Szwajcarska heroina

Tagi

Źródło

Gazeta Wyborcza

Odsłony

6141

Szwajcarzy blisko 20 lat temu postawili na możliwie wszechstronną pomoc narkomanom, a nie na walkę z nimi. Efekt? To jedyny dziś kraj w Europie, w którym śmiertelność narkomanów spada.

Niepozorna kamienica kilkaset metrów od dworca kolejowego w Zurichu. Na parterze poczekalnia, okienko, w którym odbiera się narkotyk i salka, w której można go sobie wstrzyknąć (siedem dość stłoczonych stanowisk, każde w innym kolorze). Na pierwszym piętrze apteka (wspaniale zaopatrzona), pokój spotkań i gabinet lekarski. Dwa górne piętra zajmują biura i pokoje konferencyjne - to strefa, do której pacjenci nie mają już wstępu.

Tak z grubsza wygląda klinika "Zokl 2", pierwsza w Szwajcarii, w której 16 lat temu zaczęto podawać narkomanom heroinę. Jak doszło do jej powstania? Czy to aby nie przesada, by uzależnionym od narkotyku ludziom tak dalece iść na rękę, by na koszt państwa mogli brać najczystszą heroinę?

Eksperyment Needle Park

- Po to, by zrozumieć ideę stworzenia "Zokl 2" trzeba cofnąć się o dwadzieścia klika lat - tłumaczy dr Adrian Kormann, dyrektor medyczny kliniki. - W latach 80. mieliśmy podobną strategię walki z narkomanią, jaką wy, Polacy, macie teraz - mówi Kormann. - Główny nacisk kładliśmy na dążenie do abstynencji, kierowaliśmy pacjentów na długie pobyty do ośrodków terapeutycznych. Część osób uzależniona od heroiny dostawała wprawdzie metadon [syntetyczny narkotyk nie wywołujący euforii za to pozwalający obyć się bez heroiny i zupełnie dobrze funkcjonować - przyp. red.], ale było to trudno dostępne, obwarowane wieloma warunkami leczenie. Prawo zabraniało zażywania i naturalnie handlu narkotykami, policja bezlitośnie ścigała uzależnionych.

Narkomani zawsze ciągnęli do dużych miast. W Szwajcarii ich mekką stał się Zurich. Lubili przesiadywać w centrum miasta, nad jeziorem. Policja przeganiała ich z jednego miejsca w drugie, aż znaleźli azyl w położonym na wyspie, w samym sercu Zurichu parku Platzspitz. - I wtedy zapadła decyzja, by zostawić ich tam w spokoju - opowiada Athos Staub, przewodniczący pomagającej narkomanom organizacji non profit - Arbeitsgemeinschaft fur risikoarmen Umgan mit Drogen (Stowarzyszenie na rzecz Redukcji Ryzyka Zażywania Narkotyków), w skrócie ARUD. Policja nie interweniowała, uzależnieni wzięli więc park we władanie.

- Któregoś dnia nałożyłem najbardziej sfatygowaną podkoszulkę, stare dżinsy i poszedłem na Platzspitz - opowiada Athos Staub. - Przeraziłem się. Wszędzie walające się śmieci, papiery, strzykawki. Mnóstwo obszarpanych młodych ludzi, w dzień snujących się lub śpiących na trawnikach, a w nocy zgromadzonych wokół ognisk.

- Decyzja o zamknięciu oczu na to, co się dzieje w parku, który w tym czasie zyskał nazwę "Needle Park" (Park Igieł), nie była najszczęśliwsza - mówi dr Adrian Kormann. - To miejsce działało jak magnes. Wieść, że w sporym europejskim mieście można spokojnie brać i sprzedawać narkotyki i nikogo to nie obchodzi, szybko rozniosła się za granicę. Do Needle Park zaczęli zjeżdżać narkomani z Niemiec, Włoch, Francji.

Władze miasta były coraz bardziej przerażone. Konserwatywny, bogaty, pełen banków Zurich, a tu setki brudnych ćpunów oddalonych zaledwie kilka ulic od bankowców pod krawatem.

