Zwierzęta i psychodeliki: przetrwają najbardziej odjechani

W swoim opublikowanym na łamach Pharmaceutical Journal artykule Andrew Haynes opowiada o powszechności stosowania psychodelików w królestwie zwierząt. Przedstawiona przez Haynesa idea wyjaśnienia tego zjawiska bazuje na koncepcji nudy – w jak najbardziej dosłownym sensie znudzone zwierzęta miałyby poszukiwać stymulacji farmakologicznej na podobnej zasadzie, jak poszukują jej znudzeni ludzie. Istnieje jednak możliwość, że kryje się za tym coś więcej.

Tagi

Źródło

Psychology Today
Steven Kotler

Tłumaczenie

pokolenie Ł.K.

Komentarz [H]yperreala

Tak, wiem - jest w tekscie kilka baboli, typu DMT w pnączu yage... niemniej - artykuł przybliża ciekawe idee, no i chyba miło przeczytać czasem coś o psychodelikach i zwierzętach, którymi nie są mackanniczne naćpane małpy ;)

Odsłony

4690

W swoim opublikowanym na łamach Pharmaceutical Journal artykule Andrew Haynes opowiada o powszechności stosowania psychodelików w królestwie zwierząt. Przedstawiona przez Haynesa idea wyjaśnienia tego zjawiska bazuje na koncepcji nudy – w jak najbardziej dosłownym sensie znudzone zwierzęta miałyby poszukiwać stymulacji farmakologicznej na podobnej zasadzie, jak poszukują jej znudzeni ludzie. Istnieje jednak możliwość, że kryje się za tym coś więcej..

 

Ponieważ poruszyłem ten sam temat w mojej ostatniej książce " A Small Fury Prayer", chciałbym w tym miejscu, zamiast przepisywać na nowo już zredagowany materiał, wstawić tu stosowny fragment jako ilustrację mojej próby głębszego wyjaśnienia genezy tych zjawisk:

"W swojej książce z 1983 r. zatytułowanej "Od czekolady do morfiny", lekarz z University of Arizona, Andrew Weil, zwraca uwagę, że dzieci kręcą się w kółko (wirują) celem zmiany świadomości, podczas gdy dorośli robią to samo używając alkoholu i narkotyków. Wygląda to zatem na zachowanie instynktowne, Weil oparł na tym przypuszczenie, że być może ludzie nie są pierwszym gatunkiem aktywnie wywołującym u siebie odmienne stany świadomości. Jak się okazało, miał rację.

W 2006 roku Jane Goodall i Marc Bekoff odwiedzili Mona Chimpanzee Sanctuary w Hiszpanii. Spotkali tam szympansa o imieniu Marco, który zwykł tańczyć w czasie burzy z takim zapamiętaniem, że, jak ujął to Bekoff: "Wydawał się być w transie." Goodall była też świadkiem jak inne szympansy, zazwyczaj dorosłe samce,odprawiały takie same rytuały w pobliżu wodospadów. Według artykułu, który Bekoff napisał dla New Scientists : "Opisała szympansa zbliżającego się jednego z tych wodospadów z lekko zjeżonymi włosami, oznaką pobudzenia. 'W miarę jak zbliża się coraz bardziej, a szum wodospadu staje się głośniejszy, przyspiesza kroku, a jego włosy stoją już zupełnie dęba. Po dotarciu do strumienia wykonuje oszałamiający pokaz tuż obok podnóża wodospadu. Wyprężony, przestępuje rytmicznie z nogi na nogę, przytupuje w płytkim, wartkim strumieniu wody, podnosząc i odrzucając wielkie odłamki skały. Czasami wspina się na smukłe liany, które zwisają z drzew powyżej, po czym huśta się w mgiełce spadającej wody. Ten taniec wodospadu może trwać od dziesięciu do piętnastu minut. " Niemniej, taniec od skutecznej metody zmiany świadomości dzieli chyba jednak długa droga.

