Mąż polskiej noblistki myślał, że "popadł w szaleństwo". Badania nad psychodelikami w PRL

"Kępiński wraz z innymi psychiatrami z krakowskiej kliniki postanowili sprawdzić, czy LSD - w tamtym czasie całkowicie legalne - może znaleźć zastosowanie w pracy z pacjentami. Opierali się na założeniu, że za sprawą wywoływania farmakologicznej psychozy substancja ta może posłużyć jako katalizator procesów związanych ze schizofrenią, a tym samym sprzyjać jej leczeniu" - pisze Maciej Lorenc w książce "Czy psychodeliki uratują Polskę".

Tagi

Źródło

Katarzyna Rogowska
tokfm.pl

Komentarz [H]yperreala

Tekst stanowi przedruk z podanego źródła - pozdrawiamy serdecznie! Wszystkich czytelników materiałów udostępnianych na naszym portalu serdecznie i każdorazowo zachęcamy do wyciągnięcia w ich kwestii własnych wniosków i samodzielnej oceny wiarygodności przytaczanych faktów oraz sensowności zawartych

Odsłony

16

"Kępiński wraz z innymi psychiatrami z krakowskiej kliniki postanowili sprawdzić, czy LSD - w tamtym czasie całkowicie legalne - może znaleźć zastosowanie w pracy z pacjentami. Opierali się na założeniu, że za sprawą wywoływania farmakologicznej psychozy substancja ta może posłużyć jako katalizator procesów związanych ze schizofrenią, a tym samym sprzyjać jej leczeniu" - pisze Maciej Lorenc w książce "Czy psychodeliki uratują Polskę".

Poniższy fragment pochodzi z książki pt. "Czy psychodeliki uratują Polskę?" autorstwa Macieja Lorenca, która ukazała się 10 września nakładem Wydawnictwa Krytyki Politycznej.

Początki badań nad psychodelikami w naszym kraju sięgają lat dwudziestych ubiegłego wieku i wiążą się z użyciem meskaliny, która była pierwszym psychodelikiem poznanym przez zachodnią naukę. Niemiecki farmakolog Arthur Heffter wyizolował ją z kaktusa nazywanego pejotlem w 1897 roku, a nieco ponad dwie dekady później austriacki chemik Ernst Späth uzyskał ją na drodze syntezy laboratoryjnej, po czym firma farmaceutyczna Merck zaczęła udostępniać ją naukowcom. Jednym z nich był niemiecki psychiatra i neurolog Kurt Beringer, który w 1927 roku opublikował Der Meskalinrausch [pol. meskalinowe odurzenie] - klasyczną już książkę na temat efektów psychicznych wywoływanych przez tę substancję. Eksperymenty nad jej potencjałem odbywały się również w Polsce, a prowadził je między innymi prof. Stefan Szuman, pedagog, psycholog i lekarz związany z Uniwersytetem Jagiellońskim w Krakowie.

W 1930 roku ukazała się jego książka Analiza formalna i psychologiczna widzeń meskalinowych, w której przedstawił swoją teorię na temat wpływu meskaliny na psychikę, a także materiał ilustracyjny w postaci rysunków wykonanych pod jej wpływem przez niego samego i kilku artystów zaproszonych do współpracy, między innymi Janusza Kotarbińskiego i Stanisława Ignacego Witkiewicza posługującego się pseudonimem "Witkacy". Szuman stwierdził, że jej działanie nie uniemożliwia krytycznej i wnikliwej samoobserwacji, a wywoływane przez nią wizje nie są typowymi halucynacjami, ponieważ - choć pojawiają się one niezależnie od woli - ludzie zasadniczo zdają sobie sprawę z ich nierealności.

Doszedł też do wniosku, że efekty wizualne po zażyciu tej substancji wykazują unikatowe cechy składające się na "styl meskalinowy", który charakteryzuje się między innymi przestrzennością, symbolicznym znaczeniem, wrażeniem ożywienia obrazów i jaskrawą kolorystyką, a także ornamentacyjnością polegającą na powtarzaniu się określonych motywów, regularnym układzie przestrzennym czy spójności stylizacji w całym polu widzenia. Podczas własnych doświadczeń z meskaliną Szuman widział w wyobraźni między innymi kształty pajęczyn, kwiatów, wstęg, pawich ogonów czy oczu. Zwrócił też uwagę, że wizjom tym niekiedy może towarzyszyć poczucie metafizycznego i kosmicznego uniesienia, a kiedy indziej - wrażenie estetycznej banalności.

