Brown Sugar na całe zło

"Spróbowałam heroiny... Super, wreszcie nie mam tego burdelu w głowie. Ile będę żyć, będę palić heroinę. Żebym wiedziała, o co chodzi - że ja jestem wpieprzona w narkotyki po same uszy - i gdybym znalazła pomoc, to może by nie poszło tak daleko..."

Tagi

Źródło

Łucja Łuczywo

Odsłony

22706

Spróbowałam heroiny... Super, wreszcie nie mam tego burdelu w głowie. Ile będę żyć, będę palić heroinę. Żebym wiedziała, o co chodzi - że ja jestem wpieprzona w narkotyki po same uszy - i gdybym znalazła pomoc, to może by nie poszło tak daleko...

Ludzie, o których piszę, to dwudziestoparoletni warszawiacy, w większości z nieźle sytuowanych rodzin inteligenckich. Od początku lat 90. brali różne narkotyki: od marihuany po amfetaminę i kokainę. Na początku 1996 r. na czarnym rynku pojawiła się na szerszą skalę nowa substancja - brown sugar, heroina do palenia. W czerwcu 1997, gdy zaczęłam rozmowy z osobami, o których piszę, wszystkie one były już uzależnione od brown sugar.

Niektóre z nich to moi znajomi i przyjaciele. Ich historie oparte są na tym, co sami mi opowiedzieli. Motywy ich działań przedstawiłam tak, jak oni je rozumieją. Chciałam zrozumieć, co decydowało o ich niszczącym pogrążaniu się w świecie narkotyków? Jaki był mechanizm stawania się człowiekiem uzależnionym?

ANIA I ROMEK

Romek, rocznik 1972, jedynak. Ojciec, naukowiec, zmarł, gdy chłopak miał 18 lat. Matka i ojczym Romka mają wyższe wykształcenie. Stosunki z rodzicami: Całkiem nie najgorzej, znaczy się z matką bardzo dobrze, z ojcem tak różnie. A z ojczymem są bardzo dobre układy. Pod koniec, jak się okazało, że grzejemy [heroinę], to już było gorzej, a teraz jest znowu bardzo dobrze. Z matką kłócimy się często, ale to, wiesz, szybkie kłótnie i szybka zgoda. Romek ostatnio dowiedział się od matki, że jego ojciec był alkoholikiem.

Ania, rocznik 1975. Rodzice rozwiedli się, gdy miała siedem lat. Ojciec był alkoholikiem. Moja mama wyjechała [za granicę], jak miałam dziewięć lat, ojciec umarł, jak miałam 12, w ogóle paranoja. Kilka lat wychowywała ją babcia. Mama odwiedzała ją rzadko; to bolesny temat.

W wieku 16 lat mieszkała już sama. Uczęszczała do kilku szkół, nie skończyła żadnej. Najpierw było dobre liceum, potem różne dziwne szkoły. Na lekcje przestawała chodzić zwykle we wrześniu. Od 14. roku życia pali marihuanę.

Romek - po kilku egzaminach komisyjnych dopuszczony do matury - skończył dobre liceum. Potem - dyplom policealnej szkoły handlowej. Praca dorywcza, kolejna szkoła, która mu nie odpowiadała, praca sprzedawcy. Wreszcie w 1993 r. - dzienne studia. Od 1996 r. zaczął pracę w mediach. Pracę dyplomową napisał w 1997 r. - już w ośrodku rehabilitacyjnym dla uzależnionych.

Marihuanę zaczął palić tuż przed końcem trzeciej klasy liceum. Rok później wziął amfetaminę, spróbował grzybów halucynogennych, LSD, a nawet kompotu (wywar ze słomy makowej brany w zastrzykach), który jednak mu się nie spodobał. Często brał narkotyki z przyjaciółmi, handlował nimi, codziennie palił marihuanę. W wakacje 1996 r. po raz pierwszy spróbował brown sugar. Poczęstował go kolega, który niedługo potem zmarł podczas imprezy, nie wytrzymało serce. Romek przejął się jego śmiercią, ale palił dalej.

Wkrótce zaczął spotykać się z Anią, która paliła heroinę od lipca 1996 r. Wcześniej przez dwa lata brała dużo amfetaminy. Nie sądziła, że jest uzależniona, ale źle się czuła, nie była w stanie zrealizować żadnych planów, skończyć szkoły, pójść na studia. Chciała przestać brać, ale spróbowała heroiny.

We wrześniu okazało się, że Ania jest w ciąży. Była już w ciągu heroinowym, Romek też brał regularnie. Postanowili się pobrać. Obiecali sobie, że po ślubie się odtrują; będą wychowywać dziecko, więc muszą być odpowiedzialni. Ślub wzięli w styczniu 1997 r. I wtedy - mówi Romek - dopiero się rozkręcili. On musiał pracować, do tego sesja egzaminacyjna, spotkania rodzinne - nie było czasu, żeby przestać palić.

Po trzech miesiącach wspólnego mieszkania lekarka załatwiła detoks ciężarnej żonie. - Po ośmiu miesiącach ciągu pierwszy detoks, pięć dni na Nowowiejskiej [w klinice psychiatrycznej] - mówi Ania. - Dłużej nie wytrzymałam, wiesz, głód psychiczny. Pojechała na Dworzec Centralny i przygrzała (wzięła kompot). Kiedy odtruwała się w klinice, Romek robił to samo w domu. Zaczął zmniejszać dawki i zastępować heroinę tramalem - lekiem o podobnym działaniu co metadon. Po odtruciu raz sobie zapalił - tak, żeby Ania nie wiedziała, ale też trochę z zemsty za Centralny.

Przez miesiąc nie brali heroiny. Kiedy badanie USG wykazało, że dziecko dobrze się rozwija, zapalili - jak mówi Romek - ze szczęścia. Następnego dnia szczęście trwało dalej. Córka Ani i Romka urodziła się uzależniona od heroiny, z zespołem abstynencyjnym. O nałogu dowiedziała się cała rodzina. Wszyscy zaczęli załatwiać Ani i Romkowi miejsce na oddziale detoksykacyjnym. W połowie lipca oboje poszli na detoks w Szpitalu Instytutu Psychiatrii i Neurologii przy ul. Sobieskiego.

Leczono ich metadonem. Romek palił tam marihuanę, raz nawet heroinę (nazywa to przerzuty). Ania wyszła po paru dniach - i natychmiast zapaliła browna. Rodzice Romka odwieźli ją wówczas do ośrodka rehabilitacyjnego na Mazurach.

Uciekła po dwóch tygodniach; twierdzi, że nie była za dobrze odtruta, męczyła się, nie chciała być bez Romka.

Romek też zapalił po powrocie ze szpitala do domu. Potem kilka dni męczarni; musiał się sam odtruwać, udając przed rodzicami, że wszystko jest dobrze. Rodzice Romka postawili obojgu twardy warunek: albo się leczycie, albo odbierzemy wam prawa rodzicielskie. Ania uniosła się dumą. Terapeutka załatwiła im niezwykle szybko miejsce w ośrodku rehabilitacyjnym. Zjawili się tam 1 września 1997 r. Mieli odbyć trzymiesięczną terapię. Pozostali dłużej; po roku dostali tzw. mieszkanie adaptacyjne w miasteczku niedaleko ośrodka.

Jadąc do ośrodka wierzyli, że jeszcze kiedyś będą mogli sobie zapalić. Dziś wiedzą, że są narkomanami. Ciężko pracowali, żeby to zaakceptować.

WSZYSTKIEGO TRZEBA W ŻYCIU SPRÓBOWAĆ

Dlaczego sięgnęli po marihuanę?
Romek: - Pierwszy raz z kolegą Waldkiem... Zaprosiliśmy go na wódkę, a on przyszedł z takim papierosem dziwnym za uchem. A ja już od dłuższego czasu tego szukałem, wiesz, żeby spróbować jointów [marihuany]. No i spróbowałem przy tej wódce. Niby mnie nie zakręciło, ale... I następnego dnia już tam byłem. Zapaliłbym jeszcze... coś fajnego w tym jest. Zacząłem palić jointy, wiesz, muzyka inna, jedna butelka wódki na tyle osób, a jest tak fajnie.

Ania: - To nie było tak, że ja chciałam brać narkotyki. Ja szukałam czegoś, zależało mi na tym, żeby poznać jakichś nowych ludzi. I to było jakby obok...

Zdaniem wszystkich moich rozmówców w latach 1989-90 palenie marihuany było modne. W tym czasie nikt jej nie sprzedawał. Mogła nią poczęstować osoba, która sama hodowała tę roślinę albo znała kogoś takiego. Nie było jeszcze zagranicznej marihuany - chemicznie wzmacnianego skuna.

