Irlandzka Soma

"Nie mogę uwierzyć, że jestem pierwszym stawiającym pytanie o kult somy pośród Celtów, tych staromodnych Indoeuropejczyków tak lojalnych względem starożytnych ścieżek poznania i tak kochających intoksykację."

Tagi

Źródło

Magivanga
Peter Lamborn Wilson, tłum. Conradino Beb

Odsłony

6518

Nie mogę uwierzyć, że jestem pierwszym stawiającym pytanie o kult somy pośród Celtów, tych staromodnych Indoeuropejczyków tak lojalnych względem starożytnych ścieżek poznania i tak kochających intoksykację.

Peter Lamborn Wilson

Nie mogę uwierzyć, że jestem pierwszym stawiającym pytanie o kult somy pośród Celtów, tych staromodnych Indoeuropejczyków tak lojalnych względem starożytnych ścieżek poznania i tak kochających intoksykację. Wielu nauczycieli uniwersyteckich wierzy, że Indoeuropejczycy używali w swoich rytuałach środka enteogennego czy też psychedelicznego, zwanego przez mieszkańców Indii epoki wedyjskiej, a przez Irańczyków. Starożytni Grecy używali z kolei pędzonego na sporyszu wina jako enteogenicznego spustu Misteriów Eleuzyjskich.

Soma została zidentyfikowana jako Amanita muscaria lub też muchomor czerwony; haoma może być tym samym lub tez „rutą stepową”, krzakiem zawierającym harmalinę (zob. Flattery i Schwarz w Bibliografii). Jeśli te teorie są w jakimś stopniu prawdziwe, powinniśmy się spodziewać, że odkryjemy rytualne i szamańskie używanie takich środków również u innych ludów indoeuropejskich. Terence McKenna wierzy, że grzyby psylocybinowe były kiedyś szerzej rozpowszechnione niż dzisiaj, a zatem muszą być one także wzięte pod uwagę w kontekście somy. Oczywiście religie enteogenne są dziś znacznie szerzej rozpowszechnione niż w czasie kiedy Wasson odkrył etnomykologię razem ze swoimi „dzikimi” spekulacjami, które teraz wydają się być raczej konserwatywne.

Nawet jeśli nie możemy zaakceptować „doświadczenia psychedelicznego” jako źródła religii, wierzę że musimy je w oczywisty sposób wziąć pod uwagę jako jedno z kompleksowych „źródeł”, których złożoność można najlepiej wyrazić poprzez palimpsest teorii na temat tych źródeł; w skrócie, podtrzymywałbym że nie branie pod uwagę enteogenezy („narodziny wewnętrznego boga” poprzez przyjęcie substancji psychotropowych) musi być uznane za poważny błąd w każdej integralnej Historii Religii.Uważam za dziwne, iż we wszystkich pismach na temat psychedelików i pismach o Irlandii, które przeczytałem, ani jedno nie połączyło tych dwóch zagadnień. Mój zbiór przeczytanych lektur jest oczywiście daleki od wypełnienia, tak więc moje pierwsze pytanie uwzględnia ten punkt.

Wasson wraz ze swoją szkołą zademonstrował jak grzybowy język może być eufemizowany, maskowany, kodowany, a jego etymologie ukrywane lub nawet „fałszowane”. Jeśli mamy spekulować na temat prawdopodobnego istnienia celtyckiej, a konkretnie irlandzkiej somy, musimy zrobić trochę roboty detektywistycznej. Używając niektórych z jej zdobyczy jako potencjalnych struktur dla naszej egzegezy możemy cofnąć się i odczytać nasze teksty ponownie wraz z nadzieją na kilka rozjaśnień czy też wniosków. Irlandzkie mity i legendy nie zostały spisane przed erą chrześcijańską, a potem robili to jedynie mnisi, którzy mogli przeinaczyć lub nawet ocenzurować wszelkie odniesienia do substancji w rodzaju somy lub takiegoż kultu. Do tego czasu każda enteogeniczna wiedza lub rytuał posiadane kiedyś przez druidów mogła równie dobrze zaniknąć (lub zatracić się w folklorze) i w ten sposób pamięć o somie znalazła się poza możliwością jej poznania.

Każda wiedza o grzybach, która przetrwała do XIX-XX wieku, byłaby znana niewykształconej mądrej kobiecie i czarownikowi ze wsi, ale nie wykształconemu mnichowi. Z tego powodu możemy się spodziewać, że mity i legendy z mnisich manuskryptów będą ciężkie do czytania z naszej perspektywy społecznej. Ale irlandzki folklor, jako wyodrębniony z mitów i legend może zapewnić znacznie czystsze źródło. Z powodów znanych folklorystom Irlandia jest specjalnym przykładem przetrwania indoeuropejskiej wiedzy, być może porównywalnym jedynie z Indiami. W rzeczy samej, indyjskie materiały powinny być użyte aby rzucić światło na materiały irlandzkie tam gdzie spowija je mrok.

Z tego punktu widzenia sądzę, że możemy przyjąć za pewne, iż cokolwiek znajdziemy w Irlandii i będzie wyglądało jak soma, pachniało jak soma, może – że tak powiem – być równie dobrze somą, mimo że możemy nigdy nie być w stanie udowodnić jej tożsamości. Ale dobrze znane pokrewieństwo pomiędzy kulturami celtyckimi i wedyjskimi powinno przysposobić nas przynajmniej do otwartości umysłu. Irlandzki materiał obfituje w odwołania do magicznych substancji, które zażyte dają mądrość lub przyjemność. Prawdopodobnie najlepiej znaną substancją są orzechy mądrości jedzone przez Salomona, poszukiwane przez druidów i gotowane przez młodego Finna, który jako „uczeń czarnoksiężnika” przypala sobie kciuka na skórze Salomona, wsadza mu go do ust i otrzymuje całą wiedzę dzięki mocy swojego mistrza. „Szamańskie” konotacje tej historii są oczywiste.