Poruszeni tym, co dzieje się w Needle Park byli także miejscowi lekarze i duchowni. Nie wolno zostawić nam tych ludzi bez opieki - argumentowali. Ostatecznie ci pierwsi wraz ze studentami medycyny (był wśród nich także ówczesny student Adrian Kormann) zaczęli pełnić dyżury w parku, a z inicjatywy tych drugich rozdawano zupę. - To było coś w rodzaju zarodka systemu pomocy narkomanom - mówi Athos Staub. Sytuacja medyczna była rzeczywiście poważna - przeprowadzano średnio dwie reanimacje dziennie.

W 1992 r. zapada decyzja o zamknięciu parku. Władze nie mają jednak żadnego pomysłu, w jaki sposób kilkaset przegonionych stamtąd osób objąć opieką. I wtedy do akcji wkracza ARUD otwierając pierwszą prywatną klinikę "Zokl 1" zapewniającą narkomanom łatwy dostęp do metadonu. Kilka tygodni później "Zokl 1" ma pod opieką już ponad 300 pacjentów.

- Działaliśmy na wpół legalnie - mówi Staub. - Prawo stanowiło wyraźnie: po to, by dostawać metadon trzeba spełniać wiele warunków, wypełnić wiele dokumentów, a u nas wystarczyło się zarejestrować i poddać badaniu lekarskiemu. Klinika funkcjonowała na zasadzie faktu dokonanego, jednak władze patrzyły na naszą działalność przez palce. Mało tego. Trzy lata później, kiedy opracowywano nowe zasady leczenia metadonem w tej części Szwajcarii, skorzystano w dużej mierze z naszych doświadczeń, a klinika "Zokl 1" zyskała status w pełni legalnej placówki medycznej.

Klienci czy pacjenci?

Dość szybko opiekujący się narkomanami lekarze zdali sobie sprawę, że "Zokl 1" i program metadonowy nie załatwiają całkowicie sprawy. Doszli do wniosku, że po to, by umożliwić jako takie funkcjonowanie najciężej chorym, należałoby im podawać czystą heroinę.

- To nie my pierwsi na świecie wpadliśmy na ten pomysł - opowiada prof. Ambros Uchtenhagen, wybitny psychiatra i znawca tematyki uzależnień, duchowy "ojciec" placówek tworzonych przez ARUD. - Heroinę narkomanom zaczęli dawać w latach 70. Brytyjczycy - ciągnie prof. Uchtenhagen. - Nasz rząd wysłał mnie wtedy do Anglii, żebym na miejscu przekonał się, czy takie postępowanie ma sens. Nie byłem specjalnie zbudowany. Tamtejsi lekarze po prostu wypisywali recepty na heroinę, pacjent szedł do apteki, kupował narkotyk, a potem często go odsprzedawał. Brytyjczycy zresztą po jakimś czasie wycofali się z leczenia heroiną, zastąpił ją całkowicie jej substytut - metadon.

- My w latach 90. zamierzaliśmy się zabrać do tego z naszą szwajcarską dokładnością i stworzyć porządny, kontrolowany system dostępu do heroiny - podkreśla prof. Uchtenhagen. - Każdy pacjent, któremu chcieliśmy podawać heroinę, miał mieć pozwolenie federalnego urzędu na terapię i musiał być zarejestrowany po to, by nikt nie pomylił go z innym chorym na terenie kraju. Na takie leczenie kwalifikowali się naszym zdaniem najciężej uzależnieni, którzy nie funkcjonowali dobrze na samym metadonie, bądź z pewnych względów (np. choroby serca) nie mogli korzystać z metadonu.

Lekarze z ARUD najpierw przekonali do tej inicjatywy radnych z Zurichu, a następnie pokonali trudniejszy "płotek" w postaci urzędników Federalnego Biura Zdrowia Publicznego. Ostatecznie udało im się uzyskać zgodę na pilotażowy program podawania heroiny. W ten właśnie sposób doszło do otwarcia "Zokl 2".

Początkowo klinika oferowała swe usługi wyłącznie kobietom zapewniając im także opiekę ginekologiczną. - Uważaliśmy, że tworzymy miejsce, w którym uzależnione kobiety, a więc osoby szczególnie narażone na przemoc, mogą poczuć się bezpiecznie - mówi dr Kormann. Po latach zaczęto przyjmować także mężczyzn. - Dziś "Zokl 2" ma 140 klientów, z czego 55 proc. to mężczyźni (wśród narkomanów przeciętny stosunek mężczyzn do kobiet to 3:1) - dodaje Kormann.