Kacper: - Ktoś tam miał jakieś pole, jacyś punkowcy, zresztą muzycy rockowi, których znaliśmy, starsi od nas koledzy... Muzycy z tego zespołu się z nami dzielili. Myśmy też się dzielili z innymi.

Piotr: - Na Róbrege starsi koledzy punkowcy palili, ja też zostałem zaproszony. Ale się nie upaliłem. Nędzne to było, tylko czacha bolała, młodzieżowe, młodzieżowe...

Marihuana jest bardziej akceptowana niż inne narkotyki. W niektórych domach można o niej nawet rozmawiać z rodzicami. To, że jest nielegalna, to - zdaniem młodych palaczy - nieporozumienie. Romek: - Święcie wierzyłem, że nic po tym nie będzie. No co ty, mamo?! To zdrowsze od papierosów, od alkoholu, to w ogóle powinno się robić.

Jointy pali się w szkole, na imprezach... Na początku lat 90. powstaje rynek; marihuana zaczyna być sprzedawana, poprawia się jej jakość. Niezwykle szybko (wg moich rozmówców - w roku 1991 lub 1992) pojawiają się też tzw. twarde narkotyki: amfetamina, kokaina, LSD.

Gdy tylko młodzi ludzie znaleźli dostęp do twardych narkotyków, płynnie weszli w okres wypróbowywania wszystkiego. Dla wielu oznacza to przejście z grupy, w której paliło się tylko marihuanę, do grupy zezwalającej czy wręcz pochwalającej zażywanie wszystkiego, z wyjątkiem np. kompotu, czy kleju.

Moim rozmówcom wydawało się, że to, co robią, jest cool, niesamowite. Wszystko jest dla ludzi - takie hasło.

Ania: - Na początku to był taki fun, aaa! Fajni ludzie, fajne imprezki.
Olek: - Zawsze się, wiesz, kształtowałem w opozycji do tego wszystkiego, co jest normą, bo ta norma wydawała mi się przede wszystkim nudna. A zaczynałem brać, bo to było coś nowego, innego. Nie było nudno, po prostu. Wiesz, nuda to jest najgorsza rzecz, jaka może być. Romek: - Zacząłem od marihuany. Jak już ta pierwsza bariera została złamana, to potem taki narkotyk, taki narkotyk, w sumie jedno i to samo...
Bartek: - Ktoś, kto ma 17 lat, nie jest w stanie przewidzieć żadnych konsekwencji swoich wyborów. I dlatego w ogóle nie powinien próbować, bo ani nie zna siebie, ani nie zna rzeczy, z którymi się bawi. Więc o tyle rzeczywiście narkotyki są złe, że dostają się w ręce po prostu gówniarzy.

BARTEK

Rocznik 1975. Marihuanę zaczął palić w pierwszej klasie liceum (jednego z najlepszych w stolicy). Rok później próbował LSD, amfetaminy, grzybów halucynogennych. Powtarzał drugą klasę, w trzeciej miał na koniec semestru same jedynki, przeniósł się do innej szkoły, w końcu zdał maturę.

Rodzice - osoby z wyższym wykształceniem, dobrze sytuowane - rozwiedli się, gdy miał 19 lat. Na rok przed maturą Bartek dostał pracę w mediach. Przepracował dwa i pół roku (brał dużo amfetaminy). Potem rozpoczął studia zaoczne na Uniwersytecie Warszawskim. Nie mieszkał już z rodzicami.

W grudniu 1996 kolega poczęstował go brown sugar. Branie heroiny było połączone z okresem bezczynności. Właściwie nie miałem żadnych obowiązków oprócz tego, żeby jakoś spróbować się przygotować do następnych egzaminów. Wkrótce zresztą porzucił studia.

Ilekroć palił heroinę - a palił prawie codziennie przez półtora roku - wymiotował. Dlatego rzadko palił od rana do wieczora - musiał przecież jeść. Zaczynał więc załatwiać heroinę po południu, a palił głównie wieczorem i tylko małe dawki.

Pierwszą przerwę zrobił po ośmiu miesiącach, kiedy jego przyjaciel miał detoks. Dowiedziała się o tym matka. Musiał więc przyznać się i przestać. - Detoks robiłem sobie sam. Najpierw kilka dni bólów, potem dwa-trzy tygodnie osłabienia. Ale heroina nigdy mnie jakoś strasznie nie eskalowała do takiego, wiesz, silnego uzależnienia.

Przez następne dwa-trzy miesiące palił rzadko. Później wrócił do "starego stylu palenia" - co dzień wieczorem lub co dwa dni. Po kolejnych trzech miesiącach przyjaciel znowu miał detoks i znów wybuchła awantura. Bartek ponownie się odtruł. I tak aż do lipca 1997. Po oblanym egzaminie na studia załatwił sobie staż poza Warszawą i wyjechał. Chciał pracować i uczyć się zawodu, dużo mniej zależało mu na zmianie środowiska. Ludzie, którzy biorą heroinę, chudną, Bartek przypominał wtedy chorego w ostatnim stadium anoreksji. Po wyjeździe zapalił heroinę jeszcze dwa razy - za każdym razem podczas spotkania z kolegami w stolicy. Po roku wrócił do Warszawy.

NIEBIAŃSKA HELENA

Eksperymentujący z narkotykami określają się w odniesieniu do dwu środowisk - tzw. kompociarzy i tzw. normalnych rówieśników.

- Kompociarzy - mówią - łatwo rozpoznać na ulicy: przegrani, wynędzniali, chorzy, zarażeni HIV. Dla moich rozmówców kompociarze to ludzie o zupełnie innych doświadczeniach. Wąchanie kleju, branie kompotu i używanie strzykawek są powszechnie źle widziane - to narkotyki low class.

Kacper: - Wąchają klej, bo im zabrakło na denaturat, tak żeśmy to sobie wyobrażali.

Stereotyp kompociarza: pokłute ręce, mieszka na Dworcu Centralnym - miał istotne znaczenie dla rozwoju narkotycznych karier moich rozmówców. Ułatwiał im ukrywanie nałogu: kto by podejrzewał czystego, dobrze ubranego młodego człowieka o branie narkotyków? Stanowił także usprawiedliwienie. Przestrzegali zakazu dożylności, co pozwalało im wierzyć, że ich praktyki są tylko niegroźną zabawą.

Z kolei normalni to osoby, którym zabrakło odwagi albo możliwości spróbowania narkotyków. Pozbawili się wielu cennych doświadczeń, nie wiedzą, jak istotna dla rozwoju młodego człowieka jest np. zmiana percepcji.

Bartek: - Była to rzecz w jakimś sensie dla wtajemniczonych. I zawsze w stosunku do naszych rówieśników, którzy tego nie robili, byliśmy tymi, którzy rozumieją więcej, wiedzą lepiej. Wtedy to było zajebiste po prostu, wiesz, niesamowite.
Romek: - Mnie się wtedy wydawało, że w ogóle jesteśmy takim undergroundem. Jazda na maksa, jak to mówił Jarek. Nie do pokonania, zupełnie inni od wszystkich, nowa klasa ludzi jakby, nie?

Kiedy tworzy się spójna mała grupa eksperymentujących, jej uczestnicy wsiąkają w świat narkotyków. Ten świat ma własne obyczaje i zachowania, slangowe słownictwo, a nawet pewne zaczątki organizacji. Czynnością dominującą jest branie narkotyków. Czynnościami towarzyszącymi - ich załatwianie i imprezowanie. Imprezy często odbywały się w modnych punktach; były to - w różnych okresach - Barbakan na warszawskiej Starówce czy kawiarnie, m. in. Barka nad Wisłą, MDM, Lapidarium, Horyzonty. Pierwsze doświadczenia z każdym nowym narkotykiem są szczegółowo dyskutowane z innymi, którzy brali.
Bartek: - To wszystko pozostaje w sferze takiego, wiesz, tajemniczego świata doznań, do którego wchodzisz sobie na chwilę i wiadomo mniej więcej, czego powinieneś się spodziewać, ale później twój własny, prywatny odjazd weryfikuje to wszystko. Później się oczywiście godzinami na te tematy rozmawia, mówi: stary, no wiesz, u Witkacego po pejocie [peyotl] to mu wszystkie meble świeciły, a mnie po tym kwasie [LSD] tylko takie małe wirniczki wirowały przed oczyma. Takie odwieczne debaty narkomańskie.

