Szybka lekcja historii - jak doszło do delegalizacji?
Człowiek zna psychoaktywne własciwości marihuany od około 5000 lat, a
już od blisko stu wieków używa włókna konopi do produkcji tkanin i
sznurów. Jeszcze na przełomie XIX i XX wieku konopie uprawiano masowo
na wszystkich kontynentach, a ich przetwórstwo było ważną gałęzią
gospodarki w wielu krajach. Wielu lekarzy przepisywało marihuanę na
najróżniejsze dolegliwości, a rzesze ludzi paliły ją dla przyjemności.
Wówczas nikomu to jeszcze nie przeskadzało. Dlaczego więc w ciągu
kilkudziesięciu lat sytuacja tak się zmieniła?
W 1917r. pojawiły się pierwsze sygnały o nadchodzącej rewolucji. Dwaj amerykańscy
wynalazcy, Henry Timken i George Schlichten opublikowali projekt maszyny (ang.
decorticator) pozwalającej na masowe oddzielanie włókna konopnego od
miąższu. Dzięki temu produkcja tkanin i papieru miała stać się o wiele tańsza.
Pierwsze eksperymenty dały rewelacyjne wyniki, a wynalazcy ogłosili że maszyna
będzie niezwykle pożyteczna dla całej ludzkości, a przede wszystkim dla
inwestorów.
Nowy wynalazek zaniepokoił szefów firmy DuPont, która dzięki ogromnym
zamówieniom ze strony rządu, była jednym ze strategicznych koncernów
papierowo-włókienniczych w USA. DuPont, producent pierwszego włókna sztucznego -
Rayonu i czołowy wytwórca papieru drzewnego, poczuł na plecach oddech
konkurencji. Nowa technologia przetwórstwa konopi dawała możliwość produkowania
większych ilości papieru za mniejszą cenę i przy użyciu mniejszej ilości
szkodliwych dla środowiska substancji.
W 1931r. Andrew Mellon, sekretarz skarbu oraz właściciel banku, z którego usług
korzystał DuPont, zatwierdza kandydaturę swego przyszłego zięcia, Harry\'ego J.
Anslingera na stanowisko szefa nowopowstałego Federalnego Biura d/s Narkotyków.
Era Anslingera
Anslinger wypowiada wojnę marihuanie. Rozpętana przez niego propaganda pojawiała
się w poczytnych brukowcach oraz na ulotkach rozpowszechnianych w całym kraju.
Marihuanę nazwano "zabójczym narkotykiem", a postacią "przyjaznego
nieznajomego" (ang. friendly stranger) wręczającego jointa, straszono
zarówno młodzież, jak i rodziców. Wielkie plakaty głosiły, że "marihuana zamienia
chłopców w bestie w 30 dni" i tym podobne bzdury.
W rozpowszechnianiu plotek Anslingerowi pomagał William Randolph Hearst,
właściciel wielkiego wydawnictwa płodzącego brukowce. W jego gazetach artykuły
przeciwko marihuanie sąsiadowały z tekstami rasistowskimi, a nieraz łączono oba
te wątki, ostrzegając przed "naćpanymi marihuaną czarnuchami gwałcącymi białe
kobiety".
Dziś trudno uwierzyć, że ludzie dali nabrać się na te wyssane z palca brednie (a
najgorsze jest to, że część z nich jest nadal powtarzana). Faktem jest jednak, że w 1937r.
w 46 stanach zdelegalizowano marihuanę. Jedyny głos sprzeciwu pochodził od
Amerykańskiego Stowarzyszenia Medycznego - dr James Woodward stwierdził, że w ten
sposób pozbawia się społeczeństwo jednego z najbardziej obiecujących lekarstw.
Niestety, emocje wygrały ze zdrowym rozsądkiem. Przez następne 2 lata około 3000
lekarzy zostało ukaranych za stosowanie konopi.
W 1961r. prohibicja rozszerza się na prawie cały świat. 60 państw, członków ONZ,
podpisuje "Uniform Drug Convention", przez co zobowiązują się do wycofania
konopi z użycia w ciągu 25 lat.
Ciekawe jest to, że Anslinger, choć osiągnął swój cel, nie zakończył wojny z
trawką. Agenci Biura d/s Narkotyków na jego zlecenie śledzili muzyków jazzowych,
by aresztować ich gdy tylko pojawią się podejrzenia, że są pod wpływem
marihuany. Na szczęście przełożeni szybko powstrzymali Anslingera przed tym
szaleństwem. Mimo to, nie dał on za wygraną i w 1948r. próbował przekonać
kongresmanów, że kanabis nastraja ludzi pokojowo i może byc wykorzystywany przez
komunistów do osłabienia ducha bojowego amerykańskiej młodzieży. A przecież
jedenaście lat wcześniej ten sam człowiek, także przed całym Kongresem, głosił
że "Marihuana jest jednym z narkotyków, które wywołują najsilniejszą agresję i
przemoc.".
