.....czyli Suplement do T.R. 4970.
doszły kolejne + jeszcze jedna próba ( tym razem zakonczona "sukcesem" ).
Sinicuichi ( Heimia Salicifolia ).
Wolne Miasto Christiania, artykuł z "Ozonu" o tym jak prawicowe rzady niszcza ten zabytek dunskiej kultury.
Ta niewielka dzielnica Kopenhagi liczy zaledwie 34 hektary. Średnio co trzy minuty natykam się w niej na patrole policji, składające się przynajmniej z ośmiu mundurowych. – Czujemy się tu jak w Palestynie – żali się Detlev Nissen, mieszkający w Christianii od kilkunastu lat. Detlev jest z zawodu mediatorem społecznym: w sytuacjach kryzysowych ma pomagać zwaśnionym stronom dojść do kompromisu.
Ale z policją mediacji nie ma. Właśnie patrol wszedł do jednego z budynków. Część policjantów przeprowadza w środku rewizję, część obstawia drzwi wejściowe. Wokół gromadzą się młodzi ludzie – krzyczą na gliniarzy i przeklinają ich, ale nikt nie rzuca kamieniami ani nie atakuje kijami bejsbolowymi.
Jeszcze parę lat temu sytuacja taka byłaby nie do pomyślenia. Na terenie Christianii policjanci mogli się pojawiać tylko w cywilu, a każde wejście mundurowych wywoływało zamieszki. Były to czasy, gdy stragany przy Pusher Street – głównej ulicy Christianii – pełne były haszyszu i marihuany, sprzedawanych publicznie. Przez 33 lata kopenhaska dzielnica była kultowym miejscem dla fanów legalizacji narkotyków z całego świata. W marcu ubiegłego roku duński rząd wprowadził jednak politykę „zero tolerancji” wobec narkotyków.
Stoję wśród złorzeczących grupek młodzieży i widzę branie jeńców w tej wojnie – policjanci wyprowadzają trzech handlarzy narkotyków. – A miało być tak pięknie – rozmarza się aktorka Britta Lillesoe, która na początku lat 70. zamieszkała w tej dzielnicy. – Christiania to nasza fabryka marzeń – mówi. – To wielki plac zabaw dla dorosłych – dopowiada Detlev.
Nowy rozdział w dziejach tego miejsca rozpoczął się w 1971 r., kiedy duńskie wojsko opuściło koszary na wyspie Christianshavn. Puste budynki zaczęli zajmować hippisi, rockersi, anarchiści i różnego rodzaju sympatycy kontrkultury, tworząc tam squaty i komuny. Policja wyrzucała ich stamtąd, lecz oni wracali. Toczyli regularne walki z siłami porządkowymi. Zasiedlali kolejne lokale, w końcu ich liczebność doszła do tysiąca osób. Wśród nich wielu było artystów, malarzy czy aktorów. Organizowali koncerty muzyczne, spektakle teatralne, wystawy plastyczne. Policja dała za wygraną.
Tak powstało Wolne Miasto Christiania mające tworzyć alternatywny rodzaj społeczeństwa, gromadzić nonkonformistów, gardzących mie-szczańskim stylem życia. Dziś elita Christianii mieszka w otoczonych ogródkami eleganckich domkach, które przejęła po kaście oficerskiej lub wybudowała sama.
Większość z nich to przedstawiciele pokolenia ’68. Mają po 50, 60 lat. Mówią o sobie: dzieci kwiaty. Christiania, symbol witalności kontrkultury, jest coraz bardziej przygarbiona i pomarszczona. Antropolog Irma Clausen opowiada, że w latach 70. urodziło się tu 70 dzieci, ale w latach 80. już tylko 30. Najgorsze jednak – dodaje – że nasze dzieci nie chcą tu z nami mieszkać, mówią nam: to nie nasz pomysł na życie.
Większość osób zaangażowanych w powstanie Wolnego Miasta głosiła, że pragnie uciec od kapitalistycznego państwa i stworzyć alternatywne formy samorządności, samoorganizacji i samowystarczalności. Dziś owi podstarzali hippisi są całkowicie zdani na łaskę znienawidzonego przez nich państwa – żyją z zasiłków społecznych, gdyż przez lata nie pracując i nie opłacając składek ubezpieczeniowych, pozbawili się środków do życia. Długi czas i tak pozostawali w iluzji – wierzyli, że można być niezależnym od państwa i nie płacić ani za wodę, ani za prąd – w rzeczywistości przez lata rachunki opłacało za nich państwo tolerujące ten eksperyment.