Jedną z nich opisał następująco: "Ten żyjący ornament - niewątpliwie ornament z wyglądu i układu, który jednak porusza się jakby samodzielnie i przeobraża się aktywnie, jak kwiat błyskawicznie w oczach rozkwitający, ornament, który ma pozatem swój wyraz i swą wyraźnie uduchowioną fizjonomię i symbolicznie jakieś znaczenie utajonej siły i istoty, oto chyba najcharakterystyczniejsze zjawisko fantasmagoryj meskalinowych". W dalszej części swojej książki stwierdził natomiast: "Następujących po sobie obrazów nie łączy myślowo nic, tak że ze zdziwieniem widzimy, jak nieoczekiwanie zjawia się przed naszemi oczyma coraz to nowy twór fantazji; łączy je jednak na ogół koloryt, struktura ogólna sylwetki, rytm, styl, nawet nastrój. Zjawiają się coraz to nowe i inne obrazy, lecz jest w tem pewne powiązanie stylistyczne, podobne do zachowania motywów, rytmu, kolorytu, nastroju w utworze muzycznym lub we wierszu. Pod tym względem też wizje meskalinowe mają swoje odrębne piękno".

Z meskaliną zapoznał go Witkacy, który przyjmował tę substancję kilka razy pod koniec lat dwudziestych, a swoimi przemyśleniami na jej temat podzielił się w zbiorze esejów Narkotyki: Nikotyna - Alkohol - Kokaina - Peyotl - Morfina - Eter + Appendix, opublikowanym po raz pierwszy w 1932 roku. Często malował pod wpływem różnych środków psychoaktywnych, aby za ich pomocą pobudzić wyobraźnię i proces twórczy, a informacje o przyjętych przez siebie substancjach umieszczał na obrazach - na przykład "C" oznaczało alkohol, "Co" oznaczało kokainę, a "Et" oznaczało eter.

Witkacy zażywał meskalinę zarówno w formie syntetycznej wyprodukowanej przez firmę Merck (oznaczanej na obrazach jako "Mesk. Merck"), jak i pod postacią preparatów na bazie pejotlu (oznaczanych na obrazach jako "Peyotl"). W wyniku swoich eksperymentów doszedł do następujących wniosków: "(…) peyotl nazwałbym narkotykiem metafizycznym, dającym poczucie dziwności istnienia, którego w stanie normalnym doznajemy niezmiernie rzadko - w chwilach samotności w górach, późno w nocy, w okresach wielkiego umysłowego przemęczenia, czasem na widok rzeczy bardzo pięknych lub przy słuchaniu muzyki (…). Coś zostaje po peyotlowym transie niezniszczalnego, coś wyższego stwarza w nas ten prąd widzeń, z których wszystkie prawie mają głębie ukrytego w nich symbolizmu rzeczy najwyższych, ostatecznych".

Zaznaczał, że meskalina może pomagać w dotarciu do ukrytych pokładów psychiki, choć jej działanie bywa wymagające i nieprzyjemne. Po doświadczeniu z pejotlem Witkacy przez kilkanaście miesięcy unikał napojów alkoholowych i dostrzegał jego potencjał w leczeniu uzależnień, a swój wywód na jego temat zakończył nawołaniem: "Ocknijcie się, palacze i pijacy, i inni narkomani, póki czas! Precz z nikotyną, alkoholem i wszelkimi «białymi obłędami». Jeśli peyotl okaże się ogólną odtrutką na tamte wszystkie świństwa, to w takim i tylko takim razie: niech żyje peyotl!". Warto zaznaczyć, że spostrzeżenia te przelał na papier dwie dekady przed tym, jak psychiatra Humphry Osmond i inni badacze po drugiej stronie Atlantyku zaczęli szerzej badać wpływ doświadczeń psychodelicznych pod kątem leczenia alkoholizmu, zwłaszcza tych wywołanych za pomocą LSD.