Anslinger w 1962r zostaje wysłany na emeryturę przez prezydenta Kennedy\'ego.
Umiera w 1975r.
Powrót do normalności
Wraz z końcem ery Anslingera, rozpoczął się powrót do normalnego stanu, sprzed
czasów jego propagandy. W USA powoli liberalizowano przepisy dotyczące marihuany -
w niektórych stanach pozwolono na posiadanie niewielkich ilości do
własnego użytku. Niestety, "War on drugs" nadal trwa, a poziom represji
zależy od tego, kto w danym momencie piastuje władzę.
W 1972r w Kopenhadze na obszarze dzielnicy Christiania, opanowanej przez
hippisowskie komuny, zezwolono na posiadanie miękkich narkotyków na własny użytek.
W 1976r rząd Holandii zezwala na posiadanie i handel marihuaną i haszyszem. Nie
jest to równoznaczne legalizacji - marihuana w Holandii nadal jest
nielegalna, ale posiadanie do 30g i handel w wyznaczonych do tego celu
miejscach są tolerowane przez policję i władzę.
Szkodzi czy nie?
O marihuanie powiedziano już wiele kłamstw, nie tylko w czasie propagandy
Anslingera. Do dziś funkcjonują w mediach różne plotki, niektóre obalone przez
naukę wiele lat temu. Niestety, większość ludzi czerpie informacje o narkotykach
z telewizji i gazet, a dziennikarze, szukając dobrze sprzedającej się sensacji,
notorycznie demonizują marihuanę (i nie tylko), przypisując zarówno jej samej,
jak i palaczom najróżniejsze negatywne cechy. Tymczasem...
Od tego jeszcze nikt nie umarł!
Tak, to prawda. W całej historii marihuany nie zanotowano ani jednego przypadku
śmierci od przedawkowania. Przez te lata tysiące ludzi zmarło od legalnego
alkoholu i tytoniu, a także od tak "bezpiecznych" lekarstw jak aspiryna. Co
więcej, znane są przypadki śmiertelnego przedawkowania wody! Tymczasem marihuana
nie zabiła jeszcze nikogo.
Przyjemnie łaskocze w móżdżek?
Do niedawna większość obaw dotyczących palenia trawki wynikała z braku wiedzy na
temat sposobu jej działania. Dopiero w 1989r. naukowcy z Akademii Medycznej w
St. Louis odkryli receptor reagujący na THC. Oznacza to, że w naszym mózgu
znajdują się specjalne komórki nerwowe, które są pobudzane przez THC -
najważniejszy składnik psychoaktywny marihuany. Wygląda to tak, jakby człowiek został
stworzony z myślą o paleniu marihuany i wyposażony przez naturę w elementy, które
pozwolą mu czerpać z tego przyjemność.
Raport WHO
Raport WHO (Światowa Organizacja Zdrowia, oddział ONZ) stał się sławny
za sprawą skandalu, jaki mu towarzyszył. Wszystko zaczęło się od tego, że WHO
powierzyła zespołowi naukowców porównanie szkodliwości marihuany z alkoholem,
tytoniem i opiatami. Przeprowadzono w tym celu szereg badań i zrewidowano wyniki
poprzednich tego typu doświadczeń. Był to pierwszy od 15 lat raport na temat
marihuany, tym bardziej oczekiwany, że od czasu opublikowania poprzednich, sytuacja
bardzo się zmieniła (np. odkryto wspomniany już receptor
kanabinoidowy).
WHO otrzymała raport i po zapoznaniu się z wynikami... postanowiła go zataić.
Cała sprawa wyszła na jaw, gdy "British Medical Journal" w numerze 2/98
opublikował pochodzący z przecieków fragment opracowania. Wybuchł skandal i WHO
nie miała innego wyjścia, jak tylko ujawnić pełną treść wyników
badań.
Naukowcy po przeprowadzeniu wielu testów i sprawdzeniu wiarygodności
wcześniejszych doświadczeń, ogłosili że:
- Przez 5000 lat nie zanotowano ani jednego przypadku śmiertelnego
przedawkowania marihuany (najprawdopodobniej przedawkowanie poprzez
palenie jest niemożliwe).
- Nie stwierdzono, by palenie kanabisu, nawet w duzych ilościach, w zauważalny
sposób uszkadzało ludzki mózg lub trwale upośledzało psychikę.
- Palenie marihuany nie powoduje wzrostu agresji ani skłonności do łamania
prawa (poza samym faktem palenia).
- Marihuana jest w ogólnym rozrachunku mniej szkodliwa dla zdrowia niż alkohol
i tytoń.