Odnosząc się jednak do starszych manuskryptów, mamy enigmatyczny „Gest Fraocha”1 dotyczący bohatera Fraocha, który jest w połowie elfem (Sidhem) z pochodzenia. Jego siostra jest nimfą rzeki Boyne. Pragnie on poślubić Find-abair, córkę Aillil i Maeve, królowej-wiedźmy. Dociera on do ich królestwa wraz ze swoją kompanią i zachwyca wszystkich swoją urodą oraz umiejętnościami muzycznymi i szachowymi. Find-abair zakochuje się w nim. Spotykają się potajemnie, a ona ofiarowuje mu złoty pierścień na kciuka. Aillil i Maeve zgadzają się na ślub, ale potajemnie planują zagładę bohatera. Maeve zaprasza Fraocha aby wykapał się w jej magicznym strumieniu. Na jego brzegu rośnie zaś jarzębina.

W każdy dzień i każdy miesiąc
Owoce jarzębina rodzi:
Owoce słodsze niźli plaster miodu;
Ich kiści moc dogodzi,
Jagód szkarłatnych łaknąć śmiałek mógł
Pomimo smaku co dostępu broni.

Sok z Jagód pochodzących z Jarzębiny mógł ocalić życie lub uleczyć poważną chorobę. Maeve siedząc na jednym brzegu błaga Fraocha aby przepłynął na drugi i zerwał dla niej kilka owoców. Jak dobrze wie jagody jarzębiny są pilnowane przez smoka (czy węża wodnego), który atakuje Fraocha. W jednej wersji bestia zabija go. W innej, kiedy Maeve, jej córka i damy dworu rozkoszują się widokiem nagiego Fraocha pływającego w basenie, Aillil kradnie złoty pierścień na kciuka z zawiniątka Fraocha, pokazuje go Maeve i wrzuca do wody. Fraoch zauważa to równocześnie widząc, że łosoś połyka pierścień. Kiedy nikt go nie widzi, łapie rybę gołymi rękoma i ukrywa ją „w dzbanie ukrytym za skałą” wyjąwszy z wody.

Wtedy dopiero Maeve żąda jarzębinowych owoców; Fraoch zgadza się; pojawia się potwór. Find-abair rozbiera się do naga i zanurza się w wodzie z mieczem, który wręcza swojemu kochankowi. Zabija on potwora. Aillil i Maeve knują teraz zamach na życie swojej własnej córki. Dla Fraocha zostaje przygotowana rytualna kąpiel, „z zupy na świeżym boczku i wołowego mięsa pokrojonego w kawałeczki”, oznaczająca iż zostanie on podniesiony do stanu królewskiego. W końcu zostaje przygotowana uczta. Podczas uczty Aillil żąda żeby wszystkie jego skarby zostały przyniesione i wystawione na pokaz. W celu zakończenia tego ordynarnego przedstawienia żąda aby Find-abair oddała mu swój złoty pierścień na kciuka; kiedy ona sprzeciwia się temu, on grozi jej śmiercią. Ale Fraoch w międzyczasie wyjmuje swojego łososia z ukrycia i oddaje go służącej Find-abair do ugotowania. Dziewczyna wnosi rybę, „usmażoną…, wystawnie udekorowaną glazurą z miodu”. Pierścień oczywiście zostaje znaleziony. Aillil i Maeve ośmieszają się.

W tej wersji opowieść kończy się szczęśliwie. Ignorując pokusę usunięcia z tej opowieści zbyt wielu wątków powinniśmy skupić się na pytaniu o to czy może być ona potencjalnie odczytana w rytualnym kontekście. Uświęcony basen, święte drzewo, walka (która może być postrzegana jako samo ofiara, zarówno Fraocha, jak i jego substytutu, ryby lub potwora), kąpiel w boczku-i-wołowinie – podczas której pojawia się chór elfich kobiet (złożony z siostry Fraocha – Boyne i jej dziewic) i zaczyna śpiewać. Wszystkie te motywy sugerują, że nasza legenda jest (przynajmniej po części) zamaskowanym rytuałem. W tym przypadku, jagody mogą mieć także rytualne znaczenie. Łosoś (z miodem) i pierścień na kciuk przypominają nam znowu o kompleksie szamańskim.

Stare manuskrypty także zachowują pewna liczbę imrama, krążących po morzu wiejskich legend: podróże Św. Brendana, Brana, Maelduna i braci O’Corra. Żeglarze w tych romansach znajdują wiele niezwykłych wysp, a na niektórych z nich odkrywają wspaniałe owoce – niektóre trujące, niektóre euforyczne, a inne z kolei uśmierzające głód. Na przykład w „podróży synów O’Corra” odwiedzają oni wyspę, której drzewa uginają się pod owocami, a liście skapują miodem na ziemię. Na środku wyspy znajdowało się prześliczne jezioro, którego wody smakowały jak słodkie wino. Ale po tygodniu odpoczynku na jego brzegach „straszliwy jaszczur wynurzył się z jeziora i popatrzył na nich”. Potwór jednak znika nie robiąc nikomu z nich żadnej krzywdy.2

Maeldun wraz z załogą dociera także do „Wyspy Upajających Winnych Owoców”:

Kołysali się teraz przed dłuższy czas na wielkich obłokach, kiedy z oddali ujrzeli wyspę, na której rosło wiele drzew. Te drzewa były podobne do leszczyn i uginały się pod rodzajem owoców, których podróżnicy nigdy wcześniej nie widzieli, niezwykle wielkimi i mało różniącymi się wyglądem od jabłek z wyjątkiem tego, że miały one szorstką, podobną do malin skórkę. Po tym jak załoga nazrywała mnóstwo owoców z jednego małego drzewa, poczęli losować kto ich spróbuje i los wypadł na Maelduna. Tak więc wziął on kilka z nich wyciskając sok do kociołka, a następnie wypił. Sprawiło to, że zasnął intoksykacyjnym snem tak głęboko, iż wydawał się raczej być w transie niż w naturalnym śnie, bez ruchu ani oddechu, z czerwoną pianą na ustach. I od tej godziny do tej samej godziny dnia następnego nikt nie umiał powiedzieć czy żył czy też był martwy. Kiedy obudził się następnego dnia, poprosił swoich ludzi aby zebrali tyle owoców, ile tylko mogą, ponieważ jak im powiedział, świat nigdy nie produkował niczego o tak bezkresnej dobroci. Wycisnęli sok z owoców dopóki nie napełnili wszystkich swoich kociołków; a był on tak potężny w intoksykacji i śnie, które wywoływał, że przed wypiciem musieli go mieszać z dużą ilością wody aby osłabić jego moc.

Św. Brendan odwiedził prawdopodobnie tą samą wyspę, ale będąc świętym nie udało mu się doświadczyć głębokiego transu i euforii bardziej ludzkiego Maelduna.3 Zauważcie, że kolor magicznej substancji jest zwykle czerwony. Nawet orzechy laskowe są „zaczerwienione” poprzez skojarzenie z mięsem łososia. Maeldun widzi czerwony, podobny do jabłka lub orzecha owoc o szorstkiej skórce – który może być akuratnym opisem muchomora albo przynajmniej jego wyschniętego kapelusza. Wyciskanie soku przez Maelduna wskazuje bezpośrednio na wedyjski rytuał somy, a ostrzeżenie o zmieszaniu jej z wodą przypomina nam zarządzenie Greków, aby mieszać pewne „wina” z wodą w proporcji dwadzieścia do jednego, inaczej będą za mocne – oczywiście, jak wiemy nie chodzi tu o wino, jak wykłada to C. Ruck w Wyprawie Persefony.4

Wyprawa Persefony jest książką, która rozpaliła moją intencję postawienia tego pytania. Ze wspaniałego eseju Rucka pt. Podarunki z Hyperborei wyrósł specyficzny zapał, np. podarunki wotywne przysłane z na pół mitycznego lądu Hyperboreańczyków do świątynnej wyroczni w Delos. W tekście tym Ruck nie wspomina nic na temat często powtarzanego, ale nie bardzo przekonywującego utożsamienia Hyperborei z Irlandią lub też zamkniętych celtyckich krain w ogóle. Trasa obrana przez podarunek (kłos pszenicy częściowo ukrywający jakąś inną roślinę) jest śledzona przez trzech starożytnych pisarzy, którzy wszyscy lokują Hyperboreę poza Danube i Scytią, w pobliżu Gór Ałtaj. To może oznaczać, iż Hyperborea znajduje się gdzieś w pobliżu słabo rozpoznanego (i kontrowersyjnego) punktu wyjścia Indoeuropejczyków, stąd i Celtów. Syberyjskie pochodzenie Indoeuropejczyków jest wzmocnione poprzez wedyjskie odniesienia i masę innego materiału, który nie może nas tu jednak powstrzymywać; wystarczająco jest powiedzieć, że Hyperboreańczycy są bardzo bliscy obszaru, na którym amanita muscaria wciąż zapewnia enteogeniczny sok dla szamańskich praktyk. Ruck zbiera wielką liczbę okolicznościowych dowodów aby zidentyfikować podarunki jako muchomora, wysuszonego i zawiniętego w słomę.

Prawdopodobne, historyczne powiązanie pomiędzy Hyperboreą i Celtami, jakkolwiek fascynujące, nie posłuży tak dobrze naszym celom, jak rozważania Rucka na temat pewnego plemienia żyjącego wzdłuż szlaku podarunków i zaangażowanego w ich dostawę – Arymaspeanów. Ich nazwa w języku Scytów prawdopodobnie opisuje ich jako jednookich ludzi podobnych do gorgon i gryfów. Pewna liczba innych jednookich lub jednonogich ras występuje w opowieści o Apollo i Hyperboreańczykach – np. Telchinowie, magowie metalurgii „o reputacji czarownictwa i brania dragów”5, mistrzowie zielarstwa i „złego oka”.6

Ruck wyjaśnia:

Grzyb z rodzinnej ziemi Hyperboreańczyków pochodziłyby….. z zalesionych stoków Gór Ałtaj, porośniętych przez świerki i brzozy czyli ze środowiska, w którym amanita muscaria pospolicie występuje. Prawdopodobnie rósłby jesienią i był przygotowywany poprzez suszenie, tak aby mógł być transportowany przy długiej podróży, zawinięty w słomę, docierając do Delos wczesną wiosną razem z innymi podarunkami pierwszych owoców. Czy jest coś w apollińskich tradycjach, o co musimy spytać, a co mogłoby sugerować, że taka była właśnie tożsamość tajemniczej rośliny?

