Kraina koki - Niszczące bogactwo

Fragmencik fragmenciku książki - opowieści polskiego misjonarza z dorzecza Amazonki. "Wiek około 30–33 lat. Wówczas jeszcze nie wiedziałem, że jest księdzem, a co dopiero misjonarzem w dorzeczu Amazonki w Boliwii..." :)

Tagi

Źródło

www.mateusz.pl

Odsłony

5739



Pierwszy raz zobaczyłem księdza Andrzeja Miterę jesienią 1998 roku w Chicago. Był ubrany po cywilnemu i przypominał mi do złudzenia Roberta de Niro z filmu „Misja” — ciemnobrązowe włosy do ramion, broda, wzrost ok. 175 cm, szczupły, na pierwszy rzut oka widać, że wysportowany. Wiek około 30–33 lat. Wówczas jeszcze nie wiedziałem, że jest księdzem, a co dopiero misjonarzem w dorzeczu Amazonk i w Boliwii. Gdy po kilku dniach znajomości powiedziałem mu o tym, uśmiechnął się tylko i powiedział, że wie, o którym filmie mowa...

Dziecięce marzenia
O podróżach do dalekich krajów marzyłem już w dzieciństwie, ale nie uświadamiałem sobie, podobnie jak większość chłopców w moim wieku, prawdziwej potrzeby takich ekspedycji. Wtedy najistotniejszym motywem była chęć przygody. Marzyliśmy z kolegami o wyprawach tropami bohaterów książek naszego dzieciństwa.[...]

Kraina koki

Pracuję w samym centrum produkcji narkotyków. Wokół kilkaset tysięcy hektarów koki. Jeszcze kilka lat temu uprawy były legalne, ale na początku lat 90. rząd boliwijski wprowadził specjalny program walki z narkotykami. Najbogatsze kraje świata, w tym przede wszystkim Stany Zjednoczone, uzależniły dalszą pomoc ekonomiczną dla Boliwii od ograniczenia produkcji narkotyków.

Płacą za każdy hektar nieuprawianej koki tysiąc dolarów. Właściciel dotychczasowej plantacji otrzymuje zawiadomienie, że pewnego dnia pojawi się u niego oddział wojska i plantacja zostanie zniszczona.

Prawdę powiedziawszy, jest to działanie pozorne, z czego doskonale zdają sobie sprawę same władze. Roślina zostaje ścięta tuż nad ziemią, korzenie pozostają nienaruszone. Dwa, trzy lata później plantacja jest znów pełnowartościowa.

Ludzie często sami zgłaszają swoje plantacje, kasują pieniądze i nic nie robią, a po 2, 3 latach wszystko powtarza się od początku. I o to chyba wszystkim chodzi, aby wciąż na nowo kasować pieniądze.

Żucie liści koki jest odwiecznym tradycyjnym zwyczajem miejscowej ludności i nikt nie jest w stanie położyć temu kresu. Dlatego władze zezwalają na uprawę tych roślin, ale wyłącznie na własny użytek. Nie wolno nimi handlować. Odgórnie ustalono, że każda rodzina może mieć uprawę koki wielkości około dwóch hektarów.

Przeciętny mieszkaniec tropiku żuje kokę przez cały dzień. Można często zobaczyć, że chodzą z przymocowanymi do pasków workami z liśćmi koki, by mieć ją cały czas przy sobie. To jest oficjalne. Nie odczuwają specjalnej euforii, przynajmniej tak twierdzą. Używają koki, bo ona daje im siłę. Żując ją, mogą mało jeść, a przy tym ciężko pracować cały dzień. I rzeczywiście mało jedzą. Zresztą widać, że są bardzo szczupli, wręcz wychudzeni. I nie jest to kwestia biedy, braku pieniędzy. Z jedzeniem nie ma w tropiku problemu. Mogliby nałapać ryb, wykopać trochę juki (smaczna roślina podobna do polskich ziemniaków), narwać owoców, które rosną dosłownie wszędzie, nawet przy drodze, ale widocznie szkoda im na to czasu.