- "Klienci"? Tak nazywacie tych, którzy przychodzą tu po heroinę?

- A co w tym złego? - odpowiada lekarz. - Moglibyśmy mówić o nich "pacjenci", bo to przecież chorzy ludzie, ale słowo "klient" jeszcze dobitniej świadczy o tym, że wychodzimy im naprzeciw, że staramy się jak najlepiej pomóc. Po prostu o nich dbamy.

Dlaczego nie sprawiać przyjemności?

"Zokl 2" stawia sobie cztery cele:

- Po pierwsze chcemy naszych klientów najzwyczajniej w świecie utrzymać przy życiu - tłumaczy dr Kormann. Badania mówią jasno: jeśli osób uzależnionych od heroiny się nie leczy, po 20 latach ćpania nie żyje połowa z nich. Jeśli natomiast dostają metadon, a część heroinę, umiera 15 proc.

- Po drugie chcemy uniknąć dodatkowych problemów zdrowotnych, wychodząc z założenia, że uzależnienie od heroiny to już wystarczający kłopot. Staramy się więc, by narkomani nie zakażali się wirusem HIV czy wirusem zapalenia wątroby HCV.

- Po trzecie zabiegamy o jakość ich życia. Pomagamy w znalezieniu pracy, w lepszej integracji w środowisku, rodzinie. Aż 80 proc. klientów ma problemy psychologiczne, cierpi na depresję, bezsenność. Jeśli narkomani ćpają na własną rękę, trudno im pomóc. Gdy przychodzą do nas, można im dać np. środki antydepresyjne.

I wreszcie cel czwarty, stosunkowo mało realny w ich sytuacji - abstynencja.

- Godzimy się, by wiedli możliwie jak najlepsze życie nie nastawiając na to, że całkowicie wyciągną się z ćpania. Jeśli się komuś uda, to fantastycznie, ale nienajgorsze życie na heroinie, to też sukces - mówi Kormann.

"Zokl 2" otwiera swe podwoje codziennie od 7.30 do 13 i od 17 do 20.30. Heroina działa krótko, jej efekt przestaje się czuć mniej więcej po czterech godzinach. Klienci przychodzą po pierwszą dawkę rano. Narkotyk ma postać wolniej bądź szybciej wchłaniających się tabletek, albo wstrzykiwanego dożylnie, ewentualnie domięśniowo, płynu.

- Wielu klientów woli zastrzyk - podkreśla Kormann.

- Dlaczego?

- Bo to im daje chwilowego "kopa" dosłownie kilkanaście sekund po wstrzyknięciu heroiny do żyły.

- To wygląda jak specjalne sprawianie im przyjemności.

- A dlaczego mamy im jej nie sprawiać? Jeśli się czują lepiej po zastrzyku niż po zażyciu tabletki, idziemy im na rękę. W końcu w całej medycynie stosuje się zasadę, że lekarz współdecyduje z pacjentem, jaki środek zażyć, dlaczego więc w leczeniu narkomanii ma być inaczej?

Wstrzyknięć dokonuje się samemu na miejscu. Pielęgniarka nabiera tylko lek do strzykawki. Jeśli brakuje żył do wkłucia się, instruuje jak zrobić zastrzyk domięśniowy. Klienci często wracają po kolejną dawkę przed 13-tą i wreszcie po ostatnią wieczorem. Część z nich bierze dodatkowo metadon (lek ma postać płynu, który się wypija). Zdarza się, że ktoś rezygnuje w ogóle z heroiny i zostaje na metadonie prosząc, by nie przenosić go do innej kliniki. - Na ogół zgadzamy się, choć są inne miejsca, gdzie można się leczyć wyłącznie metadonem - mówi Kormann.