Jednoocy Arymaspeanowie, którzy, jak widzieliśmy, byli znowu kolejnym imieniem Hyperboreańczyków lub też odrębną grupą ludzi, byli pierwszymi pośrednikami w transmisji podziemnego złota, które było wydobywane przez gryfy. [Są] oni personifikacją jednego z atrybutów somy jako „jednoocy”. Tak więc stąd Cyklopowie, których morderstwo jako prymitywny surogat spowodowało, że Apollo w rewanżu zarządził blokadę pośród mieszkańców swojej północnej ojczyzny. Były dwie wersje tych Cyklopów i anatolijscy wyrośli prawdopodobnie z rozprzestrzeniania się oddzielnej metafory w Azji Mniejszej, gdzie później zdyskredytowani liciańscy Telchinowie odkrywają ten sam atrybut tj. złe oko. Te jednookie kreatury są wariantem następnego atrybutu somy jako figury z jedną stopą w charakterystyce domniemanej rasy ludzi nazywanych Cienisto-stopymi, którzy przybyli z Doliny Indusu i zostali, zgodnie z Arystofanesem7, wymyślnie przerysowani w świętych obchodach Mniejszej Tajemnicy Eleuzyjskiej.

Wychodzi na to, że Arymasepeanowie mogli generalnie pochodzić z tego samego regionu, ponieważ domniemana przez Herodota, scytyjska etymologia ich nazwy prawdopodobnie nie jest właściwa, tak więc naprawdę byli plemieniem irańskim nazywanym Argempaioi lub Argimpasoi. Wszystkie te niestworzone kreatury mogą być wyśledzone jako grzybowe manifestacje i silnie zaświadczać o tym, że był to jeśli nie amanita, to jakiś inny rodzaj grzyba, który początkowo był hyperboreańską rośliną. W swojej hesperydzkiej wersji roślina posiada jeszcze jeden atrybut somy jako „opoka niebios”, co jest rolą graną przez Atlasa jako „fundamentu nieba” na zachodzie8, podobnie jak jego tytaniczny brat na wschodzie – Prometeusz, kiedy jest prezentowany jako Cienisto-stopy, symbolizuje święta roślinę jako „parasol”, co w sanskrycie oznacza to samo co grzyb. Jednonogi ślad można zauważyć u pewnych greckich bohaterów, którzy tak jak Edyp grają mityczne role jako zastępcy Apollina.

Cienisto-stopi byli znani także jako Monocoli lub „Jednonodzy”.9 Ta druga nazwa jest szczególnie interesująca z tego względu, że kiedy odnajdujemy tych ludzi w czasach współczesnych, będą oni pewną rośliną związaną z azjatyckim szamanizmem. Monocoli jest greckim epitetem rośliny10. W czasach współczesnych imponująca siła ich pojedynczej nogi będzie także wywodzona ze starożytnych tradycji.

W swoim własnym eseju pt. Wyprawa Persefony, Wasson wspomina także o pewnej liczbie jednookich i jednonogich istot udokumentowanych w różnych źródłach folklorystycznych i ikonograficznych łącznie z Cyklopami i samą somą, którzy są opisani w wedyckim sanskrycie jako Aja Ekapad – „‚Nie zrodzeni Jednonodzy”. Grzyby są nie zrodzone, ponieważ nie mają ziaren; rodzą się od uderzenia pioruna. Oczywiście grzyby są także jednonogie. Penis jest „jednonogim wężem”. A grzyb jest penisem. Folklor może być przetrząsany bez końca w celu wyczesywania dalszych przykładów; punkt widzenia Wassona jest taki, że jednookie i jednonogie istoty mają być zdekodowane jako grzyby, przynajmniej w pewnych kontekstach.

Irlandczycy także mają w swojej przeszłości jednonogą i jednooka rasę: Fomoire lub Fomorianów. W niektórych legendarnych historiach wydają się oni być jednymi z najstarszych mieszkańców wyspy, ale wciąż pochodzą z zewnątrz, zarówno „z morza” (ale to „morze” jest prawdopodobnie niewłaściwą etymologią ich nazwy – fomorianie); lub też w innej wersji najechali Irlandię z Afryki. W niektórych opowieściach Fomorianie żyją pod dnem morskim (jak chińskie smoki) lub nieco bardziej prozaicznie na Wyspie Tory. Czasem są gigantami, a ponadto mogą pojawiać się jako jednoocy i jednonodzy giganci. Czasem wydają się być rasą czarowników wystarczająco „ludzką”, aby wzajemnie żenić się z Tuatha de Danaan (którzy jednak sami nie są całkowicie ludźmi).

Faktycznie, półkrwi król Bres, który powoduje wojnę pomiędzy obydwoma rasami11 jest opisywany jako najpiękniejszy młodzieniec w Irlandii, mimo tego nawet że Fomoire są zazwyczaj odmalowywani jako ohydni, niscy, nieprzyjemni, zdeformowani itp. Doznaje się wrażenia, iż Fomorianie reprezentują pre-celtycką, irlandzką rasę i że widzimy ich poprzez tekst Celtów, którzy najechali ich ziemię i podporządkowali ich sobie, a teraz chcą ich przedstawić jako wieśniaków, zdrajców, czcicieli węży lub nawet nieludzkie potwory. To uniwersalny wątek w folklorze, który często wiedzie do długo zachowywanych wspomnień na temat archaicznej sytuacji „my-oni”. Koniec końców może nas to prowadzić z powrotem do wyłonienia się społeczeństwa rolniczego i ich „podboju”, związanego ze zniewoleniem plemion łowców/zbieraczy – np. z powrotem do początków cywilizacji i historii.

