17:34
Siedząc przed kompem biorę jeden malutki magiczny kartonik pod górne dziąsło. W oczekiwaniu na pierwsze efekty czytam sobie opisy przeżyć innych użytkowników tego specyfiku.
18:05
Mówimy młodzieży: "Jak zaczniesz od marihuany, skończysz na heroinie". Nie ma badań, które by to potwierdzały! Polacy są ignorantami, a polityka państwa jest szkodliwa.
Mówimy młodzieży: "Jak zaczniesz od marihuany, skończysz na heroinie". Nie ma badań, które by to potwierdzały! Polacy są ignorantami, a polityka państwa jest szkodliwa.
Sam jestem osobą uzależnioną, choć żyję w abstynencji od 26 lat. Wiem zatem, co jest skuteczne w wychodzeniu z nałogu. I wiem, że polska polityka narkotykowa jest obecnie nie tylko nieskuteczna, ale też szkodliwa. Jest cały wachlarz rozwiązań - od rzadko postulowanej pełnej legalizacji narkotyków czy legalizacji z jednoczesną kontrolą dostępności do narkotyków przez karanie wyłącznie producentów narkotyków aż po obecną w Polsce restrykcyjną politykę, która karze i uważa za przestępstwo (kryminalizuje) zarówno handel, jak i używanie narkotyków.
Moim zdaniem - wiem, że to zdanie odosobnione - najskuteczniejsza byłaby przemyślana w szczegółach legalizacja niektórych narkotyków przy ostrej regulacji dostępności. To zniszczyłoby kartel narkotykowy. Innym dobrym rozwiązaniem jest dekryminalizacja spożycia przy kryminalizacji podaży - użytkownik nie byłby przestępcą, handlarz tak. Kolejna sprawa to ocena skuteczności leczenia osób uzależnionych. Jeżeli zdrowieniem jest zdolność do normalnego funkcjonowania w społeczeństwie, to terapia substytucyjna, w której osobie uzależnionej od opiatów (np. heroiny, morfiny) podaje się metadon - czystą postać narkotyku, która nie powoduje odurzenia - jest skuteczną terapią. Nawet jeżeli niektórzy uważają, że to kontynuacja uzależnienia. Trudno przyszło mi zrozumieć wartość terapii substytucyjnej, bo moja droga wyjścia z nałogu opierała się na wierze w abstynencję. Pomogła mi tę rzecz pojąć moja choroba tarczycy. Codziennie muszę brać leki, gdybym ich nie brał, mógłbym być niebezpieczny dla siebie i otoczenia. A żaden lekarz nie mówi mi, że jestem uzależniony od tych leków, choć technicznie jestem. Z metadonem jest podobnie. Wreszcie trzeba zastanowić się, czy mamy być moralistami, czy pragmatykami.
I znowu trudno mi było pojąć ideę programu oferowanej narkomanom wymiany igieł i strzykawek - odbierałem to jako działania podtrzymujące nałóg. Aż na jakiejś konferencji ktoś powiedział: "Pan mówi, że żeby wyjść z uzależnienia, trzeba spaść na dno i się odbić. A co z ludźmi, którzy są na dnie i dalej jest tylko śmierć?".
Argument na rzecz legalizacji jest przekonujący, ale wiążą się z nim kłopoty. Bo mówi się, że legalizacja zlikwiduje mafię narkotykową, ale to nie jest takie pewne. W żadnym kraju nie ma też większości społecznej ani politycznej, która by się opowiedziała za legalizacją. Z wyjątkiem marihuany mówienie o legalizacji jest nierealistyczne. Jeżeli stoimy na stanowisku, że karanie zarówno odbiorców, jak i dostawców narkotyków nie jest skuteczne, a nawet staje się szkodliwe, to pozostaje droga pośrednia - potraktowanie narkotyków jako kwestii zdrowia publicznego, a nie jako problemu kryminalnego. Ale u nas cały ten temat jest świeży i budzi niesłychane emocje ze względu na głęboką ignorancję i społeczeństwa, i elit politycznych. Dr. Marek Balicki, minister zdrowia w gabinetach Leszka Millera i Marka Belki: Stosując obecną politykę narkotykową, nie osiągnęliśmy zamierzonych celów. Więc może zastanówmy się, co ma być celem.
Uwolnienie świata od narkotyków? To nierealne. Policzymy zgony, które nastąpiły z powodu używania marihuany - wskaźnik jest bliski zera. Od opiatów umiera ok. 300 osób rocznie. Ale od niesterydowych leków przeciwzapalnych - ok. 3 tys., od alkoholu - 30 tys., od papierosów 100 tys. Więc to nie koszty społeczne są problemem, lecz to, że narkotyki powodują szkody osobiste w życiu jednostek. Racjonalna polityka narkotykowa powinna zmierzać do redukcji tych właśnie szkód. A prawo to uniemożliwia. Należałoby zacząć od dekryminalizacji posiadania niewielkich ilości na własny użytek i legalizacji niektórych środków. A dzieje się odwrotnie. Niedawno na listę substancji zakazanych wpisano kolejne 17 substancji, tzw. dopalacze. Brniemy w najgorszym kierunku.
