Uwolnić Gibona

Opinia publiczna, podzielona w kwestii narkotyków idealnie równo pod pokoleniową linijkę, została zaproszona do tak zwanej konsultacji społecznej. Podczas debaty udowodniono tyle, że "świętujący inaczej" - jak nazwali samych siebie palacze marihuany (lolka, gibona, batuty, jointa, fai), za nic nie dogadają się z zatroskanymi o nich antynarkotykowymi działaczami. O co znów ten, nomen omen, dym?

Tagi

Źródło

POLITYKA, nr 7 (2491)
Agnieszka Niezgoda

Odsłony

2812

Opinia publiczna, podzielona w kwestii narkotyków idealnie równo pod pokoleniową linijkę, została zaproszona do tak zwanej konsultacji społecznej. Podczas debaty udowodniono tyle, że "świętujący inaczej" - jak nazwali samych siebie palacze marihuany (lolka, gibona, batuty, jointa, fai), za nic nie dogadają się z zatroskanymi o nich antynarkotykowymi działaczami. O co znów ten, nomen omen, dym?

Wysłuchanie społeczne to nowość we współczesnej polskiej demokracji. Historyczne zdarzenie miało miejsce w ubiegłą środę, 9 lutego, kiedy to salę kinową Ministerstwa Zdrowia wypełniła setka obywateli, którzy uprzednio przysłali swoje zgłoszenia: przedstawiciele stowarzyszeń, młodzi politycy, osoby prywatne. W atmosferze pełnej ekscytacji debata z upływem każdych kolejnych trzech minut (tyle dokładnie czasu miał każdy mówca) nabierała humorystycznego rozmachu. Rozpoczęli serią antynarkotykowych gromów działacze, którzy arbitralność sądów mieli wypisaną na twarzach. Z wolna dochodziła do głosu równie arbitralna - tyle że dokładnie w przeciwną stronę - młodzież. Dyskutowany był przede wszystkim jeden przepis: proponowana przez ministra zdrowia zmiana, aby za posiadanie niewielkich ilości narkotyków na własny użytek nie karać więzieniem. Co nie znaczy - zalegalizować narkotyki, których posiadanie nadal pozostawałoby zabronione (to najczęstsze w debacie nieporozumienie).

Padały głosy o "przestępczości z natury", proponowano karanie dziennikarzy, którzy jakoby propagują zażywanie. Pan Marcin oświadczył, że od 20 lat pali regularnie, czuje się z tym dobrze i proszę bardzo - niech go teraz policja wyprowadzi z ministerstwa i zamknie. Młodzi z PiS byli przeciwni zmianie, młodzi z UP ją poparli. Absolwent resocjalizacji na UW optował za zalegalizowaniem uprawy konopi na własny użytek ("Ty go takich bzdur uczyłaś?" - zasyczał na to pewien działacz do pewnej działaczki). Student nauk społecznych pytał, czy 25 tys. jego kolegów z uczelni, którzy popalają trawę, to przyszła elita tego kraju, czy narkomani? Zieloni 2004 wyrazili swoje głębokie zaniepokojenie obecnym stanem rzeczy, natomiast Ostra Zieleń skonstatowała, że ustawa idzie w dobrym kierunku, ale Ostra Zieleń proponuje coś więcej: prawo do decydowania o swoim ciele i - co z tego wynika - podział na narkotyki twarde i miękkie. Harcerze powiedzieli "stanowcze nie narkomanizacji" - cokolwiek miałoby to słowo znaczyć, zaś stowarzyszenie Koliber podniosło kwestię wolności i odpowiedzialności.

Aż w końcu przedstawiciel - jak to ujął - młodzieży postępowej wykrzyczał tubalnie i - chyba - ironicznie, że gratuluje ministrowi pomysłu i proponuje, aby wprowadzić "gwałt na własny użytek". Postulat setnie ubawił salę, a nawet ministra. Z morza demagogii i nonsensów rzadko przebijały głosy rozsądku, podnoszące zasadnicze kwestie.