Ważnym źródłem inspiracji dla moich rozmówców była kultura narkotyczna, która przeżyła renesans pod koniec lat 60. i od tego czasu rozwija się nieprzerwanie, szczególnie w muzyce i filmie.

Trasa bardzo dobrze znana
- Od jednego baru do baru
Poznajcie tych albo owych
I mamy troszeczkę kataru,
Jeśli wiesz o czym ja mówię
Natomiast zupełnym rankiem
Wypijam, patrząc tępo
Ostatnią bez gazu szklankę. Ha.

Ten fragment popularnej piosenki Kazika Staszewskiego Gdy nie ma dzieci (z płyty Kultu Ostateczny krach systemu korporacji) jest dla moich rozmówców jednoznaczny. Jeden z nich pokazał mi okładkę płyty, na której muzycy dziękują m. in. niebiańskiej helenie.
- Wiesz, o co chodzi? - Oczywiście nie wiedziałam. - Niebiańska helena to slangowa nazwa heroiny - wyjaśnił.

Moi rozmówcy mają niezwykłą łatwość i potrzebę wyszukiwania wszelkich informacji, aluzji czy wzmianek o narkotykach - w piosenkach, życiorysach sławnych ludzi itp. Emocjonują się tymi odkryciami, gdyż dostarczają ważnego usprawiedliwienia: przecież nie ja jeden biorę - robiło to mnóstwo ludzi, często sławnych.
Bartek: - Lektura, wiesz, Burroughsa, Witkacego, Castanedy i podręcznika pejotyzmu indiańskiego. Oczywiście Baudelaire, Młoda Polska Absyntowa. No i lord Byron, który przecież sobie nie tylko w szyję dawał, to wszystko też miało jakiś wpływ. Fascynacja tym, że można być takim niegrzecznym i genialnym. Żeśmy sobie równie mocno szaleli, ale równie genialni, niestety, nie jesteśmy.
Kacper: - Idole dla mnie to był stary nurt rocka, poczynając od Jimiego Hendriksa, przez Janis Joplin, jak wiadomo, wszyscy się zaćpali na śmierć. Led Zeppelin, Deep Purple... A poza tym fascynowała mnie wówczas rewolucja lat 60., 70. - i żałowałem, że myśmy się na coś podobnego nie załapali. I próbowaliśmy robić to samo, tylko swoimi skromnymi siłami.

Takie kultowe filmy, jak Pulp Fiction (źródło często powtarzanego cytatu: Heroina wraca, i to wraca w wielkim stylu), Zły porucznik, Trainspotting - niezależnie od intencji twórców - rozbudzały ciekawość, były inspiracją albo pomagały się usprawiedliwiać przed samym sobą. Historia, którą słyszałam od wielu osób: część pacjentów z oddziału detoksykacyjnego kliniki przy Nowowiejskiej wypisała się po obejrzeniu któregoś z tych filmów.
Piotr: - Jak się wypisywali, to cały oddział, wiesz, oglądał telewizję, a tu, wiesz, co godzinę reklama Brown Sugar, to Stonesów jest [reklama Pepsi, w której mucha o ustach Micka Jaggera ssie krople brązowego płynu, śpiewając Brown Sugar]. Ogólnie robiło mocne wrażenie, wiesz, brązowe krople lecące... Wiesz, jak jest: Brown sugar, brown sugar, aah!.

JÓZEK

Rocznik 1972. Rodzice z wyższym wykształceniem, dobra sytuacja materialna. Twierdzi, że miał dobry i ciepły kontakt z matką, ojca natomiast mało obchodziło, co się z nimi dzieje. Marihuanę zaczął palić w trzeciej klasie liceum. W 1990 r. spróbował LSD, później amfetaminy i kokainy, grzybów halucynogennych. Skończył liceum i dwuletnią szkołę policealną, w której zaczął uczyć. Podjął też inną dobrze płatną pracę.

Jesienią 1995 r. za namową kolegi spróbował brown sugar. Od razu weszli w ciąg - palili codziennie przez dwa tygodnie. Gdy skończył się towar (heroina dopiero wchodziła na rynek), Józek źle się czuł; sądził, że zachorował na grypę. Wreszcie udało się kupić. Następne dwa tygodnie ciągu - i znów zabrakło towaru, znowu objawy grypy. Leczyli się amfetaminą. Dopiero po dwóch miesiącach Józek zorientował się, że to nie grypa, tylko objawy abstynencyjne.

Kiedy zaczął palić heroinę, mieszkał z rodzicami. Potem przez dwa lata - z narzeczoną, która niezbyt walczyła z jego nałogiem. Gdy się rozstali, zamieszkał u babci. Od grudnia 1998 mieszka sam. Ponad rok temu stracił ostatnią pracę.

Detoksował się wiele razy. Dwukrotnie podejmował leczenie w poradni uzależnień na ul. Dzielnej. Kilka razy odtruwał go lekarz z Alka-pomocy (płatne detoksykacje w mieszkaniu pacjenta: lekarz wypisuje recepty, pielęgniarka codziennie podaje w domu kroplówkę). Raz przemęczył się na wakacjach w Chorwacji. Wszystkie kuracje podejmował jednak z nastawieniem - może trochę odpocząć. Dlatego detoksy nie łączyły się - według niego - z długimi przerwami w braniu; w dwa dni po powrocie z Chorwacji znów zapalił brown sugar. W czerwcu 1998 zaczął brać brown sugar dożylnie: - Palenie już nic nie dawało, ciągle to samo, co było, więc trzeba było jechać dożylnie, żeby był efekt.

Po miesiącu znowu było to samo. W dodatku okazało się, że dożylnie wcale nie jest taniej. Józka zaczął dręczyć moralny kac; stwierdził, że jest takim samym narkomanem, jak ci z dworca. Zdecydował się na odtrucie na sucho - brał tylko relanium. Zaczął chodzić do psychiatry. Przez pół roku zapalił tylko raz - namówiony przez szesnastoletnią narzeczoną, która chciała spróbować browna. Imponowało jej, że ma chłopaka narkomana. Kiedy pokłócił się z narzeczoną, trzy razy przyładował heroinę. Pierwszy raz wziął też kompot.

WSZYSTKO INNE TO UDAWANIE

Heroinę brown sugar moi rozmówcy zaczęli palić pod koniec 1995 albo w lecie 1996 r., po trzech-czterech latach regularnego brania innych narkotyków. Powszechne było wśród nich przekonanie, że wszyscy biorą, a narkotyki nie uzależniają - wystarczy zażywać je rozsądnie, nie brać dożylnie i kontrolować, ile się bierze. To przekonanie wynikało w dużej mierze z tego, że często brali amfetaminę. Heroiny spróbowali z ciekawości, bo to nowy drag na mieście. Zresztą brown sugar wydawał się bezpieczny, palenie kojarzyło się z nieszkodliwą marihuaną, a nie brudnym kompotem.

Już pierwszy raz daje większości osób euforyzujące doznanie niezwykłej przyjemności i głębokiego spokoju.
Bartek: - Raz, że znieczulenie. Dwa, że taki trans, wszystkie ostre przedmioty nagle zaczynają być obłe i wszystko zaczyna pływać jakby w różowej mgiełce, która jest taka strasznie, strasznie fajna i przyjemna. Wiesz, amfetamina to cię stymuluje, daje ci speeda, to jest strasznie nerwowe, spinające. A [heroina] to straszny relaks, no.
Olek: - Heroina daje ci taką zasłonę jedwabną pomiędzy tobą a rzeczywistością, że wszystko, co się dzieje, odbierasz jak... z dużej odległości. Bo heroina cię znieczula na rzeczywistość i powoduje, że jest ci dobrze. Jest ci dobrze z samym sobą. Jeżeli coś się dzieje, to fajnie. Jeżeli się dzieje coś złego, to nic nie szkodzi. Jeżeli nic się nie dzieje, to też jest okay.
Ania: - Przez dwa lata borykałam się z narkotykami. Cały czas, wiesz, z myślą, że ja już nie chcę ćpać, nie chcę nic używać. Ale tylko myślałam, że to tylko złe samopoczucie. Nie dostrzegałam, że mi się wszystko wali, że nie mogę skończyć szkoły, nie mogę zrealizować swoich planów. Spróbowałam heroiny - no i znalazłam lekarstwo na całe zło. Jest super, wreszcie nie mam tego burdelu w głowie. Czemu ja brałam jakieś inne rzeczy? Ile będę żyć, będę palić heroinę... Żebym wiedziała, o co chodzi - że ja jestem wpieprzona w narkotyki po same uszy - i znalazłabym pomoc, to może by nie poszło tak daleko.