80 procent "za"

- Już po trzech latach pilotażowego programu heroinowego a także łatwo dostępnego metadonu wiadomo było, że to działa, że przynosi konkretne efekty - opowiada Athos Staub. Stan zdrowia narkomanów wyraźnie się poprawił. Drastycznie (z 90 do 10 proc.!) spadły zachowania kryminalne. To zrozumiałe - jeśli nie masz pieniędzy na narkotyk, idziesz kraść, jeśli dostajesz go za darmo, kraść nie musisz. No i na tym wszystkim można jeszcze zaoszczędzić. Okazuje się, że utrzymanie kliniki "Zokl 2" (75 proc. funduszy idzie z ubezpieczeń zdrowotnych narkomanów, częściowo łoży na nią rząd), zakup heroiny (nie jest ona szczególnie droga, ale tania też nie, bo produkujące ją oficjalnie firmy farmaceutyczne nie mają wielkiego zbytu; koszt jednej tabletki to 2 franki, czyli 6 zł), zatrudnienie 30 pracowników (wielu z nich na część etatu) - wszystko to kosztuje znacznie mniej niż pochłonęłaby policja, ściganie, procesy, więzienie, a także leczenie innych chorób.

- Wyliczyliśmy, że każdy zainwestowany frank zwraca się tu w dwójnasób. A to - uwierz mi - przemawia do wyobraźni Szwajcarów - śmieje się Staub.

W 1996 r. odbyła się w Zurichu publiczna debata i głosowanie mające zdecydować o kontynuacji programu leczenia heroiną. "Za" wypowiedziało się 55 proc. Od tego czasu odbyły się tu jeszcze cztery referenda w kwestii narkotyków. Każde następne wskazywało na coraz to szerszą akceptację dla tej formy leczenia uzależnionych. W 2004 r. za kontynuacją programu heroinowego głosowało już 75 proc. mieszkańców Zurichu, a w listopadzie 2008 r. aż 79,7 proc.! (w całej Szwajcarii poparło go wówczas 73 proc. obywateli). Odtąd leczenie heroiną stało się w całym państwie w pełni legalną, nie wymagającą dalszego przedłużania pozwoleń, praktyką.

O tym, że to naprawdę skuteczna metoda świadczą choćby następujące dane. Spośród 140 dzisiejszych klientów kliniki "Zokl 2" (ich średnia wieku to 39 lat) blisko połowa pracuje - 30 proc. na pierwotnym rynku pracy, czyli bez żadnej taryfy ulgowej, a 15 proc. na rynku chronionym. Z pozostałych 55 proc. połowa pracuje jako hause-wife (czasem w tej roli występują też mężczyźni), połowa jest na rencie.

Pytam jak reagują na obecność kliniki sąsiedzi. - Nie jest źle - odpowiada dr Kormann. - Najgorzej jak klienci przychodzą w tym samym czasie i spory ich tłumek zbiera się na ulicy. Ale im też zależy żeby klinika funkcjonowała, więc starają się być cicho. Dziś założyliśmy krawaty i udaliśmy się do nowopowstałej niedalekiej siedziby banku, żeby uprzedzić i uspokoić personel. Przyjęto nas bez entuzjazmu, ale ze zrozumieniem.

W samym Zurichu istnieją dziś cztery kliniki, w których można się leczyć heroiną - dwie prywatne, założone przez ARUD, i dwie zorganizowane przez miasto. W całej Szwajcarii takich miejsc jest 23 (z tego dwa w więzieniach). Korzysta z nich ok. 1500 narkomanów. Liczbę wszystkich uzależnionych od opiodów szacuje się na 25 tys. Ok. 16 tys. bierze regularnie metadon, a blisko 800 leczy się w stacjonarnych ośrodkach nastawionych w dużej mierze na abstynencję.

Szwajcarski system opieki nad narkomanami to nie tylko łatwy dostęp do heroiny dla najciężej chorych i metadonu dla większości uzależnionych od opiatów. To także liczne miejsca drop-in, do których narkomani mogą spokojnie wejść, umyć się, oddać odzież do prania, zjeść bardzo tani posiłek i wreszcie wstrzyknąć lub zapalić własny narkotyk pod okiem kogoś z obsługi. Na ulicy dalej tego robić nie wolno - prawo nadal zakazuje handlu i zażywania narkotyków, co pochwalają zresztą wszyscy moi rozmówcy (jedyna rzecz, jaką zmieniliby w prawie, to zniesienie kar za używanie marihuany; głosowanie w tej kwestii odbyło się w listopadzie 2008 r., Szwajcarzy nie zdecydowali się jednak na ten krok).

