Na Starym Kontynencie natomiast trwaja intensywne debaty
na temat
legalizacji narkotykow. Pojedyncze proby jak dotychczas skonczyly sie
niepowodzeniem, czy to z powodu intensywnego nacisku ze strony USA,
czy
tez niekonsekwencji w postepowaniu.
Przeciwnicy legalizacji twierdza, ze gdy sie do niej dopusci, cala
Europa bedzie wygladala jak madryckie przedmiescie La Celsa.
Tam wlasnie, na skraju stolicy Hiszpanii, w nedznej dzielnicy bedacej
pozostaloscia po nieudanym programie socjalnym, pomiedzy wysypiskami
smieci gromadza sie dziesiatki "junkies", aby zaaplikowac sobie strzal
w
zyle. Potem wracaja do srodmiescia - autobusem nr 130, zwanym przez
Madrilenos "linia smierci". Szprycuja sie zreszta nie tylko tam, takze
w
srodmiesciu i w metrze. Policja nie robi nic, poniewaz zazywanie
narkotykow nie jest karalne - nie tyle zgodnie z prawem, co zgodnie
z
obowiazujaca praktyka.
Podobnie tolerancyjna byla do niedawna policja zurychska, gdzie
funkcjonowal lokalny "Needle Park". Skonczylo sie to w styczniu
ubieglego roku, gdyz podstawowy problem nie zostal rozwiazany: kupno
i
sprzedaz narkotykow w dalszym ciagu pozostawaly nielegalne, a wiec
kwitl
czarny rynek.
Wiekszym powodzeniem cieszy sie pomysl Holendrow. W ich kraju nie jest
przestepstwem posiadanie, kupno ani sprzedaz haszyszu w ilosci do 30
g.
Juz to male poluznienie prawa spowodowalo znaczne zlagodzenie sytuacji
na rynku narkotykowym. W Holandii istnieje okolo 2 tysiecy "kawiarni
haszyszowych". Centra mlodziezowe maja swoich wlasnych sprzedawcow,
niektore szklarnie przerzucily sie z uprawy jarzyn czy kwiatow na
rodzimy cannabis, stanowiacy juz 50% zapotrzebowania kraju.
Polityka ta spowodowala znaczne *zmniejszenie* sie liczby
konsumentow haszyszu. O ile na poczatku lat 70-tych, przed jej
wprowadzeniem, jeszcze 10% 18-latkow holenderskich odpowiadalo w
ankietach, ze probowalo "trawki", to aktualnie procent ten wynosi 2.
W
istocie, niewiele jest rozsadnych argumentow, ktory moglbyby podwazyc
celowosc legalizacji "miekkich" narkotykow. Ale rownoczesnie polityka
ta
w niczym nie rozwiazala problemow zwiazanych z narkotykami "twardymi".
Tylko legalizacja heroiny, ktora jest przyczyna smierci zdecydowanie
najwiekszej liczby ofiar narkotykow w Europie - jak twierdza eksperci
kryminalistyki - moze rozwiazac problem zwalczania narkotykow "twardych".
Wedlug projektu szwajcarskiego, kazdy obywatel kraju powyzej 16
lat mialby prawo otrzymac w swym kantonie "karte narkotykowa", na ktora
moglby legalnie kupowac w aptekach srodki odurzajace, oczywiscie "na
wlasne potrzeby". Aby zminimalizowac niewlasciwe uzywanie tych
substancji, kazdy otrzymywalby dokladna instrukcje na temat dawkowania
i
ryzyka, podobnie jak to jest przyjete przy kupnie innych lekarstw.
Dodatkowo obowiazywalby zakaz ich reklamowania.
Zachowanie monopolu i kontroli panstwowej sprawiloby, ze nie bylby to
system calkowicie swobodnego handlu a la Milton Friedman. To bylaby
glowna strona pozytywna. Stron negatywnych byloby jednak wiecej. Z
"tabu
narkotykowego" powstaloby szybko "obywatelskie prawo" posiadania srodkow
odurzajacych. Jezeli cos jest rozprowadzane przez panstwo, to nie moze
byc szkodliwe. I kazdy ma do tego "czegos" prawo.
Czyli: prawo do szmerku w glowie. Debata zaczyna sie od poczatku.