- Nie stwierdzono żadnego działania marihuany, któro skłaniałoby palacza do
sięgnięcia po inne środki odurzające.
"British Medical Journal" podsumował wyniki badań stwierdzeniem:
Jeśli chodzi o legalizację marihuany, to pytanie nie brzmi "czy?", lecz
"kiedy?".
Trawka a twarde narkotyki
Nieraz słyszeliśmy, że marihuana to wstęp do twardych narkotyków. Tymczasem
naukowcy przeczą tej teorii. Jak więc wytłumaczyć fakt, że część palaczy sięga
po inne środki? Przede wszystkim nie powinniśmy demonizować tego zjawiska. W Polsce
oszacowanie liczby palaczy jest niemożliwe, ale w krajach, gdzie prowadzi się
tego typu badania, okazuje się, że naprawdę niewielki odsetek palaczy próbuje
innych narkotyków.
Cały problem polega na tym, że ten niewielki margines, który przeszedł na twarde
narkotyki i wpadł w uzależnienie, jest najbardziej widoczny. To właśnie o nich,
a nie o zwykłych palaczach trawki mówi się w telewizji i pisze w gazetach. Co
więcej, ludzie, którzy po odwyku zerwali z nałogiem, całą winą za swoje
nieszczęście obarczają właśnie marihuanę, zamiast przyznać się do własnej
głupoty i słabej woli. Niemniej jednak nie można zaprzeczyć, że część palaczy
spróbuje "czegoś mocniejszego". Naukowcy z WHO podali dwie, chyba najbardziej
prawdopodobne przyczyny takiego postępowania:
- Po trawkę sięgają ludzie, którzy mają wrodzony pociąg do używek i prędzej,
czy później, i tak spróbowaliby twardych narkotyków.
- Do zażycia silniejszych środków zachęcają dilerzy, u których palacze
zaopatrują się w trawkę. Dla dilera klient uzależniony np. od amfetaminy jest o
wiele lepszy niż zwykły palacz trawki, nie zmuszony nałogiem do regularnych
zakupów.
O ile w pierwszym przypadku nie można nic poradzić, to w drugim rozwiązanie jest
proste - legalizacja. Gdyby marihuana była sprzedawana w sklepach, handlem
przestaliby zajmować się dilerzy. W ten sposób oddzielono by ją od twardych
narkotyków i palacze nie wchodziliby w kontakt z mafijnym środowiskiem
zajmującym się ich sprzedażą. Takie założenie przyjęto w Holandii i jak widać,
nie było ono błędem. W 1976r. gdy zezwolono na handel marihuaną w
"coffeeshopach", około 10% osiemnastolatków miało kontakt z twardymi
narkotykiami. Od tego momentu wskaźnik ten zaczął szybko spadać, a ostatnio
Holendrzy zamknęli największy ośrodek leczenia heroinistów z powodu... braku
pacjentów. Co ciekawe, samo spożycie marihuany wcale nie wzrosło tak znacznie,
jak można było się tego spodziewać (dziś średnio co czwarty Holender
przyznaje, że spróbował w swoim życiu trawki).
Najbardziej niepokojące jest to, że nasze dotychczasowe działania
profilaktyczne, polegające na zakazywaniu, mogą okazać się bardziej
szkodliwe, niż wolny dostęp do marihuany!
Czy prohibicja ma sens?
W 1920r. w USA wprowadzono całkowity zakaz sprzedaży alkoholu.
Zwolennicy prohibicji twierdzili, że dzięki niej "Dzielnice slumsów
wkrótce już będą tylko w pamięci. Więzienia zamienimy na fabryki,
magazyny i zbożowe elewatory. Mężczyźni będą chodzić wyprostowani,
kobiety będą się uśmiechać, a dzieci - śmiać. Piekło będzie odtąd na
zawsze pustą przestrzenią do wynajęcia." (Bill Sunday, lider kościelnej
koalicji antyalkoholowej). Życie pokazało
jednak, jak bardzo się mylili. To właśnie w czasie prohibicji powstała w
Stanach przestępczość zorganizowana - największe gangi (m.in. pod wodzą
Ala Capone) kontrolujące czarny rynek i korumpujące policję. Dzięki
fortunie zdobytej na handlu nielegalnym alkoholem, przestępcy szybko
opanowywali inne gałęzie nielegalnej "gospodarki" - prostytucję, hazard,
wymuszenia haraczy. Szybko okazało się, że mafia opływa w luksusy, a
państwo nie może już nic zrobić, by przeszkodzić gangsterom.
Jednak mafia nie była jedynym problemem, z którym borykał się rząd.
