważ zwyczajnie się do niej przyzwyczaiłem. Tydzień nie palę i ani trochę nie czuję chęci zapalenia (nie to co z fajkami, że jak nie pale parę godzin to mam gorączkę) , przerwę z mj planuję zrobić do końca maja...co najmniej. Ci wszyscy którzy mówią że mj uzależnia to moim zdaniem taka propaganda, bo przecież nie będą mówić opinii publicznej, że można śmiało palić bo nie da się uzależnić... . Może jest jakiś mały odsetek ludzi którzy psychicznie się uzależnili ale tak jest ze wszystkim, są ludzie uzależnieni od komputera, TV, szybkiej jazdy samochodem, grania w piłkę, bo też jest to dla nich fajne, nie? "...przed śmiercią zażyła mieszankę narkotyków i alkoholu." Kurwa alkohol to nie narkotyk?
Anonim (niezweryfikowany)
Tylko winni się tłumaczą! I tak spłoniecie w piekle przebrzydli marihuaniści, mam nadzieję, że was wszystkich zamkną zanim uzależnicie kolejne biedne dziecko. Zaczyna się od zioła, a kończy na dworcu! W ciągu na LSD z kartonikiem pod powieką!
proch (niezweryfikowany)
pod napletem
Anonim (niezweryfikowany)
barn !
Anonim (niezweryfikowany)
9 lat, bo jakoś zawsze organizowałem, miałem, a najtrudniej sobie odmówić jak się ma :) Czasem lufę też się opali. Prawdę mówiąc, to sumując dni abstynencji, uzbierało by się z 3 miechy. Palę bo lubię, palę umiejętnie, najpierw sprawy do załatwienia, póżniej relax. Nie przeszkadza, a daje przyjemność, więc sobie nie odmawiam :) A co do efektów abstynencyjnych, to tak jak wspmniał Mariusz - kłopoty z zaśnięciem, po kilku dniach się normuje. Ale z drugiej strony, dlaczego miałbym sobie odmawiać? ;)
Zajawki z NeuroGroove
  • GBL (gamma-Butyrolakton)
  • Metkatynon (Efedron)
  • Pozytywne przeżycie

Sam w pustym domu po ciężkim dniu pracy. Zmęczony, aczkolwiek w dobrym nastroju. Chęć wyluzowania się i odprężenia. Piękny, ciepły wiosenny dzień.

  W końcu. W końcu wróciłem z pracy. Po powrocie do domu polałem gebbelsa i zjadłem suty obiad, pełen weglowodanów i witamin. Pieczona marchewka smakowała wybornie. Usiadłem przed stolikiem i uruchomiłem laptopa. Puściłem radosną muzykę. Pogrzebałem trochę w plecaku. Wyciagam kilka pompek, igły, kubki, wodę do iniekcji. Wypijam szklankę coli z gieblem. Gotuję metkat. Po ok 15 minutach zabawy, oczyszczam klarowny roztwór. Jest gęstawy, nieco żóltawy - taki jak lubię. Nabijam szprycę, szukam żyły. Puszczam nutę i szybkim ruchem wkłuwam się.

  • Szałwia Wieszcza

nazwa substancji -Salvia Divinorum



Skala doznań POZIOM 5

  • Inne

Wiek, masa: 20lat, 65kg

Dawka: ~13,3mg 4-HO-DIPT doustnie, roztwór alkoholowy

Doświadczenie: alkohol, tytoń, konopie, DXM, kofeina, LSD, ecstasy, 2C-E, mefedron.

S&S: Ładny wiosenny dzień. Koło południa wychodzę z uczelni, zgarniam Kurwika i J. Jakiś czas później jesteśmy na skraju lasu i zażywamy po 13,3mg 4-HO-DIPT. W odwodzie czeka termos pełen czerwonego pu-erha, tabliczka gorzkiej czekolady i flaszka piwa Grand.

W TRze nie bawię się w T+x:xx, bo nie kontrolowałem czasu.

  • Szałwia Wieszcza

hey



załadowałem bonga



zapaliłem. zwykła zapalniczką.



chmura



jeb do balona, bo się dymi na maxa...



kolejny buch