Steen Nielsen już w 1973 r. zorientował się, że sprawy idą w złym kierunku. Steen to postać szczególna. To właśnie on zapoczątkował masowe przejmowanie opuszczonych budynków w Christianii. – To było 2 sierpnia 1971 r., dokładnie o godzinie 12.30. Wszedłem wtedy do pustego mieszkania po pewnym pułkowniku i jak zobaczyłem przedpokój, to pomyślałem sobie: tu można zrobić kort tenisowy.
Dziś Nielsen mówi o „zdradzonej rewolucji”: – To miało być miejsce głównie dla młodych studentów z prowincji, niemających własnych mieszkań. Mieli kończyć studia i oddawać wolne lokum następnym. Tymczasem najbardziej zaradni zajęli mieszkania dla siebie, urządzili się, a do dzielnicy weszły pieniądze. Dziś Christiania to zamknięty klub. Nie możesz zamieszkać tam swobodnie, tak jak kiedyś. Musisz przejść coś w rodzaju castingu przed sąsiadami. Oni decydują, czy możesz zostać. Byle kogo nie wezmą. W Christianii pojawiły się duże interesy, ponieważ pojawiły się narkotyki.
Sam Steen jest uzależniony. Jego głównym źródłem utrzymania są pogadanki w szkołach, gdzie na własnym przykładzie próbuje odstraszać uczniów od narkotyków. Mówi im: – Kiedy palisz marihuanę w piątek, sobotę i niedzielę, a w poniedziałek idziesz do szkoły, to tracisz zdolność uczenia się. Wykorzystujesz tylko 25 proc. swoich możliwości. Kiedy tak palisz przez lata, to nie możesz być rozwinięty w 100 proc. jako człowiek. W wieku 30 lat wciąż zachowujesz się jak nastolatek. Sam tego doświadczyłem i nie rozumiałem, co się ze mną dzieje. Co się stało z rozwojem wewnętrznym. A ja po prostu przestałem być rozwinięty.
Narkotyków nie brał natomiast nigdy Nils Vest, od lat mieszkający w Christianii, autor kilku filmów dokumentalnych o niej. Daje mi archiwalne nagrania z 1 maja 1974 r., na których widać, jak kontrkulturowcy z Christianii obchodzą Święto Pracy. Ubrani w kufajki i czapki uszanki, jeżdżą tekturowymi czołgami, strzelają z zabawkowych wyrzutni rakietowych, powiewają czerwonymi flagami z sierpem i młotem i śpiewają Międzynarodówkę. Przypomina mi to happeningi Pomarańczowej Alternatywy. Vest wyprowadza mnie jednak z błędu – w Christianii nie robili sobie jaj z komunizmu, oni go brali na serio, tylko wyrażali w kontrkulturowej formie.
Znakiem firmowym Wolnego Miasta były zawsze narkotyki. Miejscowa społeczność od początku akceptowała obecność haszyszu i marihuany jako nieodłącznych elementów hippisowskiego stylu bycia. Jednak oprócz narkotyków miękkich w dzielnicy pojawiły się twarde: heroina, kokaina, LSD. Christiania zaroiła się od dilerów białego proszku, paserów przyjmujących kradzione rzeczy od narkomanów, nieprzytomnych ćpunów i nastoletnich dziewczyn sprzedających swoje ciało za porcję heroiny.
W 1979 r. władze Kopenhagi zagroziły, że zakończą eksperyment społeczny o nazwie Christiania. Zgromadzenie Wolnego Miasta zmuszone zostało więc do podjęcia decyzji zaprzeczającej dwóm podstawowym zasadom tej alternatywnej enklawy. Pierwsza brzmiała: „zabrania się zabraniać”. Teraz trzeba było zabronić posiadania i sprzedaży narkotyków twardych. Jak jednak wyegzekwować ten zakaz, skoro do tej pory pacyfistycznie nastawiona społeczność Christianii wyrzekała się stosowania przymusu?
Ratunkiem okazał się Bullshit. Tak nazywał się gang motocyklowy, któremu mieszkańcy Christianii zlecili oczyszczenie dzielnicy z twardych narkotyków. Bullshitowcy w czarnych skórzanych kurtkach, siedząc na harleyach, z rykiem silników przemierzali Christianię, zatrzymywali i rewidowali każdego podejrzanego. Zapłatą była możliwość zabrania skonfiskowanego towaru dla siebie. W ten sposób gang zbił fortunę, sprzedając zarekwirowane narkotyki w innych częściach Kopenhagi.