W październiku 2006 roku w nadawanym w National Public Radio's flagowym programie All Things Considered , opisany został przypadek Damy, cocker spaniela spędzającego podejrzanie dużo czasu obok przydomowego stawu. "Dama potrafiła obchodzić cały teren wokół, zdezorientowana i zamknięta w sobie, przysypiająca i ze szklistym wzrokiem." - opowiedziała NPR Laura Mirsch, właścicielka Damy. W końcu nastąpiła ta noc, kiedy wyglądało na to, że Lady nie zamierza wrócić. W końcu wynurzyła się z trzcin i otworzyła pysk, jakby miała zamiar zwymiotować. Nie zwymiotowała. Zamiast tego, wspomina Mirsch "z jej pyska wyskoczyła obrzydliwa ropucha." Ropuchą tą była Bufo alvarius, której skóra zawiera dwa różne tryptaminy - te same, które znajdują się w "magicznych grzybkach", i której lizanie prowadzi do zdumiewających halucynacji.

A tripujące dzięki ropusze psy to dopiero początek. Gdziekolwiek naukowcy spojrzą, znajdują zwierzęta, którzy uwielbiają imprezować. Pszczoły odurzone nektarem orchidei, kozy zajadające się magicznymi grzybami, ptaki chrupiące nasiona marihuany, szczury nawalone opium (a także myszy, jaszczurki, pająki, muchy i karaluchy), słonie upijające się przy każdej okazji, gdy zdołają znaleźć sfermentowane owoce (ale także urządzajace w Indiach najazdy browary), koty szalejace za kocimiętką, krowy szalone (loco) po loco grass (http://en.wikipedia.org/wiki/Locoweed), ćmy preferujące silnie halucynogenne kwiaty datury, mandryle spożywające jeszcze silniejsze korzenie iboga.

Zachowania te są tak powszechne, że obecnie ich badacze są przekonani, że, jak to ujął psychofarmakolog z UCLA Ronald Siegel w swoim artykule z roku 1989: "Dążenie do odurzania się ma charakter podstawowej siły motywującej zachowania organizmów"

Siegel uważa upodobanie do intoksykacji za nabyte, nie wrodzone, choć raz nabyte wygląda na trwale osadzone. "W przeciwieństwie do innych nabytych motywacji, pragnienie intoksykowania się działa z siłą pierwotnego popędu, wykazując podobną jak one zdolność do kierowania zachowaniem jednostek, społeczeństw i gatunków. Podobnie jak potrzeby seksualne, głód i pragnienie, czwarty popęd, dążenie do intoksykowania się, nigdy nie może być stłumiony. Jest to biologicznie nieuchronne." Ale z punktu widzenia mechanizmów ewolucji, tą nieuchronność trudno wyjaśnić. "Wiele zwierząt włącza do swojej diety te rośliny, lub ich przetworzone pochodne, pomimo niebezpieczeństwa odurzenia lub zatrucia." – kontynuuje Siegel - "Oszołomione pszczoły łatwo stają się ofiarami drapieżników. Truchła "pijanych" ptaków zaścielają autostrady. Koty płacą za swoje uzależnienie od przyjemności uszkodzeniami mózgu. Zatrute loco grass krowy ostatecznie umierają. Pijane słonie niszczą wiele nieruchomości i zagrażają życiu innych osobników. Zdezorientowany małpy ignorują swoje młode i oddalają się od gwarantującej bezpieczeństwo grupy. Ludzie wcale się pod tym względem nie wyróżniają. "

Według włoskiego etnobotanika Giorgio Samoriniego (można przeczytać o tym w jego pracy z roku 2001 pt "Animals and Psychedelics"), ryzyko jest opłacalne, ponieważ odurzanie się sprzyja temu, co psycholog Edward de Bono nazwał kiedyś myśleniem lateralnym, zmierzającym do rozwiązywania problemów poprzez podejście pośrednie i poszukiwanie kreatywnych rozwiązań. Myślenie lateralne oznacza zerwanie z szablonowością, bez którego gatunek nie byłby w stanie znaleźć nowych rozwiązań dla starych problemów, a w konsekwencji przetrwać. De Bono uważa, że intoksykacje pełnią ważną rolę "impulsu wyzwalającego", uwalniając nas od "sztywności ustalonych idei, programów, podziałów, kategorii i klasyfikacji." Zarówno Siegel jak i Samorini przyjmują, że zwierzęta używają środków odurzających właśnie z tego powodu, i robią to świadomie.

