Urzędnicy nie umieją sobie poradzić z rosnącą popularności dopalaczy - syntetycznych narkotyków, które od miesiąca można legalnie kupić w Polsce. Przepisów zakazujących handlu nimi nie ma. Jest za to coraz więcej sklepów oferujących niebezpieczne używki..
Europejskie Centrum Monitoringu Narkotyków i Narkomanii właśnie opublikowało najnowszy raport o zażywaniu narkotyków w krajach Unii. Do palenia marihuany przyznaje się 9 proc. Polaków, epizody z kokainą miał niecały procent społeczeństwa. W porównaniu z resztą Europy to mało, bo np. w Danii po marihuanę sięgnęło 36 proc. społeczeństwa, a po kokainę - aż 4. Podobny problem mają Hiszpania i Irlandia. Specjaliści od narkomanii nie mają jednak wątpliwości, że sytuacja w Polsce pogorszy się, ponieważ rynek zawojowały dopalacze, czyli legalnie sprzedawane substancje chemiczne w działaniu przypominające narkotyki. Do niedawna można je było kupić jedynie przez internet. Sytuacja zmieniła się we wrześniu, kiedy w Łodzi, a następnie w Krakowie i Lesznie brytyjska firma World Wide Supplements Importer otworzyła sklepy z dopalaczami.
- To syntetyczne narkotyki, które zmieniają świadomość i uzależniają - mówi Marek Grondas, psychoterapeuta z łódzkiego Monaru. - Problem z dopalaczami będzie narastał, jeżeli nie zahamujemy ich sprzedaży - dodaje Piotr Jabłoński, dyrektor Krajowego Biura ds. Przeciwdziałania Narkomanii.
A sprzedaż będzie rosła. W internecie furorę robią filmiki, w których młodzi ludzie chwalą się tym, jaką jazdę mają po dopalaczach. Mimo to używki wciąż są legalne. Chociaż Ministerstwo Zdrowia już miesiąc temu zapowiedziało, że znajdzie sposób na ograniczenie ich dystrybucji, to nic z tego nie wyszło. Urzędnicy próbowali szukać wsparcia u inspektora sanitarnego, w Głównym Inspektoracie Farmaceutycznym i nawet w Ministerstwie Spraw Wewnętrznych. Bezskutecznie. Ustawa, której luki wykorzystuje producent dopalaczy, wciąż jest dziurawa, bo mimo obietnic rząd nadal nie dopisał do listy substancji zakazanych benzylopiperazyny, głównego składnika większości dopalaczy. Wolno idzie też praca w Ministerstwie Sprawiedliwości, które miało uszczegółowić przepisy o zakazie reklamy i promocji narkotyków - mogą się zmienić w przyszłym roku.
- Dziś łatwo je ominąć, dlatego zależy nam, by je doprecyzować - mówi Bogusława Bukowska, wicedyrektor Krajowego Biura ds. Przeciwdziałania Narkomanii. Czekać każe także łódzka prokuratura, do której trzy tygodnie temu zawiadomienie o możliwości popełnienia przestępstwa przez właścicieli sklepu złożył łódzki ratusz.
- Decyzja zostanie podjęta do 17 października - mówi Krzysztof Kopania, rzecznik Prokuratury Okręgowej w Łodzi. Z problemem podobnych do dopalaczy używek w przeciwieństwie do nas poradzili już sobie Szwedzi. Pomysł jest prosty - posiadanie lub sprzedaż substancji uznanej za niebezpieczną dla zdrowia lub życia zagrożone są karą roku więzienia.
Komentarze