"Dopalacze" wciągnięto na listę substancji z grupy 1N, na której jest też heroina! To, w jaki sposób ta nowelizacja została przyjęta, urąga zasadom legislacji. Nikt nie ma pojęcia, na czym polega działanie tych substancji, jaki jest stopień szkodliwości. Trzeba było zasięgnąć opinii ekspertów. W UE obowiązuje określona procedura wciągania na listy substancji kontrolowanych. U nas procedury nie ma. Jeżeli ktoś wpadnie na pomysł, że trzeba na listę wciągnąć kawę, to nie ma przeszkód, by Sejm się tym zajął. Kajetan Dubiel, dyr. Biura Penitencjarnego Centralnego Zarządu Służb Więziennych: Problem narkotyków to problem ideologiczny. Wpisuje się w filozofię, o której pisał Zygmunt Bauman: każde społeczeństwo dąży do ideału. A więc należy pozbyć się tych, którzy je zanieczyszczają. Przez wieki to byli Żydzi, dzisiaj - narkomani. Alkoholicy nie - dla nich jest empatia. Gdy w 2000 r. dyskutowaliśmy o wprowadzeniu do ustawy poprawki o karaniu użytkowników, to przeciw było tylko więziennictwo i Monar. Minister Barbara Labuda, która animowała dyskusję, obiecała, że jeśli za pięć lat okaże się, że przyjęty zapis się nie sprawdził, wycofamy się z niego.
Minęło dziewięć lat - i co? Nieustannie przegrywamy wojnę z narkotykami, więc wypadałoby dostrzec, że nie tędy droga. W więzieniach widzę tylko mniej lub bardziej uzależnionych ludzi i wciąż pytam, dlaczego nie siedzą tam handlarze. Więzienie to miejsce dla kryminalistów. Proszę sobie samemu odpowiedzieć. Za tym stoją wielkie pieniądze. Kasia Malinowska-Sempruch, szefowa "Programu globalnej polityki narkotykowej" w Open Society Institute: Brakuje w Polsce rzetelnych ekspertów, którzy by mediom powiedzieli prawdę, że 90 proc. użytkowników marihuany się od niej nigdy nie uzależni! Większość terapeutów, którzy wypowiadają się w mediach, nie zna aktualnych badań. Przekładają swoje doświadczenie z uzależnionymi na całe społeczeństwo. Mówimy dzieciom: "Nie bierz!", ale nie mówimy dlaczego. Powtarzamy: "Jak zaczniesz od marihuany, skończysz na heroinie". Nie ma badań, które by to potwierdzały! Nic dziwnego, że dzieciaki nie uważają działań prewencyjnych za wiarygodne.
Wypowiedzi terapeutów w mediach utwierdzają społeczeństwo, że narkotyki to jedynie problem uzależnień, dając mandat rządzącym, by ostro walczyli z dostępem do narkotyków, ignorując potrzeby konsumentów, którzy się nigdy nie uzależnią. Niedawno w Krakowie w publicznej dyskusji młody człowiek wyznał, że nie wie, jak ma rozmawiać z matką o narkotykach. Czasem zdarza mu się ich używać, ale gdy jej o tym mówi, matka wpada w panikę, że on jest narkomanem. Brakuje rzetelnych opinii, wiedzy, czym narkotyki są i z jakimi zagrożeniami się wiążą.
Media były, są i będą zainteresowane tym, by niepokoić, a nie uspokajać. Osoba uzależniona obchodzi opinię publiczną, kiedy jej umrze dwoje dzieci po zjedzeniu ekstazy.
W wielu krajach Zachodu organy ścigania dawno doszły do wniosku, że nie ma sensu zajmować się osobami, które złapano z niewielką ilością narkotyku. A nasza policja z uwielbieniem zajmuje się drobnicą. Byłem przeciw zaostrzeniu polityki narkotykowej. Ale nawet teraz można by robić rzeczy sensowniejsze. Ustawa daje możliwość, by zamiast karać ludzi, ukierunkować ich na wyjście z nałogu. To jednak wymaga od policji i prokuratury zainteresowania tą osobą. Wygodniej jest dać wyrok w zawieszeniu i niech idzie w Polskę. To marnowanie publicznych środków.