Moi rozmówcy odsuwali myśl, z jak mocno uzależniającym środkiem się bawią. Pierwsze dziesięć czy 50 razy to dla nich nieziemska przyjemność. Potem, jak mówią, musieli już palić, żeby było normalnie. Żeby móc wstać rano z łóżka. Po kilku miesiącach palenia heroiny - albo po trzech, czterech dniach palenia od rana do wieczora - pojawiają się zwykle objawy abstynencyjne.
Piotr: - Pierwszy raz, po trzech dniach palenia, jak przyszedłem, tak mi nogi urywa. Kurwa, myślałem, że jestem przeziębiony czy coś. Dopiero do mnie dotarło, że jarałem przez trzy czy cztery dni pod rząd i że to nie bolą mnie stawy, tylko to są objawy jakiegoś, wiesz, fizycznego kaca po tym jaraniu...

Życie większości osób coraz bardziej zaczyna koncentrować się wokół narkotyku. Pojawia się strach przed głodem. Zabawa się skończyła. Dominuje jedna myśl i jeden cel: upalić się.
Ania: - Brałam i ginęło gdzieś to poczucie winy, ten lęk, strach... Wiesz, to ci towarzyszy, to jest niepojęte, żeby to wytrzymać, żeby tak żyć. Jak ci brakuje [heroiny] i takie myśli ci zaczynają krążyć po głowie, to po prostu - załatwiasz ten problem. Nie zapalisz przez 15 godzin i zaczynają się potworne bóle nóg, nie możesz spać... A co dalej, to nawet nie wiem, bo po prostu wsiadasz szybko w samochód i wiesz: musisz kupić i zapalić.

Cały czas wzrasta tolerancja organizmu; trzeba brać coraz większe dawki. W pierwszym okresie ćwierć grama heroiny starcza na dwa, trzy dni. Później do zaspokojenia fizycznego głodu potrzeba codziennie pół grama czy nawet grama narkotyku.

A brown sugar jest drogi. Cena grama heroiny waha się - zależnie od okresu i stosunków z dealerem - od 80 do 200 zł. W 1996 i 1997 r. Ania i Romek wydawali na heroinę od 3 do 10 tys. zł miesięcznie (przy średniej pensji krajowej ok. 900 zł). Do tego koszty taksówek (człowiek na głodzie się spieszy) i astronomiczne rachunki za telefon (dealerzy używają komórek).

Skąd mieli pieniądze? Niektórzy bardzo dobrze zarabiali, wszyscy się zadłużali, kombinowali. Dwóch moich rozmówców zostało dealerami heroiny. Wytworzył się też zwyczaj załatwiania: trzeba poczęstować osobę, która załatwiła towar. Załatwiacz ma dobre kontakty i pasożytuje na tych, którzy mają pieniądze.

Organizowanie pieniędzy i heroiny, której często brakuje na rynku, zabiera dużo czasu. Moim rozmówcom przestało go starczać na kontakty towarzyskie. Jak mówi jeden z respondentów: - Chodziło już tylko o heroinę, wszystko inne było udawaniem.

Wyrzuty sumienia, narastające poczucie osamotnienia i wyobcowania - wszystko to sprawia, że moi rozmówcy coraz częściej zaczynają udawać, że już nie palą, że się leczą, albo że są prawie wyleczeni. Oszukują nie tylko przyjaciół, z którymi dawniej brali narkotyki, a którzy nie przeszli do heroiny. Niektórzy okłamują nawet tych, którzy też są uzależnieni od brown sugar.

Dlaczego, pytam, wszyscy się kryli, jeden przed drugim? - Ponieważ reszta towarzystwa to [heroinę] przeklinała. No to już były takie paranoje, że każdy nawet sam przed sobą starał się to ukryć. W środowisku osób uzależnionych następują gwałtowne zmiany. Z początku były to grupy bliskich przyjaciół. Teraz drugi palacz zaczyna być potrzebny już tylko jako kontakt na dealera czy ktoś, z kim można się złożyć na działkę. Strach przed głodem pogłębia nieufność, wybuchają kłótnie o towar i pieniądze.
Romek: - Ania pojechała po towar, a ja musiałem siedzieć w domu. Mija już piąta godzina i jej nie ma. A ja już, kurwa, schodzę, już się rozpływam prawie. Ona przyjeżdża i mówi: Och! wypaliłam wszystko. A ja: Och, ty kurwo, zabiję cię!. Wiesz, wtedy miłość się kończy nagle, no. Była też taka sytuacja, że... o Chryste! No, mało jej nie zabiłem. Nie uderzyłem jej, ale mało brakowało. Budzę się rano, wiesz, miałem zostawione na egzamin, żeby dojść... Tutaj nie ma! A ja: O kurwa, jak to nie ma? No i wiesz, i kurwa, ona: Oo! Wypaliłam, ja nie wiem, jak to się stało. Jak mnie wtedy chuj strzelił, szósta rano, awantura, wszystko w powietrzu. Wypierdalaj! W ogóle nie chcę cię widzieć, jak mogłaś mi to zrobić!. Jakby mnie zdradziła z wagonem facetów... Dwa dni jej nie było i zadzwoniła: Ja... ja przepraszam. W ogóle takie przepraszanie przez telefon... Masz towar? - Mam - To przyjeżdżaj. O Jezu, love story z brown sugar.

PIOTR

Rocznik 1973. Rodzice z wyższym wykształceniem. Młodszy brat, uzależniony od brown sugar, w marcu 1999 skończył terapię w ośrodku rehabilitacyjnym. Nie chce wracać do Warszawy, bo ma straszne długi u kryminalistów. Piotr ukończył dobre liceum. Pierwszy raz zapalił marihuanę w szkole podstawowej. Od trzeciej klasy liceum palił codziennie, przez dwa lata dealował. Amfetaminy spróbował - jako pierwszy z towarzystwa - po maturze w 1992 r. Zaczął też eksperymentować z innymi twardymi narkotykami. Wkrótce brał w olbrzymich ilościach - mógł np. zjeść kilka kwasów na raz.

Nie dostał się na studia, poszedł do dwuletniej policealnej. Skończył z samymi piątkami, zdał na studia. Przez pierwsze trzy lata miał stypendium naukowe. Mieszkał z narzeczoną. Jesienią 1995 r. kolega częstuje go brown sugar. Piotr pamięta, że pierwsze kace [głód heroinowy] miał latem, przed wakacjami, ale nie mówiło się o tym specjalnie - nie był pewien, czy to nie przeziębienie. Zaczął palić non stop, gdy narzeczona zdecydowała, żeby mieszkali oddzielnie; to zrodziło w nim frustrację. Nie pilnowany, miał większe pole manewru.

Wrócił do rodziców. Do pierwszego detoksu zmusiły go narzeczona i matka. Zabrały go z pracy, położyły do łóżeczka. Przez następne trzy miesiące palił tylko dwa-trzy razy w tygodniu, naprawdę dla przyjemności. Uważał, żeby nie wpadać w ciągi. W czerwcu 1997 ostatecznie rozstaje się z narzeczoną. Pali brown sugar codziennie. W styczniu 1998 brat zaproponował, by wziął heroinę dożylnie, bo mieli mało towaru.
- To był poniedziałek rano, zajebiste słoneczko, siedzimy z bratem, słuchamy se Stonesów, puściliśmy Sister Morphine, eleganckie wszystko, no i tak się dałem namówić. Po dwóch miesiącach brania dożylnie, zamknięty w domu przez rodziców, znów się odtruwa. Po tygodniu jednak wyjął szybkę do dużego pokoju po zamknięte tam klucze. Choć usunął ślady włamania, rodzice zorientowali się. Dali mu dwie godziny na wyprowadzenie się. Był koniec lutego, zimno. Wylądował na ulicy.

Do września 1998 r. był w ciągu. Zaczął dużo pracować, by utrzymać siebie i swój nałóg. Mieszkał z kolegą, który też brał heroinę dożylnie. Ale po paru miesiącach ćwiartka browna nie wystarczała mu już, by znieczulić bóle. Piotr potrzebował połówki. Spróbował białej heroiny, stracił jednak przytomność. W lecie zaczął mieć krwotoki: jeżeli nie zdobył heroiny do południa - rzygał krwią. Jeżeli nie miał do wieczora, nie był w stanie sam pójść po towar, wysyłał współlokatora.