Zwyczajni obywatele, którzy dotychczas lubili sobie czasem wypić drinka,
bez skrupułów łamali prawo i pili coraz więcej i, co gorsza, wszystko co
dostali w ręce. Przed wprowadzeniem zakazu większość Amerykanów gustowała
w piwie, a whisky nie cieszyła się zbytnią popularnością. Prohibicja
odwróciła te proporcje, gdyż przemyt wysokoprocentowych trunków był po
prostu bardziej opłacalny. Brak kontroli nad czarnym rynkiem sprawił
też, że tysiące ludzi zatruło się śmiertelnie alkoholem metylowym, bądź
przez pomyłkę, bądź za sprawą nieuczciwych handlarzy.
Prohibicja skończyła się po 13 latach, ale jej skutki przeszły do
historii. Zamiast obiecanego raju na ziemi, pozostawiła po sobie
powszechny alkoholizm, potężne gangi i więzienia pełne ludzi skazanych
tylko za to, że posiadali przy sobie butelkę whisky.
Wtedy właśnie ludzie dowiedzieli się, że żadne zakazy i najsurowsze
nawet kary nigdy nie zmuszą ludzi do odstawienia używki. W wielu
państwach azjatyckich za posiadanie narkotyków grozi kara śmierci, a
mimo to głównym źródłem dochodu dla tamtejszej biedoty jest produkcja
haszyszu i opium.
Uczmy się na błędach
Dziś podobną sytuację mamy z marihuaną. Mimo zakazu uprawy,
sprzedaży, a nawet posiadania, pali ją coraz więcej osób. Jeszcze w
latach osiemdziesiątych mało kto o niej słyszał, a palaczy prawie nie
było.
Tymczasem anonimowe ankiety przeprowadzone przez Instytut Psychiatrii
i Neurologii mówią, że w 1995r co szósty osiemnastolatek przyznał się, że
przynajmniej raz w życiu zapalił trawkę. W roku 1999 okazało się, że
marihuanę paliła już blisko jedna czwarta trzecioklasistów! Jak na razie
nic nie wskazuje, żeby liczby te miały się zmniejszyć. Wręcz przeciwnie
- rosną one nadal w oszałamiającym tempie.
Reguły ekonomii mówią, że za popytem idzie podaż. Oznacza to po
prostu, że rosnąca liczba palaczy jest coraz atrakcyjniejszą klientelą
dla dilerów. Ponieważ marihuana jest najpopularniejsza ze wszystkich
nielegalnych używek, handel nią przynosi najłatwiejszy zysk. Dlatego mafia
zajmująca się przemytem i rozprowadzaniem trawki zbija wielką fortunę i
umacnia swoją pozycję, by podobnie jak amerykańskie gangi z czasów
prohibicji, przejąć potem inne formy działalności. Przedsmak tego, co
może nas czekać, widzimy już dzisiaj - gazety i telewizja codziennie
donoszą o schwytanych przestępcach, którzy parali się przemytem lub
uprawą marihuany, a zazwyczaj ich działaność nie ograniczała się tylko
do tego. Niestety, ci złapani, to tylko wierzchołek góry lodowej, gdzyż
policja po prostu nie jest w stanie śledzić reszty kryminalistów.
Jednym ze sposobów na zmniejszenie tego problemu jest legalizacja
marihuany. Dziś handlarze po opanowaniu nowego terenu, dyktują dowolne
ceny, bo dobrze wiedzą, że palacze mogą kupić trawkę tylko u nich.
Zjawisko konkurencji nie istnieje na czarnym rynku, bo wszystkie
porachunki załatwia sie tu siłą. Gdy handel trawką zostanie objęty
regułami wolnego rynku, po prostu przestanie być opłacalny dla mafii.
W ten sposób możemy odciąć przestępcom główne źródło dochodów.
"- i kto za to płaci?
- pan płaci, pani płaci, my płacimy. społeczeństwo płaci!"
To jednak nie koniec problemów. Mafia, choć żyje z przestępstw,
przeciętnemu obywatelowi bezpośrednio nie szkodzi. Pora jednak zdać
sobie sprawę, że koszty prohibicji i tak ponosimy wszyscy. To z naszych
podatków płaci się policjantom, którzy łapią przestępców i sądom,
które ich skazują. Co więcej, przestępcy odbywający kary w więzieniach
też są utrzymywani z naszych wspólnych pieniędzy.
Legalizacja mogłaby nie tylko zlikwidować wielką gałąź przestępczości,
ale też zwolnić siły policji i sądów zajęte jej zwalczaniem, by mogły
wziąć się za przestępstwa bardziej szkodliwe społecznie, takie jak
morderstwa, napady i kradzieże.