Tak naprawdę to właśnie koka jest bogactwem Boliwii. Ona daje życie tym, którzy ją uprawiają. Noce w Boliwii są długie. Właściwie bez względu na porę roku trwają po 11, 12 godzin. To czas dla gangów narkotykowych. Ich członkowie krążą po plantacjach, często zaszytych głęboko w buszu, i odkupują od wieśniaków całe worki zebranych liści. To oczywiście opłaca się bardziej niż owe tysiąc dolarów za hektar. Istnieje też ryzyko. W Chimoré stacjonuje oddział komandosów specjalizujący się w walce z producentami kokainy. Jest świetnie wyposażony, ma do dyspozycji helikoptery, broń maszynową. Jego przeciwnicy oczywiście także. Czasem dochodzi do strzelaniny. Jej odgłosy, nawet z daleka, niosą się echem po wodzie. Nocami ciężarówki krążą po bezdrożach, skupując worki koki. Potem ten towar odwożony jest do zakonspirowanych w dżungli małych prymitywnych fabryczek, gdzie przygotowuje się już półprodukty kokainy. Liście koki mieszane z papierem toaletowym i z wapnem gotują się całymi godzinami. To się później osusza, prasuje i wywozi dalej, do rafinerii. Niektóre z nich mają własne małe elektrownie. Komandosi polują właśnie na transporty półproduktów i już gotowych produktów.

Niszczące bogactwo

Władze próbują rozwiązać problem koki. Doskonale zdają sobie sprawę, że jej uprawa daje utrzymanie większości wieśniaków zamieszkujących tropik, czyli nizinne tereny w dorzeczu Amazonki. O ile pożywienie rośnie na drzewach lub w ziemi, pływa w rzekach i biega po dżungli, o tyle pieniądze są niezbędne na pokrycie innych potrzeb, jak choćby ubrania, nauka. I są to sumy niebagatelne.

Koka jest bogactwem Boliwii, ale kokaina jest tragedią Boliwijczyków, ponieważ właśnie przez nią nie potrafią pracować. Koka rośnie sama, nie trzeba jej pielęgnować. Jej zbiór i suszenie to tylko kilka tygodni pracy w roku. To daje im pieniądze na przeżycie, nie zmusza do regularnej pracy. W związku z tym Boliwijczycy nie mają poczucia obowiązku, potrzeby pracy.

Gdy ktoś zapyta Boliwijczyka, dlaczego zamiast koki nie uprawia bananów, ten tylko się uśmiecha. Bananów musiałby doglądać codziennie, a zyski z uprawy nie byłyby nawet w połowie takie, jak z koki. Tymczasem, uprawiając kokę, przez większą część roku może próżnować i pić miejscowe trunki z kolegami. Piją samogon, chichię, czyli piwo. Lubią świętować. Poza okresem zbiorów koki w Chimoré panuje bezustanna zabawa...

txt skosiłem prosto z www.mateusz.pl/wdrodze/

Oceń treść:

0
Brak głosów

Komentarze

xclude (niezweryfikowany)

a moze by tak zrobic legalizacje koki na calym swiecie i dac tym wiesniakom legalnie zarobic, opodatkowac ich, badac jakosc dostarczanej na rynek koki, a w miedzyczasie inwestowac zarobione pieniadze w edukacje i rozwoj drog, szkol, szpitali, etc. tak aby powoli samoczynnie wiesniacy przeszli od uprawy koki do innych zajec? w ten sposob mafia szybko stracilaby wplywy i umarla smiercia naturalna z braku pozywienia...

ale nie, lepiej z tym WALCZYĆ!!! WALCZYĆ, zabijac, mordowac, strzelac, niszczyc, wszystko w imie... ochrony ludzi przed nimi samymi. a usa zamiast zajmowac sie podażą koki w ameryce pd. niech lepiej zajma sie swoim gigantycznym popytem (czytaj: setkami tysięcy ćpunów)

Armageddon (niezweryfikowany)

a moze by tak zrobic legalizacje koki na calym swiecie i dac tym wiesniakom legalnie zarobic, opodatkowac ich, badac jakosc dostarczanej na rynek koki, a w miedzyczasie inwestowac zarobione pieniadze w edukacje i rozwoj drog, szkol, szpitali, etc. tak aby powoli samoczynnie wiesniacy przeszli od uprawy koki do innych zajec? w ten sposob mafia szybko stracilaby wplywy i umarla smiercia naturalna z braku pozywienia...