Fomorianie, którzy są powiązani z megalitami poprzez folklor i którym udaje się przetrwać na rzecz grania roli ogrów i gigantów w irlandzkich baśniach, mogą być pozostałościami wielkiego Megalitycznego Atlantyckiego ludu, który stworzył kulturę New Grange i Stonehenge na długo przed tym, jak Celtowie dotarli do Europy. Zmarginalizowana „rasa” czy „kasta” przeżywa jako druciarze (prymitywni metalurgowie, wieczni wyrzutkowie), minstrele, wagabundowie, przepowiadacze szczęścia, zielarze, słudzy, koniuszy, prostytutki, czarodzieje. Znacznie później w historii Celtowie przejdą ta sama marginalizację dzięki nowym „rasom najeźdźców” – Fomoryzacja Celtów stanie się faktem.

Co nas jednak tu interesuje, to nie los Fomorianów, ale ich specjalne role jako jednookich cienisto-stopych – np. ich rola w folklorze. Jakiekolwiek inne są ich cechy w historyczne, zawarte w mitach czy legendach, są oni jak na dłoni „Arymaspeanami” i stąd można podejrzewać ich o powinowactwo z grzybami. A jeśli orzechy laskowe czy maliny „maskują” grzyby w irlandzkiej tradycji, powinniśmy poszukać Fomorianów ukrywających się gdzieś w gęstwinie w pobliżu świętego drzewa.

Taka właśnie koniunkcja występuje w sadze o Dermacie i Grani, która jest jedną z części Cyklu Finniańskiego.12 Bohater i bohaterka uciekają przed zazdrosnym gniewem samego Finna. Trasa ich lotu obejmuje całą Szkocję i Irlandię, gdzie wiele dolmenów wciąż nosi nazwę „łóżek” Dermata i Grani. W jednym z momentów opowieści dolatują do Lasu Dooros (nazwa zawiera celtyckie słowo „dąb” i stąd zidentyfikować go można jako druidzki gaj) leżącego na terenie HyFicry Moy (później znanego jako baronia Tireagh w Sligo). W tym czasie las był strzeżony przez Sharvana Surly’ego, giganta z Lochlann.

To jest opowieść o Sharvanie Surlym z Lochlann. Przy pewnej okazji Dedannanowie grali w piłkę z Fena na polu obok Jeziora Lein ze Skruszonych Zębów. Grali przez trzy dni i trzy noce i żadna ze stron nie była w stanie przez cały ten czas strzelić ani jednego gola stronie przeciwnej. A kiedy Dedannanowie zauważyli, że nie mogą zwyciężyć Fena wtedy nagle wycofali się z turnieju opuszczając jezioro i udając się wspólnie na północ.

Dedannanowie mieli podczas gry pożywienie, którym odżywiali się także podczas swojej podróży z powrotem, karmazynowe orzechy, arbutusowe jabłka i fioletowe, stymulujące jagody, które przywieźli ze sobą z Obiecanej Krainy. Te owoce były obdarzone wieloma sekretnymi zaletami; a Dedannanowie uważali aby ni jabłko, ni jagoda nie dotknęło gleby Erin. Ale kiedy przeszli przez Las Dooros, w Hy Ficra Moy jedna z fioletowych, stymulujących jagód spadłą na ziemię; a Dedannanowie przeszli obok nie zauważając tego. Z tej jagody wyrosło wielkie stymulujące drzewo, które miało zalety stymulujących drzew rosnących w Krainie Elfów.

Jego jagody miały smak miodu, a ci którzy je zjedli czuli radosny przepływ duchów jakby napili się wina lub starego miodu; a jeśli człowiek miał nawet ze sto lat, powracał do wieku lat trzydziestu, jak tylko spożył trzy z nich.

Teraz kiedy Dedannanowie usłyszeli o tym drzewie i poznali jego zalety uradzili, że to nikt inny, ale ktoś spośród nich powinien sam spróbować jagód; i wysłali zatem swojego własnego Fomora aby ich strzegł, a nazywał się on Sharvan Surly z Lochlann; tak aby żaden człowiek nie śmiał nawet ich dotknąć. Ten Sharvan był gigantem z rasy złych Cainów, silnie zbudowany i mocarny; z twardymi kośćmi, wielkim, grubym nosem, połamanymi zębami i jednym szerokim, czerwonym, ognistym okiem na środku czarnego czoła. Miał on także wielka maczugę przywiązaną łańcuchem do stalowego pasa, który otaczał jego ciało. Był on ponadto tak wyszkolony w magii, że ogień, ani woda nie mogły mu wyrządzić szkody, a żadna broń nie mogła go ranić; i nie było żadnego sposobu aby go zabić poza uderzeniem go trzy razy jego własną maczugą. W dzień siedział pod drzewem obserwując; a w nocy spał w chatce, którą sam sobie zrobił wysoko wśród gałęzi.

Fena lub Finnowie albo wyznawcy Finna są Milezjanami, ostatnimi Celtami Epoki Żelaza, którzy dotarli do Irlandii. Tuatha De Dannan są ludem wcześniejszym, być może także celtyckim ale pochodzącym z Ery Brązu. De Dannan posiadają magiczną moc i po swojej ostatecznej porażce z Milezjanami odchodzą do megalitycznych kopców, takich jak Brugh na Boine w Newgrange (które jest w tej opowieści Zamkiem Angusa, boga miłości, patrona Dermata i Grani). W istocie są elfami. Obiecana Kraina lub Kraina Młodości albo Tirnanog etc., jest mundus imaginalis lub krainą wyśnioną, Wyspami Błogosławionymi, Hy Brasil etc. – krainą duchów, gdzie De Dannan są także „u siebie”. To jest źródło różnych „karmazynowych orzechów, arbutusowych jabłek i fioletowych, stymulujących jagód”, które nie występują w Irlandii, ale w „innym świecie”, tam gdzie szamani udają się w stanie transu. Stymulujące drzewo jest „stymulującą belką lub górskim popiołem, albo jarzębiną; gaelickim Caerthainnem”, świętym drzewem druidów. Drzewo ze swoimi czerwonymi owocami strzeżone przez giganta przywołuje Złote Runo i Złote Jabłka Hesperyd, jest ono zatem osią świata, szamańską drabiną, a także podziemnym drzewem, które okazuje się być muchomorem; jest także pnączem fasoli, tunelem Alicji do Krainy Czarów i wszystkimi innymi liminalnymi strukturami czy przejściami pomiędzy poziomami. Owoc drzewa, tak jak ten z drzewa poznania Dobra i Zła w Genesis, jest podstawą transformacji i spełnienia; jest on ofiarą; jest to soma. Stanie się to jaśniejsze kiedy odsłonimy opowieść.