Tak jak my, zwierzęta przyjmują konkretne środki dla realizacji określonych celów. Wśród Navajo, niedźwiedź jest czczony jako nauczyciel, który pokazał im jak stosować osha, korzeń skuteczny przeciwko bakteriom, bólom żołądka i infekcjom. Dzika marchew odstrasza roztocza, o czym dowiedzieliśmy się od ptaków. Konie, którym dolega ból, będą poszukiwać łodyg wierzby, ponieważ zawierają one aspirynę. W Lesie Narodowym Gombe w Tanzanii, szympansy z kłopotami trawiennymi połykają całe liście słonecznika. Kiedy Michael Huffman z Uniwersytetu w Kioto przyjrzał im się z bliska, dostrzegł, że liście słonecznika są włochate i właśnie te włosy zeskrobują robaki, usuwając je z przewodu pokarmowego. W dzisiejszych czasach, gdy firmy takie jak Shaman Pharmaceuticals wysyłają badaczy do Amazonii by tam badali "stare sposoby", tym, co tak naprawdę oni przywożą, są informacje medyczne pierwotnie pozyskane przez ludzi dzięki podglądaniu zwierząt.

Z halucynogenami jest tak samo. Psychodeliki są w istocie toksynami obronnymi roślin, produkowanymi w celu obrony przed roślinożercami. Grzyby, jedno z naszych najbardziej płodnych źródeł psychodelików, ewoluowały sześćset milion lat temu, nieprzypadkowo w tym samym czasie, co zwierzęta roślinożerne. Roślinożercy mogli spożyć je pierwotnie wobec groźby głodu, nie mając innego wyboru, jednakże później poszukiwali w nich już czegoś innego. "Na przykład" - pisze Siegel - "powoje, zawierające ten sam alkaloid co sporysz, są zjadane przez szczury, które żywią się regularnie pnączami i owocami tej rośliny. Gryzonie z reguły unikają większych stężeń alkaloidów obecnych w nasionach. Jednakże zaniepokojone trudnymi warunkami pogodowymi, szczury od czasu do czasu urządzają sobie przekąskę z pojedynczego nasiona, przejawiając następnie charakterystyczne objawy upojenia". Zauważył również, że mandryle jedzą halucynogenny korzeń iboga, a następnie czekają przez dwie godziny na skutki przed podjęciem walki o terytorium z rywalem. Nawet Lady wiedziała co robi. Po początkowym ulegnięciu czarowi uzależnienia od lizania ropuchy, nauczyła się imprezować jedynie w weekendy.

Dostrój się, włącz się, odpadnij nawet jeszcze dalej... wygląda na to, że możemy podziękować zwierzętom również za Erę Wodnika. Zwierzęta nauczył nas tripować, a my, zapożyczając frazę od Oscara Wilde'a "nigdy nie znaleźliśmy w sobie dość uprzejmości, by im za to podziękować." W Meksyku Indianie Huichol często używają tego samego słowa na określenie peyotlu i jelenia, co tłumaczy również, co miały przedstawiać znalezione w Gwatemali pochodzące z IV wieku ceramiczne fajki w kształcie jelenia z guzikiem peyotlu między zębami. Szamani rosyjskiego stepu, - od którego słowo "szaman" się wywodzi - mają słabość do Amanita muscaria, psychodelicznego grzyba, w którego wg. nich zamienił się renifer. Podglądając renifery jedzące nasączony moczem śnieg, szamani ci nauczyli się używać moczu intoksykowanej muchomorami osoby do wzmagania i przedłużania muchomorowego haju. I, być może, przechodząc w tym momencie od wzniosłości do śmieszności: czerwono-biały A. muscaria wygląda jak gruby, brodaty facet, przebrany za grzyba. Uczeni wielokrotnie podkreślali, że Święty Mikołaj, latające renifery, choinki i zwyczaj dawanie prezentów były oryginalnie elementami składowymi świętowania zbiorów A. muscaria. Boże Narodzenie mogło stać urodzinami Chrystusa, zaczęło się jednak od Syberyjskiego Woodstock – no wiecie, tylko bez Jimiego Hendrixa, za to z mnóstwem reniferów.

