Biznes sięga po marihuanę

Podobnie jak niegdyś hip-hop, zdrowa żywność i snowboard, marihuana się komercjalizuje.

Tagi

Źródło

New York Times
Jesse McKinley

Odsłony

3257

Podobnie jak niegdyś hip-hop, zdrowa żywność i snowboard, marihuana się komercjalizuje.

Dziś, gdy coraz więcej stanów zezwala na stosowanie tego narkotyku w celach medycznych, a Kalifornia rozważa całkowitą jego legalizację, zwolennicy trawki starają się poprawić jej wizerunek, otwierając specjalne apteki i wprowadzając na rynek nowe marki. Zakładają firmy konsultingowe, lobbystyczne i kancelarie prawne; organizują targi oraz seminaria; wreszcie, rozwijają inne gałęzie tej branży.

Entuzjaści twierdzą, że to skoordynowana kampania, mająca na celu zerwanie z hippisowską, kontrkulturową przeszłością narkotyku na rzecz bardziej uładzonej, biznesowej przyszłości. – Nie noszę indyjskiej kamizelki, nigdy nie zapuszczałem koziej bródki i nie miałem włosów dłuższych niż do karku – mówi Allen St. Pierre, główny dyrektor National Organization for the Reform of Marijuana Laws. – I nie lubię paczuli.

 

Steve DeAngelo, prezes CannBe – firmy marketingowej, lobbingowej i doradczej z Oakland w Kalifornii – nie używa nawet słowa "marihuana". Uważa je za nacechowane pejoratywnie i preferuje gatunkową nazwę "konopie". – Chcemy, by były używane w bezpieczny, właściwy i odpowiedzialny sposób –  mówi DeAngelo.

Tej właśnie zasady przestrzega jego główna apteka, mieszcząca się w siedzibie firmy, Harborside Health Center w Oakland. Budynek ma prosty, oszczędny wystrój i oświetlony jest jasnymi, odblaskowymi światłami. Na miejscu dostępne są też inne usługi, takie jak kręgarstwo i zajęcia z jogi. W niedawny piątek ośrodek pękał w szwach: około 50 osób stało w kolejce, a pracownicy za ladą pokazywali klientom rozmaite pączki, ciastka i inne wypieki na sprzedaż. – Jeżeli nie wykażemy się profesjonalizmem i szacunkiem wobec prawa, nigdy nie zyskamy zaufania obywateli – mówi DeAngelo. – A bez tego zaufania nigdy nie uda nam się osiągnąć naszego celu.

Ostatecznym celem dla wielu zwolenników jest legalizacja. Kalifornijczycy mogą zdecydować o niej już w listopadzie, gdy będą głosować w referendum nad legalizacją, opodatkowaniem i regulacją sprzedaży marihuany.

Bez względu na jego wynik CannBe zamierza rozwijać swój model biznesowy w całym kraju i stać się, jak mówią fani, "McDonaldsem marihuany".

Działającą dla zysku spółką kierują czterej właściciele aptek non-profit oraz ich prawnik. DeAngelo nazywa ich "elitarną drużyną od konopi". W marcu tego roku skutecznie przekonała ona radę miejską w San Jose, dziesiątym co do wielkości mieście w kraju, by przyjęła rozporządzenie w sprawie aptek, co było kluczową decyzją torującą drogę do legalizacji przemysłu. Ostatnio też na poświęconej marihuanie konferencji w Rhode Island DeAngelo zaprezentował nową linię swoich produktów, w tym "trawkę light" z mniejszą ilością psychoaktywnych składników od zwykłej odmiany, idealną, jak sam mówi, dla "pacjentów nieprzyzwyczajonych do konopi".

 

John Lovell, lobbysta z Kalifornii reprezentujący dwie duże organizacje policyjne sprzeciwiające się legalizacji, wykpiwa sugestię, jakoby zwolennicy marihuany zaczęli szanować prawo i zdobywać społeczne poparcie. Wskazuje on na niedawną decyzję rady Los Angeles, która nakazała skrajnie ograniczyć liczbę punktów z medyczną marihuaną w mieście. – To plaga naszych osiedli –  mówi. – W tych aptekach są pieniądze i narkotyki. No i co? Czy to dziwne, że działają one jak magnes na przestępców?.

Zwolennicy marihuany uważają jednak taką generalizację za niesprawiedliwą i nieaktualną. – To jest rozwojowy biznes, taki sam, jak w dowolnym innym miejscu – mówi Ethan Nadelmann, założyciel i dyrektor grupy Drug Policy Alliance, która popiera legalizację.

Punkty sprzedaży w Kalifornii stosują wszelkiego rodzaju biznesowe sztuczki, by przetrwać na coraz bardziej konkurencyjnym rynku. Magazyn branżowy "West Coast Cannabis" zamieszcza dziesiątki ogłoszeń – reklamuje oferty dnia, darmowe próbki, dostawy do domu, certyfikaty prezentów, dyplomy naukowe, zajęcia z jogi, hipnoterapię, sesje Reiki, talony, przepisy oraz, rzecz jasna – jako że to Kalifornia – darmowe parkingi. Powstają też nowe szkoły i seminaria, z których mogą skorzystać zobowiązani do ciągłego dokształcania się lekarze i prawnicy.