Dermat zawiera pakt pokojowy z Sharvanem Surlym: jest bezpieczny w lesie tak długo, jak trzyma swoje ręce z dala od stymulujących jagód. Przez jakiś czas wszystko idzie dobrze. W międzyczasie Finn otrzymuje ofertę zadośćuczynienia od dwóch byłych wrogów, synów Morny. Zanim jednak im wybaczy, żąda on erc lub ceny krwi: do wyboru „albo głowy wojownika, albo pełnej dłoni jagód ze stymulującego drzewa.”

Syn Finna, Oisin bardzo żałuje synów Morny i wyjaśnia im sytuację; mimo wszystko podejmują jednak wyprawę i wyruszają do Lasu Dooros. Dermat z łatwością ich omotuje. W międzyczasie Granią zaczyna władać nieprzezwyciężona obsesja jagód: musi ich spróbować albo zginie. Dermat niechętnie wyrusza aby znaleźć Sharvana, biorąc synów Morny ze sobą jako świadków. Gigant śpi; Dermat uderza go w głowę budząc ze snu. Bohater prosi o jagody, Fomor odmawia. Staczają morderczy pojedynek, w którym Sharvan zostaje zabity trzema uderzeniami własnej maczugi (tak jak soma była poświęcana poprzez wyciskanie albo „ranienie” rośliny). Dermat rozkazuje synom Morny pogrzebać ciało, podczas gdy sam idzie przyprowadzić Granię. Dermat spełnia w ten sposób jej pragnienie i oddaje także część jagód synom Morny, którzy dziękują mu szczodrze za oszczędzenie ich życia i wracają do Finna. Dermat i Grania przejmują domek na drzewie Sharvana znajdujący się wysoko w gałęziach i osiedlają się znowu w szczęściu.

Finn eksploduje w furii, przywołuje swoich lojalnych i niezbyt lojalnych zwolenników, i wyrusza aby schwytać Dermata i Granię w ich siedzibie. Przybywają do lasu i znajdują drzewo, ale żadnego znaku kochanków. Rzucają się na owoce by rozsiąść się potem i czekać. Finn i Oisin grają w szachy pod drzewem, a czas mija. Finn mówi Oisinowi, że może wygrać w jednym ruchu, ale Oisin nie widzi ruchu. Zastanawia się bez końca. Nagle jeden ze stymulujących owoców spada dojrzały na szachownicę jak gdyby chciał pokazać Oisinowi właściwy ruch; robi go i wygrywa. Grają ponownie i zdarza się to samo: mądrość spada z drzewa jako owoc, Oisin wygrywa. Za trzecim razem zdarza się to samo!

Finn w końcu uświadamia sobie co się dzieje. Woła w górę, a Demat odpowiada z domku na drzewie. W gniewie Finn rozkazuje swoim ludziom aby otoczyli drzewo, a potem oferuje wysoką nagrodę za głowę Dermata O’Dyna. W tym punkcie dziewięcioro mężczyzn, wszyscy zwani Garvami (i wszyscy pochodzący z różnych gór wokół Irlandii) próbują pojedynczo schwytać Dermata, ale nikomu z ich się to nie udaje. Bóg miłości – Angus – deus ex megalitha – nadpływa niewidzialny z Newgrange aby ocalić swoich wyznawców, Dermata i Granię. Kiedy każdy z Garvów wspina się na drzewo, Angus rzuca na niego czar, tak że okazuje się być Dermatem. Każdy z Garvów jest w ten sposób spychany z drzewa przez prawdziwego Dermata, spada na ziemię, jest mylony z wrogiem i w końcu uśmiercany. Garvowie mogą być związani z Ghandarvami, którzy pozyskali somę od bogów i stali się jej strażnikami.13

Angus owija Granię w swoją szatę niewidzialności i odlatuje z nią do Brugi Boyne. Dermat decyduje się zostać z tyłu, wybiera wyjście honorowe i wywalcza sobie drogę walki. Wygłasza przemowę w swojej samoobronie, a wielki bohater Oscar zaczyna mu współczuć. Oscar oferuje swoje życie jako gwarancję za życie Dermata jeśli ktoś ośmieli się z nim zmierzyć. Dermat swobodnie zsuwa się z drzewa, ląduje na dwóch trzonkach włóczni, brawurowo przeskakuje poza głowy kręgu Finna i ucieka z Oscarem. On i Grania będą żyli uciekając ciągle Finnowi aby w końcu umrzeć w jego ramionach.