Tymczasem jaguary w Amazonii przeżuwają korę i liście pnącza yaje, lepiej znanego jako ayahuasca i zawierającego DMT, prawdopodobnie najpotężniejszy halucynogen na ziemi. Yaje powoduje również gwałtowne wymioty - dlaczego więc ktoś miałby w ogóle zawracać sobie tym głowę? "Szaman" - pisze Siegel – "naucza ludzi, że za pomocą pnącza oni też zostaną przemienieni w jaguary."  Oznacza to, że zwierzęta nauczyły nas tripować, my zaś tripujemy, by stać się zwierzętami - co z psychologicznego punktu widzenia stanowi niezawodne lekarstwo na samotność. Ale jest jeden problem psychologiczny o wiele gorszy niż stawianie czoła samotności, gorszy niż wszystkie inne, problem, który wymaga myślenia lateralnego w stopniu znacznie większym, niż cokolwiek innego. Tu jak się wydaje, może leżeć prawdziwa istota naszego pociągu do halucynogenów.

W roku 1963 Aldous Huxley poprosił o zastrzyk LSD na łożu śmierci, wierząc, że środek ten może być pomocny w "dobrej śmierci". Rok później dzięki badaniom Stanislava Groffa okazało się, że psychodeliki zmniejszają egzystencjalny niepokój u pacjentów w terminalnej fazie raka. Większość z tych badań urwała się, gdy Nixon ogłosił wojnę z narkotykami, ale ostatnio naukowcy powrócili do tematu . Obecnie w dużych instytucjach takich jak Harvard i UCLA prowadzi się ok. pół tuzina badań dotyczących stosowania halucynogenów w tym samym celu. Większość zainicjowano po tym, jak naukowcy z John Hopkins University opublikowali w 2006 roku na łamach pisma "Psychopharmacology" wyniki swoich czteroletnich badań (w 2008 opublikowano badanie kontrolne) dotyczących podobieństw między efektami LSD a doświadczeniami mistycznymi, w których zwarto konkluzję, że psychodeliki mogą być fantastycznym środkiem w terapii lęku egzystencjalnego.

Ulga pojawia się, według Billa Richardsa, jednego z naukowców biorących udział w badaniu, ponieważ podróżnik przechodzi zazwyczaj przez trzy etapy. Pierwszym jest to, co zazwyczaj ludzie kojarzą z narkotykami: wir świateł, barw i dźwięków. Drugi etap to katalog wyznań użytkowników, którzy mogą wówczas ujrzeć Jezusa i Buddę, bogów rzymskich, greckich, egipskich i wielu innych, przez co etap ten stał się znany jako "królestwo archetypów". Ale dopiero to, co następuje potem, sprawia, że psychodeliki są tak skutecznym lekiem przeciwko przeciw lękowi przed śmiercią. "Po odwiedzinach w królestwie archetypów przychodzi stan mistyczny" – opowiada Richards.