Prohibicja nie ma sensu
Naukowcy wysnuli teorie o niewielkiej szkodliwości trawki, a Holendrzy
sprawdzili je w praktyce - legalnie dostępna marihuana nie wiąże się z żadnymi
strasznymi konsekwencjami. Tymczasem w Polsce i wielu innych krajach na
siłę walczy się z trawką, choć wojna ta jest z góry przegrana. Jak na
razie zakazy dotyczące marihuany nie przyniosły żadnych pozytywnych
skutków. Nie można nawet powiedzieć, że dzięki temu liczba palaczy jest
mniejsza. Dziś każdy, kto ma ochotę, może bez problemu kupić marihuanę u
jednego z wielu dilerów, często z błyskawiczną dostawą do domu. Nie
łudźmy się też, że wielu ludzi ma taki szacunek dla prawa, że nie
sięgnęło po trawkę tylko dlatego, że nie wolno. Wręcz przeciwnie! Wielu
nastolatków pali marihuanę tylko dlatego, że jest nielegalna, bo przez
lata stało się to swoistym symbolem buntu.
Skoro doszliśmy do dość poważnego problemu palenia wśród młodzieży,
warto się nad nim trochę zastanowić. Powszechnie wiadomo, że dilerzy
największy zysk widzą w handlu w szkołach średnich. Nie oszukujmy się -
teraz już w każdym liceum czy technikum jest przynajmniej kilku, jeśli
nie klikunastu dilerów. W ogromnej większości przypadków, to sami
uczniowie zajmują się sprzedażą marihuany, a ich kilentelą są zazwyczaj
niepełnoletni rówieśnicy. Tak więc młodzież poniżej osiemnastego roku
życia może kupić trawkę bez najmniejszych problemów, nie wychodząc nawet
ze szkoły. W tej sytuacji nawet kupno alkoholu jest trudniejsze - trzeba
przecież pójść do sklepu monopolowego, a tam coraz częściej zdarza się,
że sprzedawcy sprawdzają wiek klienta. Wniosek jest prosty - rozwiązaniem,
przynajmniej częściowym, dla tego problemu jest też legalizacja. Trzeba
tylko legalny handel marihuaną obłożyć podobnymi do alkoholu
ograniczeniami. Nawet jeśli nie uda się zmniejszyć liczby palaczy wśród
młodzieży, możemy przynajmniej ustrzec wielu młodych ludzi przed tragicznymi
konsekwencjami. Nieraz bowiem zdarza się, że dilerzy do sprzedawanej
trawki dodają toksyczne chemikalia w celu "wzmocnienia towaru". Często
też, nawet nieświadomie, rozprowadzają marihuanę z plantacji spryskanej
szkodliwymi środkami owadobójczymi. Legalizacja nie pozwoliłaby na takie
wypadki, gdyż kontrolą składu chemicznego zająłby się sanepid.
Wszystkich traktować równo
Najważniejsze w tym wszystkim nie są jednak pieniądze, które możemy
zarobić, lecz tolerancja. Na jakiej podstawie wprowadza się przepisy,
które decydują, co wolno zażywać, a czego nie? Z jakiej racji palacze
trawki mają być traktowani jak przestępcy? Każdy z nas może pójść do
sklepu i nabyć całkowicie legalnie wódkę lub papierosy, więc dlaczego
nie mógłby też kupić trawki?
Największym absurdem jest fakt, że obecne przepisy są bardziej
szkodliwe niż samo palenie marihuany! Człowiek zatrzymany przez
policję za palenie trawki, jest poddawany długotrwałym przesłuchaniom, a
w jego domu przeprowadzana jest rewizja, mająca na celu sprawdzenie czy
nie zajmuje się handlem. W razie jakichkolwiek podejrzeń, sprawa
kierowana jest do sądu. Nawet jeśli okaże się, że podejrzenie o handel
jest fałszywe i oskarżony zostaje uniewinniony, proces na pewno
dezorganizuje jego życie. Niejeden młody człowiek stracił pracę, studia
i sporo nerwów nie przez palenie trawki, ale przez nieżyciowe przepisy.
Nie ma się co łudzić - obecne prawo nie zniechęca młodych ludzi do
palenia, lecz jedynie podważa autorytet rządu i wydawanych przezeń
przepisów. Respektu dla demokratycznej władzy nie można budować na
bezpodstawnych zakazach.
Zastosowania
Mieli rację Hindusi, uznając konopie za święty dar. Na całej Ziemi nie ma
chyba tak uniwersalnej i mało wymagającej rośliny. Konopie bowiem nie
wymagają specjalnych zabiegów, by dobrze rosnąć. Pozostawione same sobie,
świetnie sobie radzą i potrafią wysiać się na wiekim obszarze. Najlepiej
obrazuje to fakt, że na terenie wielu byłych republik radzieckich i w
Afganistanie pola dzikich konopi zajmują tysiące hektarów. Jak na razie
w żaden sposób nie udało się ich zniszczyć, a produkcja haszyszu nadal
jest głównym źródłem zarobku dla miejscowej ludności.