ale nie, lepiej z tym WALCZYĆ!!! WALCZYĆ, zabijac, mordowac, strzelac, niszczyc, wszystko w imie... ochrony ludzi przed nimi samymi. a usa zamiast zajmowac sie podażą koki w ameryce pd. niech lepiej zajma sie swoim gigantycznym popytem (czytaj: setkami tysięcy ćpunów)

RaNd0m (niezweryfikowany)

a moze by tak zrobic legalizacje koki na calym swiecie i dac tym wiesniakom legalnie zarobic, opodatkowac ich, badac jakosc dostarczanej na rynek koki, a w miedzyczasie inwestowac zarobione pieniadze w edukacje i rozwoj drog, szkol, szpitali, etc. tak aby powoli samoczynnie wiesniacy przeszli od uprawy koki do innych zajec? w ten sposob mafia szybko stracilaby wplywy i umarla smiercia naturalna z braku pozywienia...

ale nie, lepiej z tym WALCZYĆ!!! WALCZYĆ, zabijac, mordowac, strzelac, niszczyc, wszystko w imie... ochrony ludzi przed nimi samymi. a usa zamiast zajmowac sie podażą koki w ameryce pd. niech lepiej zajma sie swoim gigantycznym popytem (czytaj: setkami tysięcy ćpunów)

Zajawki z NeuroGroove
  • LSD-25
  • Przeżycie mistyczne

Nastawienie negatywne, otoczenie niezbyt sprzyjające

G przywiozła dla mnie rzeczy na candyflipa, dla siebie miała chińską myśl czyli 2-oxo-pcm, gdyż kocha Ona dysocjanty, więc co może pójść nie tak skoro każdy ma to co lubi, oczywiście nie zaczęliśmy od razu brać tych paskudnych uzależniających narkotyków, wpierw piliśmy bardzo zdrowy, nieszkodliwy alkohol, którym to się sponiewierałem odrobinę i zdążyłem zrobić kilka głupich oraz bardzo głupich rzeczy które zepsuły mi nastawienie na kwasa i eMke, starałem się tego nie okazać G i gdy tylko wytrzeźwiałem to miałem już karton w gębie mimo braku nastawienia.

  • Hydroksyzyna
  • Tripraport

Zażyte w strachu przed kolejnym głodem, w domu z rodzicami.

Okej, let's start.

 

Z powodu zespołu stresu pourazowego (PTSD), EDNOS i ataków paniki ostatnio bardzo często zażywam różne substancje (wypisane w moim doświadczeniu). Czy mogę to nazwać uzależnieniem? Tak, ponieważ są kryteria, które trzeba spelnić, by nazwać swój problem uzależnieniem - ja je spełniam. I zawsze mi potwornie głupio, gdy nazywam mój problem uzależnieniem, no bo cóż - oprócz hydro, leków uspokajających bez recepty, otumaniających przeciwalergików i legalnych ziół nic innego nie brałam.

  • Amfetamina
  • Marihuana
  • Pozytywne przeżycie

Atmosfera pozytywna, jesteśmy gotowi na dobrą nockę. Mam nadzieje, że pogadamy, będzie jakaś beka. Ogólnie same pozytywne myśli. Jedyny problem, to mój komputer, który od jakiegoś czasu wolno działa.

Godzina 17, kręcimy opcje. Speedzik ogarnięty, dobry towar. Jest nas trzech, a ogarneliśmy dobrę 1,5 grama, może więcej, może nawet 2, ale nie jestem ogarnięty w ocenianiu ilości władka. 18.25 walimy dosyć dobre, długie, grube krechy. Ogólnie zajebałem opcje za 20 zł, moje ziomki też coś około, zostawiliśmy coś sobie na nocke.

  • Grzyby halucynogenne

Zdarzyło się to kilka dni temu. Konkretnie trzynastego października, w

mieszkaniu osoby D (chciala zostac anonimowa a jest mi to dosc bliska

osoba). Z pozoru miało to być inicjacyjne grzybienie jej w konkretnej ilości

(40 sztuk). O ironio, chciałem z nią przy tym być wiedząc że mnie grzyby nie

czeszą w sposób znaczący. Nawet dzień

wcześniej wygłaszałem Mancie alias Lwu, że utarta kontroli nad grzybami to

raczej cecha osobowościowa niż coś dotyczące każdego i że mnie nigdy to nie