Kiedyś poszedł do ciotki pożyczyć pieniądze na czynsz. Dostał - pod warunkiem że podejmie leczenie. Zdecydował się na szpital przy Nowowiejskiej - spędził tam dwa tygodnie. Po wyjściu zamieszkał z ciotką, która zabrała go do Paryża, Budapesztu, na Cypr. Zawarł z nią umowę: pojedzie do ośrodka, jeśli znowu zacznie brać. Gdy rozmawiałam z nim w grudniu 1998 r., smarował sobie contratubexem czerwone blizny na rękach. Pił dużo alkoholu, regularnie palił marihuanę. Twierdził, że brać już nie będzie. Ostatnią rozmowę przeprowadziłam z Piotrem w marcu 1999. Ale zaczął sporadycznie palić heroinę. Ciotka zorientowała się, bo kupiła specjalne próby, podobne do ciążowych, wykrywające obecność narkotyków. Piotr dzwonił po znajomych z prośbą o mocz. Ciotka zagroziła, że go wyrzuci, a także pozbawi pracy magazyniera, którą załatwiła mu w swojej firmie. Wtedy Piotr wyjechał do ośrodka. Miejsce załatwiła mu matka, która pod wpływem rodzinnych tragedii została działaczką organizacji antynarkotykowych. Piotr tłumaczył mi, że jedzie tylko, aby sobie odpocząć, i wróci po trzech miesiącach. Absolutnie nie czuł się narkomanem.

NARKOMAN? KTO, JA?

Pierwsze pytanie, które usłyszała Ania po przyjeździe do ośrodka rehabilitacyjnego, brzmiało: Czy wiesz, że jesteś narkomanką?. Była zdumiona: - Boże drogi! Jacyś umierający na metach, jakiś kompot, w ogóle koszmar... Ale ja? Narkoman?! No, muszę to zaakceptować. Ale nie czuję się jakoś napiętnowana, że jestem narkomanem, bo by się z tym nie dało żyć...

Moi rozmówcy nieustannie zabiegają o komfort psychiczny. Taką rolę pełni przysięganie sobie: od jutra nie palę. Inną techniką neutralizacji wyrzutów sumienia jest potępianie potępiających. Każdy jest od czegoś uzależniony.
Piotr: - Jeden pali fajki, inny chla... Zaczyna się od mocnej herbatki, a się kończy na heroince. Każdy zatrzymuje się na jakimś etapie, no nie?

Popularnym rodzajem neutralizacji jest kwestionowanie szkody. To, że biorę - to moja prywatna sprawa.
Bartek: - Ja do pewnego momentu, wiesz, szkodziłem właściwie sobie, ale innym niespecjalnie.

Zerwał z nałogiem dopiero wtedy, gdy uświadomił sobie, jak nieprawdziwe jest to usprawiedliwienie: - To było, gdy musiałem się zająć odwykiem młodszego brata. Zobaczyłem, ile takiego konkretnego po prostu syfu się w tym kryje i w ogóle cierpień. No wiesz, co ta heroina jest w stanie spowodować... I to w mojej własnej rodzinie. To dopiero mi pokazało - znaczy, właściwie nie pokazało, bo już wcześniej się tego domyślałem - natomiast to dopiero dało mi takiego kopniaka, wiesz. Skończył się temat narkotyków.

Ciekawego rodzaju usprawiedliwienia dostarcza stereotyp narkomana. Owszem, jestem uzależniony, ale przecież nie jestem narkomanem. Narkoman to kompletne dno. Ale ja? Dobrze, biorę heroinę, jestem uzależniony, lecz nie kradnę, pracuję, studiuję, przyzwoicie wyglądam.
Józek: - Ja zawsze się uważałem za narkomana w sensie takim, że miałem tendencję do różnych takich środków, ale to wszystko pod kontrolą pełną. Narkoman, ale taki sportowiec.

Doświadczenie ciągu heroinowego i głodu, kolejne nieudane próby samodzielnego zerwania z nałogiem, pobyt przyjaciela na oddziale detoksykacyjnym - wszystko to prowadzi do stwierdzenia: jestem uzależniony. Z początku zazwyczaj sądzą, że są uzależnieni tylko fizycznie. Stąd bierze się naiwna wiara, że wystarczy się po prostu odtruć. Ale kolejne odtrucia kończą się klęską. Dopiero wówczas pojawia się refleksja, że chodzi też o uzależnienie psychiczne. Narkomani zaczynają składać wizyty u psychologów. Józek: - Detoks nie obstawiony psychologią i bez własnych silnych postanowień nie daje właściwie nic.

Większość moich rozmówców podejmowała wiele prób zaprzestania. Każdej towarzyszyło postanowienie, by zerwać z nałogiem, pragnienie wydostania się z pętli coraz większych długów, presja osób bliskich i zmęczenie czy nawet znudzenie heroiną. Jednak w większości znowu zaczynali brać. Dlaczego?

Po pierwsze - twierdzą - brown sugar jest tak przyjemny, że trudno się mu oprzeć. Kiedy nie biorę, jest mi źle, nic mi się nie chce.
Romek: - Przychodzisz do domu po detoksie. Włączyłem telewizor, chuj, nic nie ma, kurwa, nudy pierdolą, nie. Rozejrzałem się po domu, nikogo nie ma. Aha, tylko córka śpi, a wtedy Julka mnie tak naprawdę mało interesowała, jeszcze nie czułem, że mam dziecko. Dobra, ona śpi, super, telefon. Tuuuu, wyszedłem właśnie z detoksu - Nie, no co ty, sprzedam ci, kurwa, nie ma sprawy. No dobrze. Zadzwoniłem do Bruna. Poszliśmy, wiesz, kupiliśmy, od razu drugiego dnia.

Po drugie: nie palę, więc mogę sobie na to pozwolić. Powtarza się scenariusz pierwszych doświadczeń z heroiną: ja przecież nie jestem uzależniony, więc czasem, przy okazji, mogę spróbować. Wielu moich rozmówców zwracało też uwagę na zgubny wpływ otoczenia.
Piotr: - Już miałem taką świadomość, że trzeba przestać natychmiast, ale tak do końca jeszcze nikt się z tym nie godził naprawdę, żeby już nie jarać. I zawsze wychodziła z tego kicha.

Nie zawsze jednak grupa rówieśnicza wciąga na powrót w nałóg. Bywa i tak, że to właśnie przyjaciele-narkomani z dawnych czasów zaczynają powracającym do heroiny organizować detoksy, informować rodziców, tłumaczyć, krzyczeć...

MARCIN

Rocznik 1972. Kiedy miał pięć lat, umarła matka. Od tego czasu mieszka z babcią, która wygrała z jego ojcem sprawę o prawa rodzicielskie. Szkołę średnią rozpoczął w technikum, ale w ostatniej klasie przeniósł się do liceum, gdzie zdał maturę. Pierwszy raz zapalił marihuanę w listopadzie 1989 r. Ponieważ jeszcze w technikum precyzyjnie zaplanował swe życie - matura, studia, praca - do matury palił wyłącznie marihuanę i haszysz, dwa-trzy razy w miesiącu. Nie dostał się na uniwersytet. Przez rok uczył się w szkole policealnej, później poszedł na studia, które - jak twierdzi - nie do końca odpowiadały jego aspiracjom. Po maturze zaczął palić marihuanę codziennie, spróbował LSD i amfetaminy. Z narkotykowego świata wyrwała go dziewczyna - straszna przeciwniczka narkotyków. Byli na jednym roku, Marcin zakochał się od pierwszego wejrzenia. Przez półtora roku nie brał żadnych narkotyków. Gdy dziewczyna odeszła, Marcin stwierdził, że życie nie ma sensu. Rzucił studia, żeby jej nie widywać. Pragnął, by lepiej się poczuła, czyli... żeby mogła pomyśleć, że zostawiła go, bo brał narkotyki - i dlatego zaczął je brać. Przez następne półtora roku brał pół grama amfetaminy dziennie, regularnie palił marihuanę, a kwasy jadł jak cukierki.

Przez dwa lata pracował w państwowej firmie i studiował zaocznie w prywatnej uczelni. W lutym 1996 stracił pracę. Przestał też regularnie brać narkotyki, bo już źle się przez nie czuł, a poza tym zaczął pracować poza Warszawą i bywał w stolicy tylko dwa razy w miesiącu; brakowało okazji. Po roku skończyła się praca i Marcin został bez grosza. Zaczął pośredniczyć w handlu marihuaną. W czerwcu 1996 spróbował brown sugar. Palił go sporadycznie, tylko kiedy kolega załatwił towar. Ale pół roku później Marcin znalazł dostęp do heroiny cztery razy tańszej niż na rynku. Zaczął handlować nią dla tego samego człowieka, dla którego wcześniej dealował marihuaną. Sprzedawał brown sugar z dużym zyskiem, nie narzekał na brak pieniędzy. Codziennie wypalał pół grama albo i gram heroiny. Gdy skończył mu się dostęp do taniej heroiny, odtruł się na sucho (bez specjalnych lekarstw). Leczył się, paląc dużo marihuany. Pracował dorywczo, nie mógł znaleźć stałej posady. Stracił wiarę w siebie i kilka zębów.