Nie chcę tutaj rozwodzić się o konkretnych zastosowaniach konopi, bo ogromna
ilość danych, jakie musiałbym przytoczyć, mogłaby zanudzić najbardziej
wytrwałego czytelnika. Nie sposób jednak nie wspomnieć, przynajmniej pobieżnie,
o sposobach, na jakie moglibyśmy wykorzystać tę niezwykłą roślinę.
Już tysiące lat temu konopie miały wiele zastosowań, a ich lista, wraz z postępem
nauki, ciągle się wydłuża. Największym absurdem jest to, że mimo tak wielu zalet,
które nam oferują, konopie nadal są nielegalne.
Medycyna
Marihuana juz od dawna była przepisywana przez różnej maści znachorów i
medyków na najróżniejsze dolegliwości. Z czasem odkrywano coraz nowsze
zastosowania tego lekarstwa. Poniżej znajduje się lista tych, które potwierdziła
współczesna nauka. Oczywiście badania nadal są prowadzone i jest pewne, że
lista ta znacznie się wydłuży.
- środek przeciwbólowy - To chyba najstarsze zastosowanie kanabisu
i jednocześnie najciekawsze z tego powodu, że u każdego pacjenta wygląda to
inaczej. Można pokusić się o ogólne stwierdzenie, że marihuana bardziej pomaga
łagodzić bóle tępe, wywołane np. przez skurcze, niż ból ostry wywołany
zranieniem lub oparzeniem (w tych ostatnich przypadkach może nawet pojawić się
efekt odwrotny do zamierzonego). Znane są też liczne przypadki, gdy marihuana
łagodziła silne bóle towarzyszące nowotworom, z którymi nie radziły sobie inne
środki.
- środek przeciwwymiotny - THC jest jednym z najskuteczniejszych
środków zapobiegających nudnościom. Ma to szczególne znaczenie dla ludzi
leczonych chemioterapią, u których odruchy wymiotne praktycznie uniemożliwiają
jedzenie.
- jaskra - Kanabinole zmniejszają ciśnienie wewnątrz gałki ocznej,
a więc łagodzą bezpośrednio objawy choroby.
- AIDS - Pobudzając apetyt, marihuana zapobiega utracie masy ciała,
a co za tym idzie - osłabieniu organizmu.
- stwardnienie rozsiane - THC nie tylko łagodzi bóle spowodowane
nagłymi skurczami mięśni, ale zapobiega samym skurczom towarzyszącym schorzeniu.
Według ostatnich doniesień, marihuana może znacznie spowolnić rozwój tej
strasznej choroby. Jeśli okaże się to prawdą, dalszy zakaz jej
stosowania będzie wyrokiem na tysiące ludzi dotkniętych stwardnieniem
rozsianym. Intensywne badania nadal trwają.
Odkrycia te nie zmieniły jednak prawa. Dlatego zamiast marihuany, pacjentom podaje
się THC doustnie, w postaci kapsułek. Marinol, bo tak nazywa się syntetyczne THC
(inna nazwa to Dronabinol), nie cieszy się jednak powodzeniem u pacjentów, którzy
wytknęli jego poważne wady:
- Działa z dużym opóźnieniem. Kapsułki, by zostały strawione i zaczęły
działać, potrzebują 2-4 godzin, gdy tymczasem palenie marihuany pozwala osiągnąć
odpowiednie stężenie THC we krwi już po 5 minutach.
- Zawiera wyłącznie THC. W konopiach można znaleźć cały zespół kanabinoidów,
różnie wpływających na psychikę. Wielu pacjentów skarżyło się, że Marinol
wywołuje u nich silny lęk i inne nieprzyjemne doznania, których nie
doświadczają, palac marihuanę.
- Jest przyjmowany doustnie, co sprawia że pacjenci z silnymi nudnościami (a
Marinol ma właśnie te nudności leczyć) mają problem z utrzymaniem lekarstwa w
żołądku do momentu strawienia. Marihuana pozwoliłaby zapomnieć o tym problemie.
- Zawiera olej sezamowy, który często wywołuje reakcje alergiczne.
- Jest drogi.
Z tych własnie powodów, część pacjentów poddanych kuracji Marinolem, zdecydowała
się na palenie marihuany na własną rękę. W USA kilkanaście osób
wywalczyło nawet prawo do uprawy konopi na własny użytek.
Przemysł
Jak już wspomniałem, konopie były uprawiane dla włókna i papieru. To
jednak nie wszystkie, choć najważniejsze, zastosowania tej rośliny.