Przyjmując, że czarodziejski owoc ze stymulującego drzewa jest rzeczywiście somą i że jako soma musi być utożsamiany z rytuałem, z ofiarą (samą z siebie) i z transcendencją (zarówno rytualną, jak i farmakologiczną), ta czarująca baśń wydaje się funkcjonować jako „maska” dla takiego rytuału. Jagoda jest ciągle zrównywana z głową. Celtowie byli łowcami głów bardzo podobnymi do Dajaków z Borneo, Indian Guarani z Paragwaju etc. Wszelka mądrość i moc jest w głowie. Ponieważ Dermat przejął (czy ukradł) mądrość Sharvana poprzez „zmiażdzenie mu mózgu” (bez cienia wątpliwośći odrąbując mu głowę), zdobywa on wgląd. W tym poszerzonym stanie świadomości odgrywa niemal magiczną sztuczkę z owocem i szachownicą powtarzając ją trzy razy. Zapowiada to potrójną trójkę głów Garvów, które także (w pewnym sensie) spadają dojrzałe z drzewa.

Jednonogi i jednooki Fomor traci swoją głowę jak jagoda. Dermat powinien być kolejną ofiarą (tak jak Gawain po walce z Zielonym Rycerzem), ale „w ostatnim momencie” (jak zwykle) zastąpiona jest ona substytutem. Dziewięć głów górali zostaje poświęconych – dziewięć razy więcej jagód, jak widzimy – w miejscu zamieszkania Dermata. W oryginalnej opowieści Dermat (tak jak Grania) bez wątpienia wspiąłby się na drzewo i uciekł do „innego świata”, ale zamiast tego widzimy inny substytut (czy też „racjonalizację”), akrobatyczne odbicie się od włóczni. Chodzi o to, że Demat lata. Wznosi się ponad. Dokonuje transcendencji. Posiada szamańskie moce nabyte (czy też zahartowane) poprzez absorpcję fomoriańskiej/elfiej mocy.

Opowieść o Sharvanie Surlym jest właśnie taka, jest opowieścią, a nie zapisem rytuału. Ludowe bajki zawsze były jednak znane z tego, że „maskowały” mity, które następnie mogły służyć jako etiologiczne legendy dla pewnych rytuałów, które z kolei mogły wywodzić się częściowo z wcześniejszych mitów, rytuałów i wiedzy potocznej. Ta konkretna opowieść wydaje się zawierać takie rytualne elementy. Struktura opowieści i wiele z jej szczegółów mogą dobrze poprzedzać włączenie jej w obręb Cyklu Finniańskiego, każdy bohater może doświadczyć takich przygód. A Cykl Finniański sam w sobie wydaje się być zakorzeniony tak daleko w przeszłości, że rolnictwo jeszcze się nie pojawiło, w świecie pastoralizmu i zbieractwa/łowiectwa. Finn i jego „wesoła kompania” są anachronizmem, wolnymi partyzantami z puszczy utrzymującymi jedynie słaby związek zależności z osiadłym społeczeństwem i niebezpiecznie bliski z obszarem tabu związanym z czarownictwem i alienującą obcością – Lasem. Świat Sharvana Surly’ego wydaje się być rzeczywiście archaiczny, wystarczająco starożytny aby zawierać ślady rytuału somy tak kiedyś rozpowszechnionego wśród Indoeuropejczyków, jak również wśród Semitów, ludów syberyjskich i Indian z Nowego Świata etc.

To moja hipoteza. Nie zacząłbym się nawet kłócić, że „wykryliśmy” irlandzką somę. To co tu mamy to moje zwykłe podejrzenia, a nie pewność. Szukam wsparcia lub zaprzeczenia. Wiele z tych pytań musi być skierowanych do specjalistów. Od filologów potrzebujemy wyczerpujących porównań słownictwa grzyba i somy/haomy we wszystkich relewantnych językach, takiego jakie Allegro wyprowadził z języków semickich w The Mushroom and the Cross. Język celtycki, perski i sanskryt powinny być głównymi kandydatami na szatkowanie słów. Wedyjski rytuał somy powinien być porównany szczegółowo ze wszystkim tekstami i fragmentami ze źródeł celtyckich relewantnych wobec magicznych substancji.

Etnomykologowie powinni przeszukać irlandzką (i całą celtycką) wiedzę dotyczącą grzybów. Czy Amanita muscaria występuje w Irlandii lub mogła rosnąć w Irlandii w zamierzchłych czasach? Nigdy nie natrafiłem na żaden pisemny materiał na ten temat, ale podczas mojej ostatniej wycieczki do Irlandii (Maj, 1993 r.) poczyniłem kilka odkryć. Przynajmniej jeden magiczny grzyb rośnie w Irlandii – „Kapelusz Wolności”, rodzaj psilocybe; widziałem go rosnącego na farmie grzybowej w County Cork, ale znaleźć go także można rosnącego dziko. Jednocześnie w wiosce na wybrzeżu, w prowincji Munster przeprowadziłem wywiad z pewnym dobrze znanym shanachie lub tradycyjnym opowiadaczem bajek, który musi tu pozostać anonimowy ze względu na zaangażowanie w sprzedaż broni i hodowlę marihuany (obydwa zajęcia niezbyt efektywne). O „Micku” mówi się, że wyraża się najczystszym irlandzkim w południowym Gaeltecht – i (trochę magicznie) ma on reputację życia jedynie na świńskich nóżkach i Guinnessie. W odpowiedzi na moje pytanie stwierdził, że magiczne grzyby były znane w Irlandii w czasach druidów i zgodził się ze mną, że to „wiele wyjaśnia” w związku z druidami! Z tego powodu, że zostałem przedstawiony Mickowi przez jego starego przyjaciela nie miałem powodu podejrzewać, że próbuje mnie podpuścić; oczywiście nie chciał rozszerzać swojego oświadczenia, które jak sądził było raczej niezwykłe.