W maju 1997 poznał Ilonę. Pożyczyła mu pieniądze na zęby, załatwiła wakacyjną pracę we Włoszech, a kiedy tam był, wyremontowała jego pokój i wprowadziła się do niego. Żyli razem bezkonfliktowo przez rok. Dziewczyna załatwiła Marcinowi kolejną pracę, namówiła na zaoczne studia. Ponieważ nie tolerowała narkotyków, Marcin palił czasem w ukryciu marihuanę, ale nic innego nie brał. W październiku 1998 zaczęło się między nimi psuć. Ilona zachorowała, przez miesiąc była w szpitalu. Marcin wrócił do palenia heroiny: najpierw kilka razy w miesiącu, a w grudniu już trzy razy w tygodniu. - W styczniu zaczęliśmy się jakoś tak mocno starać, żeby było między nami dobrze, dlatego też nie paliłem za dużo, no i jakoś tak po trzech tygodniach znowu coś pękło. Napięcie, ciągłe awantury... Przez następne dwa tygodnie Marcin palił non stop. Na początku lutego sytuacja poprawiła się. Marcin przyznał się Ilonie, że popalił kilkanaście razy heroinę i musi się odtruć. Bierze trzy dni urlopu. Leży w domu. Nagle wpada Ilona ze swoją matką. Zabiera wszystkie swoje rzeczy, nie chce go więcej widzieć, bo jest narkomanem. Marcin wytrzymał jeszcze dwa dni i zaczął znowu palić non stop. Na początku marca wziął tydzień urlopu i zamówił lekarza z Alka-pomocy. Na odtrucie wydał pół pensji. Ale w czwartym dniu detoksu znów zapalił, bo Ilona miała przyjechać po rzeczy i nie chciał, żeby go zobaczyła "w takim stanie". Zaczął palić heroinę dwa-trzy razy w tygodniu.

CO ZAROBIMY, TO PRZEPALAMY

Heroina jest droga, szybko wzrasta tolerancja organizmu na nią, potrzebne są coraz większe dawki. Zmieniają się stosunki klient - dealer. Narkoman, kiedy nie ma pieniędzy, będzie się podlizywał, prosił, błagał. A dealerzy to już rzadko kiedy kumple. Częściej - wulgarni bandyci.
Romek: - Czasami mnie wkurwiało, że muszę się poniżać do takiego dna - kolesie w dresach, fury i komóry, bandyterka, wiesz, i w ogóle. Kurwa, z nimi przybijam piątki i muszę robić minę, że w ogóle interesuje mnie, o czym oni mówią.

Początek palenia heroiny ma czasem charakter wspólnotowy: razem kupuje się towar, razem się pali. Ale pojawienie się głodu zmienia wszystko. - Jak się podzielę, to będę cierpiał - mówi Józek. Dla narkomana w ciągu zdobycie heroiny to konieczność. Zaczyna się ostre kombinowanie: skąd wziąć pieniądze? I długi - u rodziny, przyjaciół, znajomych, dealerów, w banku.

Ania i Romek wpadli na pomysł oddania do lombardu obrączek ślubnych. Wcześniej przepalili wszystkie pieniądze, które dostali z okazji ślubu, zastawili prezenty.

Józek kradł w sklepach. - Najpierw zarabiałem dobrze, więc mi starczało. Później... a tu coś babcię trochę obskubałem... No, było parę akcji z kolegą Liszką typu: aparat ze sklepu, na chama...

Marcin: - Zima, wiesz, złe nastroje, zero kobiety, zero wszystkiego... Miałem kolegę, który miał dostęp do dużych ilości, hurtowych. Dawał mi 50 gram skuna bez kaski albo 100 gram. Potem się okazało, że ktoś chce helenę. A on też mógł skołować, i to za takie pieniądze śmieszne - 40 albo 50 zł za gram, a wtedy już chodziło po 160 zł. Więc sprzedawałem. Sam paliłem ze cztery, pięć tygodni, every day, nie kontrolując ilości, bo miałem tego full. I tak Marcin został dealerem heroiny. Sprzedawał po 80 zł za gram - dwa razy taniej niż na ulicy - a i tak miał stuprocentowy zysk. Koledzy byli szczęśliwi. Przesiadywali godzinami u Marcina albo kupowali od niego i dalej odsprzedawali z zyskiem. Ale po paru tygodniach tani towar się skończył. A Marcin i jego koledzy zdążyli się uzależnić.

Olek został dealerem, bo nie chciał tracić czasu na bieganie za towarem i wydawać olbrzymich pieniędzy na heroinę. Poza tym rozprowadzanie narkotyków to dla niego - chłopca z dobrego domu, który na podwórku zawsze zbierał lanie - prawdziwie męska przygoda:
- Mnie zawsze takie rzeczy kręciły, że to jest przestępstwo. Natomiast jeśli chodzi o skutki moralne... Wiesz, gdyby nie to, że jestem uzależniony, to bym tego nie robił. Bo są tacy dealerzy, którzy sami nie palą, a wiesz, sprzedają gówno. To jest kurestwo rzeczywiście. Ja robię to po to, żeby mieć co palić, nie po to, żeby zarobić. To nie jest tak, że my chodzimy po podstawówkach i wciskamy towar. Ci, którzy od nas kupują, to są już starzy wyjadacze, starzy narkomani, my nikogo nie wpierdalamy. A ludzie chcą od nas kupować, sprzedajemy porządne porcje, dajemy na kredyt. I jesteśmy ich kumplami. Nie jesteśmy dealerami z pistoletami, którzy, wiesz, są wulgarni, są chujami, trzeba się przed nimi płaszczyć, spóźniają się na każde spotkanie pół godziny, robią ci łaskę i tak dalej.

I Olek, i Marcin, wszedłszy w posiadanie taniego towaru, sami zaczęli palić coraz więcej. Olek zaczął oszukiwać klientów, sprzedawać mniejsze działki, żeby więcej zostało dla niego. A i tak przyszły długi od razu".

W trakcie naszej rozmowy Olek na specjalnej wadze uzbrojonej w mnóstwo małych odważników ważył 10 gramów heroiny.
- Albo oszukujesz potwornie klientów, zamiast pół grama sprzedajesz 0,3 na przykład, a te dwie setki po prostu wypalasz. Albo robisz tak, jak ja się staram. Tak naprawdę my też sprzedajemy nie pół grama, tylko 0,4. Ale to i tak więcej niż inni dealerzy. I wszyscy są zachwyceni, bo inni sprzedają 0,3 albo i 0,2. A w sumie i tak wszyscy wiedzą, że nieważne, ile sprzedają, bo i tak ludzie będą kupować. My nic nie zarabiamy, tylko to, co żeśmy zarobili, to przepalamy.

ZERWANIE Z HEROINĄ

Józka przeraziło to, co był w stanie zrobić, żeby zdobyć narkotyk.
- Wiesz, jeszcze z tym paleniem wszystko się daje wytłumaczyć. Ale już jak gdzieś po klatkach schodowych trzeba se przywalić [wziąć heroinę dożylnie], to już nie jest takie wesołe. Znaczy, ja się po prostu zacząłem wstydzić siebie... Wiszę ludziom od cholery pieniędzy, tu mnie jakiś dealer ściga, tu po prostu matka już się przestaje do mnie odzywać, tu się z panną rozstałem, wszystko było już nie tak. I stwierdziłem, że mam już ewidentnie dosyć. Głupio mi było przed samym sobą.

Ponad połowie moich rozmówców udało się zerwać z heroiną. Ania i Romek po dwóch latach pobytu w ośrodku rehabilitacyjnym wrócili do Warszawy. Mieszkanie wynajęli z dala od swojej starej dzielnicy. Romek pracuje w marketingu, Ania uczy się w szkole wieczorowej. Oboje nie palą nawet papierosów. Romek czasami pije; trochę się boi, żeby nie zostać alkoholikiem. - Córeczka w ogóle nie choruje - podkreśla z dumą Ania.