Wedlug wszystkich projektow liberalizacji narkotykow problem jest
podobny: nie mozna jej wprowadzac "po trochu". Jezeli sie dopusci do
obrotu heroina, nie bedzie juz odwrotu. Co sie wtedy stanie, nie potrafi
nikt przewidziec.
Wolny rynek, jesli sie go juz calkowicie zliberalizuje, potrafi rzadzic
sie prawami, ktorych nie powstydzilaby sie mafia. Szwajcarski tygodnik
"Weltwoche" zartuje, przewidujac produkt narodowego koncernu "Nestle"
pod nazwa "Nescrack".
Takze mafiosi nie pozostaliby bezczynni. Mogliby na przyklad zalac rynek
"crackiem" - przerobiona kokaina, ktora na poczatek kosztuje grosze,
ale
bardzo szybko powoduje uzaleznienie i olbrzymi wzrost wydatkow.
Zgodnie z roznymi scenariuszami wydarzen, po uwolnieniu rynku
narkotykowego cena heroiny powinna spasc do okolo 1% dzisiejszego
poziomu. Czy heroina rozpowszechni sie tak, jak alkohol? Czy twarde
narkotyki uda sie trzymac przed dziecmi lepiej, niz papierosy? Jak
duza
bedzie liczba uzaleznionych na rynku pracy, w ruchu drogowym, ile
wyniosa koszta i szanse na powodzenie ich terapii?
Odpowiedzi na te pytania przypominaja wrozenie z fusow. Glownie dlatego,
ze zasadniczy problem, uzaleznienie, jest prawie niezbadany.
Co to jest uzaleznienie, jak do niego dochodzi, i jak je zakonczyc,
sa
to ciagle wielkie niewiadome dziedziny nauki, bedacej na pograniczu
medycyny, psychologii i socjologii. Poniewaz tak malo wiadomo o tym
zjawisku, tym bardziej nie wiadomo, jak na nie wplywac. Podobnie
zagadkowe jest zjawisko zaniku uzaleznienia. Terapeuci narkotykowi
dzialaja na zasadzie "czarnej skrzynki": wiedza wprawdzie, ze czasami
ich
usilowania spotykaja sie z sukcesem, ale nie wiedza, dlaczego. Nigdzie
w
Republice Federalnej nie ma zadnej instytucji badan podstawowych, ktora
zajmowalaby sie tym i podobnymi problemami. Wszystkie badania
prowadzone sa pod auspicjami Glownego Urzedu Kryminalnego, czyli pod
haslem "wojny z narkotykami".
Spoleczenstwu, ktore tak niewiele wie na temat prawdopodobnie
najpowazniejszego problemu, jaki je dreczy, nie wolno pojsc na ryzyko
swobodnej dystrybucji heroiny. Bylby to eksperyment na - zywych -
ludziach. I nikt nie bylby w stanie eksperymentu tego zatrzymac w
dowolnej fazie, albo zadeklarowac zakonczonym.
Natomiast istnieja juz wyniki eksperymentow na nizszym poziomie,
odpowiadajacym ograniczonej i scisle kontrolowanej dystrybucji
narkotykow wsrod ludzi juz uzaleznionych. W angielskim miasteczku Widnes
kolo Liverpoolu od kilku lat sprzedaje sie "twarde" narkotyki na
recepty. W ramach tego projektu rozprowadza sie bezplatnie heroine,
kokaine, morfine, amfetamine i metadon.
"Nie czynimy tego, aby kazdy, kto chce, mogl pojsc do lekarza i poprosic
o kilka gramow - na przyklad - heroiny, bo ma taka ochote" - mowi
kierownik tego programu. "Jest to alternatywa: narkotyki od lekarza,
albo narkotyki z czarnego rynku". Recepty sa wypisywane pod scisla
kontrola lekarska i tylko w wypadku, gdy zazywanie srodkow odurzajacych
moze prowadzic do unormowania sie stylu zycia uzaleznionego pacjenta.
Stopien jego uzaleznienia sprawdza sie wielokrotnie przez analizy krwi
i
moczu. W wypadku potwierdzenia uzaleznienia, wypisuje sie recepty co
tydzien, n.p. na 28 ampulek po 100 mg heroiny lub 42 nasycone heroina
papierosy, ktore sa sporzadzane w specjalnie upowaznionych aptekach.