Konopie skupiają w sobie wiele zalet właściwych innym gatunkom i
praktycznie żadna część rośliny nie jest marnowana. Dzięki temu ich
uprawa może być bardziej wydajna i opłacalna niż hodowla kilku różnych
gatunków roślin o tylko jednym przeznaczeniu. Plantator jest też mniej
zależny od aktualnych cen skupu konkretnych półproduktów. Obserwując
tragiczną sytuację polskiego rolnictwa można przypuszczać, że uprawa
konopi mogłaby być niezwykle pomocna dla naszych rolników.
A oto lista najważniejszych przemysłowych zastosowań konopi:
- włókno - Konopie dają jedno z najmocniejszych włókien
naturalnych. Nie chodzi tu jedynie o jego wytrzymałość na zrywanie i
przecieranie, ale też wyjątkową odporność na gnicie i pleśń, dzięki czemu
przez wieki było podstawą funkcjonowania floty. Dziś już prawie nie ma
żaglowców, a na pozostałych produkty syntetyczne z powodzeniem zastąpiły
konopne żagle i liny. Nie oznacza to jednak końca przydatności konopi.
Większość ludzi nadal lubi nosić bardziej przyjazne dla organizmu ubrania
z tkanin naturalnych.
Dziś najpopularniejszym surowcem włókienniczym jest bawełna. Ma ona,
niestety, wiele wad, których nie mają konopie. Przede wszystkim jest bardzo
wymagająca jeśli chodzi o środowisko - rośnie tylko w wysokich
temperaturach, nie jest odporna nawet na krótkotrwałe mrozy, wymaga
ogromnej ilości środków chwasto- i owadobójczych, co pociąga za sobą
ogromne koszta. Konopie są niezwykle odporne i świetnie adaptują się do
różnych warunków klimatycznych, dzięki czemu z ojczystych Chin dotarły do
niemalże wszystkich zakątków świata. Są też mniej atrakcyjne dla
szkodników, a dzięki szybkiemu wzrostowi skutecznie konkurują z
chwastami. Dzięki temu nie wymagają inwestowania w drogie i szkodliwe środki
chemiczne.
Z konopnego włókna można robić nie tylko tkaniny, ale też bardzo
wytrzymałe nici i sznury, a także materiał izolacyjny.
- papier - Do XX wieku papier produkowano prawie wyłącznie z
konopi. Nowe technologie pozwoliłyby na wytwarzanie ogromnych jego
ilości za niewiarygodnie małe pieniądze. I to właśnie, jak już
napisałem, było przyczyną bezwzględnej wojny o pieniądze, na której
najgorzej wyszły same konopie, stając się rośliną nielegalną.
Tymczasem papier konopny jest nie tylko tańszy, ale przede wszystkim
bardziej ekologiczny od drzewnego. Dziś na Ziemi brakuje lasów, a mimo
to nadal wycina się drzewa by zamienić je w masę papierową, która potem
wymaga jeszcze przetworzenia przy pomocy bardzo szkodliwych chemikaliów,
np. chlorowych wybielaczy. Skutki takiego działania są opłakane, o czym
chyba każdy mógł się przekonać. Nowy las rośnie bardzo wolno, wolniej
niż wycina się dorosłe drzewa.
Konopie, jak każda roślina jednoroczna, kończą swój żywot po roku.
Wtedy też, zamiast pozwolić im zwiędnąć i zgnić na polu, można je
zebrać i przetworzyć na papier. Taka procedura, to niewielka szkoda dla
środowiska - wystarczy że nawozami uzupełni się niedobór składników
pokarmowych i w następnym sezonie na tym samym polu można wysiać kolejne
pokolenie konopi i otrzymać następną porcję papieru. Drzewa tymczasem
rosną wolno, dają papier raz na kilkadziesiąt lat, a przede wszystkim
mogłyby żyć o wiele dłużej, niż pozwalają im na to drwale.
Wycinając las, zmniejsza się produkcję tlenu przez rośliny na całe dekady,
do momentu, gdy nowe drzewa osiągną pełną wydajność. Regularnie wysiewane
konopie dostarczają tlenu na stałym poziomie przez wiele lat, niezależnie
od tego, czy są potem zbierane, czy nie.
Drewno przy przetwarzaniu na papier jest wykorzystywane tylko w
40-50% masy. Reszta jest zazwyczaj marnowana i wyrzucana. Za to konopie
można wykorzystać w około 80%, a pozostałe po produkcji włókno (papier
wytwarza się z miąższu rośliny) jest nadal przydatnym surowcem. Co
więcej, papier konopny wymaga mniejszej ilości chemikaliów niż drzewny.
Dzięki temu produkcja papieru może być w przyszłości najważniejszym
zastosowaniem konopi, bo zmusi nas do tego troska o środowisko.