W 1987 r. bullshitowcy znikli z Christianii. Według oficjalnej wersji spełnili swoje zadanie; według nieoficjalnej – zastąpili ich mniej widoczni, ale za to bardziej bezwzględni zawodnicy. Ci ostatni uzyskali od elit Christianii monopol na handel narkotykami – pod warunkiem jednak, że będzie to tylko haszysz i marihuana.
Sytuację dzielnicy zmieniło zwycięstwo prawicy w wyborach parlamentarnych w 2001 r. Nowy rząd wydał wojnę narkotykom. Według danych Europejskiego Centrum Monitorowania Narkotyków i Uzależnień Dania jest jednym z krajów o najwyższej na świecie liczbie osób zażywających marihuanę.
Z nowej polityki władz cieszy się komisarz policji Paw Mangelsen. Policjanci już dawno chcieli zrobić porządek z narkotykowym rynkiem w Christianii, ale lewicowe rządy do tego nie dopuszczały.
Frank Hedegaard, wicemer Kopenhagi, działacz Ludowej Partii Socjalistycznej, a na dodatek członek Unii Użytkowników Narkotyków, opowiada się wprost za zalegalizowaniem branży narkotykowej. W ten sposób – przekonuje – państwo zarabiałoby pieniądze, które potem można byłoby przeznaczyć na pomoc narkomanom.
Póki krajem rządzi prawica, jest to jednak niemożliwe. Nowe władze wprowadziły możliwość rewidowania każdego podejrzanego nie tylko na terenie Christianii, lecz także kilkaset metrów poza jej granicami. Mangelsen nie ukrywa, że jego podopieczni korzystają z tego prawa: – Prowadzimy politykę nieustannego nękania, tak aby wykorzenić narkotyki z Christianii. Każdego dnia aresztujemy za posiadanie marihuany lub haszyszu 30–40 osób.
W tym roku parlament uchwalił ustawę o normalizacji Christianii. Postanowiono, że dzielnica powinna zostać sprywatyzowana. Jesper Schou Hansen, członek kopenhaskiej rady miasta z rządzącej Partii Liberalnej, opowiada mi inną niż christianici wersję historii tego miejsca: – Pewna grupa ludzi weszła kiedyś na teren Christianii i ukradła dzielnicę. To nie jest w porządku, by ludzie, którzy dokonali kradzieży, mieli prawo zatrzymać łup dla siebie. Jeśli chcą mieszkać w Christianii, niech kupią lub wynajmą mieszkania. Tak jak wszyscy w Danii.
Obecnie w dzielnicy nie ma własności prywatnej. Mieszkańcy mają jedynie prawo użytkowania lokali przydzielonych przez wspólnotę. Płacą za świadczenia komunalne i podatek na rzecz wspólnoty. Hannah Carlsen, jedna z twórczyń stron internetowych Christianii, boi się, że ustawa może spowodować zmianę charakteru dzielnicy, gdyż wielu jej mieszkańców nie będzie stać na wykup lokali. Teren dostanie się w ręce bogaczy. W związku z tym społeczność założyła fundację chcącą wykupić teren Christianii i zachować jej unikalny charakter. – Jeśli przegramy w sądzie, wzniecimy zamieszki na ulicach – odgraża się Klaus Tanzer, niemiecki architekt zamieszkały w Christianii.
Frank Hedegaard uważa, że rząd będzie musiał pójść na kompromis z mieszkańcami dzielnicy, ponieważ od lat stanowi ona jedną z największych atrakcji turystycznych Danii. Czy jednak Wolne Miasto bez narkotyków będzie w stanie przyciągnąć gości? Dziś stragany na Carl Madsens Plads oferują tylko fajki, nargile czy maszynki do skrętów, a ponieważ nie ma już haszyszu i marihuany, wokół panuje pustka. Nie ma tłumów jeszcze półtora roku temu kłębiących się w oparach narkotykowego dymu. Podobna pustka panuje w legendarnym barze Woodstock, przypominającym knajpy z westernów z gośćmi wyglądającymi tak, jakby pamiętali czasy Dzikiego Zachodu. Kiedy rozwiały się opary haszyszu, opuścili to miejsce klienci.
