Doświadczenie: MJ, Salvia, Acodin
Całkowicie legalne zażywanie marihuany — od roku w Niemczech mieszkańcy mogą palić skręty i jeść ciasteczka z masłem konopnym dla własnej przyjemności. Naukowcy zajmujący się uzależnieniami i lekarze spierają się, czy prawo dotyczące dostępności marihuany spowoduje więcej czy mniej problemów zdrowotnych. Kto ma rację?
Tekst stanowi przedruk z podanego źródła - pozdrawiamy serdecznie! Wszystkich czytelników materiałów udostępnianych na naszym portalu serdecznie i każdorazowo zachęcamy do wyciągnięcia w ich kwestii własnych wniosków i samodzielnej oceny wiarygodności przytaczanych faktów oraz zawartych tez.
"Doświadczam efektu, którego się obawiałem: wzrostu spożycia substancji". To cytat sprzed kilku dni, wypowiedziany przez Stefana Gutwinskiego, specjalistę do spraw uzależnień z kliniki Charité, w kontekście pierwszego roku legalizacji THC — psychoaktywnej substancji zawartej w marihuanie i haszyszu. Profesor kieruje w berlińskiej klinice psychiatrycznej dwiema grupami badawczymi: jedną zajmującą się "substancjami psychotropowymi", a drugą prowadzącą badania nad "opieką psychiatryczną dla grup zagrożonych".
Mowa o osobach, które są skrajnie uzależnione i dodatkowo cierpią na choroby psychiczne, zazwyczaj od wielu lat. Jeśli uznać wrażenia Gutwinskiego za reprezentatywne, to wydaje się, że ta właśnie grupa odebrała legalizację w kwietniu 2024 r. jako zielone światło do zwiększenia konsumpcji, jakby było to zalecenie częstszego palenia marihuany. "Z perspektywy psychiatrycznej trudno dostrzec w legalizacji konopi cokolwiek pozytywnego, ponieważ to po prostu szkodliwa substancja, która negatywnie wpływa na młodzież oraz wielu naszych pacjentów" irytuje się lekarz.
Jego słowa potwierdzają obawy, które w badaniach opinii publicznej wyraża niemal połowa niemieckiego społeczeństwa — oraz argumenty, na które powołują się partie opozycyjne, próbując obalić ustawę rządu koalicyjnego. Ale czy to wystarczające powody, by ponownie zdelegalizować THC?
Faktem jest, że konopie mogą prowadzić nie tylko do uzależnienia, ale także do poważnych zaburzeń myślenia, urojeń i halucynacji — tzw. psychoz. Jednak, aby do tego doszło, musi zaistnieć szereg czynników. Tylko niewielki odsetek okazjonalnych użytkowników popada w nałóg, a jeszcze mniej osób zapada na schizofrenię. Tylko 5–10 proc. konsumentów marihuany pali ją przynajmniej raz w miesiącu — to oznacza, że spośród około sześciu mln użytkowników w Niemczech, około 600 tys. może być potencjalnie uzależnionych.
Aby ocenić, czy nowe prawo przynosi więcej szkody czy korzyści, należałoby przeanalizować, jak zmieniła się liczba osób uzależnionych i cierpiących na zaburzenia psychiczne. Tymczasem odpowiednie dane — na przykład niemieckie statystyki szpitalne czy epidemiologiczne badania nad uzależnieniami prowadzone przez Instytut Badań nad Terapią w Monachium — jeszcze nie są dostępne dla roku 2024.
Eksperci ci nie polegają jednak na subiektywnych opiniach pojedynczych lekarzy, lecz zbierają szerokie i wiarygodne dane. W ramach oceny skutków legalizacji uwzględnionych zostanie 25 różnych źródeł, w tym liczne reprezentatywne badania prowadzone przez samych naukowców. Pierwszy raport wstępny zaplanowano na październik 2025 r., a ostateczna analiza zakończy się dopiero w 2028 r.
Kalke jest wyraźnie zdziwiony faktem, że już teraz podejmowane są próby wyciągania wniosków i że niektórzy chcieliby natychmiast cofnąć ustawę. "Założenie, że efekty prewencyjne pojawią się natychmiast po zmianie prawa, jest nierealistyczne. Na podstawie podobnych zmian w innych krajach wiemy, że dopiero po kilku latach można ocenić, czy reforma działa" mówi.