Na stronie Krajowego Biura ds. Przeciwdziałania Narkomanii czytamy, że najczęściej używanym przez młodzież środkiem psychoaktywnym jest alkohol. Spada używanie narkotyków. Te dane wskazywałyby, że obecna polityka odnotowała sukces. M.B.: Mam wątpliwości. Po 2000 r. spożycie narkotyków nadal rosło, i to szybko. W 2003, 2004 r. tendencja się zatrzymała, co nie korelowało z liczbą policyjnych zatrzymań. Lekki spadek spożycia w ostatnich dwóch latach związany jest raczej z niżem demograficznym. Pamiętajmy też, że dane mogą być zafałszowane. Skoro za posiadanie narkotyków grozi zatrzymanie, to po co się ankieterowi przyznawać?
Żyjemy w świecie obsesji abstynencyjnej. A abstynencja jako cel polityki państwa jest nierealna. Realna jest redukcja szkód, np. tworzenie programów substytucyjnych. W Polsce trzeba się uprzeć, by taki program otworzyć. W porównaniu z Niemcami, Szwajcarią czy Wielką Brytanią proporcje są u nas odwrócone. Tam substytucją leczy się 40-70 proc. osób uzależnionych od opiatów. U nas kilka procent! My, Polacy, z naszym brakiem wiedzy i uprzedzeniami jesteśmy jakieś 30 lat za Europą Zachodnią. A to też wpływa na to, jak leczymy. Lekarz w areszcie w Gdańsku odmówił pacjentowi w trakcie leczenia substytucyjnego dostępu do metadonu słowami: "U nas narkotyków nie będzie".
Ze względu na polskie prawo wiele programów redukcji szkód jest w ogóle niemożliwe. Byłem dziś w Warszawie w tzw. punkcie drop-in, takiej świetlicy dla uzależnionych, gdzie przychodzą posiedzieć, napić się kawy, wymienić igłę i strzykawkę. Nie możemy zorganizować im niestety pomieszczenia, które w cywilizowanej Europie nazywa się injection room (pokój iniekcji), aby przyjmowali swoje narkotyki w sposób bezpieczniejszy dla nich i społeczeństwa. Stwarzałoby to bowiem organom ścigania okazję do wyłapywania przestępców, bo przestępcą jest każdy, kto ma przy sobie narkotyki. Kolejna sprawa to finansowanie. Programy redukcji szkód nie są finansowane z NFZ, bo nie ma ich jak rozliczyć - uczestnictwo bywa anonimowe. A samorządy traktują je po macoszemu, bo przecież "lepiej dać dzieciom niż narkomanom". A najlepiej nie dać nikomu.
Jestem uzależniona od dawna. Leczę się substytucyjnie. Osób wymagających terapii substytucyjnej jest 20-25 tys., a korzysta z niej 1400. Ja się leczyłam wielokrotnie w ośrodkach, przeszłam wiele detoksów, próbowałam domowych metod. Nie wyszło. Dopiero dzięki substytucji stanęłam na nogi - pracuję, płacę podatki, uczę się, wychowuję dwoje dzieci. Dlaczego nie można na to pozwolić innym? Mam masę znajomych, którzy nie mają szans, bo programy substytucyjne są dostępne tylko w dużych miastach, i to nie we wszystkich.
W więziennictwie 15 oddziałów stosuje trzy różne metody terapii. Ale w sumie to tylko 500 miejsc i kolejka jest na 1,5 roku. I tu powinna wkraczać substytucja. W Krakowie uruchomiliśmy program substytucyjny, ale to była droga przez mękę. Gazety pisały: "Będą dawać narkotyki". A powinni byli napisać: "Będą leczyć narkomanów". Nie mogę się nadziwić, że w sondażach ludzie rzucają, że za posiadanie narkotyków człowiek powinien iść do więzienia na rok, dwa. Co za brak empatii! Ciągle mamy telefony z prośbą o interwencję. Kogoś złapali pięć lat temu, potem przeszedł terapię, pracuje, studiuje. I nagle wyrok - tak opieszale działają nasze sądy. Dramat!
Spotykam się z zarzutem, że leczenie substytucyjne się nie rozwija, bo jest Monar. Ale Monar stanowi jedynie 10 proc. placówek. Mamy powody, dla których nie prowadzimy programów substytucyjnych, ale nigdy tego leczenia nie negowaliśmy. Nie wiem, dlaczego tych programów nie ma. Wystarczy, żeby w ambulatorium był pokój, gdzie ludzie mogliby pobierać metadon. Ale nie można mówić, że leczenie substytucyjne jest lepsze od abstynencyjnego. Znam ludzi, którzy świetnie funkcjonują na metadonie, i takich, którzy zdrowi opuścili ośrodek abstynencyjny. Są i tacy, którym się ani tu, ani tu nie udało.