Za
papierosy placi sam pacjent, za narkotyk - panstwo.
Pomimo, ze nikogo z korzystajacych z tego programu nie naciska sie,
aby
sprobowal zerwac z nalogiem, w ciagu 9 ostatnich lat odnotowano 22%
przypadkow wyleczen. Nie tylko zreszta program ten pomaga narkomanom
- w
tym samym czasie w miasteczku znaczaco spadla przestepczosc.
Podobny eksperyment mial byc przeprowadzony od jesieni ubieglego roku
w
Szwajcarii: w kilku wiekszych miast miano rozpoczac dystrybucje
narkotykow miedzy ok. 250 uzaleznionych osob.
Profesor ekonomii z Saarbruecken, W. Pommerehne, widzi w tej metodzie
mozliwosc calkowitego "wysuszenia" kryminogennego rynku narkotykowego:
poprzez zaopatrzenie dokladnie tych osob, ktore sa juz uzaleznione,
odbierze sie gangom ich glowna grupe klientow. Cena rozprowadzanych
srodkow nie gra tutaj zadnej roli: koszta ich wytwarzania oscyluja
wokol
liczby 0.8% ceny czarnorynkowej. Znacznie wiecej musialaby kosztowac
kontrola nad aparatem dystrybucji narkotykow, ktory musialby byc
odpowiednio dobrze zorganizowany i operowac wedlug zasad obowiazujacych
w handlu bronia. Mozliwosc korupcji jest tutaj bardzo powazna.
W Niemczech szanse na wprowadzenie podobnych eksperymentow sa znikome.
Wprawdzie sa one silnie popierane przez specjalistow od kryminalistyki,
jak rowniez powazna czesc poslow SPD, odpowiednie ustawy nie maja szansy
jednak przejscia przez Bundesrat [izbe wyzsza parlamentu - J.R.], w
ktorej wiekszosc maja partie chadeckie. Wedlug ministra spraw
wewnetrznych Bawarii, "totalna kapitulacja przed mafia narkotykowa
nie
wchodzi w gre".
Przeciwnicy projektu wysuwaja m.in. nastepujace argumenty:
- Jesli panstwo staje sie samo handlarzem narkotykow, usprawiedliwia
tym
samym konsumpcje tychze;
- Przez wydzielanie uzaleznionym twardych narkotykow, przedluza sie
ich
cierpienia, zamiast ich leczyc;
- Akcja grozi wpadnieciem wielu przypadkowych uzytkownikow narkotykow
w
pelne uzaleznienie.
Argumenty te sa powazne, ale nie do konca przekonywujace. Przede
wszystkim nie dotycza one programow, ktore polegac maja na wydawanie
narkotykow wylacznie osobom juz uzaleznionym. Kontrolowana dystrybucja
narkotykow nie "przedluza cierpien", lecz jedynie podtrzymuje
uzaleznienie. Wielu lekarzy przy tym uwaza uzaleznienie od heroiny,
jezeli jest ona dostatecznie czysta i przyjmowana w higienicznych
warunkach, za zlo do przyjecia. Heroina nie prowadzi, nawet przy
regularnym jej zazywaniu, do trwalych uszkodzen organicznych. Wbrew
rozpowszechnionej opinii, uzalezniony od heroiny nie znajduje sie
na pewnej drodze ku smierci.
Wedlug dosc zgodnej opinii zarowno zwolennikow, jak i przeciwnikow
liberalizacji, decyzja w tej dziedzinie bedzie musiala byc podjeta
szybko, gdyz przy zachowaniu status quo liczba zgonow w wyniku
przedawkowania heroiny bedzie wzrastac lawinowo. Zwolennicy twierdza,
ze
w koncu stanie sie jasne, ze nie bedzie zadnej rozsadnej alternatywy.
Jezeli przepowiednia ta sie spelni, pani Papenmayer, o ktorej bylo na
poczatku tego artykulu, nie bedzie musiala kupowac heroiny dla swej
uzaleznionej corki na dworcu hamburskim. "Legalizacja - mowi zrozpaczona
matka - bedzie dla mnie oznaczac, ze wreszcie bede mogla w nocy spac
spokojnie".
O ile oczywiscie jej corka bedzie jeszcze zyla.
Tlum. Jerzy Remigioni |