Bartek nie pali heroiny i nie zamierza do tego wracać. Jest fotografem, studiuje zaocznie. Wynajmuje mieszkanie z młodszym bratem, który po powrocie z ośrodka też przestał brać heroinę i zaczął studia. Bartek kupił sobie konia, każdą wolną chwilę spędza jeżdżąc konno. To dla niego ucieczka od miejskiego chaosu do świata prostych wartości, relacji z ludźmi i ze zwierzętami. Miesiąc temu przestał palić papierosy.

- Jestem grzeczny - mówi Józek. Koledzy potwierdzają, że wyszedł z nałogu - choć niepewnie, bo trochę stracili z nim kontakt. Józek rozstał się z nastoletnią narzeczoną; wcześniej nakrzyczał na nią, więc przestała palić brown sugar. Zarabia, projektując okładki do filmów porno na wideo. Mieszka sam w mieszkaniu, które zostawiła mu ciocia.

Piotr był w ośrodku rehabilitacyjnym dużo dłużej, niż planował - leczył się dziewięć miesięcy. Wychodząc na przepustki, zakładał koszulkę z nadrukiem Narkotyki - nie biorę. W mieście niedaleko ośrodka poznał narzeczoną. Do Warszawy wrócił dwa miesiące temu. Chodzi na spotkania anonimowych narkomanów (na wzór anonimowych alkoholików). Od narkotyków nabawił się ciężkiej choroby wątroby. Na razie zarabia dorywczo. Twierdzi, że szuka stałej pracy, chciałby sprowadzić do stolicy narzeczoną i wyprowadzić się od rodziców, ale na razie nie ma za co. Jego koledzy mówią jednak, że sporadycznie sięga po heroinę.

Marcin trafił na kolejny detoks; w ośrodku rehabilitacyjnym wytrzymał cztery dni. Ma zastrzeżony telefon, więc mogłam zebrać o nim informacje tylko od jego kolegów. Ma kłopoty z sercem. Tonie w długach - winny jest bankom, swojej firmie i chłopakom z osiedla. Jako odtrutkę na brown sugar zaczął brać amfetaminę. Chce raz jeszcze pojechać do ośrodka, ale boi się stracić pracę. Ciągle przesuwa dzień wyjazdu.

To nie koniec tych historii. Z wieloma osobami straciłam już kontakt. Nie jestem pewna, czy ci, którzy z narkotykami zerwali, już do nałogu nie wrócą...

Łucja Łuczywo
Podstawą artykułu była moja praca magisterska Dynamika trajektorii uzależnień. Socjologiczne studium młodocianych heroinistów, napisana pod kierunkiem dr Wojciecha Pawlika na Wydziale Stosowanych Nauk Społecznych i Resocjalizacji Uniwersytetu Warszawskiego.
Imiona bohaterów zostały zmienione.

Oceń treść:

0
Brak głosów

Komentarze

milosnik_konopi (niezweryfikowany)

przejebany tekst. propaganda przeciw marihuanie. wszyscy zaczynaja od slodkiej marii?? pojebalo ich. wszyscy tak samo prawie: marihuana, feta, na koncu hera... ciekawe czy wtedy bylo tyle zielska w liceach co teraz? pewnie nie, ale gdzie tam wszyscy zaczynaja od ziola i tyle. ludzie, konopia to swieta roslina, a ten artykul to jebana propaganda

pan kleks (niezweryfikowany)

przejebany tekst. propaganda przeciw marihuanie. wszyscy zaczynaja od slodkiej marii?? pojebalo ich. wszyscy tak samo prawie: marihuana, feta, na koncu hera... ciekawe czy wtedy bylo tyle zielska w liceach co teraz? pewnie nie, ale gdzie tam wszyscy zaczynaja od ziola i tyle. ludzie, konopia to swieta roslina, a ten artykul to jebana propaganda

Adam Bielan (niezweryfikowany)

przejebany tekst. propaganda przeciw marihuanie. wszyscy zaczynaja od slodkiej marii?? pojebalo ich. wszyscy tak samo prawie: marihuana, feta, na koncu hera... ciekawe czy wtedy bylo tyle zielska w liceach co teraz? pewnie nie, ale gdzie tam wszyscy zaczynaja od ziola i tyle. ludzie, konopia to swieta roslina, a ten artykul to jebana propaganda

chilum (niezweryfikowany)

niech żyje teoria zaczynania od trawy! niech żyje dworzec centralny! narkotyki są złe! (oczywiście tylko te nielegalne)

Armageddon (niezweryfikowany)

Ludzie zaczynają od alko i fajek ,a nie MJ to jest już następny etap z tym ,że fajki,alko to norma będąca podstawą do wszystkiego innego.Jak ktoś zaczyna jarać i pić BO TAK ROBIĄ KUMPLE to ,żeby
być cOOl wypiją,spalą,wciągną czy też dadzą w żyłe.To nie hera,grass,alko,feta uzależnia tylko ludzka głupota.

basssboy (niezweryfikowany)

brown to straszne gówno.. nie wiem po co loodzie wogle to probuja??
sam pale mj od ponad 10 lat ale jeszcze nigdy nie probowalem cięzkich narkotykow i nie mam zamiaru...
to nie prawda ze Marihuana wkreca w twarde drugi... jesli nie kcesz to nie bedziesz ich wogle probowau...
wszystko zalezy od ciebie i twojej świadomości
jednak nie oszukujmy sie
MJ tez jest narkotykiem... tyle ze miękkim...
moze cie uzaleznić ale nie doprowadzi cię do zezwierzęcenia jak brown

say no to hard drugs!!!

QrA (niezweryfikowany)

co za kurwa debilny tekst, jaka antypropaGANDA , chuj ze wszyscy jebia browna, ale po kiego chuja wszedzie napisane - zaczynał od marihuany, zapalił poraz pierwsz y mariuane bla bla bla , kurrrrwa idiotka :[

Armageddon (niezweryfikowany)

Ludzie zaczynają od alko i fajek ,a nie MJ to jest już następny etap z tym ,że fajki,alko to norma będąca podstawą do wszystkiego innego.Jak ktoś zaczyna jarać i pić BO TAK ROBIĄ KUMPLE to ,żeby
być cOOl wypiją,spalą,wciągną czy też dadzą w żyłe.To nie hera,grass,alko,feta uzależnia tylko ludzka głupota.

scr (niezweryfikowany)

niech żyje teoria zaczynania od trawy! niech żyje dworzec centralny! narkotyki są złe! (oczywiście tylko te nielegalne)

chilum (niezweryfikowany)

niech żyje teoria zaczynania od trawy! niech żyje dworzec centralny! narkotyki są złe! (oczywiście tylko te nielegalne)

KRET (niezweryfikowany)

niech żyje teoria zaczynania od trawy! niech żyje dworzec centralny! narkotyki są złe! (oczywiście tylko te nielegalne)

Armageddon (niezweryfikowany)

O hyperreal dziala ...

DevilSon (niezweryfikowany)

Ludzie zaczynają od alko i fajek ,a nie MJ to jest już następny etap z tym ,że fajki,alko to norma będąca podstawą do wszystkiego innego.Jak ktoś zaczyna jarać i pić BO TAK ROBIĄ KUMPLE to ,żeby
być cOOl wypiją,spalą,wciągną czy też dadzą w żyłe.To nie hera,grass,alko,feta uzależnia tylko ludzka głupota.

scr (niezweryfikowany)

niech żyje teoria zaczynania od trawy! niech żyje dworzec centralny! narkotyki są złe! (oczywiście tylko te nielegalne)

Seba 77 (niezweryfikowany)

Paliłem ścierwo 3 lata rzuciłem sam tak jak papierosy po 15 latach z dnia na dzień. Było trudno trsnksens kloniaki ale się udało. Prawie dwadzieścia lat temu ostatnia kropla pogoniona