"Jest to wymiar obcowania z boskością, wymiar głębokiej pokory, jaźń jest naga. W psychologii religii , mistyczne doświadczenie jest opisane jako jedność, transcendencja czasu i przestrzeni, noetyczna wiedza (http://pl.wikipedia.org/wiki/Noetyka – przyp. p.Ł.K.), świętość, niewymowność .... To święty wymiar objawienia, w którym jednak możemy również stanąć wobec tego, co Kierkegaard nazywa "bojaźnią i drżeniem" – jest to bowiem niepisanie głęboki i majestatyczny teren eksploracji. Halucynogeny spełniają zatem samo zadanie, jak religia: dostarczają dowodu jedności, która tak dla ludzi, jak i wszystkich innych zwierząt, jest nadal jedynym znanym lekarstwem na strach przed śmiercią ".

Oceń treść:

Average: 8.1 (11 votes)

Komentarze

Anonim (niezweryfikowany)

niezłe bzdury, przestałem czytać gdy jaguar zaczął przeżuwać...

pokolenie Ł.K.

Nigdy nie widziałeś, jak kot międli w pysku liście roślin? Wiadomo, że nie chodzi o przeżuwanie w sensie takim, jak robią to roślinożercy.

Anonim (niezweryfikowany)

w łodydze wierzby jest salucyna a nie aspiryna. Aspiryna jest pochodną.

Artur Olczykowski (niezweryfikowany)

Yaje, albo yage, czyli Banisteriopsis caapi zawiera harmine i harmaline, a nie DMT.

Anonim (niezweryfikowany)

zmien dilera albo zmniejsz dawke o polowe

Zajawki z NeuroGroove
  • LSD-25
  • Pierwszy raz

Set: urlop, trwające od kilku dni radosne podniecenie w związku z tripem, w szerszej perspektywie - trochę standardowych, siedzących gdzieś z tyłu głowy problemów, nic wielkiego Setting: sobota, schyłek lata, lekko zasnute chmurami niebo. Puste mieszkanie, pobliskie jezioro wraz z okalającym je lasem, tramwaj

21:32. Stoję na maleńkim balkoniku w bloku z wielkiej płyty i palę papierosa. Stara rura ze mnie - myślę sobie - skoro o tej godzinie po urodzinowych gościach został tylko zapach łychy, paczka po bibułkach i tytoń wdeptany głęboko w ruski dywan. 

I ten zupełnie niepozorny, starannie poskładany kawałeczek folii aluminiowej, zatknięty zapobiegawczo w suchym i chłodnym miejscu, gdzieś między jajkami a kostką masła. 

  • Bad trip
  • Kodeina

własny pokój, godzina 23, dobre grzanie

Witam, ja jestem dekoderemakodyny, a to jest mój trip raport. Bez przydługiego wstępu opiszę coś, co do tej pory wydawało mi się raczej niemożliwe. Równanie na wiek autora to mniej więcej cztery do drugiej,hehe.

  • LSD-25

Pamiętam mojego pierwszego kwasa - czarny kryształ, na którego namówił mnie J. Bardziej się bałam, niż chciałam rzeczywiście spróbować. Pamiętałam niektóre bad tripy grzybowe, poza tym mam paranoiczno-histeryczną osobowość i bardzo często sama sobie coś wkręcam ;-)

Pojechałam do J. Zjadłam ową magiczną czarną kropeczkę [J.też wziął] i czekam. Niebieskie światełko, muzyczka, dom, `strażnik`J. obok [na wypadek Panicznej Paranoi] - niby komfort, ale czułam się spięta. Nie znałam J. zbyt dobrze, byłam trochę zasznurowana.

  • Inne

Ja: kobieta, 22 lata, 170 cm wzrost, 55 kg waga

Doświadczenie: MJ, hasz, DXM, mieszankie ziołowe, Fungeez. Towarzysz podróży: bardzo duże doświadczenie z psychodelikami (wszystkie pozytywne).

Co: 2 kapsułki Fungeez

S&S: letnie sierpniowe popołudnie, niebo zachmurzone ale pogoda przyjemna, nastrój bardzo dobry - w końcu tak długo planowany wypad wypalił, chęć przeżycia czegoś nowego (przyjemnego)

Osoby: ja i kumpel towarzysz, nazwijmy go T.