Nadal istotną częścią systemu są stacjonarne ośrodki leczenia narkomanów, z tym, że sposób ich działania mocno odbiega od naszych. Ich klienci są traktowani bardzo indywidualnie - część z nich pracuje, część tylko uczestniczy w psychoterapii. Np. osoby korzystające z pobytu w ośrodku Frankental w Zurichu śpią w jednym, a pracują i jedzą w innym miejscu. Codziennie sami przejeżdżają przez miasto środkami komunikacji miejskiej. Niektórzy wspierają się metadonem, inni są "czyści". Niektórzy siedzą w ośrodku kilka tygodni, inni miesiące, a nawet lata. Wychodzą wtedy, kiedy są gotowi wtopić się w pełni w społeczeństwo. - Pewna nasza pacjentka jest u nas od ponad trzech lat i nadal nie jest do tego gotowa - opowiada Urs Vontobel, dyrektor ośrodka Frankental.

Humanizm i pieniądze

Wszystkie rozmowy, jakie odbyłem w Zurichu prowadzą do jednego wniosku: Szwajcarzy blisko 20 lat temu postawili na możliwie wszechstronną pomoc narkomanom, a nie na walkę z nimi. Represje zastąpiono prewencją, najbardziej jak się da zindywidualizowanym leczeniem (chcesz metadon - proszę bardzo, nadajesz się na leczenie heroiną - Ok., nie chcesz biegać do kliniki, wolisz pójść z własnym narkotykiem do punktu drop- in - w porządku, jesteś na etapie, kiedy można mieć realną nadzieję na abstynencję - skierujemy cię do ośrodka, itp.), a także na redukcję szkód. Mozaika możliwości jest naprawdę imponująca. - Każdy pacjent jest inny i każdy potrzebuje nieco innej pomocy - mówi Martin Luck, szef jednego z miejskich punktów drop-in "K+A Selnau".

Najlepszym dowodem, że cały ten rozbudowany i kosztowny (aczkolwiek - co podkreślają wszyscy - znacznie tańszy niż nic nie robienie, bądź mało skuteczna pomoc) system działa, to fakt, iż Szwajcaria jest dziś jedynym europejskim krajem, w którym spada śmiertelność narkomanów. Kiedy go z początkiem lat 90. wprowadzano, rocznie z powodu narkotyków umierało ok. 400 osób, dziś niespełna 200.

Szwajcarzy są i jednocześnie nie są wyjątkowi, jeśli chodzi o podejście do uzależnionych. Wiele krajów idzie podobnym torem. Z pewnością przodują, jeśli chodzi o programy heroinowe. - Kiedyś my chcieliśmy naśladować pod tym względem Brytyjczyków, dziś oni naśladują nas - mówi prof. Ambros Uchtenhagen. Leczenie heroiną zaakceptowały też takie państwa jak Holandia, Wlk. Brytania, Kanada i ostatnio Niemcy. Przymierzają się do tego Norwegowie i Hiszpanie. Imponująca jest niewątpliwie świadomość i przyzwolenie szwajcarskiego społeczeństwa w tym względzie.

- To nie stało się z dnia na dzień, lecz zajęło nam 20 lat - mówi Athos Staub. - Fakt, że stworzyliśmy rozbudowany system opieki, to także wynik wielu sprzyjających okoliczności - strachu przed AIDS, przekonujących argumentów naukowych, no i wystarczającej liczby działaczy na barykadach - przekonuje Staub. - Tu nie ma co liczyć ani na szlachetną ludzką naturę, ani na polityków - dodaje.

- Kilkanaście lat temu, kiedy zaczynaliśmy program heroinowy, jeden z moich niemieckich kolegów napadł na mnie: "Ty robisz Ambros to samo, co lekarze w obozach. Eksperymentujesz na ludziach!" - Odpowiedziałem mu spokojnie: "Czy wiesz, co to jest medycyna oparta na faktach?

Polskę od Szwajcarii w sposobie myślenia o narkomanach dzielą lata świetlne. Mamy, co prawda, podobną liczbę uzależnionych od opiatów, jednak u nas wciąż dominuje leczenie stacjonarne oparte na zasadzie: przestajesz ćpać, albo cię wyrzucamy. Na 25 tys. chorych, metadonem leczy się zaledwie 1500 osób, tyle ile w Szwajcarii czystą heroiną. O heroinie nikt nawet u nas nie wspomina, zresztą w myśl obecnych przepisów jej stosowanie byłoby niemożliwe (chyba, że w ramach eksperymentu medycznego).