Substancję tę szwajcarska firma Sandoz w 1947 roku - kilka lat po odkryciu jej psychoaktywnych właściwości przez Alberta Hofmanna - wprowadziła na rynek pod nazwą handlową Delysid. Już rok później eksperymenty z jej użyciem zainicjowano w klinice psychiatrycznej Akademii Medycznej w Krakowie, a brał w nich udział między innymi młody lekarz Antoni Kępiński, który w późniejszym czasie stał się jednym z najbardziej znanych i wpływowych psychiatrów w historii Polskiej Republiki Ludowej (PRL). LSD przyjął kilka razy w różnych dawkach w grudniu 1948 roku pod obserwacją kolegów i koleżanek po fachu, sporządzając na bieżąco notatki dotyczące swoich wrażeń. Po zażyciu tej substancji był "rozdrażniony i depresywny", czuł ucisk w czaszce, doświadczał skołowania, miał trudności z wykonywaniem prostych czynności i widział błyski przed oczami.

Pod wpływem najwyższej z przyjętych przez siebie dawek doznał wyraźnych zmian w percepcji wzrokowej, które po zamknięciu przez niego oczu przybrały formę jaskrawych spiral i figur geometrycznych przypominających świecący neon. Czuł się rozbity wewnętrznie i miał problemy z podtrzymaniem rozmowy, czemu towarzyszył silny dyskomfort. W pewnym momencie naszedł go "zwierzęcy" strach przed śmiercią, a później obawa, że nigdy nie uda mu się wyjść z przygnębiającego stanu, w którym się znajdował. Po eksperymencie przez kilka dni odczuwał "psychiczne oczyszczenie", ale doznawał również problemów z koncentracją i miał wrażenie, że "trochę zgłupiał".

Kępiński wraz z innymi psychiatrami z krakowskiej kliniki postanowili sprawdzić, czy LSD - w tamtym czasie całkowicie legalne - może znaleźć zastosowanie w pracy z pacjentami. Opierali się na założeniu, że za sprawą wywoływania farmakologicznej psychozy substancja ta może posłużyć jako katalizator procesów związanych ze schizofrenią, a tym samym sprzyjać jej leczeniu. Inne potencjalne zastosowania sugerowane przez producenta dotyczyły przyspieszania psychoterapii poprzez pomoc w przepracowywaniu stłumionych treści psychicznych i trudnych wspomnień, a także szkolenia przyszłych psychiatrów polegającego na ukazywaniu im stanów, których w naturalny sposób doświadczają osoby z zaburzeniami psychotycznymi. U pacjentów po podaniu LSD stwierdzono nasilenie objawów chorobowych przy jednoczesnym braku efektów terapeutycznych, więc w 1950 roku zdecydowano się na przerwanie eksperymentów. W tym samym czasie zainicjowano w Polsce niewielkie projekty dotyczące innych potencjalnych zastosowań tej substancji, między innymi jej wpływu na osoby z epilepsją.

Do badań nad LSD w krakowskiej klinice powrócono w 1959 roku z udziałem pisarzy i innych artystów, których reakcje sprawdzano między innymi z użyciem testu Rorschacha. Także tym razem uzyskano niezadowalające wyniki i stwierdzono, że działanie LSD jest zbyt nieprzewidywalne, w związku z czym w 1961 roku zawieszono prace z użyciem tej substancji. Warto wspomnieć, że eksperymenty te nadzorował między innymi młody Jerzy Aleksandrowicz, który - podobnie jak Kępiński - wywarł w późniejszych dekadach duży wpływ na polską psychiatrię. Nieprzychylna opinia o LSD wśród tak wpływowych polskich lekarzy prawdopodobnie przyczyniła się do tego, że - w odróżnieniu od Stanów Zjednoczonych i wielu innych krajów zachodnich - nie zainicjowano w PRL-u szeroko zakrojonych badań klinicznych nad terapeutycznym potencjałem psychodelików.