W Niemczech proces legalizacji konopi przebiega wyjątkowo powoli, ponieważ użytkownicy nie mogą po prostu kupić marihuany w sklepach detalicznych. Zamiast tego muszą albo samodzielnie uprawiać dość wymagające rośliny, albo założyć stowarzyszenie uprawowe, które może obsługiwać do 500 członków.
Przepisy są na tyle restrykcyjne, że nawet rok po legalizacji wielu użytkowników nadal nie ma dostępu do legalnych konopi. "Na połowę marca spośród 539 wniosków o założenie klubu uprawowego zatwierdzono jedynie 133" mówi Kalke. Teoretycznie wystarczyłoby to do zaopatrzenia 66 500 osób w produkty zawierające THC. Jednak nawet to jest myślenie życzeniowe — kluby te muszą najpierw doczekać się pierwszych zbiorów. Tymczasem marihuana była w Niemczech narkotykiem używanym przez miliony osób jeszcze przed legalizacją. Szacuje się, że wspomniane 66 500 osób to zaledwie jeden proc. wszystkich konsumentów.
Najwyraźniej wielu ludzi, z powodu tego niedoboru, próbuje zdobyć marihuanę poprzez lekarza, ponieważ zgodnie z nowym prawem może być ona przepisywana na dowolny problem zdrowotny. W tej kwestii dostępne są już dane z Federalnego Urzędu ds. Leków i Wyrobów Medycznych. Pokazują one, że import "medycznej marihuany" w ubiegłym roku gwałtownie wzrósł. W 2024 r. sprowadzono ponad 72 t, podczas gdy w 2023 r. było to jeszcze 32,5 t — czyli mniej niż połowa tej ilości.
Za pomocą importowanej ilości ponad 200 tys. osób mogłoby codziennie palić po jednym g substancji — o zawartości THC od jednego do 22 proc. "Mimo to zakładam, że znaczna część użytkowników nadal kupuje na nielegalnym rynku. To właśnie towar dealerów stanowi prawdziwy problem" mówi Kalke.
Laboratoria kryminalistyczne biją na alarm od około 15 lat, ostrzegając, że handlarze narkotyków chemicznie modyfikują marihuanę, aby zwiększyć jej potencjał uzależniający — ekonomicznie rzecz ujmując, by zapewnić stabilniejszy popyt. Roślinne produkty sprzedawane na niemieckich ulicach zawierają dziś średnio trzykrotnie więcej THC niż w latach 70., a ponadto są wzbogacane tak zwanymi syntetycznymi kannabinoidami. Są to syntetyczne cząsteczki o budowie podobnej do THC, ale tańsze w produkcji i wielokrotnie silniejsze — nawet stukrotnie czy tysiąckrotnie.
Najświeższe badanie na ten temat pochodzi z Wielkiej Brytanii, gdzie THC nadal jest nielegalną substancją. Naukowcy z Imperial College London przeanalizowali ponad 1600 skonfiskowanych produktów konopnych — ponad 40 proc. z nich nie zawierało już żadnych składników roślinnych, a jedynie znacznie bardziej niebezpieczne syntetyczne substancje. "To pokazuje, jak groźne jest pozostawienie dostaw konopi w rękach nielegalnego, nieregulowanego rynku" ostrzegają badacze.
Efekt ten jest widoczny w raportach dotyczących narkotyków na całym świecie: rok po roku, pomimo wszelkich zakazów i kar, coraz więcej ludzi sięgało po marihuanę. Przykład Niemiec: w 1990 r. co 14. mieszkaniec w wieku 18–24 lat palił marihuanę przynajmniej okazjonalnie, podczas gdy w 2021 r., według Epidemiologicznego Badania Uzależnień, był to już co czwarty. Wzrosła również liczba osób, które stały się poważnie uzależnione. Kalke wskazuje na dane z doradztwa narkotykowego w Hesji. W 2013 r. co czwarty szukający pomocy twierdził, że uzależnienie od marihuany zdominowało jego życie, a w 2022 r. już co trzeci.
W klinikach psychiatrycznych, takich jak ta, w której pracuje Gutwinski, pojawił się kolejny efekt boomu na marihuanę napędzanego przez czarny rynek. Coraz częściej dostrzegano tam określoną grupę pacjentów: mężczyzn w wieku 20 kilku lat, którzy już w młodości uzależnili się od "słodkiego dymu" i po latach rozwinęli chorobę psychiczną. Nie była to standardowa psychоza, lecz szczególnie trudna do leczenia, ponieważ pacjenci ci są wyjątkowo oporni na leczenie i częściej niż inni ludzie z podobnymi zaburzeniami skłonni do wybuchów agresji.