Większość mieszkańców Christianii opowiada się zdecydowanie za swobodnym dostępem do miękkich narkotyków. – Prawo do marihuany to prawo do wolności – mówią. Hannah Carlsen nie ma wątpliwości: – Rząd Danii bardzo przypomina nazistów, ma faszystowskie podejście do wielu spraw. Oni chcą zabrać naszą wolność.
Steen Nielsen widzi to jednak inaczej: – Narkotyki nie przynoszą wolności. Ale przynoszą pieniądze.
.....czyli Suplement do T.R. 4970.
doszły kolejne + jeszcze jedna próba ( tym razem zakonczona "sukcesem" ).
Sinicuichi ( Heimia Salicifolia ).
mój dom, godzina 11.45, próbuje po raz pierwszy, ogólna ekscytacja nowym dla mnie wynalazkiem
Kilka dni wcześniej myślałem już o spróbowaniu kodeiny. Tego dnia kończyłem zajęcia dużo szybciej niż zwykle i postanowiłem zaopatrzyć się w paczuszkę antidolu. Pani w aptece bardzo miła, wymownie uśmiechnęła się gdy poprosiłem o lek. Zapłaciłem, wyszedłem i udałem sie prosto do domu.
11.20
Doświadczenie:
Natura- Galka Muszkatołowa (wielokrotnie), MJ (regularnie), haszysz
Chemia-Amfetamina, pixy, Kodeina, Tramadol, Dopalacze (Tajfun, Smoke, Ja Rush, Konkret i wieeele innych)
Wiek: 18 lat (70kg)
Ilość: 30g świeżej mielonej gałki firmy kamis
Oczekiwania: Nadzieja na mistyczne doznanie
Obsada:
Murzyn
Mariusz
Emilia
Kolega 1
Kolega 2
I wiele innych nieznaczących osób (zbieżność imion/pseudonimów przypadkowa)
Treść:
No wiec pewnego dnia poczulem sie bardziej chory na grypke niz zawsze, skorzystalem wiec z okazji, skoczylem do apteki i oprocz gripexu, chcialem kupic tez tussi.. ale nie bylo, pewnie wszyscy kupuja hurtowo ;), byl natomiast sudafed, w cenie 12 zl (za 12 tabletek), ale czego sie nie nie robi dla dobra nauki.
W drodze powrotnej czytam ulotke, a tam mila informacja, jedna tabletka zawiera 60 mg ch.pseudoefedryny. Wiec, zdaje sie, 4 razy wiecej niz tussi.
Komentarze
"Wolne Miasto Christiania, artykuł z "Ozonu " o tym jak prawicowe rzady niszcza ten zabytek dunskiej kultury. " haha czytaliscie w ogole ten artykul? Bo mnie sie wydaje, ze jest o czyms innym. Panowie powagi troche i obiektywizmu. Gorszy od glupoty jest tylko fanatyzm.
Dziwne, że Duńczycy tyle lat tolerowali takie złodziejstwo. Co za degeneraci mieszkają w tej Christianii- "...jak przegramy w sądzie, to wzniecimy zamieszki na ulicach....... "? Fajnie jeśli ktoś nazywa siebie anarchistą i jest utrzymywany przez państwo. Półgłówki i tyle.
Fakt. Artykuł jest tendencyjny, ale pewnych rzeczy nie mozna tolerować. Dlaczego podatnicy są obciążani kosztami utrzymania Christianii? nawet jesli turysci muszą coś zjeść i gdzieś się przespać to nie wiadomo czy wydane przez nich pieniądze przynajmniej zrównoważą koszty utrzymania dzielnicy. Po drugie nie ma wolności bez poszanowania prawa własności. Jakby nie było własnośc ta została zagrabiona. Podobał mi się natomiast pomysł z zatrudnieniem gangu Bullshit. To jest metoda walki z narkomanią! Zero kosztów!
Fakt. Artykuł jest tendencyjny, ale pewnych rzeczy nie mozna tolerować. Dlaczego podatnicy są obciążani kosztami utrzymania Christianii? nawet jesli turysci muszą coś zjeść i gdzieś się przespać to nie wiadomo czy wydane przez nich pieniądze przynajmniej zrównoważą koszty utrzymania dzielnicy. Po drugie nie ma wolności bez poszanowania prawa własności. Jakby nie było własnośc ta została zagrabiona. Podobał mi się natomiast pomysł z zatrudnieniem gangu Bullshit. To jest metoda walki z narkomanią! Zero kosztów!