Dodatkowym czynnikiem były zapewne niepokojące przekazy medialne, w których przedstawiano działanie tych substancji jako tymczasowy stan psychotyczny. Już w 1948 roku na łamach pisma popularnonaukowego "Problemy" pojawił się następujący komentarz dotyczący efektów wywoływanych przez meskalinę: "Te przeżycia, to po prostu chemicznie wywołana, przemijająca psychoza, ciekawa dla psychologa i psychiatry, ale na pewno mało przyjemna dla tego, kto się jej poddaje".

W podobnym tonie utrzymany był artykuł Sześć godzin psychozy, który ukazał się w 1964 roku na pierwszej stronie pisma "Przekrój". Jego autorem był poeta Adam Włodek, były mąż Wisławy Szymborskiej, który przyjął LSD kilka lat wcześniej podczas eksperymentów w krakowskiej klinice psychiatrycznej i doświadczył pod wpływem tej substancji nie tylko efektownych wizji, ale również paranoicznych myśli, dyskomfortu, problemów z komunikacją werbalną i wrażenia, że popadł w trwałe szaleństwo. Kiedy efekty zaczęły ustępować, poczuł radość z powrotu do normalnego stanu świadomości - przy czym stwierdził, że pomimo wszystkich przykrych doznań zgodziłby się na ponowne przyjęcie LSD.

Oceń treść:

Brak głosów
Zajawki z NeuroGroove
  • Benzydamina

set $ setting: dzisiejsza noc, mój pokój, w dalszej części trochę dokładniej.

dawkowanie: dwie saszetki Tantum Rosa na moje 50kg wagi, radze poświęcić chwilę czasu na ekstrakcję bo smak nawet po niej jest bardzo nieprzyjemny (1 saszetka/25ml wody, mieszamy, odstawiamy na chociaż 5minut, przepuszczamy przez bibułkę filtracyjną i na bibułce pozostaje benzydamina, można ją rozpuścić w wodzie- ja tak zrobiłam, niecała szklanka wody na 0,5g czyli 1 saszetkę- ale lepiej jest chyba wsadzić ją do kapsułek po lekach i połknąć).

  • Szałwia Wieszcza

Autor: altWET

Substancja: Salvia Divinorum x10

Doświadczenia: Mary Jane, hasz, alkohol, extasy, jakieś dopalacze, amfetamina.

  • Kannabinoidy
  • Pierwszy raz

Okoliczności bardzo luzowe, sprzyjające. Otoczenie- własny pusty dom. Nastawienie- ciekawość. Nastrój- dobry

Od moderatora: substancja wiodąca zmieniona na kannaboidy. Niestety w obecnych czasach dilerzy coraz chętniej "uszlachetniają" marihuanę coraz to nowymi kannaboidami, których zażywanie, w przeciwieństwie do matihuany, może okazać się śmiertelne.

Witajcie. Długo zbierałem się z opisaniem tego, co za chwilę opiszę. Było to dla mnie niesamowite przeżycie, szok. Pierwsze i jak na razie ostatnie zabawy z ziołem. Minęło prawie 5 miesięcy. Nie wiem, czy kiedykolwiek spróbuję jeszcze.

  • Katastrofa
  • Kofeina
  • Marihuana

Chęć polepszenia stanu zdrowia, złe samopoczucie fizyczne, chęć spróbowania makumby solo. Wypicie energetyka na rozbudzenie

Leżałem sobie w łóżku, choroba rozłożyła, potężny kaszel, katar, brak sił. Tragedia 

Pamiętam gdy byłem chory i przyjąłem buszka to było lepiej , przypomniałem sobie o tym że mam bardzo dużo liści, calutki krzak ścięty, czekający na spożycie .

Decyzja zapadła - robię makumbe

Po około godzinie czasu makumba była gotowa. Nie przemyślałem że całość rozpuszczona w 2 litrach mleka i 0.3kg masła może mnie zniszczyć, i to był błąd. 

+5min

Wypiłem całość, w smaku jak to makumba, bez rewelacji. Kłade się do łóżka i czekam na efekty 

+30min