Co dało wprowadzenie w 2000 r. kary więzienia za posiadanie każdej ilości narkotyków? Czy prawem da się zaklinać rzeczywistość, która nijak się ma do może i słusznych, ale pobożnych, prohibicyjnych życzeń? Jak uderzyć w narkotykowy biznes, nie uderzając w jego ofiary?

---Policja na spalonym---

Ostatnia (koniec 2000 r.) nowelizacja ustawy o przeciwdziałaniu narkomanii wykreśliła z art. 48 punkt 4, który mówił o tym, że karze pozbawienia wolności nie podlega posiadacz nieznacznej ilości narkotyków na własny użytek. W ciągu ostatnich czterech lat policja - gorący orędownik zaostrzenia przepisów mogła zatem zatrzymać każdego, kto posiadał choćby jednego skręta. Miało to służyć wyłapywaniu handlarzy, gdyż ci wcześniej wymigiwali się tym właśnie tłumaczeniem: że mają tylko trochę i tylko na własny użytek. Policyjne statystyki wystrzeliły na orbitę sukcesu. W 2000 r. - z wszystkich paragrafów ustawy - policja zatrzymała ok. 20 tys. osób, w tym ok. 3 tys. za posiadanie. W 2004 r. - już 59 tys. osób, w tym - aż 26 tys. za posiadanie (dane Komendy Głównej). Sami groźni handlarze? Niekoniecznie. Wystarczy porównać te dane z liczbą tych, którzy odsiadują potem wyroki w więzieniach. A jest ich stosunkowo mało. Na początku 2005 r. za kratkami przebywało raptem ok. 1,4 tys. skazanych i ok. 1,6 tys. tymczasowo aresztowanych z paragrafów ustawy (dane Centralnego Zarządu Służby Więziennej). W tym za posiadanie: tylko 450 skazanych i 500 aresztowanych. T

Trudno tu o precyzyjne równanie, ale liczby obrazują następujące zjawisko: na wiele tysięcy zatrzymywanych i odsiadujących dwie doby w areszcie bardzo nieznaczny procent trafia potem do więzienia - najpewniej sąd nie dopatruje się takiej potrzeby. Janusz Sierosławski z Centrum Informacji o Narkotykach i Narkomanii, autor wielu badań, ocenia ostatnie cztery lata jako fatalne, a pomysł ministra - jako zawracanie z kosztownej i niepotrzebnej drogi, na którą weszliśmy wtedy, gdy Europa właśnie z niej rezygnowała. Gdy my zaostrzaliśmy, tam liberalizowano prawo bądź praktykę. Sierosławski tłumaczy: sprzedających jest dużo mniej niż kupujących, zwykle są oni cwańsi i lepiej dbają o własne bezpieczeństwo. Represja dotyka zatem przede wszystkim użytkowników, nie wpływa na zmniejszenie rozpowszechniania, używania ani dostępność, generuje społeczne i ekonomiczne koszty, a pożytek żaden.

- Wszystkie pokładane w Polsce w tym przepisie nadzieje spaliły na panewce. Policyjne wskaźniki podskoczyły, a dostępność i spożycie nadal rosły. Generalnie wsadzano wszystkich poza dilerami. Bo oni mieli różne wybiegi, na przykład wykorzystywali dzieci albo dokonywali wymiany bezkontaktowej.

---48 godzin za 5 gram---

Wśród tysięcy zatrzymanych za posiadanie narkotyków w 2004 r. był Rafał z Warszawy: 27-letni pracownik agencji reklamowej. Wylegitymowany po południu w centrum miasta, miał przy sobie 5g marihuany i 5g haszyszu.