Dziwne, że Duńczycy tyle lat tolerowali takie złodziejstwo. Co za degeneraci mieszkają w tej Christianii- "...jak przegramy w sądzie, to wzniecimy zamieszki na ulicach....... "? Fajnie jeśli ktoś nazywa siebie anarchistą i jest utrzymywany przez państwo. Półgłówki i tyle.
"...Pewna grupa ludzi weszła kiedyś na teren Christianii i ukradła dzielnicę. To nie jest w porządku, by ludzie, którzy dokonali kradzieży, mieli prawo zatrzymać łup dla siebie... "
Haha. Od wieków tak było, ludzie zajmowali ziemie niezamieszkałe/opuszczone. Skoro w Christianii mieszkają już tak długo to należy im się ta dzielnica.
Nie dajcie się oszukać tonowi tego artykułu. W oczywisty sposób przeprowadzana jest tutaj psychiczna manipulacja czytelnikiem.
Chociażby w kolejności pojawiania się argumentów widać, że to co chce wykazać autor to ośmieszenie ludzi mieszkających w Christianii.
Co zaś się tyczy ich domniemanej "kradzieży " całej "dzielnicy " to powszechnie wiadomo (jak widać nie tyczy to autora artykułu), że "dzielnica " była skazana na rozsypkę i upadek. Z jakiegoś powodu przecież nikt tam przedtem nie zamieszkał. Stała się atrakcyjną dopiero gdy pojawili się tam ludzie, którzy własną ciężką pracą doprowadzili to miejsce do kulturalnego i społecznego rozkwitu. Oczywiście zawsze wtedy pojawiają się sępy, które mają zamiar przejąć ten dobytek nie dający się przeliczyć na pieniądze.. choć jak widać dla niektórych jest to jednak możliwe.
Patologie jakie się tam pojawiały (heroina etc) wynikają nie z postawy mieszkańców ale odgórnie błędnie prowadzonej polityki narkotykowej rządu, która doprowadziła do tego, że ludzie uzależnieni skupiają się w miejscach, w których mogą się spokojnie narkotyzować dalej, uciekając z miejsc, w których są ścigani i tępieni jak zwierzęta a nie ludzie.
Podobny problem występuje przecież w postaci narkoturystyki w Holandii i naprawdę nie ma w tym winy Holendrów, tylko krajów Holandię otaczających, które doprowadziły do stłamszenia części swoich obywateli w taki sposób, że muszą oni wyjechać ze swojego kraju ażeby nareszcie w spokoju odetchnąć dymem haszyszowym czy marihuanowym, co nie oznacza, że nie robili tego wcześniej - choć pod presją powodującą zachłanność i niezdrowe podejście do dragów w ogóle.
Korzyści finansowe i kulturowe jakie czerpało miasto i inni obywatele z istnienia takiego miejsca (czego autor nie mógł zamaskować lecz jakby "zapomniał " :/) z pewnością pokryły wielokrotnie koszta jakie ponosiło państwo z tytułu pobierania zasiłków.
Pozdro :>
P.S. Nie dajta się zwodzić parszywy m mediom i czytajta pomiędzy linijkami tekstu :>>>> :D heh
Fakt. Artykuł jest tendencyjny, ale pewnych rzeczy nie mozna tolerować. Dlaczego podatnicy są obciążani kosztami utrzymania Christianii? nawet jesli turysci muszą coś zjeść i gdzieś się przespać to nie wiadomo czy wydane przez nich pieniądze przynajmniej zrównoważą koszty utrzymania dzielnicy. Po drugie nie ma wolności bez poszanowania prawa własności. Jakby nie było własnośc ta została zagrabiona. Podobał mi się natomiast pomysł z zatrudnieniem gangu Bullshit. To jest metoda walki z narkomanią! Zero kosztów!
Fakt. Artykuł jest tendencyjny, ale pewnych rzeczy nie mozna tolerować. Dlaczego podatnicy są obciążani kosztami utrzymania Christianii? nawet jesli turysci muszą coś zjeść i gdzieś się przespać to nie wiadomo czy wydane przez nich pieniądze przynajmniej zrównoważą koszty utrzymania dzielnicy. Po drugie nie ma wolności bez poszanowania prawa własności. Jakby nie było własnośc ta została zagrabiona. Podobał mi się natomiast pomysł z zatrudnieniem gangu Bullshit. To jest metoda walki z narkomanią! Zero kosztów!