- paliwo - Konopie ze względu na ogromne ilości produkowanej
biomasy, mogą być obfitym źródłem metanolu i etanolu, czyli ekologicznie
czystego paliwa. Co prawda, trudno sobie wyobrazić, żeby pola konopne
mogły teraz zastąpić szyby naftowe, ale zapasy ropy kiedyś się wyczerpią
i będziemy zmuszeni poszukać innego źródła energii. Czas więc zacząć o
tym myśleć. Produkty spalania alkoholi, czyli woda i dwutlenek węgla, są
nie tylko bezpieczne dla środowiska, ale przede wszystkim nie są
wprowadzane do biosfery z zewnątrz, tak jak ropa naftowa. Dzięki temu
nawet masowe stosowanie tego rodzaju paliwa nie powoduje zachwiania
równowagi ekologicznej.
- olej - Olej konopny to źródło paliwa, a także surowiec do
produkcji nieszkodliwych farb i lakierów oraz kosmetyków (mydła,
szampony).
Jedzenie
Nasiona konopne zawierają 25% białka, 30% węglowodanów, 15% błonnika,
karoten, fosfor, potas, magnez, siarkę, wapń, żelazo i cynk oraz
witaminy E, C, B1, B2, B3. Nasiona są
też doskonałym źródłem nienasyconych kwasów tłuszczowych, dzięki czemu
pozwalają obniżyć poziom cholesterolu we krwi. Ważne jest też, że ziarno
konopne zawiera wzmacniające układ odpornościowy kwasy omega-6-linolowy
i omega-3-linolowy w proporcji 3:1, idealnej dla naszego organizmu.
Należy tu zaznaczyć, że nasiona są częścią konopi, w której nie
występują żadne związki psychoaktywne; mogą być więc bez obaw spożywane
nawet przez przeciwników marihuany.
Spośród ponad 3 milionów znanych nam roślin, jedynie soja ma podobne
do konopi wartości odżywcze. Niestety, jest ona bardziej wymagająca,
jeśli chodzi o warunki uprawy. Ma to znaczenie szczególnie dzisiaj, gdy
dziura ozonowa pozwala przeniknąć większej ilości promieni
ultrafioletowych, na które soja, w przeciwieństwie do konopi, jest
bardzo wrażliwa. Ocenia się, że z tego powodu światowe plantacje soji
zmniejszą się nawet o 30-50%. Tak więc powstaje luka, którą konopie mogą
bez problemu wypełnić, szczególnie że mogłyby być tanim źródłem pokarmu
dla najbiedniejszych (i nie tylko).
Nasiona konopne można jeść nieprzetworzone, zmielić na mąkę, dodać do
mleka na wzór owsianki lub do mięsa jako przyprawę albo zapiec w ciastach.
Można też wycisnąć z nich bardzo zdrowy, ale, niestety, nietrwały olej lub
zrobić margarynę. Sposobów jest wiele, wszystko zależy tylko od wyobraźni
kucharza.
Na doskonałych walorach nasion już dawno poznały się zwierzęta. Ptaki
uwielbiają ziarno konopne, któro jest dla nich bardzo zdrowe. Dlatego
też wchodzi ono w skład wielu pokarmów dla papug i kanarków. Przepadają
za nim nie tylko ptaki. Wśród wędkarzy konopie cieszą się opinią
rewelacyjnej przynęty na wszelkie ryby niedrapieżne.
Czas na zmiany!
Jak widać, wszystko wskazuje na to, że przez dziesięciolecia byliśmy
w wielkim błędzie. Niesłusznie oskarżaliśmy marihuanę o wiele złego, nie
starając się nawet wykorzystać jej zalet. Tymczasem otrzymujemy coraz
więcej dowodów na to, że jej szkodliwość jest niewielka, a co więcej,
zwykła "trawka" jest nadzieją medycyny na to, że najciężej chorym
ludziom uda się wreszcie złagodzić cierpienia.
My też możemy z konopi skorzystać - dostać tanie i niezwykle trwałe
ubrania, oszczędzić lasy wycinane dla papieru, zyskać wiele nowych
miejsc pracy przy uprawie. A przede wszystkim możemy odebrać przestępcom
źródło dochodu i wykorzystać je samemu, w dużo lepszy i w pełni
kontrolowany sposób.
Pamiętaj - na legalizacji TY też możesz skorzystać.
Komentarze
pojebani jesteście, po co legalizacje
?
nasz kraj to będzie jedno wielkie śmietnisko po którym chodzą same śmieci, jakieś żule itd.
NIE RÓBCIE LEGALIZACJI (DO WIADOMOŚCI RZĄDU).
Zacznie się od małego jaranka a skończy się w piasku!!!
ŻADNYCH LEGALIZACJI. JEST DOBRZE TAK JAK JEST.
MARYŚKA RZĄDZI