- Przypadkowo, bo nigdy tyle przy sobie nie noszę. Rozmawiałem z kumplem, nagle podeszło dwóch panów: dokumenty, rewizja. No i wpadłem, co sprawiło im dużą radość. "Hurra, jest! Wiedziałem, mam nosa!"- wykrzykiwał zachwycony glinarz. Powiedziałem, że mam 27 lat, palę i jakoś z tym żyję. A on, że też ma 27 lat, nie pali i też żyje. Taka gadka. Skuli mnie kajdankami w biały dzień. Z radiowozu zdążyłem jeszcze wysłać SMS, że nie wrócę do pracy. Rafał przesiedział 48 godzin. W tym czasie, w kajdankach, został dowieziony do własnego mieszkania, które tajniacy przeszukali. Wysiadając przed domem, kajdanki schował pod bluzę. W areszcie kilka godzin spędził w celi z kloszardem, kilkakrotnie doprowadzany był na kolejne przesłuchania, drugiej nocy dzielił celę z "browniarzem" (heroinistą) w typie - jak to określa - "dworzec centralny". - Glina się mnie spytał, czy jak jestem narkomanem, to mam HIV "Wiesz co, jakoś ciężko przez jointy złapać, mnie się w każdym razie nie udało" - odpowiedziałem. To była niezła trauma. Odcięcie od świata, zero informacji. Nikt ci nic nie powie o twojej sytuacji. Jesteś w zawieszeniu. A najgorsze jest to, że cały twój los zależy od widzimisię jakiegoś gliniarza: czy mu rano ktoś zrobił dobrze i cię wypuści, czy może jest wnerwiony i zatrzyma cię na trzy miesiące do sprawy. Totalna panika. Teraz czekam na sprawę w sądzie.

Bartek, 26-letni student prawa z Krakowa, jest już po wyroku.

- Jechaliśmy w 10 osób na deskę na wakacje. Podjechaliśmy z kumplem pod hipermarket kupić bagażniki na sprzęt. Staliśmy na parkingu. Nagle: samochód taj-niaków. Miałem przy sobie sporo: 7 gramów trawy, na cały wyjazd dla całej grupy. Zapytałem, czy panowie mogą to olać, bo jest miło, jedziemy właśnie na wakacje. Ale z panami nie było rozmowy. Przetrzepali nam wszystko. Całą trawę wziąłem na siebie, bo jakbym powiedział, że to nie tylko moje, to mógłbym też być posądzony o udostępnianie. Odsiedziałem noc na komendzie, z sześć przesłuchań chyba miałem. Ale nie drążyli, skąd miałem trawę, jakąś bujdę zresztą wcisnąłem. Przyjechał po mnie ojciec, adwokat, z całą świtą, i wyszedłem. Po pół roku miałem sprawę w pierwszej instancji. Sędzia był młody, ale przyczepił się, że ja, prawnik, powinienem świecić przykładem. Wlepił mi 5 miesięcy w zawieszeniu na 2 lata. Odwołałem się. W drugiej instancji sędzia był nawet sensowny, ale ci dwaj ławnicy - neandertalczycy! Twarze niczym nieskalane. I podtrzymali zawiasy. Efekt jest taki, że jestem karany, nie mogę teraz startować na aplikację, wydałem sporo kasy i chyba z 50 osób było zaangażowanych w to, że ja chciałem sobie na wakacjach spalić jointa. Pewnie, że nadal palę. Czasem. Ale nigdy nie noszę.

---Narkotykowy rynek od lat rośnie---

Wedle ogólnopolskich badań Janusza Sierosławskiego z 2002 r., w najbardziej aktywnej narkotykowo grupie, czyli wśród mieszkańców Warszawy w wieku od 16 do 24 lat, do zapalenia choć raz marihuany albo haszyszu przyznało się 48 proc. badanych. 18 proc. do zażycia amfetaminy. 14 proc. - LSD. 10 proc. - ecstasy. 9 proc. - kokainy. Dane ogólnokrajowe są sporo niższe: 6,5 proc. zapaliło konopie. O rynku świadczą też ceny, a te albo utrzymują się na stałym poziomie, albo spadają, co znaczy tyle, że podaż nadąża za popytem. 20 proc. mieszkańców Warszawy przyznało w badaniach, że marihuana i haszysz są bardzo łatwe do zdobycia, 15 proc. - że amfetamina, 13 proc. - że ecstasy.