Tak, to wyjaśniłoby wiele, ale samo wymaga wyjaśnienia! A zatem proszę o współpracę. Odpowiedź (jakkolwiek niewystarczająca) wydaje się szczerze warta poznania.



Peter Lamborn Wilson



Przypisy:

1. v. The Celtic Dragon Myth, J. F. Campbell and G. Henderson [Edinburgh, 1911], Lemma Publisher, New York, facsimile, n.d.
2. Joyce, 421; zobacz bibliografię.
3. The Voyage of St. Brendan, przetłumaczone przez J. O\'Meara [Dolmen Press, 1976], pp. 46-47.
4. Persephone\'s Quest: Entheogens and the Origins of Religion, a collection of essays by Wasson, Stella Kramrisch, J. Ott, Carl Ruck and Wendy Doniger O\'Flaherty (Yale, New Haven, 1986).
5. Ruck, p. 236.
6. \'Złe oko\' jest znaną z magii pierwotnej i ludowej techniką umożliwiającą rzucanie złych uroków poprzez słanie spojrzenia na obiekt, który ma zostać zaczarowany. W średniowieczu przyjęło się poznawać po \'złym oku\' czarownice i czarowników. - przyp. tłum.
7. Birds, 1553 ff.
8. Aeschylus, Prometheus 351.
9. Pliny, Natural History 7.2.23; Aulus Gellius 9.4.9.
10. Theophrastus, How Plants Grow, 2.25, Enquiry into Plants, 9.18.8.
11. In The Cath Maige Tuired or Second Battle of Mag Tuired, ed. E.A. Gray [Irish Texts Society, Naas, Co Kildare, 1982].
12. Joyce, 313 ff.
13. Zob. \'The True Identity of soma\' w M. T. Greene, Natural knowledge in Preclassical Antiquity (J. Hopkins University, 1992), p. 116.

Bibliografia:

- Court, Artelia, Puck of the Drooms: the Lives and Literature of the Irish Tinkers (University of California, 1985).
- Davies, Michael, Mythic Ireland (Thames and Hudson, London, 1992).
- Flattery, David S., and Martin Schwartz, Haoma and Harmaline: The Botanical Identity of the Indo-Iranian Sacred Hallucinogen soma and its Legacy in Religion, Language and Middle Eastern Folklore (University of California, Near Eastern Studies #21, 1989).
- Joyce P.W., Old Celtic Romancees (Gill and Macmillan, Dublin, 1978; facsimile from 3rd edition, 1907).
- MacCana, Proinsias, Celtic Mythology (P. Bedrick, NY, 1968, 1983).
- O\'Driscoll, R, ed., The Celtic Conciousness (Geo. Braziller, NY, 1981); contains \'Near Eastern and African Connections with the Celtic World\' by Heinrich Wagner, and \'Irish Folk Tradition and the Celtic Calendar\' by Kevin Danaher.
- Quinn, Bob, Atlantean: Ireland\'s North African and Maritime Heritage (Quartet Books, London, 1986).
- Rees, Alwyn and Brinley, Celtic Heritage (Thames and Hudson, London, 1961).


tłum. i część przypisów Conradino Beb


Oryginał powyższego eseju, jak i wszystkie pozostałe texty Hakima Beya znajdziecie na www.hermetic.com/bey

Źródło: http://magivanga.wordpress.com/

Oceń treść:

0
Brak głosów
Zajawki z NeuroGroove
  • Grzyby halucynogenne

EXP 21 lat; MJ, hasz, alkohol, łysiczki, amfetamina, extasy

S&S: las jesienną porą, część przygody na osiedlu. 2 osoby [ja z kumplem], pierwszy raz w życiu- po 75 sztuk świeżych łysiczek. Ostro. Opisuje tylko to co ja czułem i widziałem.

  • Benzydamina
  • Dekstrometorfan

Autor: elmo

Substancja: 1,5 g Benzydaminy + 150 mg DXM

Wiek: 16

Waga: 67 kg

Doświadczenie: MJ, Kodeina, Benzodiazepiny, Benzydamina, DXM

S&S: Z koleżanką (dajmy na to K.) i jej mamą za ścianą w jej domu.

Było to dosyć dawno, wiec zdarzenia bynajmniej nie są ułożone chronologicznie. Opisuje tylko to, co najbardziej zapadło mi w pamięć.

  • LSD-25

Autor: Mr. blonde

Wiek: 19 lat

S&S: ulice miasta, w którym mieszkam, park, okolice

Substancja: 170ug LSD, kolega G 115ug

Doświadczenie: grzyby(P. semilanceata i P. cubensis), DOC, bromo-dragonfly, LSA, szałwia divinorum, marihuana, haszysz, MDMA, MDPV, amfetamina, metamfetamina, efedryna, pseudoefedryna, metkatynon, kodeina, tramadol, benzydamina, dxm, nikotyna, alkohol, kofeina

  • Bad trip
  • Kannabinoidy
  • Marihuana

Niekorzystne

Siemano. Mam dla was kolejną porcję pamiętniko-podobnych wynurzeń amatora psychonauty ^^

Będą tu opisane dwie przygody- jedna była jedwabnym spacerkiem ku przyjemności, druga bezwzględną, jakże prostą konfrontacją z cieniem i złem. Piękny przykład dwulicowego działania psychiki =)

TRIP PIERWSZY (Jasny i milutki)

Zioło miałem ładne i pachnące, myślałem iż to czyścioch. A, jak dowiemy się potem, okazuje się, że to raczej natural maczany w laboratoryjnym THC.

 

randomness