Istnieją prace naukowe, które bezpośrednio łączą to z syntetycznym narkotykiem z czarnego rynku. Na przykład długoterminowa analiza statystyczna z Danii, przeprowadzona przez Copenhagen Research Center for Mental Health. Badacze powiązali w bazie danych zdrowia uzależnienie od marihuany i schizofrenię, najczęstszą i często przewlekłą psychozę, i obliczyli, jak rozwijał się odsetek użytkowników marihuany, którzy w wyniku jej używania rozwinęli schizofrenię.
Wykres jest imponujący: na początku w 1972 r. krzywa jest stosunkowo płaska, z niskimi, jednocyfrowymi odsetkami konsumentów z problemami psychicznymi, a w 2004 r. osiąga dwucyfrową wartość i stopniowo rośnie. W 2021 r., według obliczeń badaczy zdrowia, jeden na pięciu mężczyzn rozwinął zaburzenia przez palenie marihuany. Zdaniem badaczy, co siódmemu przypadkowi schizofrenii można było zapobiec, gdyby dana osoba się nie uzależniła. Wśród młodzieży do 21. roku życia, co piąty przypadek psychozy byłby do uniknięcia, a wśród młodych dorosłych do 25. roku życia — co trzeci. Skąd tak gwałtowny wzrost ryzyka w ciągu tych lat? Autorzy piszą: "Prawdopodobnie spowodowany bardziej uzależniającą marihuaną".
Celem niemieckiego podejścia do legalizacji było uczynienie substancji bezpieczniejszą, zapewnienie użytkownikom wiedzy o tym, co zażywają, mówi Jens Kalke. "Tak jak kupujący alkohol może wybierać między piwem, winem a wódką". Dodatkowo dozwolona zawartość THC w produktach uprawianych w klubach została ograniczona do 10 proc., jeśli są one wydawane młodym dorosłym w wieku 18-21 lat — to średni poziom THC w produkcie pochodzącym z rynku nielegalnego w 2008 r.
To tak, jakby w tej grupie ryzyka można było kupować tylko piwo i wino, jakby wszystko o wyższym stężeniu alkoholu było zakazane — stosunkowo ostrożne podejście. "Wraz z edukacją zdrowotną mogłoby to wiele zmienić. Oczywiście dopiero wtedy, gdy czysta, regulowana substancja będzie dostępna na szeroką skalę, jak chciał tego ustawodawca. Do tego czasu nikt nie jest w stanie ocenić, czy ta ustawa jest skuteczna, czy należy ją poprawić lub nawet znów ją znieść" mówi Kalke.
Ta strategia zapobiegania może działać tylko w przypadku tych, którzy nie stali się jeszcze ciężko uzależnieni przez dealerów i los — więc nie dotyczy pacjentów, takich jak ci, których leczy Stefan Gutwinski. Pogorszenie sytuacji dla nich było od początku do przewidzenia. I jeszcze jedno nieporozumienie: Podobnie jak wielu innych lekarzy, psychiatra z Charité w swojej ogólnej odmowie wobec ustawy odwołuje się do badań z Kanady, z których wynika, że po legalizacji "wzrosła liczba przypadków psychoz, zatruć i konsumpcji, szczególnie wśród młodzieży".
Badanie zespołu pod przewodnictwem lekarza rodzinnego i badacza prewencji Daniela Myrana z Uniwersytetu Ottawy analizowało na przykład dane z akt ubezpieczeń zdrowotnych ze stanu Ontario. Myran chciał wiedzieć, jak zmieniało się zdrowie psychiczne 13,6 mln osób w wieku od 14 do 65 lat przed i w trakcie różnych etapów legalizacji marihuany, między 2006 a 2022 r.