---Sympatyczna komenda---

Janek, 32 lata, pracownik banku z Warszawy i stały użytkownik tzw. kulki, czyli haszyszu:

- W zasadzie każdy klub ma swojego dilera, nikt z zewnątrz z towarem nie wejdzie. Kluby teraz bardzo pilnują sprawy, bo przecież od 2000 r. jest też przepis, że właściciel lokalu może pójść siedzieć, jeśli nie powiadomi policji, że ktoś na jego terenie ma drągi. Więc wolą sytuację kontrolować. Dużo łatwiej jest dziś łyknąć w klubie pigułę albo pociągnąć kreskę w łazience, niż cokolwiek zapalić. Pali się na zewnątrz, na uboczu. A na mieście kupuje się tak samo, jak się wcześniej kupowało. Jest np. taka sympatyczna komenda policji na Ursynowie, pod nią - centrum dilerki, bo pod komendą nikt nie pilnuje. Przybijasz piątkę, cześć-cześć, ręka w rękę woreczek na dzień dobry, ręka w rękę hajs na do widzenia. Minuta i po sprawie. A ceny ostatnio poleciały. Ecstasy z ponad 20 zł na 8 zł.

W sporze o to, czy dorosły człowiek ma prawo truć się w dowolny sposób i czy państwo powinno się wtrącać w to, czym się truje, uporczywie wraca kilka nudnych już pytań: czy marihuana i haszysz są w ogóle groźne dla zdrowia? Czy są bardziej szkodliwe od społecznie akceptowanego i kulturowo oswojonego alkoholu oraz nikotyny, na których państwo zarabia? "Świętujący inaczej", czyli palacze, chętnie przywołują raport Światowej Organizacji Zdrowia z połowy lat 90., którego część utajniono: badania nie stwierdziły jednoznacznie szkodliwego działania na organizm człowieka pochodnych konopi indyjskich.

Janusz Sierosławski:

- Przypomina to dyskusję, czy lepiej umrzeć na raka, czy na marskość wątroby. Z medycznego punktu widzenia nie ma dowodów na to, że marihuana jest bardziej niezdrowa od alkoholu. Ale nie jest, tak jak alkohol, oswojona społecznie. To brak norm kulturowych regulujących jej używanie czyni ją bardziej niebezpieczną.

32-letni Janek:

- Haszysz paliłem od dawna, przez ostatnie dwa lata - bardzo często, czasem nawet codziennie. Tak jak wielu moich znajomych. Nie, żeby mieć jakiś odlot, ale żeby było miło. Fajnie było spotkać się z ludźmi i spalić gibona. Ale zdarzało się czasem, że jak się solidnie upaliłem, to następnego dnia w pracy w ogóle nie kumałem, co do mnie mówią. To nie do porównania z kacem po alkoholu - na kacu schodzisz, ale zawsze jednak głowa jakoś pracuje. A tu - wata. Bez połączeń w mózgu. Odstawiłem kulki miesiąc temu i coś się jednak ze mną dzieje. Naładowany jakiś jestem, zdołowany, niespokojny, agresywny. Po kulce cały świat miałem w dupie. Zasuwałem jak głupi w robocie, potem kulka i - luz. A bez kulki wszystko mnie wkurza. Alkohol jest bardziej spektakularny. Kulka natomiast wytłumia. I na pewno zmienia człowieka. Psychicznie. Emocjonalnie.

---Donald uchachany---

Do dyskusji o niekaraniu dorosłych użytkowników narkotyków więzieniem ochoczo włącza się problem dzieci. Trzeba je chronić, to jasne. Zwłaszcza że dzieci biorą coraz częściej, a do tego - skłonne do buntowniczego eksperymentowania - sięgają po wszystko co pod ręką. Odsetek palących (kiedykolwiek w życiu) marihuanę lub haszysz 15-, 16-latków skoczył z 10 proc. w 1995 r. do 19 proc. w 2003 r. Wśród 17-, 18-latków odpowiednio z 17 proc. do prawie 37 proc. (badania Sierosławskiego).

