W miarę, jak Ameryka żegluje w kierunku legalizacji marihuany, a epidemia przedawkowań opioidów nie wykazuje szczególnych oznak zanikania, kwestia tego, jak rodzice powinni rozmawiać ze swoimi dziećmi na temat narkotyków, staje się bardziej paląca i skomplikowana niż kiedykolwiek. Fakt, że to właśnie Generacja X – najbardziej nasycone narkotykami pokolenie w historii – staje teraz do konfrontacji ze swoim nastoletnim potomstwem, zdecydowanie nie ułatwia dyskusji, w której rodzice muszą jakoś ustosunkować się do problemu własnego używania narkotyków w przeszłości.
Prawie każdy chce, by jego dzieci podejmowały lepsze decyzje odnośnie seksu i narkotyków niż on sam. Niemniej jednak nikt dotąd nie odkrył magicznej formuły, która pozwalałaby przeprowadzić nastolatka przez te lata, gdy jego mózg działa, jakby był fabrycznie nastawiony na wyszukiwanie okazji do podejmowania ryzyka. Wydawałoby się, że pokolenie wychowane na DARE (Drug Abuse Resistant Education – amerykański program antynarkotykowy zapoczątkowany w roku 1983, raczej osławiony niż sławny, szeroko krytykowany za wykazany w wielu badaniach brak skuteczności, a nawet antyskuteczność - przyp. tłumacza) i "Just Say No" ("Po prostu powiedz NIE" – antynarkotykowa kampania, której najbardziej znaną postacią była Nancy Reagan, prowadzona w USA i eksportowana do UK w latach 80. i na początku 90. – przyp. tłumacza) powinno mieć ugruntowane poglądy w kwestii praktycznego ograniczania szkód i sposobów na uniknięcie tragedii.
Josephine Cannella-Krehl (49), jest pracownikiem socjalnym i matką dwóch nastolatków oraz 21-latka. Wychowana w Nowym Jorku, obecnie mieszka na Florydzie i wspomina, jak daremna była wówczas edukacja antynarkotykowa. Opierała się na broszurkach, które miały jakoby przedstawiać "jedynie fakty" na temat różnych narkotyków, gdy w rzeczywistości nader często opisywały rzekome zagrożenia, nadając im sensacyjną otoczkę.
"Pamiętam, że pomyślałem, że to kupa bzdur" - mówi, wyjaśniając, że znajomi jej starszego rodzeństwa byli palaczami trawki. Daleko im było do syndromu amotywacyjnego lub głupoty. Josephine opowiada, że
byli najbardziej kreatywnymi osobami w swojej klasie i prawie wszyscy otrzymali pełne stypendia w najlepszych szkołach artystycznych... Ta retoryka po prostu nie pasowała do moich doświadczeń. Pomyślałam wtedy, gdy skoro skłamali w tej sprawie, to prawdopodobnie kłamią we wszystkim.
Juliet (34), pisarka i artystka mieszkająca w Cleveland ma 14-letniego syna i wspomina swoje doświadczenia z DARE jako infantylizujące, a nie pomocne. Gdy była w szóstej klasie, policjanci z programu nie do końca zdołali nawiązać kontakt z nią i jej przyjaciółmi.
Funkcjonariusz przyniósł po misiu dla każdego dziecka, do trzymania w czasie sesji, które obejmowały m.in. kolorowanie. Uważam, że to podejście było nieadekwatne do naszego wieku, dziecinne i protekcjonalne. Kiedy dowiadujesz się, że halucynogeny mogą sprawić, że świat wygląda jak ożywiona kreskówka, a zioło spowoduje, że zapragniesz latać, to w istocie brzmi to jak świetna zabawa... Nie przekonało mnie to, aby nie używać narkotyków lub alkoholu.
Te doświadczenia korespondują z wynikami badań, które ustaliły, że takie programy są albo nieskuteczne, albo wprost kontrproduktywne. Obecnie obie mamy stosują zupełnie inną strategię postępowania z własnymi dziećmi.
Mój mąż i ja wcześnie zdecydowaliśmy, że będziemy stosować podejście oparte na prawdzie" - mówi mi Cannella-Krehl. "Uważam, że najlepszym sposobem jest wprowadzanie tych treści w naturalny sposób, gdy nikt specjalnie się na tym nie skupia, utrzymywanie tego w tak lekkim tonie, jak to tylko możliwe, zamiast tych wszystkich posiedzeń pod hasłem "musimy poważnie porozmawiać".
Juliet, który przezwyciężyła własne problemy z alkoholem, wykorzystuje własny przykład w wychowaniu syna, obecnie ucznia pierwszego roku szkoły średniej. "Byłem szczera w temacie moich własnych problemów ze zdrowiem psychicznym i tego, że leczenie na własną rękę nie działa. Uczyłam go, że picie jest normalne w naszej kulturze, ale tą normalnością jest kilka drinków gdy jesteś w odpowiednim wieku, i że ma w tym nic na tyle nadzwyczajnego, by koniecznie trzeba było tego spróbować już w liceum."
Obie mamy postrzegają stanowe inicjatywy legalizacji marihuany jako powód do rozmowy na temat narkotyków i prawa, a nie paniki.
"Dzielę się z synem moją opinią, że wolałbym widzieć marihuanę legalną niż nielegalne, ponieważ uważam, że jest o wiele mniej niebezpieczna niż alkohol" – mówi Juliet, dodając, że rezygnacja z robienia z tego wielkiego halo zapobiega sytuacji, w której nastolatki widzą w używaniu narkotyków słodki i zakazany owoc rebelii.