W Polsce jest 88 stacjonarnych ośrodków terapeutycznych, relatywnie prawie dwa razy więcej niż w całej UE. Żeby powstały programy substytucyjne, samorząd powinien albo dołożyć więcej z budżetu, co mało prawdopodobne, albo finansowane przez samorząd ośrodki stacjonarne powinny podjąć się leczenia substytucyjnego.
W Stanach, gdzie się kształciłam w dziedzinie zdrowia publicznego, definicja tego, co lepsze, jest jasna - co mogę kupić za mojego dolara. Osobodzień w ośrodku terapeutycznym kosztuje 80 zł. W programie metadonowym 30 zł, a na dodatek osoba leczona idzie do pracy, zajmuje się własną rodziną i płaci podatki. 700 tys. osób w Europie Zachodniej jest leczonych metadonem nie bez powodu.
W Polsce jest ok. 120 tys. osób uzależnionych, z tego tylko ok. 20 tys. od opiatów, którzy są potencjalnymi użytkownikami metadonu. Zostaje 100 tys. innych osób, dla których w ośrodkach jest tylko 3 tys. miejsc. Wskaźnik dostępności terapii substytucyjnej i terapii drug-free jest porównywalny. Co do kosztów - 80 zł dziennie w ośrodku daje 29 tys. zł. na rok - tyle średnio trwa program. Koszt w programie substytucyjnym wynosi rocznie 11 tys. zł, ale może trwać nawet 10 lat. To co jest tańsze?
Kontakt z opiatami jest rzadki - niecały 1 proc. populacji poniżej 20. roku życia. A marihuany i amfetaminy spróbowało kilkadziesiąt procent. Dla nich nasza oferta sprowadza się do pogadanek policjantów w szkołach, co jest najgorszym pomysłem.
Nie zmienimy prawa bez zmiany świadomości społecznej. Politycy, tworząc prawo, odczytują nastawienie społeczeństwa, a to jest wobec ludzi używających narkotyki raczej opresyjne niż współczujące. Trzy lata za skręta Obowiązująca ustawa o przeciwdziałaniu narkomanii z 2005 r karze więzieniem nie tylko producentów i handlarzy środków odurzających. Kara pozbawienia wolności do lat trzech przewidziana jest także za posiadanie i to nawet niewielkich ilości na własny użytek. Mówi o tym art. 62.1 ustawy. Zapis ten oznacza, że 10-24 proc. młodzieży - a tyle w ostatnim roku miało kontakt z narkotykami - ryzykowało areszt, sprawę karną i więzienie, czyli całą swoją przyszłość. Uniemożliwia też programy profilaktyczne i tzw. redukcję szkód - np. prowadzenie świetlic, w których użytkownicy heroiny mogliby w bezpieczny sposób wstrzyknąć narkotyk.
Lekko deszczowy wieczór. Miejsce: Wynajmowana przeze mnie stancja, na której obecnie jestem sam. Nastawienie: Chęć spróbowania czegoś nowego, poczucia nowych psychodelicznych doznań.
17:34
Siedząc przed kompem biorę jeden malutki magiczny kartonik pod górne dziąsło. W oczekiwaniu na pierwsze efekty czytam sobie opisy przeżyć innych użytkowników tego specyfiku.
18:05
Witam!
Moje spostrzerzenia zwiazane z kokaina..... (ilosc prob 1 raz (( i nigdy
wiecej? )) )
Kupilem ja za 160 PLN. Kumple mowili, ze jakosc byla OK. Kolor ponoc mowi o
jakosci, moja byla koloru prawie sniezno biala z bardzo lekkim odcieniem
zolcieni). Jak probowalem? Znajomi mowili mi, ze to wciaga sie przez nos ale
zrobilo mi sie troche szkoda sluzowki wiec stwierdzilem, ze wezme na jezyk,
taaaa..... Poczulem sie jak u dentysty; W ciagu kilkunastu sekund tak
Nastawiony pozytywnie na ciekawe sny.
Helinus Integrifolius inaczej Ubhubhubu to kolejne z opisywanych przeze mnie afrykańskich ziół snu używanych w mieszaninie Ubulawu do wprowadzania w stan świadomych snów. Jego głównym mankamentem jest jednak to, że nie działa.
Pozytywne, chęć wyszalenia się po okresie lockdown'u
Szczęście, uczucie do którego wielu w życiu dąży, ale nie każdy wie jak to osiągnąć. Zastanawiali się nad tym artyści, filozofowie, naukowcy i ja. Czy szczęście to jest to na co pracuje się całe życie, czy jest ono wywołane przez konkretne okoliczności. Odpowiedź na pewno nie jest jednoznaczna i u każdego jest inna, ale ja chcę się dowiedzieć co w moim przypadku ono oznacza i w tym raporcie chciałbym wam to przedstawić.
Komentarze