Dr Henryk Jędrzejko z Wyższej Szkoły Humanistycznej w Pułtusku przytacza z kolei wyniki swoich najnowszych badań na grupie ponad 5 tys. uczniów szkół średnich i studentów z Warszawy i Mazowsza: 60 proc. tych, którzy palili marihuanę, przyznało się do użycia także innych narkotyków, przede wszystkim - amfetaminy. Ma to być dowód na to, że od narkotyków miękkich prosta droga do twardych, co adwersarze zwykli zbijać argumentem, że wypicie piwa może, ale nie musi prowadzić do alkoholizmu. Janusz Zimak, prezes Towarzystwa Rodzin i Przyjaciół Dzieci Uzależnionych Powrót z U, opowiada o trafiających do jego poradni pacjentach: spośród 500 osób rocznie prawie 200 to palacze marihuany i haszyszu. Wśród nich ok. 50 dzieciaków pomiędzy 13 a 15 rokiem życia, jak mówi - Donaldy (bo jadają w ~McDonaldsie).

- Tłumaczą mi, że to im pomaga w relacjach międzyludzkich. Bunt młodzieńczy, wspomagany używką, zyskuje inny wymiar. Złe nawyki zostają spotęgowane. Taki młody człowiek albo jest cały uchachany, albo - zdołowany. Tworzy nadbudowę w sferze emocjonalnej. Połowa z nich jest dopiero na etapie eksperymentowania. I boją się stygmatyzacji "narkoman". Bo dla nich to nie jest narkotyk, tylko zabawa towarzyska. Ale moim zdaniem taka stygmatyzacja jest potrzebna, trzeba dawać jasny komunikat: to nielegalne, to łamanie prawa. Co ciekawe, społeczne uświadomienie w kwestii marihuany przybiera czasem postać karykaturalną. Bo oto rodzice, którzy się nasłuchali o trawie - może to i narkotyk, ale może nie taki jednak groźny, skoro w Holandii palą - gotowi uwierzyć w każdą bujdę małolata, który na heroinowym głodzie wynosi sprzęty z domu i idzie w zaparte, że owszem, czasem pali trawkę, tę co w Holandii.

- Siedzi taka mama z synem przede mną - mówi Janusz Zimak - na pierwszy rzut oka widzę, że dzieciak jedzie na "brownie", pytam, od kiedy mamy problem z heroiną, a ona się unosi, że ależ skąd, że ona ma inne zdanie. I jest w stanie uwierzyć dopiero po testach ambulatoryjnych. Co w sprawie dzieci zmieniłby ewentualnie zliberalizowany przepis o "nieznacznej ilości na użytek własny"? Zdania - podzielone. Da dzieciom przyzwolenie, nie zrozumieją one niuansów prawa, a wyczytają z niego jedynie, że można mieć narkotyki - powiadają jedni. Pozwoli na szczerą rozmowę w szkołach, a tym samym zapewni skuteczniejszą profilaktykę - dowodzą drudzy, pytając: no bo jak tu dzisiaj wpływać na sposób myślenia dzieciaków, skoro podnosząc temat narkotyków przekraczamy granicę prawa i wisi nad nami straszak więzienia?

17-letni Tomek, licealista:

- Każdy, kto chciał zapalić, już dawno zapalił. A czy zrobił to na legalu czy nielegalu - co za różnica? Według mnie jeden, dwa gramy powinny być dozwolone. Albo niech będzie takie prawo, że np. możesz palić raz w miesiącu. Ale nie tak jak teraz, że masz przy sobie pół gięta (grama), a policja potrafi ci zrobić w aktach, że masz trzy.