Grześ Górny to katolik w ostrogach pozwiązany z prawicowo-katolicką "Frondą ", pisemkiem dla strażników własnej lobotomii. Nie inaczej poczyna sobie po zmianach własnościowych w "Ozonie ", jako jego nowy naczelny. Nie ma się co oszukiwać - ten zenek ma misję od Jedynie-Słusznego-Boga, co widać po ogólnej wymowie tego tekstu. Dyskretna manipulacja mająca na celu wywołanie cenzury prewencyjnej u czytelnika.
Fakt. Artykuł jest tendencyjny, ale pewnych rzeczy nie mozna tolerować. Dlaczego podatnicy są obciążani kosztami utrzymania Christianii? nawet jesli turysci muszą coś zjeść i gdzieś się przespać to nie wiadomo czy wydane przez nich pieniądze przynajmniej zrównoważą koszty utrzymania dzielnicy. Po drugie nie ma wolności bez poszanowania prawa własności. Jakby nie było własnośc ta została zagrabiona. Podobał mi się natomiast pomysł z zatrudnieniem gangu Bullshit. To jest metoda walki z narkomanią! Zero kosztów!
Fakt. Artykuł jest tendencyjny, ale pewnych rzeczy nie mozna tolerować. Dlaczego podatnicy są obciążani kosztami utrzymania Christianii? nawet jesli turysci muszą coś zjeść i gdzieś się przespać to nie wiadomo czy wydane przez nich pieniądze przynajmniej zrównoważą koszty utrzymania dzielnicy. Po drugie nie ma wolności bez poszanowania prawa własności. Jakby nie było własnośc ta została zagrabiona. Podobał mi się natomiast pomysł z zatrudnieniem gangu Bullshit. To jest metoda walki z narkomanią! Zero kosztów!
Fakt. Artykuł jest tendencyjny, ale pewnych rzeczy nie mozna tolerować. Dlaczego podatnicy są obciążani kosztami utrzymania Christianii? nawet jesli turysci muszą coś zjeść i gdzieś się przespać to nie wiadomo czy wydane przez nich pieniądze przynajmniej zrównoważą koszty utrzymania dzielnicy. Po drugie nie ma wolności bez poszanowania prawa własności. Jakby nie było własnośc ta została zagrabiona. Podobał mi się natomiast pomysł z zatrudnieniem gangu Bullshit. To jest metoda walki z narkomanią! Zero kosztów!
Fakt. Artykuł jest tendencyjny, ale pewnych rzeczy nie mozna tolerować. Dlaczego podatnicy są obciążani kosztami utrzymania Christianii? nawet jesli turysci muszą coś zjeść i gdzieś się przespać to nie wiadomo czy wydane przez nich pieniądze przynajmniej zrównoważą koszty utrzymania dzielnicy. Po drugie nie ma wolności bez poszanowania prawa własności. Jakby nie było własnośc ta została zagrabiona. Podobał mi się natomiast pomysł z zatrudnieniem gangu Bullshit. To jest metoda walki z narkomanią! Zero kosztów!
Grześ Górny to katolik w ostrogach pozwiązany z prawicowo-katolicką "Frondą ", pisemkiem dla strażników własnej lobotomii. Nie inaczej poczyna sobie po zmianach własnościowych w "Ozonie ", jako jego nowy naczelny. Nie ma się co oszukiwać - ten zenek ma misję od Jedynie-Słusznego-Boga, co widać po ogólnej wymowie tego tekstu. Dyskretna manipulacja mająca na celu wywołanie cenzury prewencyjnej u czytelnika.
Grześ Górny to katolik w ostrogach pozwiązany z prawicowo-katolicką "Frondą ", pisemkiem dla strażników własnej lobotomii. Nie inaczej poczyna sobie po zmianach własnościowych w "Ozonie ", jako jego nowy naczelny. Nie ma się co oszukiwać - ten zenek ma misję od Jedynie-Słusznego-Boga, co widać po ogólnej wymowie tego tekstu. Dyskretna manipulacja mająca na celu wywołanie cenzury prewencyjnej u czytelnika.
mądrze właściwie mówicie z tą manipulacją ale ja najbardziej to czułem podczas czytania :
1)ooojejejj! jakieś nowe wieści o Christani
2):( jejku jak mi szkoda tego
i ot co