Jak przekonać Polaków do zmiany sposobu myślenia, do traktowania narkomanów jak chorych, którzy zasługują na pomoc i możliwie najlepszą terapię, a nie kogoś, kto zasłużył na karę i musi leczyć się na naszych, mało skutecznych warunkach - pytałem Szwajcarów.

- Spróbuj dwóch argumentów - namawia Martin Luck. - Pierwszy to argument czysto humanitarny. Narkoman też człowiek, dlatego należy mu się nasza empatia, zrozumienie, pomocna dłoń. A drugi - z innej bajki - finansowy. Jak dowodzi nasz przykład, taka pomoc ze wszech miar się opłaca. Może taka mieszanka humanizmu i trzymania się za kieszeń u was z czasem też zadziała?

Dziękuję Open Society Institute za umożliwienie wyjazdu do Zurychu.

Oceń treść:

Average: 8.5 (2 votes)

Komentarze

Anonim (niezweryfikowany)

Jeśli heroine za darmi dostają tylko te osby, którym metadon nie pomaga to dobry pomysł, ale jeśli jest wydawana każdemu obywatelowi bezpłatnie to nie jest to najlepszy pomysł.

Anonim (niezweryfikowany)

to jest zajebisty pomysł! :D

Anonim (niezweryfikowany)

gracz uzależniony od gier komputerowych i alkoholu te substancje też musi dostać?

Anonim (niezweryfikowany)

Bierzmy przykład od Szwajcarów i uczmy się pokory dla własnego życia szanując siebie nawzajem oraz pomagając innym,nawet jeśli dotyczy to heroinistów.

Anonim (niezweryfikowany)

Ja też uważam że to zajebisty pomysł!:D

Dlaczego w Polsce tak nie ma?:(

 

 

Anonim (niezweryfikowany)

Jedni debile tępią ćpunów, inni debile ich dopieszczają; jakgdyby nie mogli po prostu zostawić w spokoju.

Anonim (niezweryfikowany)

Zostawili ich , to się pałętali na jakiejś wyspie ... 

Zajawki z NeuroGroove
  • Grzyby halucynogenne

trip raport: ok.100 grzybow, wczoraj w okolicach polnocy.

sam poczatek to standard, uczucie odrealnienia, (tv off), muzyka,

puste mieszkanie.


czekalem, az wszystko stanie sie intensywne. na samym poczatku

pojawily sie halucynacje- lezalem na podlodze i patrzylem na sufit,

ktory pod wplywem oswietlenia wybrzuszal sie i falowal. na samym

srodku sufitu wisi czerwona lampa w postaci kwadratowego szkla.

wygladalo to wszystko jak motyl, ktory jest zbudowany ze swiatla. od

  • LSD
  • LSD-25
  • Pierwszy raz

Nastawienie pozytywne, dobry opiekun i dobry współpodróżnik. Miejsce zamieszkania znajomej, zaufanej.

Hej. Opiszę moje pierwsze zetknięcie z LSD, postaram się dość zwięźle, ponieważ lubię się rozpisywać.

Razem ze znajomą, wzięłyśmy po 150 ug na głowę. Chciałam na początku za pomocą wody destylowanej zarzucić nam dawkę 100 ug, ale obie uznałyśmy, że polecimy z całym papierkiem.

Było to dość dawno, więc czas będę podawać orientacyjnie. Nawet nie pamiętam dokładnie, o której zarzuciłyśmy, więc uznam, że była to 17.

Papierek na język. 30 minut ssałam, potem połknęłam. Znajoma niechcący połknęła po 20 minutach, ale raczej to nic nie zmieniło, jeśli chodzi o doznania.

  • Grzyby halucynogenne
  • Marihuana
  • Tripraport

Spokojne zimowe popołudnie, od początku towarzyszyło nam podekscytowanie i lekki strach przed pierwszym wspólnym tripem

W końcu nadszedł ten dzień, na pierwszego wspólnego tripa nastawialiśmy sie od dawna. W oczekiwaniu aż moje grzybki się rozwiną mieliśmy wiele czasu by się przygotować jednak tego co nas czeka totalnie się nie spodziewaliśmy. 

14:20

randomness