Jedną z placówek jest Cannabis Law Institute, który niedawno dostał uprawnienia od stanowej adwokatury w Kalifornii. Jego współzałożycielem jest Omar Figureoa, absolwent Yale University i szkoły prawa Stanford, który w czerwcu organizuje w hrabstwie Sonoma seminarium mające przybliżyć słuchaczom "tę fascynującą gałąź prawa". Figureoa, który przyznaje, że na Stanfordzie został uznany za studenta, "który miałby największe szanse przepaść na przesłuchaniu zatwierdzającym w Senacie", twierdzi, że zarabia dzięki usługom prawniczym niezłe pieniądze, ale robi to głównie dla doświadczenia. – Problem marihuany zawsze mnie pasjonował – podkreśla. – To najciekawsza dziedzina prawa.

Ma ona zresztą zastosowanie nie tylko w Kalifornii. Przemysł ten kwitnie również w Colorado, gdzie w zeszłym roku otwarto mnóstwo aptek. Ta nagła ekspansja zaniepokoiła władze i skłoniła ustawodawców do szybkiego przyjęcia nowych regulacji, ale jednocześnie okazała się dobrodziejstwem dla kancelarii prawnych takich jak Kumin Sommers LLP z San Francisco, która nawiązała współpracę z Warrenem C. Edsonem, prawnikiem z Denver reprezentującym około 300 punktów sprzedaży w Colorado.

Edson mówi, że wielu jego klientów pyta o typowe zagadnienia, takie jak odszkodowania dla pracowników, ulgi od podatków czy bezpieczeństwo pracy. – Oni się naprawdę boją, że federalni dorwą nas jak Ala Capone, nie za marihuanę, ale za coś innego – przyznaje Edson, nawiązując do skazania Capone za unikanie płacenia podatków, a nie za działalność przestępczą.

Rząd federalny w dalszym ciągu sprzeciwia się legalizacji narkotyku. Choć administracja Obamy zasygnalizowała pewną tolerancję, jeżeli chodzi o medyczną marihuanę, naloty służb porządku publicznego na apteki i hodowców są wciąż na porządku dziennym – nawet w Kalifornii, gdzie przemysł zaczął działać już w 1996 roku, po przyjęciu przełomowej Propozycji 215 legalizującej medyczną marihuanę.

Regulacje w 14 stanach, które dopuszczają użycie narkotyku w celach leczniczych, są bardzo zróżnicowane. Ostateczne głosowanie nad legalizacją odbędzie się wkrótce w Dystrykcie Kolumbii. Niektóre stany żądają, by sprzedawcy udowodnili swój status non-profit – często muszą oni tworzyć spółdzielnie bądź kooperatywy; wszędzie też od kupujących wymagane jest zalecenie lekarza. Ale nawet osoby opowiadające się za medyczną marihuaną uważają, że system ten stwarza szerokie pole do nadużyć, a nawet nieświadomego łamania prawa.

– Prawie wszystkie apteki w Kalifornii operują nielegalnie – mówi William Panzer, prawnik z Oakland, który pomagał przygotować Propozycję 215. – To samodzielna działalność gospodarcza, a nie spółdzielnia.

Drug Policy Alliance nie zajmuje oficjalnego stanowiska w kwestii, czy sprzedawcy narkotyków powinni działać dla zysku, czy nie. Nadelmann dodaje jednak: – Osoby, które odgrywają w tej branży kluczowe role, osobiście się na tym nie bogacą.

Oceń treść:

Average: 9 (1 vote)
Zajawki z NeuroGroove
  • 25I-NBOMe
  • Bad trip

Patrz: TR

Słowem wstępu

  • AMT

Nazwa chemiczna: alfa-metyltryptamina; 3-(2-aminopropyl)indol; IT-290; 3-IT

  • LSA
  • Marihuana
  • Tripraport

Mieszkanie, nastawienie zawsze pozytywne niezależnie od warunków, brak specjalnego przygotowania, Impuls. Oczekiwania pozytywne po Poznaniu psychodelików nastawienie na ciekawe nowe doświadczenie. Zaczynam sam potem wpada ziomek posiedzieć jak zawsze. Nie do pilnowania, tripy w samotności to dla mnie żadna nowość nie mam z tym problemu.

14.00
Przepłukane nasiona powoju, heavenly blue z castoramy w opakowniu VERDE, producent W.Legutko  w ilości 150, czyli 5g. Wepchnięte barbarzyńsko do ryja. Smak mocno grzybowy, czyli taki, którego nienawidzę. Najgorzej było całość porządnie rozgryźć, gdyż z miejsca bierze na bełta ale to kwestia smaku raczej. W każdym razie w porównaniu z truflami, to i tak miód maliny. Zapite soczkiem z pomarańczki i tragedii nie ma. Czekam na efekty w międzyczasie zapalę papieroska i się zrelaksuje przy jakimś serialu.

  • Dekstrometorfan
  • Katastrofa

Sama w domu, podniecenie z pierwszego spotkania z DXM

Piękny sierpniowy dzień, wolna chata... Cóż można zrobić? Można iść do apteki, kupić jakiś specyfik i odlecieć do Krainy Czarów. Tak pomyślałam i ja. I tak też zrobiłam. Poszłam do apteki i poprosiłam panią o Tussidex. Brak. Druga apteka- brak. Trzecia apteka- jest! Wróciłam cała w skowronkach do domu i wzięłam się za Tussidex. Wspomnę że to moja dziewicza przygoda z DXM, więc doświadczenia w tym nie mialam.

13.30 Połykam pierwsze pięć tabletek.

13.45 Następne 5 tabsów. Już nie mogę się doczekać efektów.