łuczywo (niezweryfikowany)
Łucji Łuczywo pomogła opublikować na łamach Gazety Wyborczej te rewelacje o browniarzach pani Barbara Łuczywo, jedna z redaktorów GWyb.
zółty (niezweryfikowany)
I co, słoneczko, obroniłaś pracę? Pan profesor pochwalił? Pomagasz dziś ludziom, tak? Napisz może lepiej komuś innemu magisterkę, a on w tym czasie niech pali dobre jointy. Pozostawisz po sobie coś lepszego niż to sztywne ścierwo, które wkleiłaś na tą stronę. Klapki na oczy i studiować, młode szczurki.
Anonim (niezweryfikowany)
Mysle ze wszyscy zaczynaja od marichuany i wcale mnie to nie dziwi, nie miejcie pretensji trudno zeby ktos prubowal najpierw here albo fete... chociaz sa i takie przypadki.. A wcale nie jest powiedziane ze jak zapalicie ziolko to skonczycie na grubszych dragach. Ja palilam same ziolko przez ponad 3 lata i nigdy nie bralam innych narkotykow iz nie mialam z nimi poprostu stycznosci.. w koncu ktoregos dnia funfela podbila do mnie z pigula..powiedziala ze swietnie sie bede bawic na iimprezce itp.. no i co wzielam bo wszyscy wtedy brali to czego ja nie. Tak faktycznie bylo kochalam jednym slowem wszystkich. Potem sprobowalam kokainy, fety... subaru.. ale jakos mnie to nie krecilo bo po fecie czulam sie jak szmata na drugi dzien. Potem dopiero nadeszlo moje fikcyjne szczescie Opiaty. Najpierw bawilam sie troszke kodeina..potem okazalo sie ze babcia ma w apteczce zajebiste tabletki 'Tram' i tak polecialam na calego. Wpadlam kiedys do znajomego ktory byl nie zle wjebany w here.. ja mialam zejscie bo ciezko bylo dostac T bez recepty a nigdzie dojsc nie bylo. Wiec kumpel powiedzial masz zapal sobie poczujesz sie lepiej..tak zrobilam...na poczatku poczulam niezbyt mily smak heroiny ' brown sugar' po 4 buhah juz cala zwalka zniknela..dreszcze, sraczka jak za dotknieciem rozczki... Tak sie ratowalam przez nastepne pare tygodni bo z 'T' byl zastuj..jak dostalam T zpowrotem nie moglam juz do niego wrocic...ale okazal sie swietnym dodatkiem do browna... Teraz ten smak ktory za pierwszym razem mnie zniechecil..to tak jak babcina pyszna szarlotka...moglabym oddac za niego wszystko.. To Fikcyjne szczecie Nie bierzcie...
FruvaQ (niezweryfikowany)

O hyperreal dziala ...

lordd (niezweryfikowany)

i to jest właśnie dowód na to, że niektórzy są zbyt głupi i naiwni aby cokolwiek brać. Mi się zdarzyło próbować różnych rzeczy, wiadomo- zioło, spid, lsd, grzybki, a nawet b.sugar, ale większości z nich tylko próbowałem. Jedyne co mi z tego poztsało to to, że czasem zajaram sobie zielsko czy zjem jakieś grzyby, ale to naprawdę rzadko. Do hery, spida itp. mnie jakoś nie ciągnie i nie uzależniłem się. Biorąc cokolwiek, a nawet pijąc piwko, zdaje sobie doskonale sprawę z wiążącego się z tym zagrożenia i nie oszukuje się i nie usprawiedliwiam.

DiNar (niezweryfikowany)

A może nie tyle chodzi o prawdę, co o przełamanie stereotypów: w naszym kraju mamy curiosum na miarę światowa - dwa różne środowiska fanów heroiny. Jedno gardzi drugim, kompociarzy uważają za "nurków śmietnikowych", brauniarzy uważają za bezmózgich prymitywów.
A tak naprawde to i jedni i drudzy biorą TO SAMO /bo sam narkotyk to przeciez opium z dodatkiem heroiny/, różnica polega tylko na innej postaci fizycznej /chemicznie nie ma prawie żadnej/, oraz na kraju pochodzenia.
I jedni i drudzy jeśli im sie powodzi to sa czysci, w miare zadbani, jesli są w fazie przegrania, to wygladaja identycznie: obdarte brudasy z gilem do pasa...
Generalnie, to kompociarze są nieco bogatsi intelektualnie /oczywiscie jest to statystyczny punkt widzenia, inaczej się nie da../, a dlaczego? Napisz maila to odpowiem, wyjasnie szerzej.
No i jeszcze jedno: w razie braku towaru i jedni i drudzy sięgają po środek alternatywny - jeśli wpadna na ten pomysł, jeśli przełamia stereotyp i oczywiscie jeśli znają kogoś z tej "drugiej grupy".
Kochani moi! Pomagajcie sobie nawzajem, wzajemne pogardzanie jest tylko na rękę...no chyba wiecie komu :)

Tomasz (niezweryfikowany)

sorka ale co to jest MJ??? czekam aż ktoś odpisze

scr (niezweryfikowany)

sorka ale co to jest MJ??? czekam aż ktoś odpisze

StaryĆpun (niezweryfikowany)

Kompot to nie jest żaden "wywar ze słomy makowej brany w zastrzykach". Znałem takich, co mysleli ze to tak jest, po czym stukali taki wywar i umierali /taki strzał jest w 99% smiertelny, reszta konczy sie paralizem./
To prawda, ze do wyrobu kompotu najpierw potrzebny jest tenze wywar, ale to dopiero poczatek...nie, nie bede tu opisywał całego patentu. Bierzcie odpowiedzialność za to co piszecie, po co miec dzieciaki na sumieniu...!!

Ciekawy wszystkiego (niezweryfikowany)

Witam wszystkich. Nie biorę, czasami palę trawkę ale to nie ten temat. Tyle słyszałem o przedawkowaniu itd, ile właściwie trzeba połknąć Relanium czy Lorofen żeby umrzeć? Co jest lepsze od lub mocniejsze od tych w/w? Piszę artykuł i potrzebuję informacji na ten temat, a tematem jest "Podróż w jedną stronę ", samobujstwa wśród nastolatków. Serdecznie dziękuję z góry za pomoc. Pozdrawiam

oxide (niezweryfikowany)

Witam wszystkich. Nie biorę, czasami palę trawkę ale to nie ten temat. Tyle słyszałem o przedawkowaniu itd, ile właściwie trzeba połknąć Relanium czy Lorofen żeby umrzeć? Co jest lepsze od lub mocniejsze od tych w/w? Piszę artykuł i potrzebuję informacji na ten temat, a tematem jest "Podróż w jedną stronę ", samobujstwa wśród nastolatków. Serdecznie dziękuję z góry za pomoc. Pozdrawiam

Yellow Stone (niezweryfikowany)

Jeśli ktoś sięga po narkotyk aby "uciec " to ucieka do innego świata pełnego gówna i niezależnie co będzie brał to zawsze będzie uciekał, teraz ważna jest granica do której się posunie, jeśli zatrzyma się na MJ to tyle ma szczęścia :)

Nie wiecie może jakie fale mózgowa ma osoba bo heroinie?

M (niezweryfikowany)

Stare te komentarze

special909 (niezweryfikowany)

dobrze sie to czyta, mi który nigdy heroiny nie próbował i nigdy nie będzie, jest ona dla mnie czymś tak niedostepnym jak wycieczka na księzyc, i chodzi tu o dostep psychiczny , i każdemu życze takiego podejścia do tego że wogule tematu chociażby spróbowania niema,
i nigdy nie będzie, mam swój rozum który jeszcze mnie nie zawiódł, co do historii tych ludzi, to niewiem czy ich żałować czy co, poprostu przeczytałem bo mnie zaciekawił, nic poza tym, mam mieszane uczucia

Zajawki z NeuroGroove

DMT

  • Ayahuasca
  • DMT
  • Tripraport

Zamieszczony tekst pochodzi od znajomego, jest długi, ale może Was zainteresować, całe info w samym tekście.

 

Zdecydowałem się - z przyczyn, których nie czuję potrzeby tutaj wyjawiać - zataić dokładne nazwy przyjętych przeze mnie substancji; jednak były to analogi składników ayahuaski.

Relacja jest dość chaotyczna, jednak wychodzę z założenia, że ma ona mieć cel dokumentalny - podarowałem sobie wysiłki w kierunku języka literackiego.

 

  • Benzydamina
  • Katastrofa

Opis doświadczenia sprzed kilku miesięcy.

  • Metoksetamina
  • Pozytywne przeżycie

Spontan na mieście z dawno niewidzianym ziomkiem, potem na jego osiedlu, jego dom, potem mój, a później galaktyka kurwix.

Na wstępie słów kilka.  

   Po ostatnich przygodach ( 10 dniowy ciąg na mxe), zauważyłem u siebie dziwny efekt. Po małych dawkach rzędu 50 - 60 mg dziennie, miewałem zaburzenia osobowości, nawet rozdwojenie jazni. Jazdy na mxe nieco mnie odrealniły. Jednak mimo to nadal prowadziłem w miare normalne życie.

Częśc pierwsza.

  • LSD-25

no ja mialem okazje to moze troche napisze.


akcja miala miejsce pare lat temu, miejsce miedzyzdroje, czas wakacje,

osoby dramatu: bakacz i jego nowa dziewczyna (pani x).



randomness