Na pierwszy rzut oka ustawodawcy w tym północnoamerykańskim państwie podjęli dokładnie takie same kroki jak w Niemczech. Początkowo THC było całkowicie nielegalne, potem w 2016 r. zostało zatwierdzone jako "medyczna marihuana" do celów leczniczych, a w końcu w 2018 r., jako "marihuana konsumpcyjna", również do użytku rekreacyjnego. I rzeczywiście, po tym ostatnim kroku znacznie wzrosła liczba pacjentów, którzy musieli być hospitalizowani z powodu uzależnienia od marihuany — niemal trzykrotnie. Przed legalizacją 0,13 proc. ubezpieczonych miało taki problem z THC, po legalizacji było to już 0,46 proc. Prawdą jest również, że Myran znalazł wyraźny sygnał ostrzegawczy w przypadku psychoz. Przed legalizacją 3,7 proc. osób uzależnionych od marihuany zachorowało na schizofrenię, po legalizacji było to prawie trzy razy więcej, bo 10,3 proc. Również w tym przypadku szczególnie zagrożeni byli młodzi mężczyźni, co piąty uzależniony od marihuany między 19. a 24. rokiem życia zachorował.
Jednakże nie odnotowano wzrostu liczby młodzieży z zaburzeniami urojeniowymi. Wśród chłopców w wieku 14–18 lat diagnozy schizofrenii po 2018 r. nawet nieznacznie spadły. Zaburzenia urojeniowe rzeczywiście wzrosły — ale tylko do poziomu, który już istniał przed legalizacją medycznej marihuany w 2016 r.
Co więc spowodowało wzrost negatywnych konsekwencji zdrowotnych wśród dorosłych? Nie to, że sama bezkarność stała się problemem, że poczucie, iż teraz można się wyszaleć, przyniosło szkody, lecz ponownie to dążenie handlarzy, by szczególnie przywiązać swoich klientów do siebie. Autorzy często cytowanego kanadyjskiego badania również wskazują na moc sprzedawanych narkotyków. Z jednej strony mamy wysoko skoncentrowane ekstrakty, e-papierosy, cukierki, ciastka i syropy, "które stanowią prawdziwy katalizator zaburzeń psychicznych", piszą. A potem jest jeszcze zawartość THC w legalnie sprzedawanych suszonych kwiatach: "Ponad 70 proc. tych sprzedawanych w Ontario zawiera ponad 20 proc. THC".
Tak dużo, jak substancje, które pomysłowi handlarze z UE rozprowadzają w Niemczech od kilku lat. Dobrze byłoby również, aby Kanada dowiedziała się, czy niemieckie podejście, polegające na ograniczaniu ilości THC w przypadku osób młodych, sprawdza się lepiej. Gdyby dać ustawie rządu koalicji jeszcze kilka lat, można by sprawdzić, czy łagodna substancja może wyeliminować niespodziewane przesyłki z handlu ulicznego i zmniejszyć ryzyko psychozy wśród użytkowników marihuany.
Wiek: Ja 18, koleżanka 16.
Doświadczenie: MJ, Wszelkiego rodzaju mieszanki ziołowe, proszki kolekcjonerskie, tryptaminy, dxm.
Set & Setting: Mały las, przedmieścia jakiegoś dużego miasta w Polsce. Nastroje dobre, gdyż oboje mieliśmy długą przerwę z tą substancją.
Ekscytacja, bardzo dobry nastrój, pozytywne nastawienie do życia. Puste mieszkanie przyjaciółki, brak ryzyka "przypału"
Witajcie!
Postanowiłam opisać jeden ze swoich najlepszych tripów pod wpływem LSD. Mam nadzieję, że wam się spodoba!
Całe zdarzenie miało miejsce około 3 lat temu. Byłam jeszcze początkująca, jeśli chodzi o "te tematy" ;) Wraz z koleżanką, którą będę w tym raporcie nazywać Lilia, nie mogłyśmy się doczekać, aż nadarzy się okazja do ponownego spróbowania kartoników, które leżały grzecznie w mojej szufladce, schowane w stary portfel. W końcu- stało się! Jej ojciec wyjechał na kilka dni, więc miała mieszkanie tylko dla siebie. I dla mnie, rzecz jasna ;) A więc zaczynamy!
W sumie na żywioł, noc, pokój i podwórko
Tytułem wstępu:
Nie mam pewności czy zażyta przeze mnie substancja to LSD-25, ponieważ przebieg tripu był nietypowy.
Był to drugi znaczek zakupiony od tego samego dostawcy z marketu na TORze. Za pierwszym razem miesiąc wcześniej nie zadziałało w ogóle.
Celem zażycia była terapia szokowa - pobudzenie niedziałających prawidłowo obszarów mózgu - oraz w miarę możliwości osiagnięcie tych wszystkich rzeczy, które zabrała mi choroba.