"Uważam, że ponieważ konopie stają się coraz bardziej popularne, tym ważniejsze jest, żeby dzieci rozumiały naturę prawdziwych niebezpieczeństw" - mówi Cannella-Krehl, powołując się na problemy z dawkowaniem kulinarnych produktów z konopi oraz fakt, że używanie zwykłej marihuany jest znacznie mniej ryzykowne niż jej syntetycznych substytutów, sprzedawanych jako legalne alternatywy.
Jerry Otero jest kierownikiem ds. polityki młodzieżowej w Drug Policy Alliance (DPA) i pracuje nad materiałami dla rodziców nastolatków negocjujących używanie narkotyków. Oparty na badaniach naukowych program "Bezpieczeństwo przede wszystkim" kładzie nacisk na uczciwość, dostarczanie dokładnych informacji i budowanie relacji opartych na zaufaniu. Otero był otwarty w rozmowach synem, który ma teraz 21 lat, opowiadając mu własnym użytkowaniu marihuany - i podkreślając wagę zachowywania dyskrecji, by uniknąć spieprzenia sobie szans na studia.
"Powiedziałem mu, że wolałem poczekać i że w ogóle w każdym momencie taka decyzja powinna być uzasadniona i celowa, zawsze poprzedzona pytaniem:" Czy muszę to zrobić właśnie teraz?
Otero dodaje, że jego syn, który jest teraz na studiach, nie próbował marihuany przed osiągnięciem 20 lat i nigdy nie sprawiał żadnych problemów.
Kathryn Bowers, 48-letnia autorka i matka 16-letniej córki, doszła do korzystania z tego samego podejścia dzięki badaniom, jakie przeprowadziła na potrzeby swojej ostatniej książki, Zoobiquity, która przedstawia analogie między zdrowiem zwierząt i ludzi. Uderzyły ją
dane pokazujące, że wczesna ekspozycja na działanie narkotyków jest znacznie bardziej ryzykowna niż późniejsza; w gruncie rzeczy 90 procent wszystkich uzależnień bierze początek w wieku nastoletnim lub rozwija się tuż po dwudziestce, a przypadki rozwijania się uzależnienia w późniejszym życiu są bardzo rzadkie, jeśli nigdy nie miało się z tym problemów w wieku młodzieńczym.
Moim głównym wnioskiem jest to, że im wcześniej substancje są wprowadzane do organizmu, tym większy wywierają efekt. i tym większa szansa uzależnienia. Im dłużej uda się zwlekać, tym lepiej... to właśnie staram się wpoić swojej córce.
Każdy z ekspertów i rodziców, z którymi rozmawiałem, ma poczucie, że najważniejsze aspekty profilaktyki narkotykowej to te niemające prawie nic wspólnego z narkotykami. Zamiast tego, chodzi w zasadzie tylko o budowanie opiekuńczej, opartej o zaufanie relacji między rodzicami i dziećmi. Oczywiście, nie zawsze zapobiegnie to zażywaniu narkotyków lub uzależnieniu, ale może stworzyć warunki, w których, jeśli pojawią się problemy, zostaną dostrzeżone i będzie można zająć się nimi na wczesnym etapie.
Jest to podejście zupełnie inne, niż taktyki ery Nancy Reagan, dążące do napiętnowania wszelkiego używania narkotyków jako czegoś niemoralnego, podkreślając rolę karania i stygmatyzacji, bez specjalnego zwracania uwagi na to, co jest przyczyną uzależnienia. Katastrofalna porażka wojny z narkotykami jest oczywista dla dzisiejszych rodziców, którzy dostrzegli, że takie podejście izoluje ich od dzieci, nie dając w zamian żadnej ochrony przed nadużywaniem czy uzależnieniem.
Jeszcze bardziej uderzający wgląd w to, jak zmieniają się "rozmowy o narkotykach", można uzyskać przysłuchując się temu, jak rodzice rozmawiają z dziećmi o obecnej opioidowej epidemii.
Zamiast wzywać do rozprawy z narkomanami, dzisiejsi rodzice chcą dostępu do naloksonu, ratującego przed skutkami przedawkowania; zamiast oponować przeciw programom wymiany igieł, nazywając je
wysyłaniem złego sygnału - walczą, by je tworzyć, aby zapobiec rozprzestrzenianiu się chorób. A zamiast więzienia i "twardej miłości", dzisiejsi rodzice chcą terapii bazującej na dowodach naukowych.
Julie Stampler (43) właścicielka małego biznesu w Nowym Jorku, jest matką trojga, w tym dwóch nastolatków. Jej brat zmarł z powodu przedawkowania heroiny, toteż jej dzieci zdają sobie sprawę z niebezpieczeństw używania narkotyków.
Zawsze mówię, że jeśli ze śmierci mojego brata miałoby w jakikolwiek sposób wyniknąć coś dobrego, to mam nadzieję, że pomoże ona uratować moje dzieci przed podobnym losem. Tak więc rozmawiamy o heroinie, o profilaktyce przedawkowania.
Ojczym Stampler jest, o ironio, chemikiem,
który wynalazł nalokson, antidotum na przedawkowanie opioidów.
Rodzice powinni się kształcić. Prowadzić politykę drzwi otwartych dla dzieci, aby móc rozmawiać z nimi bez obaw z ich strony przed osądem lub wyciągnięciem konsekwencji.
Dla nastolatków, "uwaga jest najlepszą profilaktyką" – podsumowuje Julie. Więc nawet jeśli miłość i zaufanie nie zawsze przed wszystkim uchronią, bez nich rodzice mogą tylko pogorszyć sytuację.