---Magiczny smok---

Społeczna debata unaoczniła przede wszystkim mity narosłe po obu przeciwnych stronach. Mit, że świat można zaczarować stosownym prawem. I mit cudownie błogiej nieszkodliwości: zioło jest zdrowe, lepsze niż fajki, lepsze niż alkohol. Oba te mity - pełne arbitralności i braku rozsądku. "Piękna piosenka, moja ulubiona" - powiedział w pewnym filmie przyszły teść, człowiek zasadniczy, do swojego przyszłego zięcia, człowieka niezasadniczego. Była to próba nawiązania kontaktu. Zięć niefortunnie wyjaśnił teściowi, że wychwalane w tej piosence "pykanie magicznego smoka" to nie poezja, tylko palenie fai. "A ty pykasz magicznego smoka?" - spytał po chwili ciężkiego milczenia teść tonem najczystszej pogardy. Społeczna debata przypominała ten dialog. A kompromis jest przecież możliwy. Nie stawiać ofiar po jednej stronie z handlarzami. Nie demoralizować konsumentów narkotyków więziennym światem. Nie umieszczać w przepełnionych więzieniach ludzi chorych, których nie sposób tam leczyć (w kolejce do 10 oddziałów terapeutycznych w więzieniach czeka się obecnie rok). Stworzyć prawo, które pozwoli uderzyć w narkotykowych bossów, a nie w wymieniające się gramem trawy dzieciaki. Wyprowadzać z choroby, a nie karać. Niech dorosły człowiek sam decyduje, czy niszczy wątrobę wódką, płuca-nikotyną, czy może własne emocje - marihuaną. To postulaty, za którymi wcale nie idzie groźnie brzmiąca legalizacja narkotyków.

Oceń treść:

0
Brak głosów
Zajawki z NeuroGroove
  • Inne
  • Pierwszy raz

Różny. Głównie wieczorne testowanie herbatek i palenie skrętów

No i tu znów krótko i zwięźle. I znów - pokazywanie, że można względnie zdrowo, że są fajne, naturalne dobra, które można wykorzystywać zamiast ćpania różnych chemicznych świństw. I mówię to jako osoba (co widać po lewej stronie w Doświadczeniu), która dość dużo próbowała i, która w pewnym momencie swojego życia powiedziała DOŚĆ. Od tamtego czasu zainteresowałem się wąsko (wiadomo w jakim sensie) pojętą botaniką.
Ale dość biadolenia o mnie. Miało być o tej fantastycznej roślinie. No to jedziem.

  • Miks
  • Tramadol

Pierwsze w moim życiu święta spędzone poza rodzinnym domem, do tego współlokatorzy wyjechali, więc wolna chata.

Miałem oto spędzić pierwsze święta w swoim życiu w samotności. W sumie nie miałem nic przeciwko, a nawet sam do takiej sytuacji doprowadziłem. Rodzicom powiedziałem, że będę wtedy pracować, żeby zarobić więcej, jako że krucho wtedy było z pieniędzmi. Z początku oponowali, ale jednak po jakimś czasie dałem im do zrozumienia, że niestety na wigilięw domu mnie nie będzie.

  • Marihuana
  • Marihuana
  • Pozytywne przeżycie

Godzina 1:00 w nocy. Kolega pisze do mnie, czy chcę zapalić jointa, a jeśli tak, to może do mnie wpaść ze znajomym. Odpisuję, że chętnie, i wkrótce stoimy we trzech na balkonie i palimy. Po kilku minutach jesteśmy pod koniec blanta, ja prawie nic nie czuję, mówię im "jakiś słabe to zioło". W odpowiedzi słyszę "nie jest złe, może trochę poczekaj". Dochodzimy do końcówki, bierzemy po ostatnim buchu i nagle zaczynam czuć silne pragnienie i mdłości.

  • Kodeina

Jak czytalem trip reporty w dziale KODEINA to mi sie zal zrobilo, taka fajna substancja a z opisów mozna wywnioskowac ze raczej nie dziala. Zaden z opisujacych nie pokusil sie o stwierdzenie, ze nie przyjal potrzebnej dawki do uzyskania tego co w kodeinie piekne - euforii

randomness